Tak! Trzeba było na to chwilę poczekać, ale w efekcie okazuje się, że dostajemy więcej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Nowy album The Prodigy to trudna do zdefiniowania podróż w czasie w… dwóch przeciwnych kierunkach na raz! Krok w stronę przyszłości i powrót do lat dziewięćdziesiątych to wyczyn ekwilibrystyczny, ale jak widać wcale nie niemożliwy.
"Invaders Must Die" brzmi jak nowe, podrasowane technologicznie The Prodigy inspirujące się albumem "Music for the Jilted Generation". Ryzykowny pomysł? Być może, ale jaki równocześnie ożywczy!
Odrodzenie rave
Brytyjska prasa natychmiast po pojawieniu się tej płyty potwierdziła oficjalne odrodzenie się sceny rave. Zamieszanie zrobiło się ogromne, a za wszystkim stał jeden człowiek – Liam Howlett. Sam widzi ten cały szum w dość prosty sposób: „Już w pierwszym utworze jest deklaracja. Najważniejsza w sensie przekazu… We Are The Prodigy”. Trudno się nie zgodzić, to stwierdzenie brzmi dziś o tyle mocniej, że muzycy postawili wszystko na jedną kartę i… wygrali! Nagrali płytę która mogła być ich ostatnią, a tymczasem trafiła na pierwsze miejsca list przebojów walcząc skutecznie nawet z nowym krążkiem U2!
Old School
Singlem, który rozkręcił to szaleństwo, był rewelacyjny „Omen”. Jeden z dwóch wokalistów, Maxim mówi o nim: „Wokale w tym kawałku były wyzwaniem, starłem się zrobić coś innego, bardziej melodyjnego…”, Liam dodaje: „W tym numerze udało nam się dotrzeć do granicy tego jak powinna brzmieć piosenka The Prodigy”, Keith: „Uwielbiam ten kawałek na koncertach, to prawdziwy czad!”. Niezłym czadem jest też kompozycja „Thunder” oparta na samplach z utworu „Rasta Peace Song” z repertuaru Trevora Joe. Liam: „To jakby kontynuacja „Out Of Space”, Maxim dał mi sporo materiału do samplowania i między innymi nagranie Trevora, wykorzystałem z niego sporo elementów. Zmieniłem melodię i tekst, ale ogólny klimat pozostał bardzo podobny”. Maxim: „Thunder ma w sobie wibrację oldschoolowego The Prodigy. Bardzo to lubię…”. Od pierwszej chwili wiadomo, że jednym najważniejszych utworów na płycie jest „Take Me To The Hospital”. Keith: „Ten tekst jest bardzo dosłowny, to opis konkretnej zadymy”. Liam: „Mnie kojarzy się zupełnie inaczej, raczej odzyskiwaniem spokoju ducha… (śmiech)”. Tak samo jak ta piosenka nazywa się firma, którą muzycy powołali do życia. Label Take Me To The Hospital to ich projekt i chociaż działają na razie pod auspicjami renomowanej firmy Cooking Vinyl, to kto wie, może niebawem staną się ważnym graczem na rynku. Warto też zwrócić uwagę na „Run With The Wolfs”, gdzie słychać grającego na perkusji Dave’a Grohla z Foo Fighters!
Sukces
Recenzje "Invaders Must Die" potwierdziły, że decyzja Liama o sięgnięciu do własnego stylu jako źródła inspiracji była jak najbardziej trafiona. Fragment recenzji z magazynu Q: „Ta płyta brzmi tak jak powinno zawsze brzmieć The Prodigy. Jest tylko mocniejsza i szybsza niż cokolwiek wcześniej”. W podobnym tonie pisze recenzent Uncut: „To najbardziej bezczelny sposób w jaki The Prodigy mogli pokazać, że wciąż mają to coś”. Byli też tacy, co narzekali jak chociażby Rolling Stone. Zawsze tacy są, szczególnie kiedy publiczność reaguje entuzjazmem. Jednak ich marudzenie nie przyniosło żadnego efektu, w każdym razie na pewno nie w Australii, Holandii, Belgii, Niemczech, Kanadzie, USA, Francji czy Polsce. W tych krajach The Prodigy pokazali że to jeszcze nie koniec ich przygody z cyber punkiem i że wciąż potrafią przyciągnąć do siebie nowych fanów. Liam: „W moim słowniku hasło punk oznacza styl życia. Tacy jesteśmy, możecie nas kochać albo nienawidzić…”
Invaders
The Prodigy przyjeżdżali do Polski już kilka razy. O tym jak bardzo im się u nas podoba krążą już nawet anegdoty. Słynne witanie chlebem i solą, każdy to dobrze zna. W tym roku pojawią się ponownie! Dlaczego warto zobaczyć ich na żywo? Głównie ze względu na energię jaką wytwarzają na scenie. Jeżeli ktoś myśli, że The Prodigy to trzech kolesi z laptopami i klawiszem to bardzo się myli. W wersji live, to pełnokrwisty zespół z gitarą, basem, żywą perkusją i dwoma szalonymi frontmanami! Liam twierdzi, że na dużych festiwalach czuje się swobodniej niż w klubach: „Granie na Knebworth tuż przed Oasis jest mniej stresujące niż koncert w Brixton Academy. Tu jesteś jak na patelni. Jasne, że daję sobie z tym radę, ale coś mnie tu zmusza do myślenia…”. Na początku lipca The Prodigy zagrają na Openerze, więc Liam powinien się czuć bardzo komfortowo. Warto tam być i doświadczyć tego na własnej skórze!
Mrówki w pudełku
Keith Flint tak podsumowuje ostatni album: „Tu nie ma żadnej taryfy ulgowej, żadnych „dobrych” piosenek, wszystkie piosenki są doskonałe!”. I nareszcie ten doskonały materiał, doczekał się godnej oprawy. Box który trafił niedawno do sklepów to prawdziwy skarb dla każdego fana. Obok podstawowej płyty na CD, box zawiera wszystkie kompozycje z „Invaders Must Die” wydane jako siedmiocalówki na pomarańczowym, stuosiemdziesięciogramowym winylu, plus specjalne DVD, plus naklejki i szablony do malowania grafitti. Wszystko zapakowane w bardzo gustowne czarne pudło. Od razu widać, że The Prodigy znowu są na fali, Keith: „Oczekiwania ludzi powodowały spore ciśnienie. To nie był dla nas łatwy czas, jednak dobrze, że przez to przeszliśmy. Nikt się nie spodziewał, że życie będzie usłane różami, przez jakiś czas toczyliśmy prawdziwą bitwę, jednak z dzisiejszej perspektywy, wyszło nam to na dobre”. Trudno się nie zgodzić. Podróż w przeszłość i przyszłość za jednym razem? Czemu nie, z The Prodigy jak widać wszystko jest możliwe.
Piotr Miecznikowski
Zobacz stronę specjalną najnowszej płyty The Prodigy "Invaders Must Die" >
Komentarze (0)