Scena indierockowa oraz britpopowa na Wyspach jest niezwykle bogata. Co rusz można natknąć się na nowy, ciekawy band. The Vaccines znaleźli dla siebie miejsce gdzieś po środku i chociaż najgłośniej było o nich w momencie debiutu, teraz serwują nam dawkę przypominającą swojej ekscytującej muzyki.

 

the vaccines

 

Pamiętny debiut

Tradycyjnie zacznijmy od początków kapeli, czyli de facto historii, jakich Wielka Brytania słyszała wiele. Paru miłośników dobrego, brytyjskiego grania skrzyknęło się w zachodnim Londynie i niewiele się zastanawiając, założyło zespół. Od początku pierwsze skrzypce w The Vaccines gra Justin Young, który odpowiada za tworzenie tekstów, wokal i gitarę. Za gitarę basową chwycił Arni Arnason, za perkusją zasiadł Pete Robertson, a skład uzupełniał Freddie Cowan – młodszy brat znanego z The Horrors Toma Cowana.

O The Vaccines zrobiło się stosunkowo głośno jeszcze przed wydaniem debiutanckiego albumu. Muzycy potrafili wyprzedawać kluby, w których grali, zatem premiera krążka była tylko kwestią czasu. Kapelą zainteresowały się wytwórnie. Najpierw w 2010 roku wydali singiel „Wreckin’ Bar (Ra Ra Ra)”, a już w marcu 2011 roku pojawiła się płyta „What Did You Expect from the Vaccines?” wydana przez Columbia Records.

 

 

The Vaccines początkowo byli mocno niepewni debiutanckiego materiału, jednak album spotkał się z niebywale pozytywnym odbiorem. Wystarczy zauważyć, że „What Did You Expect from the Vaccines?” okazał się najlepiej sprzedającą płytą w Wielkiej Brytanii w 2011 roku i pokrył się platyną.

Zarówno zespół, jak i wytwórnia postanowili kuć żelazo póki gorące. The Vaccines ruszyli w trasę po kraju, ale występowali też m.in. w Japonii i USA. Aby zadbać o rozpoznawalność grupy, The Vaccines występowali jako support takich sław jak The Rolling Stones, Arctic Monkeys, Red Hot Chili Peppers i Muse.

Nowi The Strokes?

Z jednej strony muzyka The Vaccines była odświeżająca, co błyskawicznie spopularyzowało ich twórczość, ale jednocześnie Young i spółka nie starali się wymyślić koła na nowo. Brzmienia z pogranicza britpopu i indie rocka sprawiały, że debiutantów szybko zaczęto porównywać m.in. do The Strokes czy The Ramones.

Muzykom najwyraźniej to odpowiadało i nie starali się iść pod prąd, a raczej zaoferować coś nowego w gatunku, który zwłaszcza na Wyspach był już dobrze znany. Potwierdzeniem tego był m.in. fakt, że do pracy nad swoją drugą płytą zaangażowali Ethana Johnsa – producenta, który ma na koncie współpracę z takimi kapelami jak Kings of Leon czy Kaiser Chiefs.

„Come of Age”, czyli druga płyta The Vaccines, również odniosła sukces. Album zajął pierwsze miejsce na brytyjskiej liście sprzedaży i szybko zyskał status złotej płyty. Muzycy dalej starali trafić się do jak najszerszej publiczności na całym świecie, więc z trasą koncertową zawędrowali nawet do Australii.

 

 

Spokojniejsze lata

W kolejnych latach The Vaccines ugruntowali swoją pozycję na muzycznej scenie, aczkolwiek ich kolejne płyty nie były już takimi wydarzeniami, jak pierwsze dwa albumy. Najpierw w 2015 roku nagrali „English Graffiti”. Tym razem postawili na współpracę z amerykańskim producentem, Dave’em Fridmannem, którego Young określił jako twórcę „konsekwentnie fantastycznych albumów”. Był to też ostatni krążek, w którym uczestniczył Pete Robertson. Perkusista opuścił grupę po trasie koncertowej w USA. Jego następcą został Yoann Intonti.

 

 

2018 i 2021 rok to chude lata dla The Vaccines. Co prawda „Combat Sports” znalazło się w czołówce najchętniej kupowanych albumów w Wielkiej Brytanii, jednak zarówno ten krążek, jak i „Back in Love City” przeszły nieco bez echa. Fani musieli więc czekać kolejne trzy lata na najnowsze dzieło Younga i spółki.

Zaraźliwi The Vaccines

The Vaccines od zawsze wyróżniali się nietuzinkowymi tekstami i fajnym rytmem swoich kawałków. Spora w tym zasługa Justina Younga, który w kolejnych albumach nie tracił werwy i błyskotliwości. Tak jest też na krążku „Pick-Up Full Of Pink Carnations”, czyli najnowszym dziele muzyków. Pod względem muzycznym jest niezwykle klasycznie. Inspiracje minionymi epokami, sięgając nawet do lat 60. XX wieku, są aż nadto odczuwalne.

 

Pick-Up Full Of Pink Carnations The Vaccines

 

Jednocześnie słuchając „Pick-Up Full Of Pink Carnations” nie mamy wrażenia wtórności. Jak słusznie zauważono w magazynie Guitar World w recenzji singla „Sometimes, I Swear”, kawałek ten jest „wszystkim, czego można oczekiwać od piosenki The Vaccines: chwytliwym refrenem, chwytliwymi melodiami i świetnymi zagrywkami gitarowymi”.

W podobnym tonie recenzję możemy znaleźć chociażby w Guardianie, gdzie płytę określa się jako „wysokooktanową dźwiękową euforię”. Momentami muzycy serwują nam garażowego rocka, by chwilę później brzmieć jak radiowy przebój pop. The Vaccines są zresztą znani z tego, że potrafią dotrzeć do odbiorców o różnych gustach. „Pick-Up Full Of Pink Carnations” to album spójny, chociaż amplituda muzycznych stylów jest dość spora. Mimo tego słucha się go naprawdę dobrze i można liczyć na to, że najnowszy projekt The Vaccines przypomni wielu słuchaczom o tej znakomitej kapeli.

Nowa płyta The Vaccines już czeka, a po więcej wieści z muzycznego świata zapraszamy do sekcji Słucham.