Tom Clancy: Jack Ryan to ja
Chuck Horner: Kiedy czytałem „Polowanie na Czerwony Październik”, nadal pełniłem czynną służbę i miałem dostęp do licznych tajnych informacji – ale nie mogłem wyjść ze zdziwienia, że wiedziałeś o rzeczach, o których nikt nie powinien był wiedzieć. Oczywiście, nie zaszkodziłeś bezpieczeństwu Stanów Zjednoczonych, bo to były sprawy, o których z pewnością wiedział każdy wróg i w dodatku dość oczywiste, ale precyzja, z jaką zdobywasz informacje i przedstawiasz je w swoich książkach, szczególnie w tej ostatniej, jest porażająca. Skąd ty to wszystko wiesz?
Tom Clancy: Wiesz, Chuck, mnóstwo z tego jest ogólnie dostępne. W mojej twórczości nazywam to łączeniem faktów. Jeżeli jedna rzecz jest prawdą i druga rzecz jest prawdą, musi je łączyć coś, co też jest prawdą – wystarczy połączyć fakty. To całkiem proste. Pewnie byłbym całkiem niezłym oficerem wywiadu, gdybym kiedyś zajął się tym zamiast ubezpieczeniami, ale pewnie w efekcie wylądowałbym w więzieniu federalnym.
Ja sam jestem „produktem” konfliktu w Wietnamie, w tym sensie, że nienawidziłem wcześniej tej wojny i byłem jej zagorzałym przeciwnikiem, ale potem brałem udział w paradzie na cześć weteranów z Wietnamu na Piątej Alei w Nowym Jorku. Byłem więc po obu stronach i rozumiem, że ludzie mogą zajmować różne stanowiska wobec armii. Analizujesz ten problem we wszystkich swoich książkach. Na pewno masz do tego osobisty stosunek.
Uważam, że ogólnie rzecz ujmując, armia amerykańska to my. Nie istnieje bardziej autentyczna reprezentacja kraju niż ludzie, których ten kraj wysyła do walki. A żolnierze, którzy noszą nasz mundur i nasze karabiny, to nasze dzieci! Naszym zadaniem jest ich wspierać, bo to oni nas chronią. Ameryka nie istniałaby bez swojej armii.
Co zmieniło się w Twoim podejściu do bohaterów na przestrzeni, powiedzmy, dwudziestu lat - między książkami obecnymi a tymi z okresu prezydentury Ronalda Reagana?
Nie widzę żadnej różnicy. Weźmy Johna Clarka, którego wprowadziłem w 1987 r. w „Kardynale z Kremla”, a który wrócił - już jako główny bohater - w 1993 r. w książce „Bez skrupułów”. Clark to mroczna strona Jacka Ryana. Zabija ludzi i nie prześladuje go to po nocach. Należy do Navy Seals*, a to są ludzie, którzy raczej nie miewają koszmarów sennych. Clark jest groźnym przeciwnikiem również dlatego, że jest bardzo inteligentny i doskonale analizuje sytuację. Wszyscy mamy mniejszą lub większą skłonność do akcji bezpośrednich, ale Seals najpierw planują działanie – i dzięki temu odnoszą zwycięstwo. Nie chodzi im nawet o to, żeby złamać przeciwnika; chcą go po prostu zabić.
Słyszałem, że zawsze chciałeś być Jackiem Ryanem…
Ależ ja JESTEM Jackiem Ryanem. Jack to nowa i ulepszona wersja mnie samego.
W nowej książce „Poszukiwany żywy lub martwy” piszesz o agencji wywiadu, która nie jest powiązana z rządem federalnym.
Tak.
Nazywa się Kampus.
Tak, nie jest finansowana z budżetu. Finansuje się sama.
Czy wiesz coś, o czym reszta z nas nie ma pojęcia, a jeśli tak, to co to jest?
Gdybym ci powiedział, musiałbym cię zabić. A czym jest Kampus… niech już czytelnik się o to martwi.
* Navy Seals (United States Navy Sea, Air and Land – SEAL) siły specjalne amerykańskiej marynarki wojennej, których komandosi 4 maja 2011 r. zabili w Pakistanie Osamę bin Ladena
Oprac. Małgorzata Kapuścińska
fot. POLARIS/FOTOLINK
Komentarze (15)
Komentarze
"Uważam, że ogólnie rzecz ujmując, armia amerykańska to my. Nie istnieje bardziej autentyczna reprezentacja kraju niż ludzie, których ten kraj wysyła do walki. A żołnierze, którzy noszą nasz mundur i nasze karabiny, to nasze dzieci! Naszym zadaniem jest ich wspierać, bo to oni nas chronią. Ameryka nie istniałaby bez swojej armii".
""W tym właśnie tkwił problem: jeśli sprzeciwi się królowi o jeden raz za dużo, to ten znajdzie sobie posłuszniejszego wasala; jeśli zaś nie będzie mu się sprzeciwiał, to królestwo padnie łupem barbarzyńców"". To jeden z generałów. Politycy otaczają się pochlebcami i nie słuchają mądrych rac. A jeśli ktoś się sprzeciwi...
Może wtedy kiedy bedędziemy mieć przywódców a nie polityków: „ Brakowało mu dwóch podstawowych cech dobrego przywódcy: elastyczności i ciekawości. Miał je w nadmiarze na arenie politycznej, ale tam gra idzie o władzę, a nie o prawdziwe przywództwo”- to o konkurencie politycznym Ryana.
Najbardziej mnie wkurzyła i chyba właśnie tak miała działać, sytuacja z chorążym Samem Driscollem i próbą pogrążenia go za ...zbrodnię ludobójstwa. Jakby siedzący w Waszyngtonie politycy nie zdawali sobie sprawy z tego, jak wyglądają działania liniowe służb specjalnych.
ja wręcz wypisałam sobie kilka takich mądrych cytatów. Np. : „Taka już występuje dziwna prawidłowość: każde zwiększenie obciążeń fiskalnych skutkuje zmniejszeniem wpływów do skarbu państwa, gdy tylko księgowi wezmą się do obróbki nowej ustawy”.
Kurcze, niby wszyscy o tym wiedzą, że podnoszenie podatków nikomu nie służy, a i tak politycy uznają to za najskuteczniejszy sposób zapełniania skarbu państwa. Ciekawe kiedy zaczną myśleć a nie tylko obiecywać?
Mówiąc szczerze sądziłam, że Autor korzysta z jakichś bardziej tajnych źródeł, a nie jedynie z dedukcji. Ale wcale mi to nie przeszkadza. Wprost przeciwnie. To fascynujące, że można tak myśleć.
miała wkurzać. Znakomicie pokazał Clancy, że stado populistów tylko czeka na to, by się podlizać rożnym decydentom, choćby i po trupach własnej armii
Szczerze to sama się dalej dziwię że inne dziewczyny w moim wieku (14) wolą randki,romanse itp. a ja wolę czytać o polityce i wojnie.
Nie chodzi mi o zawstydzanie kogokolwiek, ale to świetny wywiad, znakomity autor i dobre opracowanie, więc po co je psuć błędem?
Zgadzam się z Tobą.Przenikliwość polityczna Clancy`ego jest niesamowita. I wiele mądrości można wyczytać z jego powieści
I jeszcze tylko uwaga do pani Małgorzaty Kapuścińskiej: Osamę zastrzelono 2 maja a nie 4.
Jak widzę, rzeczywiście Poszukiwany jest kopalnią wiedzy...
To się go wymieni na mniej kłopotliwego...
Ale wyłapałaś.