Leski jest muzykiem na cały etat. To jego praca i pasja. Nawet nie trzeba czytać biografii, żeby się tego domyślić, wystarczy posłuchać płyty. Można o nim napisać, że jest kompozytorem, gitarzystą, wokalistą i producentem, ale taki opis pasuje do wielu, tymczasem piosenki Leskiego – tylko do niego. Jest wyjątkowy, chociaż z drugiej strony bardzo przystępny. Obcowanie z jego twórczością cieszy i daje chwile oddechu. To dziś rzadkie ale jakże potrzebne zjawisko. O tym co gra, mówi się, że jest połączeniem folk i elektroniki. O obu tych gatunkach, nagrywaniu płyty „Splot” i o sobie samym opowiada Leski.

Skąd wziął się Leski?

Technicznie ze skróconego nazwiska. Praktycznie z pasji.

Cała ta historia z folkiem mocno mnie zastanawia. Dla młodych ludzi, to dziś coś nowego, ale przecież prawda jest taka, że to jest inspiracja dla wielu artystów od wczesnych lat sześćdziesiątych. Folk jest ważny dla Ciebie?

Folk jest bardzo pojemnym, eklektycznym i nieprecyzyjnym terminem. Ja traktuję go  bardziej w kategoriach formy niż gatunku. Odpowiada mi ten rodzaj wypowiedzi. W mojej muzyce ujawnia się on poprzez brzmienia konkretnych instrumentów oraz fakt, iż jestem jednocześnie autorem muzyki i tekstów oraz ich wykonawcą. Tak rozumiany folk, rozkwitł już w latach 60-tych w Nowym Yorku. Na świecie taka formuła jest dziś niezwykle popularna i choć w Polsce dominuje moda na elektronikę, którą zresztą bardzo lubię i po którą sam chętnie sięgam, dostrzegam rosnącą falę zainteresowania muzyką folkową. Folk jest dla mnie ważny, bo przekazuje prawdę, jest wykonywany na żywo, posiada wyraźną melodię i opiera się na tekście. Ma w sobie pierwiastek natury.

Wnosisz ciekawą energię swoją muzyką. W warstwie dynamiki nagrań, brzmienia. To efekt eksperymentów czy od razu wiedziałeś jak chcesz brzmieć?

Całe zamieszanie związane z nagraniem albumu wzięło się właśnie z idei a nie odwrotnie. Szukałem muzyków, instrumentów, miejsc, pod kątem konkretnej wizji. Eksperymenty i zmiany oczywiście miały miejsce ale już w ramach pewnych świadomych założeń. Chciałem poszukać czegoś nowego, świeżego. Takim kierunkiem było dla mnie wymieszanie banjo, mandoliny czy pedal steel guitar z syntezatorami analogowymi, gitarą akustyczną graną fingerstylem, kontrabasem na smyku, oszczędnymi bębnami i dęciakami. Miało być anglosasko ale z polskim tekstem. Każdy z muzyków, których zaprosiłem do współpracy zostawił na płycie cząstkę siebie. O takich ludzi mi chodziło.

Sprawiasz wrażenie człowieka, który żyje spokojnie i po woli.  Nie gonisz niczego?

Cenie sobie spokój i ciszę ale ostatnio urwał mi się z nimi kontakt [śmiech]. Mam nadzieję, że to stan przejściowy i odbudujemy szybko relację!

Na jakich grasz instrumentach? I dlaczego właśnie na nich?

Zasadniczo jestem gitarzystą. Zdarza się również szarpać inne strunowce takie jak banjo czy ukulele. Na płycie zagrałem również na kalimbie oraz instrumentach klawiszowych ale są to raczej sytuacje eksperymentalno-epizodyczne. Gitarę       wybrałem z wciąż nieznanych mi powodów. Może dlatego że zawsze była w domu Grał na niej mój tata. Każdy z wymienionych instrumentów jest równie fascynujący i wpadł mi w ręce z uwagi na skłonność do poszukiwań.

Ile czasu powstawał materiał na „Splot”?

Trudno jednoznacznie stwierdzić. Są piosenki, które napisałem trzy lata temu, są również takie, które powstały chwilę przed nagraniem w studio. Spotykaliśmy się w sali prób kilka miesięcy. Niestety nieregularnie, dlatego kluczowym momentem było zgrupowanie zaraz przed wejściem do studia w młynie mojego kolegi usytuowanym w lesie nieopodal Borów Tucholskich. 3 dni i nocy owocnej pracy.

Z kim pracowałeś przy nagrywaniu tego albumu?

Z Piotrem Ruszkowskim, Miłoszem Wośko, Wojtkiem Gumińskim i Robertem Raszem. Panowie Ci, stanowią trzon muzyczny „Splotu”, a Miłosz Wośko dodatkowo uczestniczył przy produkcji muzycznej. Gościnnie wystąpił również Marcin Olkowski, który zagrał na flugelhornie. Sporą energią twórczą wykazał się także Marcin Gajko, który miksował materiał. Realizatorzy dźwięku również wykazali się szczególną czujnością. Wszyscy wykonali świetną robotę.

Dobra historia, opowieść… masz jakąś receptę?

Zanurzyć się w opary życia i uruchomić zmysły.

Muzyka w 2015 roku. Jakie ma znaczenie?

Dla mnie zawsze takie samo. Umila nieznośność bytu. Jest jej w tym roku całkiem sporo. Cieszy fakt, że również tej organicznej, granej na żywo. Jest w czym wybierać.

Kim chce być Leski?

Muzycznie cały czas dzieciakiem ciekawym świata. Życiowo człowiekiem.

Lubisz grać koncerty? Dobrze się czujesz na scenie?

Koncerty są dla mnie najważniejszą sferą muzyki. Nic nie daje takiej przyjemności jak żywy koncert. Sceniczna chemia uzależnia i daje niesamowitą energię. Dzięki niej przenoszę się w czasie i czuje się jak dziecko, które skleja modele, buduje miasta z klocków albo śmiga w kapsle.

Słuchasz radia?

Często. Jest w końcu motorem wyobraźni. Nie każde jednak nadaje na mojej fali. Na szczęście są i takie.

Rozmawiał Piotr Miecznikowski