W domu w Brookhaven sześciomiesięczni bliźniacy Edward i George obudzili się właśnie z poobiedniej drzemki.
George jest zrzędliwy, ale Edward uśmiecha się jak książę.
George wstał dziś lewą nogą – ich matka Emily przeprasza, tak jak każda młoda matka próbująca usprawiedliwić dzieci w towarzystwie.
Jednak matka chłopców to nie jakakolwiek młoda kobieta z Atlanty. To popularna autorka Emily Giffin, lat 34, twórczyni postaci tak rzeczywistych, że ludzie czasem zapominają, iż tak naprawdę są one fikcyjne.
„Kupiłam pierwszą książkę Emily Giffin i czytałam dwa dni, do drugiej nad ranem, żeby jak najszybciej zobaczyć, jak się skończy – mówi Deanna Cromer (lat 36) z Atlanty. – Ta autorka opisuje ludzi i ich słabe punkty, a potem przewrotnie przedstawia inną wersję tej samej historii. Nie możesz się doczekać, kiedy dowiesz się o bohaterach czegoś więcej”.
Pracownia Giffin to pokój na poddaszu, z oknami, przez które wpada dużo światła, i o wysmakowanym wystroju. Kiedy bliźniacy bawią się na dole pod okiem niani, ich matka wymyśla postaci i fabuły, opowiada historię pomyłek i nieporozumień.
„Ludzie zawsze pytają: »Co zrobi dalej Darcy?« albo »Jak się ma Rachel?« – mówi Giffin. – Mój tato często dopytuje się, co słychać u moich bohaterek, jakby myślał, że prawdziwe Darcy i Rachel mieszkają w mojej piwnicy”.




Zniewalające charaktery


„Postaci z książek Emily Giffin wydają się tak rzeczywiste, bo są... rzeczywiste”, twierdzą fani autorki.
Każdy zna jakąś Darcy – piękną kobietę, która zmienia mężczyzn jak rękawiczki i koniecznie musi być w centrum uwagi, nawet na przyjęciu urodzinowym urządzonym dla najlepszej przyjaciółki.
I każdy zna jakąś Rachel – to osoba osiągająca wyniki lepsze od oczekiwanych, tak zwana porządna dziewczyna, opanowana, ale tłumiąca emocje, kryjąca nieraz cierpienie pod warstwą powagi, wzbudzająca szacunek. Chociaż raz chciałaby przyćmić Darcy. Albo po prostu zrobić coś nieodpowiedzialnego, niestosownego.
I oczywiście każdy zna i obawia się Deksa. Przystojny, piękny mężczyzna, który ma wszystko. Ktoś, kogo unikasz, chyba że masz nerwy ze stali albo osobowość cesarzowej Józefiny.
Darcy, Rachel, Dex i inni bohaterowie powieści Giffin [...] zadomowili się [...] w wyobraźni tysięcy czytelników.
Jedną z rzeczy, które czytelnicy lubią najbardziej w książkach Giffin, jest to, że te powieści uświadamiają im, iż dobre osoby mogą postępować źle. I że mogą uzyskać przebaczenie i sami wybaczać.
Ludzie lubią w tych książkach także sposób, w jaki autorka pokazuje różne punkty widzenia, na przykład w powieści Coś pożyczonego przedstawia całą historię z perspektywy Rachel, a w książce Coś niebieskiego pozwala o tych samych wydarzeniach opowiadać Darcy.
„Podoba mi się sposób, w jaki autorka buduje całą historię, sprawia, że utożsamiasz się z bohaterami, współodczuwasz z nimi, nawet jeśli nie akceptujesz tego, co robią”, mówi Cameron Sherrill z Atlanty. To dzięki fanom takim jak Sherrill debiutancka powieść Giffin Coś pożyczonego osiągnęła rynkowy sukces [...], podobnie jak Coś niebieskiego [...] i Dziecioodporna [...]. Giffin sprzedała także prawa filmowe do powieści Coś pożyczonego, scenariusz właśnie powstaje.
Giffin, z jasnym oczami, długimi blond włosami, nosząca ubrania w rozmiarze 36, nie wstydzi się przyznać, że jej postaci tworzone są często na podstawie jej własnych doświadczeń [...].
Rachel, narratorka powieści Coś pożyczonego, to pracowita wzorowa uczennica, która zdała maturę z wyróżnieniem, ukończyła uczelnię prawniczą, pracuje w kancelarii adwokackiej w Nowym Jorku i nie cierpi swojej pracy.
To do pewnego stopnia Emily Giffin. Córka członka kadry kierowniczej w firmie Sears i bibliotekarki przeszła przez Wake Forest University bez potknięcia, bez chociażby jednej czwórki. Przyjęto ją na wydziały prawa Harvardu i University of Virginia. Wybrała tę drugą uczelnię z miłości do koszykówki, chciała bowiem dalej kibicować drużynie z południowego stanu.
Po studiach przeprowadziła się do Nowego Jorku, na Manhattan, który pokochała,
i zajęła się prawem, którego nie cierpiała.
W przeciwieństwie do Rachel Giffin nigdy nie miała romansu z narzeczonym
swojej najlepszej przyjaciółki.
„Przesłanie moich książek, to, co się wyłania zza sylwetek bohaterów i fabuły, jest proste – mówi Giffin. – Wszystkie kobiety chcą, by ich najlepsze przyjaciółki i ich chłopcy byli w dobrych stosunkach, ale nie za dobrych... Bo czy istnieje bardziej powszechna obawa wśród przyjaciół i kochanków, niż ta, że przyjaciółka i narzeczony aż za dobrze się ze sobą dogadują? I czy wiele kobiet nie czuje się niepewnie przy innej kobiecie, jeśli jest ona zbyt ładna?”
„Ona po prostu opisuje to, co czujesz”, mówi Sherrill.
Fani lubią Giffin za to, że potrafi przedstawić pełne spektrum uczuć, emocji, zależności, które występują w codziennych relacjach z innymi: lojalność, perfidię, gniew, przebaczenie.
„To właśnie ta emocjonalna eksploatacja, wydobywanie emocji jest tym, co najbardziej
mnie cieszy, gdy piszę – mówi Giffin. – W pisaniu lubię też mówienie o tym, co łączy żonę i męża, matkę i córkę, o tym, co jest między nimi skomplikowanego i pięknego zarazem. Sam tworzysz swoje życie, ale życie to także twoje relacje z innymi”.


