„Marek Piwowski był cennym i dobrze opłacanym agentem Służby Bezpieczeństwa” -
czytamy w najnowszym numerze tygodnika „Wprost” . O zawartości „agenturalnej” teczki twórcy kultowego Rejsu i o tym, czy uchodzi „żartować” z ludźmi Bezpieki, pisze historyk i pracownik IPN, Piotr Gontarczyk.


„Marek Piwowski, reżyser m.in. „Rejsu", „Przepraszam, czy tu biją?" i „Uprowadzenia Agaty", twierdzi, że współpracując z bezpieką, tylko sobie żartował. Że oszukiwał bezpiekę, kpił z niej, a nawet próbował oficerom zaszczepić swój kpiarski punkt widzenia na rzeczywistość. Dlatego nie uważa, że robił coś złego. Wręcz przeciwnie. Zachowane dokumenty współpracy pokazują, że Piwowski żartuje sobie z nas wszystkich. Nie zgadzają się ani daty, ani czas współpracy, ani jej zakres, szkodliwość czy bezinteresowność. O tym, jak naprawdę wyglądała współpraca Piwowskiego z bezpieką, napisał dla „Wprost” znany i ceniony historyk młodego pokolenia, pracownik IPN dr Piotr Gontarczyk.”

Jak to drzewiej mawiali, „dobry żart tynfa wart”. A w PRLu – aż 2.5 tysiąca złotych. Znaczy się - w Polsce Ludowej bardziej doceniano satyryków. Bo to wesoła kraina była...
 
 
I.J/”Wprost”