„Anne ze Złotych Iskier” ukazała się w roku 1939 jako ostatnia powieść z cyklu o Anne opublikowana za życia autorki (Montgomery zmarła trzy lata później, pozostawiając po sobie ukończony rękopis opowiadań o Blythe’ach). Chociaż w chronologii cyklu następują po niej „Dolina Tęczy” i „Rilla ze Złotego Brzegu” (w przyszłości zapewne „Rilla ze Złotych Iskier”), Montgomery napisała je o wiele wcześniej, odpowiednio w roku 1919 i 1921. Jak można domyślić się z tej kolejności, historie o szóstce dzieci Anne, przeplatane okazjonalnymi wycieczkami w świat dorosłych i ich problemów, były kolejnym złotym jajkiem, zniesionym przez mocno zniechęconą już kurę. Zanim przejdę do opisu książki w przekładzie Anny Bańkowskiej, zatrzymam się na chwilę przy życiowej sytuacji Montgomery w latach trzydziestych. Jeżeli ktoś chce poznać szczegółowo biografię autorki, polecam z całego serca 600 stron „Maud Montgomery” Mary Henley Rubio, w przekładzie Magdaleny Koziej, do wciągnięcia na jednym oddechu.|
 

MAud Montgomery recenzja
 

 

Autorka bestsellerowego cyklu jest uwielbiana, podziwiana, czytana i nagradzana - a jednocześnie cierpi z powodu niechęci krytyki literackiej. Literatura kanadyjska buduje właśnie swoją tożsamość i jej promotorzy chcieliby, żeby kojarzyła się z nowoczesnymi prądami z Europy, z modernizmem, a nie z ociekającymi lukrem powieściami dla dziewcząt, zanurzonymi w ideałach epoki wiktoriańskiej. Montgomery znakomicie to rozumie, ale uważa, że jej rola powinna być doceniona - ma w końcu, jakbyśmy to dziś powiedzieli, olbrzymie zasięgi i dzięki niej Kanada w ogóle pojawia się w świadomości wielu osób jako oddzielny byt kulturowy i literacki. Poza tym wydawnictwo, zarabiając na kolejnych perypetiach Anne, może inwestować w nowych autorów i autorki.

Bardzo źle dzieje się też w życiu prywatnym pisarki. Jej mąż, pastor Ewan MacDonald, od lat cierpi na problemy psychiczne, jego zdrowie rujnują kolejne kuracje antydepresyjne. Nie jest w stanie pracować, w latach trzydziestych wymaga wyczerpującej opieki, nie oferując żonie wsparcia psychicznego ani finansowego. A te są bardzo potrzebne, gdyż dorośli synowie pastorostwa nie wyrośli na odpowiedzialnych mężczyzn. Matka nieustannie musi wspierać ich finansowo i znosić plotki oraz bardziej otwarte dociekania co do natury ich postępków (ponownie, odsyłam do Rubio). W lutym 1937 Maud notuje w dzienniku:

„Teraźniejszość jest nie do zniesienia. Przeszłość jest zepsuta. Nie ma przyszłości”, by po paru miesiącach dodać: „Zniknęła cała przyjemność, którą kiedyś dawała mi praca - nie potrafię się w niej zatracić. W tym domu nigdy nie było szczęścia - i nigdy nie będzie”.

Coraz mocniej uzależnia się od leków nasennych i przeciwbólowych.

Rodzina i świat

Pisana w takich warunkach „Anne ze Złotych Iskier” wydaje się mocno utopijnym projektem. Oto ciepły, przytulny dom Anne i Gilberta, w którym rodzina gromadzi się przy posiłkach, a zimą zasiada w blasku kominka. Gilbert pracuje cały czas, jest przemęczony, ale uwielbiany przez pacjentów i pacjentki, a kiedy trzeba, potrafi postawić odważną diagnozę wbrew opinii kolegów i uratować życie. Nie ma go nigdy w domu, a kiedy jest, zachowuje się jak „typowy mężczyzna”. Ale przynajmniej nie trzeba go przesadnie pielęgnować, obiad w piecyku wystarczy. Nad całością funkcjonowania gospodarstwa czuwa służąca Susan, która z biegiem lat stała się członkinią rodziny i przybraną matką jednego z synów Anne (wyczerpana poporodowymi komplikacjami matka nie miała siły go pielęgnować). Pani doktorowa zajmuje się ogrodem, pikuje kołdry, uczestniczy w zebraniach kółek dobroczynnych, szyje ubranka dla dzieci i pozwala sobie na ploteczki oraz okazjonalne aranżowanie małżeństw (chociaż w tym tomie jej nadal ładny nos zostaje przy tej okazji mocno utarty). Rodzi ostatnie dziecko, Rillę i rodzina Blythe’ów przybiera finałowy kształt.
 

