Od kosmosu, przez człowieka, do mikrokosmosu -  w taką pasjonującą podróż zabiera czytelnika Tomasz Rożek, doktor fizyki i dziennikarz kierujący działem naukowym „Gościa Niedzielnego”, umiejący w sposób zrozumiały i pasjonujący tłumaczyć trudne zagadnienia. Robi to między innymi na YouTube, gdzie prowadzi swój kanał „Nauka. To lubię". W kwietniu do księgarń trafia pierwsza część trylogii jego autorstwa, która odsłania tajemnice wszechświata, tym bardziej fascynujące, że nauka wciąż nie zna odpowiedzi na wiele intrygujących pytań.

Dla kogo jest przeznaczona Pana książka „Kosmos” - dla dorosłych czy dla dzieci?

Na pewno dla ludzi ciekawych świata. Niekoniecznie tych, którzy mają wykształcenie naukowe czy ścisłe. Dla ludzi, którzy choć nie muszą mieć podstaw naukowych, chcą je mieć, chcą odkrywać nowe lądy.

Marzy Pan o podróży w kosmos? Co Pan sądzi o turystyce kosmicznej?

Nie jestem przekonany czy w przyszłości turystyka kosmiczna będzie powszechna. Tak samo jak dzisiaj nie jest powszechne schodzenie w batyskafach na dno oceanu. Kosmos czy głębiny mórz i oceanów nie jest naturalnym i bezpiecznym środowiskiem dla człowieka. Owszem, możemy stworzyć technologię, która chroni nas przed skrajnymi temperaturami, bardzo niskim ciśnieniem czy brakiem tlenu, wody i pożywienia. Ale to, o czym mówię, może zawieść. Gdy w samochodzie przestaje coś działać, można zjechać na pobocze i włączyć światła awaryjne. W kosmosie jakakolwiek awaria oznacza śmierć. Jeżeli zaś chodzi o mnie, to gdybym tylko mógł, chętnie poleciałbym w kosmos. No i zanurkował na dno oceanu.

Na początku XX wieku uważano, że wszechświat jest statyczny, nic się w nim nie zmienia, a teoria Wielkiego Wybuchu została potwierdzona zaledwie pięćdziesiąt lat temu. Czy czekają nas jeszcze równie rewolucyjne zmiany w wiedzy o wszechświecie? 

Nasza wiedza cały czas się poszerza. Nieustannie uczymy się i coraz więcej rozumiemy ze świata, który nas otacza. A rozwój zawsze wiąże się ze zmianą. Nie tylko nie wykluczam kolejnych naukowych trzęsień ziemi, ale jestem pewien, że one nastąpią. Kiedy? W jakiej dziedzinie? Tego nie wiem.

W książce stawia Pan tezę, że przyszłość wszechświata, który jak na razie wciąż się rozszerza, rysuje się w czarnych barwach, i to dosłownie. Dlaczego?

Na to wskazuje wiedza, którą dzisiaj posiadamy. Wszechświat cały czas się rozszerza i to rozszerzanie jest coraz szybsze. A to powoduje, że temperatura wszechświata cały czas spada. W długiej, na prawdę bardzo długiej perspektywie czasu kosmos stanie się miejscem jeszcze bardziej pustym i jeszcze zimniejszym niż jest teraz. Na to nakłada się jeszcze to, że z czasem zmniejsza się we wszechświecie ilość wodoru, czyli paliwa dla gwiazd. Już dzisiaj dokładne szacunki mówią o tym, że gwiazd powstaje znacznie mniej niż na początku istnienia wszechświata.

Jak rozumieć stwierdzenie, że jesteśmy wszyscy dziećmi gwiazd?

Można je rozumieć poetycko, można filozoficznie, ale można także wprost, bezpośrednio. Duża część atomów z których jesteśmy zbudowani powstała we wnętrzach świecących gwiazd. Te najcięższe atomy powstają w czasie wybuchu starej, dużej gwiazdy. W czasie wybuchu supernowej. Jesteśmy zatem zbudowani z tego, co kiedyś było gwiazdą. Jesteśmy więc w pewnym sensie dzieckiem gwiazdy.

Co jakiś czas powraca obawa, że Ziemia przestanie istnieć wskutek jakiejś kosmicznej kolizji, np. uderzenia asteroidy. Jakie jest prawdopodobieństwo takiego zdarzenia?

Tak, to możliwe, choć dość mało prawdopodobne. Na stronach dużych agencji kosmicznych, np. amerykańskiej NASA można znaleźć dokładne wyliczenia, które podają te prawdopodobieństwa.

Odnosi się Pan w książce m.in. do często stawianego pytania, czy we wszechświecie, gdzieś poza Ziemią, istnieje życie... Jak to jest?

Intuicja podpowiada że jest, i to na wielu globach. Nie tylko planetach, ale także księżycach, które planety okrążają. Jest wielce prawdopodobne, że bakteryjne życie funkcjonuje na jednym z księżyców Jowisza - Europie. Pewności jednak nie będziemy mieli, dopóki tam nie polecimy i nie pobierzemy próbek.

Kiedy używamy sformułowania: „piekło na ziemi”, traktujemy je metaforycznie, tymczasem ono się może udosłownić. W jakich okolicznościach?

To oczywiście zależy od tego, co kto rozumie pod pojęciem piekła, ale jeżeli chodzi o bardzo wysoką temperaturę i ogromne ciśnienie, to rzeczywiście, na Ziemi może pojawić się piekło. Np. wtedy, gdy starzejące się Słońce zacznie puchnąć i przybierać monstrualne rozmiary. Ziemia stanie się wypaloną pustynią, mniej więcej taką jak dzisiejszy Merkury czy Wenus.

W książce podważa Pan przekonanie wielu z nas, że Polska jest krajem, któremu nie zagrażają trzęsienia Ziemi...

W krótkiej perspektywie czasu nie zagrażają, no chyba, że mówimy o tzw. tąpnięciach górniczych, które występują tam, gdzie działają kopalnie. Naturalnych wstrząsów nie musimy się obawiać. Ale ten stan z czasem może ulec zmianie. W przeszłości wielokrotnie zdarzało się, że duże trzęsienia ziemi nawiedzały obszar Polski. Nie tylko w atmosferze, ale także pod powierzchnią ziemi, wszystko jest w ciągłym ruchu. W końcu kontynenty też się poruszają i przemieszczają względem siebie.

Czy teleportacja, która kojarzy nam się głównie z filmami science fiction, może stać się rzeczywistością w ciągu najbliższych dziesięcioleci?

Teleportować pojedyncze cząstki można już dzisiaj. Cząsteczek chemicznych, które składają się z kilku atomów już jednak teleportować nie potrafimy. O teleportacji większych przedmiotów, czy nawet człowieka, na razie nie ma co nawet myśleć. Na razie.

Foto Rożek (c) Roman Koszowski