Zmieniły swój skład, producenta i wytwórnię muzyczną. Jay-Z dał im narzędzia, dzięki którym ich siódmy album – „Sweet 7” ma wrócić na szczyty list przebojów. Co najważniejsze – Sugababes zrobiły to skutecznie i w pięknym stylu.

Jeden z najlepszych brytyjskich girlbandów w 2009 roku otworzył nowy rozdział w swoim życiu. Do Heidi Range i Amelle Berrabah dołączyła Jade Ewen, która zastąpiła Keishę Buchanan. W najnowszym albumie zrobiły wszystko, aby do „Hole in the head”, czy „Push the button” dołączyły kolejne pewne hity.

Trudno to sobie wyobrazić, ale na żywo wyglądacie jeszcze bardziej oszałamiająco niż przy pełnej stylizacji w teledyskach. Muszę przyznać że potraficie onieśmielać, a w moim przypadku o to naprawdę trudno.

Heidi Range: (śmiech) Nie powinieneś czuć się onieśmielony, ale jeśli to komplement to dziękujemy.

Amelle Berrabah: Tym bardziej, jeśli oznacza to, że nie musimy mieć na sobie całego makijażu. Tak jest zdecydowanie wygodniej.

To znaczy, że pracę na planie teledysków wspominacie niezbyt dobrze?

Heidi Range: Absolutnie nie! To zabrzmi sztampowo, ale to naprawdę świetna zabawa. Oczywiście przy całej pracy, która nieraz trwa kilkanaście godzin dziennie. Na przykład mamy możliwość przymierzania tych wszystkich kreacji i kostiumów, a która kobieta tego nie lubi.

Przede wszystkim witam w Polsce. Prawdopodobnie nie jestem pierwszą osobą, która to mówi, ale chciałbym podejść Was z nieco innej strony. Panuje zwyczaj wśród obcokrajowców, że podczas swojej wizyty komplementują naszą kuchnię, to że jesteśmy otwarci i gościnni, bądź to, że polki są najpiękniejsze. Co Wy wybieracie z tego zestawu?

H.R.: To bez wątpienia wyjątkowy kraj. Rzadko trafiamy na tak otwartych ludzi jak Wy. To naprawdę ogromna przyjemność występować przed taką publicznością. Co do kobiet, to raczej nie jesteśmy ekspertkami, możemy zapytać naszego menadżera (śmiech).

Jade Ewen: Mam nadzieję, że poza koncertami uda nam się znaleźć trochę czasu, i pozwiedzać. Jeśli tylko będzie taka możliwość. A co do waszej kuchni, to będziemy musieli spotkać się za jakiś czas, kiedy wyrobimy już sobie zdanie.

Spotykamy się z powodu Waszej nowej płyty – „Sweet 7”. Pierwszy raz nad całym procesem twórczym czuwał nowy producent - Jay Brown. Początki często bywają trudne ze względu na różne podejścia do stylu, materiału, czy klimatu płyty. Dogadaliście się od razu, czy były problemy?

H.R.: Porozumieliśmy się z Brownem od razu. Nie było większych problemów, a nawet kiedy jakieś się pojawiały, miałyśmy do dyspozycji najlepszych profesjonalistów. Fakt, że nad wszystkim czuwała wytwórnia Roc Nation, której właścicielem jest Jay-Z, sprawiał, że praktycznie każde drzwi stały otworem. Jay Brown jest odpowiedzialny za sukces „Good girl gone Bad” Rihanny. Ona zresztą w tym czasie też korzystała ze studia w którym nagrywałyśmy, przez co stała się pierwszą recenzentką naszej płyty.  

Podejrzewam, że Jay Brown mimo całego swojego talentu sam nie zdołałby doprowadzić do takiego efektu jakim jest ta płyta. Kto poza nim pracował z wami nad tym materiałem?

