Do zabawy z Pippi zaprasza Edyta Jungowska. Jej ciepły i pełen charakteru głos wydaje się być stworzony do opowieści o tej szalonej i dzielnej dziewczynce. Interpretacja Edyty Jungowskiej zachwyci wszystkich rodziców ceniących wyobraźnię i dynamikę jej aktorstwa.Całości dopełnia doskonała oprawa muzyczna autorstwa Sambora Dudzińskiego.
Za co kochamy Pippi?
Rude włosy splecione w śmieszne, sterczące warkoczyki. Ogromne piegi. Za krótka sukienka, za duże czarne buty... Która z nas nie marzyła, by choć raz wyglądać jak Pippi? Która z nas nie chciała poczuć się silna jak mała bohaterka Astrid Lindgren? Podnieść konia, jakby był piórkiem, albo sprytnie przechytrzyć łotrzyków?
Pippi po prostu nie da się nie kochać! Wraz z jej jedynymi na świecie marchewkowymi warkoczami; piegami, które tak u siebie lubi („Jestem bardziej piegowata i ładniejsza niż kiedykolwiek. Jak tak dalej pójdzie, to stanę się po prostu zachwycająca” – westchnie nieskromnie, opalając się na wyspie Korrekurredutt...); i z tymi prześmiesznie pomarszczonymi pończochami – wszak Pippi Långstrump to Pippi Pończoszanka, o przepraszam: Pippilotta Wiktualia Firandella Złotomonetta Pończoszanka (polskie dzieci poznały ją w 1961 roku jako Fizię – takie polskie imię nadała jej wówczas pierwsza tłumaczka Irena Szuch-Wyszomirska).
Przede wszystkim uwielbiamy jednak jej niekonwencjonalne zachowania i absolutnie niewyparzony język! Pippi bywa bowiem szczera aż do bólu! Jeszcze dziś, choć od szwedzkiej premiery pierwszego tomu minęło już 65 lat (!), śmieszą nas jej genialne teksty: „Jasne, że musisz zjeść tę pyszną kaszkę” – tłumaczy Pippi swojej małej przyjaciółce. „Bo jak nie zjesz pysznej kaszki, to nie urośniesz i nie będziesz duża i silna. A jak nie będziesz duża i silna, to nie uda ci się zmusić swoich dzieci, kiedy je będziesz miała, do jedzenia pysznej kaszki”. Cóż, w zależności od tego, czy jesteśmy w wieku małej Anniki, jej mamy czy babci – śmiejemy się z tego tekstu równie mocno… choć w każdy wieku z czego innego.
Fenomen Pippi polega na tym, że polubiły ją i dzieci, i rodzice, i dziadkowie, i nauczyciele (mimo że Pippi nie chce chodzić do szkoły). Tymczasem początkowo książka o Pippi wywołała burzliwą dyskusję na temat wychowania. A wcześniej wydawca… odesłał Astrid Lindgren maszynopis. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i począwszy od 1945 roku Pippi jest z nami – przede wszystkim jako bohaterka książki, ale i tytułowa postać serialu filmowego (z cudowną Inger Nilsson w roli głównej), filmu animowanego, spektakli teatralnych (gorąco polecam przedstawienie w reżyserii Agnieszki Glińskiej w warszawskim Teatrze Dramatycznym), a teraz doczekała się też audiobooka – w wykonaniu Edyty Jungowskiej.
Jednak postać Pippi wymyśliła nie Astrid Lindgren, tylko… jej siedmioletnia córeczka Karin. To ona – trzy lata później, na swe dziesiąte urodziny, dostała od mamy maszynopis książki. A kiedy mama chciała się z pomysłodawczynią podzielić otrzymaną za książkę nagrodą, Karin podobno zbyła ją słowami: „Bądź tak uprzejma i nie mieszaj mnie do tych swoich głupotek; byłoby to miłe z twojej strony”. Cóż się dziwić – była wtedy poważną nasto- (jedenasto-) -latką i nie w głowie jej była Pończoszanka (Långstrump to dosłownie: Długa Pończocha). Lecz tak naprawdę Karin związana była już zawsze z Pippi – i to nie tylko jako kochająca i kochana córka, dodająca mamie skrzydeł (Lindgren pisała swoje książki z autentycznej miłości do dzieci – przede wszystkich tych własnych, które były też ich pierwszymi odbiorcami). Już jako dorosła, Karin (filolog, tłumaczka literatury) wraz z mężem (znakomitym redaktorem) założyła rodzinne wydawnictwo i opiekowała się Pippi. To jej wyborowi i bardzo udanym skrótom zawdzięczamy serię książeczek o Pippi dla najmłodszych czytelników (w Polsce ukazały się w tłumaczeniu Teresy Chłapowskiej, z zaczerpniętymi ze szwedzkich wydań oryginalnymi ilustracjami Ingrid Vang Nyman).
