„Podróże z Ryszardem Kapuścińskim” to okazja spojrzenia na mistrza reportażu z nowej perspektywy. Sylwetkę autora „Cesarza” szkicuje 13 tłumaczy jego książek. To opowieści o ich spotkaniach z Mistrzem oraz losach przekładów „Imperium” czy „Wojny futbolowej” w tak różnych krajach, jak Rumunia, Finlandia czy Stany Zjednoczone.
Książka, której redaktorką jest Bożena Dudko, miała być prezentem dla Ryszarda Kapuścińskiego na 75. urodziny. Niestety, pisarz nie miał okazji przeczytać tego niezwykłego zbioru opowieści. Zmarł przed opublikowaniem książki.
„Podróże…” są hołdem złożonym reporterowi przez jego tłumaczy – współpracowników, ale przede wszystkim oddanych przyjaciół. To również podziękowanie i ukłon w ich stronę za pracę, która ciągle jest niedoceniana przez krytyków i czytelników.
Prezent w naszych rękach
O niesłusznie marginalizowanej roli tłumacza mówił sam Ryszard Kapuściński podczas wykładu w 2005 roku w Krakowie, który otwiera „Podróże…”.
- (…) tłumacz to także ktoś jak agent literacki czy wręcz ambasador danego autora, a często i entuzjasta jego twórczości – wyjaśniał pisarz na I Światowym Kongresie Tłumaczy Literatury Polskiej.
– Tłumaczka, tłumacz to jednocześnie najważniejsi czytelnicy i redaktorzy, ileż to razy otrzymywałem od nich listy, w których zwracali mi uwagę na nieścisłości i popełnione błędy w tekstach, o czym zresztą wspominam tu z wdzięcznością – dodawał.
Prezent dla Ryszarda Kapuścińskiego przechodzi teraz w nasze ręce. Trzynaście opowieści m.in. Andersa Bodegarda ze Sztokholmu, Klary Główczewskiej z Nowego Jorku, Tapaniego Kärkkäinena z Helsinek, Mihai Mitu z Bukaresztu, Agaty Orzeszek z Barcelony, Véronique Patte z Paryża, Martina Pollacka z Wiednia, Dušana Provazníka z Pragi i Very Verdiani z Florencji dopełnia portret zmarłego pisarza. To historie pisane z punktu widzenia osób, które kontaktowały się z nim przez ostatnie kilkadziesiąt lat. Prawdopodobnie nikt lepiej nie zna, nie „czuje” twórczość Kapuścińskiego – języka, sposobu doboru słów, struktury zdań. To właśnie w ich mocy było wytłumaczenie fenomenu twórczości Polaka poza granicami naszego kraju.
Angielski przekład „Cesarza” z 1983 roku autorstwa Katarzyny Mroczkowskiej-Brand oraz Williama Branda komplementował na łamach magazynu „The New Yorker” sam John Updike. W „Podróżach…” para wyjaśnia tajniki warsztatowe pracy translatorskiej.
– Wydawało mi się, że warto przeprowadzić następujący eksperyment: najpierw ja tłumaczyłabym z polskiego na poprawny angielski, potem Bill poddawałby tę wersję ostrej obróbce językowo-stylistycznej (…), a na koniec jego wersja wracałaby do mnie, żeby sprawdzić, czy gdzieś za daleko nie odeszliśmy od oryginału – tak opisuje Katarzyna Mroczkowska-Brand rozważania nad „systemem” tłumaczenia, który w końcu z sukcesem wcielili w życie.
77 książek jako wynagrodzenie
Relacje Kapuściński – tłumacz dalekie były od rutynowych kontraktowych zadań. A droga do publikacji książki rzadko była po prostu spisaniem umowy z wydawcą.
W Albanii „Cesarz” ukazał się dopiero po trzech latach od momentu spotkania tłumacza Astrita Beqiraja z pisarzem w 1996 roku.
– Poprosił, bym opowiedział o życiu w moim kraju. Słuchał uważnie. Zwyczajnie i skromnie przyznał, że niewiele wie o Polsce i że ceni naszego pisarza Ismaila Kadare – tak wspomina tamten dzień tłumacz.