A.B.: Większość z tego co pojawiło się na płycie powstało w Los Angeles i Nowym Jorku. Tam też znaleźliśmy takich producentów jak  Red One, Ryan Tedder, Fernando Garibay, Stargane, czy Sean Kingston. „No more you” – piękną balladę, napisał specjalnie dla nas Ne-Yo. Każdy z nich ma swój udział w powstaniu płyty i świetnie się uzupełniali. Poza tym to są profesjonaliści z najwyższej półki, a każdy czuje muzykę trochę inaczej. Z taką różnorodnością i dawką talentu nie mogło się nie udać.

Ale najbliżej współpracowałyście z Jayem Brownem. Mieliście tą samą wizję? Tego jak ma wyglądać ostateczny kształt płyty?

H.R.
: Za każdym razem kiedy nagrywamy nową płytę, chcemy uzyskać inny efekt, aby nie była kopią tego co już zrobiłyśmy. Chcemy czegoś nowego. W takiej sytuacji bardzo ważne jest aby ufać temu, kto czuwa nad całością. Spędziliśmy sporo czasu na rozmowach. Co chcemy uzyskać tym razem, jak ma wyglądać płyta i jak wykorzystać fakt, że dołączyła do nas Jade Even. Na szczęście wszyscy chcieliśmy tego samego efektu. Album miał być miejscami energetyczny, klubowy, kiedy indziej zadziorny i prowokacyjny, ale cały czas bawiłyśmy się przy tym świetnie.

No właśnie, na pewno dużo świeżości wniosła też Jade Ewen, która zastąpiła w składzie Keischę Buchanan. Macie jakiś rytuał, który musiała przejść, aby stać się Sugababe?

A.B.: Nie mamy specjalnych rytuałów wejścia. Najważniejszym warunkiem jaki musiała spełnić jest głos i talent, a ona ma na szczęście jedno i drugie. Naprawdę śliczny głos. Na szczęście polubiłyśmy się od razu do tego stopnia, że wyjechałyśmy razem na wakacje. Nawet święta spędzamy razem. Właściwie to jesteśmy już rodziną.

J.E.
: Potwierdzam, nie było żadnego rytuału, dziewczyny zaakceptowały mnie od razu. W studio, w trakcie nagrań, czy na trasach koncertowych spędzamy razem naprawdę sporą część życia. Dlatego to, czy się rozumiemy i potrafimy ze sobą wytrzymać jest tak bardzo ważne. Na szczęście w naszym przypadku jest jeszcze lepiej. W końcu nikt nie każe nam spędzać razem świąt czy wakacji. Rzeczywiście stałyśmy się rodziną.

Mówicie, że z tego albumu jesteście najbardziej dumne.

A.B.: Właściwie Przede wszystkim jesteśmy z niego naprawdę zadowolone. Udało nam się osiągnąć efekt o który nam od samego początku chodziło, czyli stworzyć materiał nowy i świeży, a przy tym wprowadzić w to wszystko Jade. Udało się w całości.

H.R.: Po wydaniu naszego poprzedniego albumu - “Catfights and Spotlights”, zastanawiałyśmy się, co poprawić. W końcu nie zebrał najlepszych recenzji. Tym razem położyłyśmy większy nacisk na zadziorność, na ostry pop. Poprzednia płyta była w starszym stylu. Teraz wracają Sugababes, które wszyscy znają.

Co teraz macie w planach?


A.B.
: Kiedy tylko wydamy nowy singiel, chcemy podróżować. Oczywiście będzie to związane z promocją płyty i koncertami, ale to jest plus bycia muzykiem. Możemy zwiedzić naprawdę spory kawałek świata. Samo koncertowanie też musi nam sprawiać przyjemność. Bez tego znika sens bycia muzykiem. Chcemy odwiedzić Indie, podróżować po Azji. To idealne miejsce dla szukania inspiracji, czerpania z tej kultury.

Czego mogę Wam życzyć?

H.R.: Tego aby nasz album stał się numerem jeden. W Polsce oczywiście.


Z zespołem Sugababes rozmawiał Karol Modzelewski