Zapewne z tego samego powodu, dla którego wciąga nas długa rozmowa w pociągu, gdy spotkamy nieznajomego i jedziemy w przedziale tylko we dwójkę. Czasem bywa to spowiedź życia kogoś nieznanego na lotnisku, podczas śnieżycy, gdy ogłoszono wielogodzinne opóźnienie lotów. A może bywamy wścibscy i lubimy podglądać ludzi? A może, gdy sięgamy po wspomnienia znanych i lubianych osób, bo chcemy się do nich zbliżyć?
„Do czytania autobiografii trzeba dorosnąć” – mówiła moja mama polonistka.
Miała rację. Jako dziewczątko, studentka umarłabym z nudów, czytając czyjeś autobiografie, chyba że byłyby pióra jakiś pań skandalistek, amantek, femme fatale – napisane ciekawie z wielką ilością zwrotów akcji, burzliwych romansów i…. nie za grube (wspomnienia oczywiście), bo autorki mogły być dowolnej tuszy, ale… Nie natknęłam się. Może nie miałam potrzeby?
Jako piętnastolatka czytałam z zapałem Melchiora Wańkowicza. Zastanawiałam się niedawno, czemu nie wydał jakichś wspomnień, ale gdy czyta się uważnie jego książki – jak na dłoni ma się jego życie. Ziele na Kraterze – jest bez wątpienia właśnie takim pamiętnikiem. Podobnie jak twórczość z ostatnich lat Stanisława Lema. Jednak najczystszą formą autobiografii są dzienniki, które wydawały mi się kiedyś nudne. Mama lubiła je czytać. „Dorośniesz” – zapewniała. Miała rację – przyszła pora na dzienniki (szczególna popularna forma autobiografii) znanych osób.
Zaczęłam jednak od autobiografii spisanej wszak nie przez samą bohaterkę, a przez jej potomkinie, które podobno według zapisków jej ciotki napisały powieść autobiograficzną Marianna i róże – w formie dziennika. Pamiętnika. Byłam już wtedy osobą dorosłą „odzieciałą” i bogatą w doświadczenia życiowe, więc z wypiekami na twarzy czytałam wspomnienia pani na włościach. Chłonęłam jej dzieje, bo jako osoba żyjąca współcześnie zupełnie nie wiedziałam, jakie naprawdę wiodły życie ziemianki. Szeleściły sukniami? Grały na fortepianie? Malowały portrety?
Marianna Jasiecka uchylała mi rąbka tajemnic domowych. Mimo małej liczby dialogów i gęstego druku – czytałam i czytałam.
I poszło!
Ale, ale! Wcześniej jeszcze, jako panienka, natknęłam się na niby autobiografię, spisaną przez Roberta Gravesa Ja, Klaudiusz. Nie potrzeba tu wielkiej reklamy, choć dzisiaj mnie ciekawi – jak wyglądałaby jego autentyczna autobiografia? Na ile pokryłaby się z tym, co wymyślił, zinterpretował Robert Graves?
Później połknęłam opasłą księgę opisującą życie Marii Ginter – kobiety, która doprawdy „żadnej pracy się nie bała”. Pani szalenie energicznej, której nic nie złamało: ani wojna i okupacja, ani nic, co się działo dalej, a działo się i działo! Dziś jest uroczą damą u boku kolejnego męża!
Stało się. Ciekawią mnie dzienniki prawdziwe. Jedne czyta się lżej na przykład Memuary Jeremiego Przybory spisane cudowną ręką poety. Inne niż jego twórczość, bo więcej w nich prozy życia, faktów, opisów – poznałam innego, choć tego samego Pana Jeremiego. Już wtedy poczułam się dopuszczona do konfidencji, do pewnej zażyłości z autorem i to jest chyba tajemnica takiej formy twórczości – poznawanie zakamarków życia, kogoś, kto jest nam znany „skądinąd”. „Cięższe” są dzienniki na przykład Mariana Brandysa, pisane jednak bez finezji Pana Jeremiego. Dzienniki Marii Dąbrowskiej są bardzo męskie.
Inaczej dzienniki piszą kobiety, inaczej mężczyźni.
Panowie bardziej skupiają się na faktach, polityce, dziejach, choć i tu wyjątkiem są panie – Maria Dąbrowska, Anna Kowalska, Krystyna Kofta.
Kobiety zazwyczaj opisują więcej „klimacików”, poświęcają więcej uwagi nastrojom, szczegółom, barwom, zapachom. Przykładem niech będzie Maria i Magdalena – powieść, a jednak rodzaj wspólnej biografii autorki – Magdaleny Samozwaniec i jej siostry Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, napisana z niezwykłą pogodą, darem obserwacji i dowcipem. Znakomita lektura!
Kopalnia wiedzy o rodzinie Kossaków i życiu przedwojennym.
Dzisiaj tabloidy serwują nam obrane ze skórki życie Gwiazd – co zupełnie mnie nie interesuje, nie potrafi mnie zająć lektura o problemach tego czy innego celebryta/tki, bo wieści często przerysowane wyssane z palca, i jednak zbyt nachalnie zaglądające do łóżek, łazienek. Do życia…
Życie Beckhamów, Britney czy innych gwiazdek nie zajmuje mnie wcale, tym bardziej, że spisywali to wynajęci PR-owcy.
Stanowczo wolę to, co spisuje dzień po dniu autor, człowiek, który mnie interesuje, pozwalając mi później – gdy trzymam w dłoni postać książkową autobiografii – wędrować ze sobą po swoim życiu. To tak jakbym została zaproszona na kawę, na pogaduszki.
W kolejce czeka Gustaw Holoubek. Mistrz słowa, gestu, kultura, klasa i wspaniałe poczucie humoru!
Na koniec – czytałam autobiografię rodzinną pewnej siedemdziesięcioletniej pani, Zwyczajnej Osoby, spisaną na potrzeby dzieci, wnuków. Ze zdjęciami, i opisami piękną polszczyzną, ciekawą i wciągającą.
Sama coś takiego popełniłam. Prosiła mnie córka, żebym pospisywała historyjki rodzinne, żeby jej „nie umknęło”. Mam taką pamięć do detali, tyle zdjęć i szczegółów z dzieciństwa. Uratowałam to! Dla siebie samej, dla dzieciaków.
Spróbujcie i Wy! Warto po sobie zostawić ślad, żeby wiedza i historia o Waszej rodzinie nie zaginęła.
Wasza autobiografia :)
Małgorzata Kalicińska – pisarka.
Autorka bestsellerowych powieści Dom nad rozlewiskiem, Powroty nad rozlewiskiem i Miłość nad rozlewiskiem. Była nauczycielką, researcherką, inwestorką, ale najbardziej lubi być Kobietą Domową. W 2006 roku została uhonorowana Nagrodą Księgarzy Witryna.
Zapraszamy do zapoznania się z Katalogiem nowości książkowych >
Komentarze (0)