„Czy próba ogrania politycznych rywali za pomocą konstytucyjnych instrumentów jest zamachem na demokrację? Bzdura - jest jej esencją” – piszą Tomasz Butkiewicz i
Michał Krzymowski
w najnowszym numerze tygodnika „Wprost”.

Dalej czytamy: „cyniczna gra", "obłuda", "prywata", "nieliczenie się z wyborcami" - to podobno dzieje się w polskim parlamencie i generalnie w polskiej polityce. Całe zło polskiej polityki polega chyba na tym, że toczy się ona w parlamencie i na politycznych salonach, a nie na ulicy. Bo cynizm i obłuda to po prostu rozmowy, jakie Prawo i Sprawiedliwość toczyło i toczy z opozycją - na temat powstania większościowego rządu lub parlamentarnej koalicji. A jeśli do tego nie dojdzie, będą przedterminowe wybory, też nie wiadomo, dlaczego nazywane "kpiną z wyborców" i "skrajnym przejawem politycznego egoizmu". Ktoś tu zwariował, bo w całym demokratycznym świecie przyspieszone wybory są normalnym, często stosowanym narzędziem demokracji”. Najwyraźniej mamy wyidealizowany i nadmiernie romantyczny obraz tego co się zowie polityką, za to blade pojecie o demokracji. Tylko w ostatnich 10 latach na świecie doszło do ponad 40 przedterminowych wyborów. I to zwykle w demokracjach o dużo dłuższej tradycji niż w Polsce.
Czy próba ogrania politycznych rywali za pomocą konstytucyjnych instrumentów jest zamachem na demokrację? Bzdura - jest jej esencją. Rozpisywaniu wcześniejszych wyborów wszędzie towarzyszą skomplikowane gry i intrygi polityczne. A mimo to, a może dzięki temu, wszystko kończyło się ustabilizowaniem sytuacji w krajach, które decydowały się na przyspieszone głosowanie. Dla polskiej sceny politycznej, która tkwi w swego rodzaju klinczu, wybory na wiosnę mogłyby mieć zbawienne skutki. Ciągłe narzekanie i trąbienie, że "wybory niczego nie zmienią", to wyraz pogardy dla obywateli, którzy - co widać w sondażach dających zdecydowaną przewagę dwóm największym partiom - doskonale wiedzą, jak należałoby głosować, by zrobić porządek w polskiej polityce. Wyborcy zdają się też wiedzieć lepiej niż napuszeni komentatorzy i część polityków, do czego służą takie instrumenty demokracji, jak właśnie przedterminowe wybory, gry koalicyjne czy nawet polityczne blefowanie.
Jarosław Kaczyński, najważniejszy obecnie polski polityk, ani nie łamie zasad demokracji, ani nawet pewnych niepisanych praw. On po prostu wykorzystuje możliwości demokracji oraz wszystkie mankamenty prawa (łącznie z konstytucją), które obecnie obowiązuje. Dopóki tak jest, dopóty głupie jest mówienie o mniej lub bardziej miękkiej dyktaturze. Bo to, że polityk czy partia dąży w ramach prawa do poszerzenia swej władzy, jest istotą uprawiania polityki, a nie jakąś aberracją”.

Tak by się mogło wydawać, ale w praktyce wszystko zależy od tego kto jest u władzy. Jeśli jest to ktoś, kto nie odpowiada rożnym, obiektywnym dla każdego inaczej mediom, to opisane wyżej postępowanie będzie uparcie nazywane niedemokratycznym. Bo pamiętaj wyborco – jedyny słuszny wybór to ten jaki ci wskaże guru Michnik wraz ze swoją dzielną drużyną. Wszystko inne jest wbrew demokracji.

I.J.

Pełny tekst w najnowszym 1207 numerze tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku 23 stycznia