Ciekawe, czy Karin kiedyś próbowała odpowiedzieć sobie na pytanie, co tak urzekło dzieci w Pippi. Może to, że była niepokorna? Że zawsze stawiała na swoim? A może to, że jej zachowanie tak daleko odbiegało od stereotypów? Pippi jest przecież sierotą czy półsierotą. Jej mama nie żyje, a tata – kapitan Pończocha – zaginął na morzu. Pippi nie ma jednak w sobie nic z nieszczęśliwego, bezradnego, wzbudzającego litość dziecka. O nie! Pippi kipi radością, energią, ma mnóstwo (często niestworzonych!) pomysłów i nieprawdopodobną wyobraźnię. „Ja nie kłamię tak bez przerwy” – wyzna szczerze. A zapytana przez złodziejaszka, czy kąpielisko jest dobre, wykrzyknie: „Znakomite!”. „Wręcz znakomite dla rekinów. Codziennie się tu kąpią” – doda. I jak tu nie uwielbiać Pippi, która chwilę później stwierdzi zgryźliwie: „Chociaż pewną ilość rąk i nóg trzeba przeznaczyć na straty. Ale dopóki drewniane nogi kosztują tylko koronę para, to nie uważam, żebyście przez zwykłe skąpstwo musieli zrezygnować z odświeżającej kąpieli”.
Czy tak mówi biedna sierotka? Czy biedna sierotka potrafiłaby tak jak Pippi przewrócić świat grzecznej Anniki i Tommy’ego do góry nogami? Ich życie już nigdy nie będzie takie jak wcześniej, odkąd sąsiadką rodzeństwa zostanie dziewięcioletnia dziewczynka z małpką Panem Nilssonem i koniem, który zamieszka na werandzie Willi Śmiesznotka. Aha – będzie też pamiętna walizka złotych monet, a na wyspie, gdzie dzieci wspólnie odwiedzą panującego tam króla Efraima I Pończochę (w cywilu – szczęśliwie odnalezionego tatusia Pippi, po którym dziewczynka odziedziczyła tę niewyobrażalną siłę), w kulki będzie się grywać perłami. Ale dla Pippi zarówno te perły, jak i wszystkie inne dobra tego świata mają znaczenie tylko wtedy, kiedy mogą służyć zabawie... i dopóki można dzielić się nimi z przyjaciółmi (na pohybel podłym złodziejaszkom).
I może właśnie za to kochamy Pippi – że tak cudnie umie się przyjaźnić, dzielnie staje w obronie słabszych (oj, chciałoby się mieć tyle siły i odwagi! I takie cięte odpowiedzi na każdą okazję!). I za to, że pięknie żyje – żyjąc tak jak chce, a nie tak, jak nakazują konwenanse. I w tym (jak w swojej radości życia i energii) Pipi przypominać może samą Astrid Lindgren, która do końca życia (a zmarła w 2002 roku, w wieku 95 lat!) była uśmiechnięta i pełna werwy.
Chciałoby się na koniec spytać: „Za co kochamy Astrid Lindgren”, autorkę „Dzieci z Bullerbyn”, „Braci Lwie Serce”, opowieści o Emilu czy Karlssonie z dachu, nagradzaną wielokrotnie (m.in. Medalem H.Ch. Andersena), obecnie również patronkę konkursu literackiego. Ale to już temat na inną opowieść.
Dorota Koman

Komentarze (0)