„Jeden dzień. Nie wiem, jak państwa, ale mnie nosi od samego rana. Otwieram oczy i mam wrażenie, że przy ścianie bloku przez noc wyrosły rusztowania, na których robotnicy rozwiesili brudne ścierki. Ale nie - to tylko środkowoeuropejska pogoda.
Jeden dzień, którego klamrą jest poranna scysja z kioskarką, która nie przewidziała, że rano ktoś może jej wręczyć banknot dwudziestozłotowy i zażądać reszty po kupnie szlugów, oraz wieczorna frustracja wywołana beznadzieją programu telewizyjnego.
Jeden dzień, w czasie którego nie sposób nie wykrzyczeć kilku kwestii z "Dnia świra" - sztandarowego dzieła kina polskiego wkurwienia.”
No właśnie, dlaczego…?
I.J.
Skrót artykułu z wydania 43/06 ze strony 85 tygodnika „Newsweek”
Komentarze (0)