Kiedy Dani Klein stanęła pierwszy raz na scenie żeby zaśpiewać dla publiczności, prawie dokładnie dwadzieścia pięć lat temu, wykonywała piosenki Jaquesa Brela. Dziś, kiedy sama  jest już wielką gwiazdą postanowiła wrócić do piosenki francuskiej i wydać cały album w tym języku.

Płyta nosi tytuł "Comme on Est Venu" i wszystko wskazuje na to, że będzie kolejnym wielkim przebojem Vaya Con Dios.


Cztery języki


Dani opowiada o swojej słabości do francuskich piosenek: "Już jako trzylatka potrafiłam zaśpiewać kilka piosenek Georgesa Brassensa czy Edith Piaf, później w szkole średniej obok Leonarda Cohena czy Jimi Hendrixa wciąż słuchałam Brela czy Leo Ferre. Nie umiem tego inaczej wytłumaczyć, ale nagranie płyty po francusku wydawało mi się rzeczą całkowicie naturalną." W Belgii mówi się w czterech językach, po niderlandzku, francusku, niemiecku i walońsku. Jednak to właśnie francuski był językiem którego najczęściej używała Dani; "Programy w telewizji oglądałam po francusku, podobnie jak audycje radiowe i gazety czy książki. W szkole uczyłam się w języku francuskim". Dla fanów Vaya Con Dios mieszanie kultur i wpływów różnych gatunków to coś absolutnie oczywistego, więc płyta francuskojęzyczna pewnie też ich nie zaskoczy. Dani nie obawia się, że nowe wydawnictwo trafi do ograniczonego kręgu słuchaczy... "Pewne emocje zawarte w muzyce są niezależne od języka. To tak jak słuchanie fado, flamenco czy muzyki afrykańskiej, kiedy całkowicie nie rozumie się tekstu".

Płyta


Większość piosenek na nowy album to kompozycje współtworzone przez Dani. Wokalistka opowiada o czym traktują jej nowe teksty: "Przede wszystkim o mrocznej stronie miłości i życia. Są tu piosenki o przemocy w rodzinie, o emigracji, także o religii. Są także słowa o drobnych przyjemnościach, które sprawiają, że jednak warto jest żyć". Muzyka na albumie to efekt zbiorowej pracy wielu muzyków, jednak nie  jest to dokładnie to co Dani planowała na samym początku. "Pierwszy pomysł był taki żeby wejść do studia z kilkoma jazzowymi muzykami i nagrać wszystko w taki staromodny sposób, próby i nagrania, wszystko w kilka dni. Jednak efekt nie do końca się nam podobał i kiedy do projektu włączył się mój syn Simon, okazało się że jego pomysły wymagają o wiele większej produkcji, bogatszej aranżacji. Sam wydzwonił i nagrał wszystkich muzyków i udało mu się stworzyć odrębną atmosferę w każdej piosence". W kilku kompozycjach pojawili się legendarni muzycy Toots Thielemans i Philip Catherine, ich wkład to z pewnością ważna część albumu... "Toots ma niesamowity talent. Gra od tak wielu lat, występował z niezliczoną ilością muzyków a jednak za każdym razem kiedy gra na harmonijce to słychać w tym tyle czystej i autentycznej emocji jakby robił to pierwszy raz. Poza tym jest prawdziwym, oryginalnym Belgiem z całym tym poczuciem humoru i wielkim sercem. Philip natomiast to bezkonkurencyjny mistrz gitary. Jego partie zapierają dech w piersi. Jestem naprawdę bardzo dumna, że obaj pojawili się na mojej płycie". Oczywiście poza nimi zagrało tu mnóstwo innych wspaniałych muzyków, skrzypek Red Gacji, jazzmani Salvatore La Rocca, William Lacomte, Hans Van Oosterhout. Młody trębacz wirtuoz Tim De Jonghe czy funkowy gitarzysta Francis Perez. "Muzyka jest ich pasją, dodaje Dani, a to jest dla mnie najważniejsze".  

Ogród i druty

Nowa płyta będzie oczywiście promowana koncertami, ale nie będzie ich przesadnie dużo... "Chcę zrobić wszystko po mojemu, spokojnie i bez pośpiechu. Trudno jest wieść poukładane życie kiedy jesteś w trasie. Lubię być na scenie, ale nie chcę przebywać daleko od domu zbyt długo. Potrzeba przebywania blisko rodziny i przyjaciół jest zbyt silna. Z drugiej strony jestem tak przywiązana do pewnych rzeczy w codziennym życiu, że nie chcę się ich pozbawiać". Może to mało gwiazdorska postawa, ale te rzeczy o których wspomina Dani to takie zajęcia jak gotowanie, praca w ogrodzie, czytanie czy nawet... robienie na drutach! I jak jej nie lubić?

Miłość

Temat większości piosenek Dani. Czasem jasna i prosta, czasem skomplikowana i przepełniona żalem. Jednak wciąż obecna... "Wydaje mi się, że miłość można odnaleźć w różnych ludziach w różnych momentach. Doszłam do wniosku, że bycie całe życie z jedną osobą jest w jakiś sposób nienaturalne. Oczywiście są długowieczne, szczęśliwe pary ale to absolutna rzadkość. Kiedy nie traktujesz bycia w związku jako życiowej konieczności wszystko staje się dużo prostsze. Nasz problem to pogoń za tym, żeby wszystko było trwałe i wieczne kiedy tak naprawdę wszystko nieustannie się zmienia. Zmiany są esencją życia. Nauczyłam się że dużo lepiej jest szukać szczęścia wewnątrz siebie niż polegać na innych. Takie oczekiwanie, że ktoś uczyni nas szczęśliwymi to bardzo poważna presja dla drugiego partnera. Wierzę w miłość a nie we wzajemną zależność. Co mnie nakręca? Uprzejmość ludzi, dziecięca spontaniczność, piękno krajobrazu, światło, perfumy, kolory, muzyka... Natomiast zawsze dołuje mnie niesprawiedliwość..."

Piotr Miecznikowski


Dołącz do nas na Facebooku