Anne ze złotych iskier recenzja
 

Ten tom nie ma fabuły, bo skoro rodzina jest szczęśliwa, to mieć jej nie może. Nadanie akcji życiu Anne, Gilberta i dzieci wymagałoby wprowadzenia dramatycznej okoliczności - śmierci któregoś z rodziców lub dzieci, huraganu, bankructwa. Na to nie ma chyba ochoty ani Montgomery, udręczona w prawdziwym życiu, ani jej czytelniczki. Dlatego otrzymujemy zbiór pozornie pogodnych anegdotek z życia rodzeństwa: Jima, Waltera, Nan, Di i Rilli (co ciekawe, Shirley, chociaż starszy od Rilli, nie dostaje właściwie ani jednej scenki, jakby autorka kompletnie nie miała na niego pomysłu). Dzieci wychowywane są we względnej swobodzie - mogą się brudzić, krzyczeć podczas zabawy, okazywać złość, pozwalać sobie na kwestionowanie poleceń starszych, testować granice własnej odwagi oraz cierpliwości rodziców. Za każdym razem po psotach i wybrykach czeka na nie najpierw kubek gorącego kakao i ulubiony placek, dopiero potem wychowawcza rozmowa, przeprowadzana w atmosferze miłości i wyrozumiałości.

Ale za progiem Złotych Iskier czai się zły świat - i dzieci Blythe za każdym razem boleśnie się o tym przekonują. Ludzie z wioski są źli, zazdrośni i wulgarni, topią kocięta i szczeniaki, przeklinają i kłamią, a niemowlęta nie śpią w koszyczkach, doglądane przez pielęgniarkę (jak Rilla), ale są szare z brudu, karmione piersią przy zlewach pełnych brudnych naczyń. Dzieci ze Złotych Iskier rozumieją się dobrze tylko z równymi im klasą Persis i Kennethem, potomstwem Leslie (dawniej Ewy) i Owena Fordów. Każde wyjście poza bańkę oznacza traumę, którą trzeba koić w ramionach matki/Susan - i wzmocnienie przekonania, że należy trzymać się własnego podwórka, dosłownie i w przenośni. Snobistyczna klasowość wydaje się szokująca, bo przyzwyczailiśmy się uważać Anne za postać wrażliwą i czułą na niedolę innych. Jako dorośli czytelnicy i czytelniczki musimy jednak zauważyć, że panna Shirley/doktorowa Blythe doskonale reprezentuje sposób myślenia swojej sfery i religii: jest zamożną, białą protestantką, wykształconą żoną poważanego lekarza. Upraszczając doktrynę predestynacji: Bóg wynagradza cnotliwych i pracowitych - życie Anne i jej rodziny jest na tego lśniącym przykładem. A biedni? No cóż, gdyby się trochę bardziej postarali, umyli ręce (i wstawali pół godziny wcześniej)... Póki co, możemy im dać nieco przetworów i pikowaną kołdrę. Tak było w Zielonych Szczytach, tak jest w Złotych Iskrach.


Zainteresował cię temat? Sprawdź nasze inne recenzje książek:


Przede wszystkim jednak „Anne ze Złotych Iskier”, czytana przez pryzmat biografii autorki, jest książką ogromnie smutną: fantazją o bezpiecznym domu i kochającej się rodzinie, która w życiu Montgomery potwornie zawiodła.

Więcej recenzji książek znajdziecie na Empik Pasje w dziale Czytam.