Według przeglądarek internetowych, jest najpopularniejszą Renatą w Polsce. Kiedy wpiszę się to imię, pierwszą podpowiedzią jest „Przemyk”. Charyzmatyczna, pewna siebie, utalentowana, w pełni zasługuje na swoją pozycję. Teraz wraca z nowym albumem „Rzeźba Dnia”. Nam opowiada o tym jak powstała płyta, teksty i jaki ma stosunek do własnej kariery.
Twoja nowa płyta zaskakuje.
Ciągnęło mnie bardzo do tej różnorodności. Jak zawsze zresztą. Cieszę się, że mimo używania tak różnych środków artystycznych piosenki na albumie układają się w spójną całość. Wiele elementów się na to złożyło. Żyję na tyle intensywnie, że nie umiałam pozostać na długo w jednej stylistyce. Targają mną skrajne nastroje, raz mam ochotę szeptać a raz krzyczeć. Chciałam spróbować czegoś nowego i przy okazji poszukać takich środków wyrazu, które najlepiej oddadzą mój aktualny nastrój.
Te nowe elementy i pomysły to wyłącznie twoja zasługa, czy ktoś pomagał tak wszystko zaaranżować?
Na początku wszystko wychodziło ode mnie, ale w którymś momencie poczułam, że już sama sobie nie wystarczam. I wtedy spotkałam niezwykłego człowieka, Jarka Barana. On posłuchał moich piosenek i zaproponował kilka swoich rozwiązań, które od razu bardzo mi się spodobały. Brzmienie płyty to właśnie efekt naszego spotkania – mojego zachwytu nad jego muzycznym myśleniem i zakakującymi rozwiązaniami, jego do mnie cierpliwością i wspólnymi godzinami gadania i pracy. Ta płyta powstawała najdłużej ze wszystkich jakie nagrałam, ponad dwa lata. Pracowaliśmy etapami. Zawdzięczam Jarowi kolejny krok naprzód. Jego pomysły nadały tym piosenkom przestrzeni i głębi.
A to lepiej, kiedy się tak długo pracuje?
Dla mnie tak. Utwory miały czas się uleżeć, mogłam nabrać do nich dystansu. Spokojna obserwacja kolejnych etapów, wersji, to był ten komfort, którego wcześniej zawsze mi brakowało. Dzięki temu mam poczucie, że ta płyta jest dokładnie taka, jak chciałam. Wcześniej wszystko działo dużo szybciej i często już po fakcie, miałam poczucie, że nie do końca jest tak, jak chciałam, żeby było, że mogłam coś zrobić lepiej.
Patrząc na częstotliwość z jaką ukazywały się twoje płyty od czasu debiutu, można dojść do wniosku, że jesteś non stop w pracy.
Tak, ale to jest moja wymarzona praca (śmiech). Według jednego z praw duchowych jogi, jeżeli wybierzesz sobie pracę, którą kochasz, nie będziesz całe życie pracować. Mnie się udało. Pomimo, drobnych uciążliwości typu bycie bez przerwy w podróży, to robię to co naprawdę chciałam.
A jak wygląda współpraca z Anią Saraniecką? Nie pisze już tekstów dla ciebie?
Na tę płytę napisała dwa. Pokazywałam jej też moje teksty i zawsze służyła dobrą radą. Wydaje mi się, że dojrzałam do tego, żeby przekazać coś swoim językiem. Ale prawda jest taka, że tak długo byłam pod wrażeniem tekstów Anki, że można mnie uważać za jej uczennicę. To co najlepsze w moich tekstach to rzeczy, którymi przez lata nasiąkałam śpiewając to co ona napisała. Myślę, że jeszcze wiele rzeczy zrobimy razem, ale jestem jej wdzięczna, że kibicuje mojej artystycznej samodzielności.
Piszesz tak samo jak ona?
W jakimś stopniu pewnie tak, ale jako wokalistka słyszę w tym od razu muzykę. Zawsze kiedy powstawały nowe piosenki, linię melodyczną układałam śpiewając po „flamandzku”. Tym razem pomyślałam, że ciekawie będzie śpiewać po polsku, cokolwiek, nawet bez sensu. Czasami z tych improwizacji wychodziły całe zdania, mniej lub bardziej abstrakcyjne, ale ostatecznie dosyć ciekawe i inspirujące. Spisywałam to po wysłuchaniu i czasami zaskakiwał mnie ukryty sens. Niektóre z tekstów są właśnie efektem takiego zdania się na to co przydzie samo na fali muzyki. Niektóre powstawały samodzielnie. Nie spodziewałam się, że aż dziewięć moich tekstów trafi na płytę.
„Kłamiesz” to twój tekst?
Tak. Chciałam, żeby zabrzmiał trochę mocniej. Stąd wyrazisty rytm i taneczna stylistyka. Szalony taniec, który nie ma końca. Chciałam się przyjrzeć zjawisku kłamstwa, które jest stałą częścią naszego życia, czy tego chcemy czy nie. Każdego dnia mówimy komuś, że coś nam smakuje, albo że przyjaciółka ładnie wygląda jedynie po to, żeby nie ranić. Wiele rzeczy nie wygląda tak jak nam się wydaje. Wiele rzeczy potrafimy sobie wmówić, zwłaszcza kiedy kochamy.
Kiedy rozmawiamy, powstaje klip do „Kłamiesz”. Opowiesz coś o tym?
Ta historia to kolejne potwierdzenie, że w moim życiu, w odpowiednim czasie, pojawiają się odpowiedni ludzie. Kiedy miałam już w głowie zarys scenariusza, zadzwoniła Ania Cieślak i zaproponowała spotkanie. Kiedy opowiedziałam jej o klipie, okazało się, że jest zachwycona. Mało tego, wciągnęła w to jeszcze mnóstwo wspaniałych ludzi, którzy wystąpili w klipie ,często za darmo. Dołączyli do tego inni moi przyjaciele i muzycy z zespołu. Wszyscy się tak zaangażowali, że robota im się w rękach paliła. O ile można tak powiedzieć (śmiech). Kiedy skończyliśmy, poczułam, że chciałabym robić następne odcinki (śmiech). Mam cudowną obsadę, która warta jest długiego filmu. Obraz do „Kłamiesz" to historia rodziny, w której każdy z jej członków ma coś do ukrycia. I...kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci na nich kamień!
Gdybyś mogła dziś zadzwonić do Renaty z 1988, dałabyś jej jakąś radę, przestrogę?
Może, żeby nie przeżywała tego wszystkiego aż tak mocno, ale to nie byłabym wtedy ja. Bez tego wszystkiego co się wydarzyło przez te wszystkie lata, nie byłoby mnie dziś takiej – jako artysty i człowieka. Rzeźbiłam jak umiałam najlepiej każdy dzień i każdą piosenkę. Cały ten proces dojrzewania musiał trwać tyle ile trwał. Miałam szczęście do fajnych ludzi, którzy wnosili dużo nowego do mojego życia i mojej twórczości i tak naprawdę nie chciałbym niczego zmieniać.
Rozmawiał Piotr Miecznikowski
Komentarze (0)