„Mam dla pani jakieś dwadzieścia minut - Zyta Gilowska puszcza mnie przodem w drzwiach. Nieduża, drobna, wyprostowana jak struna. Rozmawiamy w sali konferencyjnej sądu lustracyjnego tuż po piątkowej rozprawie. Ponad godzinę”. O najgłośniejszej w ostatnich miesiącach sprawie lustracyjnej pisze Mira Suchodolska w najnowszym „Newsweeku”
"Kiedy kierowniczka sekretariatu przynosi nam herbatę w szklankach, profesor Gilowska wstaje, grzecznie dziękuje, przedstawia nas sobie. Na moje pytania odpowiada szybko, ważne dla niej frazy powtarza kilkakrotnie. Patrzy w oczy w wytężoną uwagą, jakby sprawdzała, czy jest rozumiana. Nawet kiedy się denerwuje, zaraz się zmusza do opanowania. Raz nie wytrzymuje, płacze, kiedy mówi o synu. Ale zaraz zbiera się w sobie. Chusteczka, trochę pudru. Znów jest gotowa.
NEWSWEEK: Obserwowałam, jak stała pani przed salą sądową otoczona tymi wszystkimi kamerami, mikrofonami. Dziesiątki wlepionych w panią oczu, dziesiątki pytań.
Wszyscy chcą wiedzieć, czy Gilowska współpracowała, co teraz przeżywa, co
myśli. Czuje się pani osaczona?
ZYTA GILOWSKA: Nie, jestem skoncentrowana. Koncentruję się na sprawie.
A kamery i mikrofony zawsze uważałam za środowisko przyjazne. To szczęście w nieszczęściu, że ta okropna sprawa wybuchła teraz, kiedy rynek mediów jest rozwinięty, a oczekiwanie ludzi na jawność tak zaawansowane. Dobrze, że możliwa jest transmisja tego procesu. Ja bym się naprawdę bała zostać sam na sam na tej sali z rzecznikiem, wysokim sądem i esbekami.
Skrót artykułu z wydania 32/06, ze strony 18 „Newsweeka”

Aktualności
Grona gniewu
„Mam dla pani jakieś dwadzieścia minut - Zyta Gilowska puszcza mnie przodem w drzwiach. Nieduża, drobna, wyprostowana jak struna.
Komentarze (0)