„Kiedy amerykańska aktorka Sharon Stone, znana ze słabości do bursztynów, kupuje kolejną kolię u Saksa przy Piątej Alei w Nowym Jorku, nie ma bladego pojęcia, gdzie ją zrobiono. Nie wie tego nawet właściciel jednego z najdroższych salonów jubilerskich na świecie. Wszystkie cacka sygnowane są znakiem ekskluzywnych marek – Cartier, Tiffany, Chopard – ale niemal na sto procent zaprojektował je i wykonał któryś z polskich jubilerów. Trzy na cztery wyroby z bursztynów, sprzedawanych przy Piątej Alei, pochodzą z Polski, choć są firmowane przez światowe Mark” – piszą Łukasz Bąk i Krzysztof Gżegżółka.. Prestiżowe marki od dawna zamawiają swoje wyroby u tańszych podwykonawców, a potem sygnują je swoim logo. W ostatnich latach coraz częściej robią to w Polsce, ponieważ ceny usług są konkurencyjne w stosunku do reszty Europy, a ich jakość znakomita. Dzięki temu polscy projektanci biżuterii wchodzą na światowy rynek, choć „na razie – tylnymi drzwiami”.
Należało by jeszcze wspomnieć o polskich markach jubilerskich, które z powodzeniem robią karierę pod własnym szyldem, jak na przykład Kruk, którego sklepy w Berlinie mają znakomitą klientelę. Oj pasuje tu jak ulał stare powiedzenie: ”cudze chwalicie, swego nie znacie”. Miejmy jednak nadzieję, że z upływem lat, będzie ono coraz mniej aktualne.
Iza J. 07.07.2005 r.
Więcej: w drukowanej wersji tygodnika “Ozon”.
Komentarze (0)