Nakład „Cesarza” w liczbie 500 egzemplarzy z braku zainteresowania wydawnictw został w połowie sfinansowany przez samego Beqiraja. Za dodruk „Imperium” na potrzeby zajęć na uniwersytecie w ramach wynagrodzenia zamiast pieniędzy tłumacz przyjął 77 książek.
Nie spisane wcześniej tarapaty
Z osobistych opowieści, których rdzeniem jest praca nad przekładami, wyłania się również obraz historii wschodniej i zachodniej Europy. Burze dziejowe odcisnęły piętno nie tylko na życiu samych tłumaczy, ale również na losach ich przekładów. Zmagali się z każdym słowem, zdaniem napisanym przez Polaka, ale również z przyziemnymi, prozaicznymi problemami.
William Brand w drugiej połowie lat 80. już w pojedynkę zajął się tłumaczeniem książek Kapuścińskiego. Mieszkał wtedy w Krakowie. Główną przeszkodą w pracy był brak papieru do maszyny do pisania w polskich sklepach.
- Kupowałem (…) zeszyty, wyciągałem zszywki i wystukiwałem na nich książki Kapuścińskiego po angielsku. Choćbym nie wiem ile razy odginał kartki w drugą stronę, zawsze pozostawał ślad po złożeniu. Na środku arkusza były dziury po wyjętych zszywkach – opisuje tamte dni Brand. – Zastanawiałem się, co myśleli sobie w Nowym Jorku po otrzymaniu najnowszej książki Kapuścińskiego, składającej się z ledwo widocznego tekstu pokrywającego dziurawy papier – dodaje w historii pt. „Prawnik zażądał notarialnych poświadczeń z Etiopii”.
Walka bułgarskiej tłumaczki Błagowesty Lingorskiej o wydanie „Cesarza” i „Szachinszacha” trwała kilkanaście lat. Spotkania z Kapuścińskim (m.in. pod baczną obserwacją ZOMO na początku lat 80.) spisała w opowieści pod wiele mówiącym tytułem: „Nigdy nie spisane tarapaty bułgarskiego tłumacza”.
Zawsze o krok do przodu
- Podróżować albo pisać, podróżować i pisać to dla Ryszarda K. dylemat nie do rozwiązania. Zazwyczaj podróżuje sam. My towarzyszymy mu, czytając (i tłumacząc) jego książki – pisze Andreas Bodegard w opowieści „Lęk wysokości”.
Jednak kilku tłumaczy miało szczęście osobiście towarzyszyć reporterowi. Bodegard wziął udział w wyprawie Kapuścińskiego do Płońska w 1997 roku, rodzinnego miasta pisarza, oraz do Kiruny w północnej Szwecji dziewięć lat później.
– (…) R. K. zawsze o krok do przodu, zarzuca pytaniami każdego, kogo napotka – wspomina tamte podróże szwedzki tłumacz.
Pracę reportera obserwował również Dušan Provazník, jeden z dwójki czeskich dziennikarzy, którzy z Kapuścińskim próbowali przedostać się do ogarniętego wojną domową Konga. W negocjowanej przez trzy miesiące rozmowie Dušan, który w końcu został tłumaczem swojego kolegi, niechętnie zdradza Bożenie Dudce szczegóły tamtych wydarzeń. Jednak redaktorce udaje się namówić go na kilka osobistych wspomnień, m.in. o wspólnym mieszkaniu w pokoju hotelowym w mieście w Stanleyville w Kongo.
Za sprawą tłumacza pierwsze wydanie „Szachinszacha” nie miało miejsca w Polsce, ale przełożone na język czeski ukazało się u naszych południowych sąsiadów.
Bożena Dudko podkreśla, że książki Ryszarda Kapuścińskiego przekłada ponad 50 tłumaczy na całym świecie. Przedstawienie tylko 13 z nich wynikało z ograniczonej objętości książki i pośpiechu, by z publikacją zdążyć na 4 marca 2007 roku, czyli urodziny pisarza. – (…) Jeżeli czytelnikom ta książka się spodoba, „Podróże z Ryszardem Kapuścińskim” będziemy kontynuować i już niedługo zabiorę Państwa w podróż po Azji i Ameryce Południowej – obiecuje Bożena Dudko. Trzymamy za słowo.
Anna Stokroczyńska / literaturoznawca
Komentarze (0)