Ludzkie historie


Fascynacja złożonością ludzkich relacji jest być może jedną z najbardziej interesujących
cech pisarstwa Emily Giffin. Sama autorka wydaje się odporna na zmienne koleje losu. I przynaje, że prowadzi szczęśliwe życie.
Giffin ma siostrę Sarah, która również ma synów bliźniaków, dziewięć miesięcy starszych niż dzieci Emily. Zarówno siostry, jak i czwórka dzieci, są sobie bardzo bliscy. Emily łączą też bardzo dobre stosunki z rodzicami (dziś rozwiedzionymi), a matkę uważa za najlepszą przyjaciółkę.
Jest także zapatrzona w swojego męża Buddy’ego Blahę, prezesa do spraw rozwoju w filii Newell Rubbermaid w Atlancie. Poznała go w samolocie do Charlottesville, w drodze na mecz futbolowy.
Dom, w którym mieszkają, jest przestronny, zadbany, nawet w bardzo gorącym sierpniowym dniu kwitną wokół niego kwiaty, a trawa jest zielona. Idąc schodami okolonymi bladoróżowymi kwiatami, można poczuć niechęć do mieszkańców tego aż zbyt ładnego miejsca. Ale oto zachwycająca Emily Giffin staje w drzwiach i nawet jeśli nie chciałoby się jej lubić, to nie można jej nie polubić. Jest rozbrajająco naturalna, skromna, prawdziwa. Mówi o pryszczu na brodzie, który nie chce zniknąć.
To wszystko wydaje się niestosowne. Przecież dobrzy pisarze powinni tworzyć w ciasnej, zaśmieconej norze, czyż nie? Na pewno nie w domowym zaciszu. I chyba musi im doskwierać coś innego niż pryszcz?
Przykład Giffin pokazuje jednak, że najwyraźniej nie musi. To, co dla niej ważne, to pragnienie pisania, opowiedzenia historii o ludziach i tym, co ich łączy.
Tak jest od czasów przedszkola. „Zawsze interesował ją świat dorosłych – wspomina matka Emily, Mary Ann Elgin, która mieszka na przedmieściach Chicago, ale planuje przeprowadzkę do Atlanty. – Gdy była mała, mogła pójść do sąsiada i zasypać go pytaniami o wszystko, na przykład: »Kto twoim zdaniem lepiej wygląda, mój tato czy pan jakiś tam?«”.
Sarah Giffin sądzi, że talent Emily do pisania wziął się z niezwykłej umiejętności przywiązywania się do ludzi. […]
Emily niedługo po skończeniu przedszkola zaczęła regularnie prowadzić pamiętnik. Gdy była w podstawówce, pisała też książki i sztuki. Dzieci z sąsiedztwa często odgrywały je w domu państwa Giffin. Największym przebojem według pani Elgin był Dzień, w którym uciekły matki.
Ale Emily nie była tylko nad wiek rozwinięta i twórcza. Potrafiła też z determinacją dążyć do celu i ciężko pracować.
Sarah, która jest jedynie czternaście miesięcy starsza od Emily, przypomina sobie, jak bardzo peszyła ją siostra, gdy były nastolatkami. W liceum Sarah uważała, że Emily jest beznadziejna. „Odrabiała zadania w sobotnie poranki”, wspomina [...].


Virginia Anderson, „The Atlanta Journal-Constitution”