Finowie znani są ze swojego zamiłowania do cięższego brzmienia. Dlatego trudno się dziwić, że nawet ballady o miłości w wykonaniu zespołu HIM miały rockowo-metalowe zabarwienie. Chociaż w 2017 roku kapela zakończyła działalność, warto pamiętać o wyjątkowej spuściźnie, jaką pozostawił po sobie Ville Valo i pozostali członkowie HIM.

Mrocznie, gotycko, ale przyjemnie

Fascynacja mrokiem, gotykiem czy horrorem to etap, przez który przechodziło wielu miłośników szeroko rozumianej popkultury. Dla jednych były to książki Stephena Kinga czy Grahama Mastertona, a dla innych muzyka Black Sabbath. Wydaje się, że na podobnym etapie życia rozpoczęła się przygoda zespołu HIM. Mimo że dziś kojarzymy twórczość Finów głównie z nieco mrocznych, ale mimo wszystko lekkich do słuchania utworów, geneza kapeli miała w sobie więcej mroku.

Wystarczy wspomnieć fakt, że nazwa HIM to skrót od His Infernal Majesty. Trzeba przyznać, że niewiele kapel śpiewających o miłości odnosi się w swojej nazwie do piekielnych czeluści. Na przełomie wieków w Finlandii gotyk był stosunkowo popularny, dlatego nie dziwi zainteresowanie Valo i pozostałych muzyków. Ale po kolei.

Z pierwotnego składu HIM, który uformował się w 1991 roku przetrwali Ville Valo oraz basista Mikko „Mige” Paananen. Zanim jednak kapela wydała swój debiutancki album… rozpadła się. Plany podbicia muzycznego rynku pokrzyżowało wojsko, do którego trafił Mige. Dopiero w 1995 roku panowie wrócili do pomysłu wspólnego grania, a skład uzupełnili  Mikko „Linde” Lindström, Antto Melasniemi oraz Juhana „Pätkä” Rantala.

Muzycy trzymali się demoniczno-piekielnych nawiązań, czego efektem była debiutancka płyta „Greatest Lovesongs Vol. 666”. Kluczową postacią w procesie nagrywania albumu był producent Hiili Hiilesmaa, który w dużej mierze formował kształt HIM. Sami muzycy mieli minimalne doświadczenie w studyjnym nagrywaniu. Krążek trafił do sprzedaży w Finlandii oraz Niemczech (twórcy podpisali kontrakt z niemiecką wytwórnią BMG). Debiut zebrał pozytywne recenzje i stopniowo rosła liczba zainteresowanych słuchaczy. Efekt końcowy był imponujący, ponieważ „Greatest Lovesongs Vol. 666” otrzymał status platynowej płyty.

 

Greatest Love Songs. Volume 666 HIM

 

Już wtedy zaczęły pojawiać się pierwsze próby zdefiniowania muzyki HIM, co jednak nie było łatwe. Finowie nie grali klasycznego metalu, ale nie był to też pop. Brzmienie albumu określano jako „zróżnicowane”, a jednym z trafniejszych określeń ówczesnych recenzji było stwierdzenie, że słuchanie HIM sprawia przyjemność bez względu na to, czy słuchasz na co dzień rocka czy popu.

Narodziny love metalu

Mroczne, gotyckie brzmienia połączone z melancholijnymi tekstami o miłości sprawiły, że członków HIM coraz częściej pytano o to, jaką muzykę grają. Muzyków trudno było przypisać do jakiegokolwiek z ówczesnych gatunków, dlatego ostatecznie powstał nowy, specjalnie dla nich. Od tego czasu HIM stali się reprezentantami love metalu, czym trafili w serca wielu fanów, którzy stronili od popu, jednak hard rock czy metal były dla nich zbyt ciężkie.

W 1999 roku HIM wydali swój pamiętny album „Razorblade Romance”. Trzeba przyznać, że sam tytuł krążka doskonale określał ich brzmienie. Na płycie znalazły się kultowe utwory jak „Join Me” czy „Right Here In My Arms”, dzięki którym Finowie szybko podbili serca słuchaczy w całej Europie. W ręce muzyków trafiły fińskie odpowiedniki naszych Fryderyków, a Ville Valo stał się idolem znacznej części fanek.

 

 

Płyta „Razorblade Romance” właśnie doczekała się wznowienia w wersji winylowej, po którą z pewnością warto sięgnąć, jeśli darzycie HIM sentymentem. Co ciekawe, jest to wersja nagrana z producentem Johnem Fryerem, a nie jak to było oryginalnie pod okiem Hiiliego Hiilesmaa.

Kolejne dwa albumy rozchodziły się w sklepach jak ciepłe bułeczki. Zarówno „Deep Shadows and Brilliant Highlights” z 2001 roku, jak i „Love Metal” z 2003 roku podbijały listy sprzedaży w Finlandii, ale też wielu krajach Europy. Kolejnym kamieniem milowym kariery HIM był krążek „Dark Light” z 2005 roku. Wówczas po raz pierwszy materiałowi Finów udało się uzyskać status złotej płyty w USA, a tym samym wypromować kapelę na ogromnym rynku amerykańskim.

 

Deep Shadows And Brilliant Highlights HIM

 

Na międzynarodową skalę zapanowała moda na fińskie kapele, ponieważ obok HIM głośno było także o The Rasmus, grupie Negative czy symfonicznej Apocalyptyce. The New York Times określił płytę „Dark Light” jako najsolidniejszy album w dziejach HIM. Za pozytywnymi recenzjami podążała także światowa trasa koncertowa.

 

Love Metal HIM

 

Kłopoty w raju

Historia zna wiele podobnych przypadków. Kiedy wydawało się, że członkowie HIM wchodzą właśnie na szczyt muzycznej kariery, pojawiła się również ciemna storna sukcesu. Na początku 2007 roku HIM mieli nagrywać swój szósty studyjny album, czyli „Venus Doom”. Nagrania jednak przerwano z powodu kłopotów Valo. Wokalista miał wówczas poważny problem z alkoholem, przeżył także załamanie nerwowe. Dopiero odwyk i terapia sprawiły, że mógł wrócić do nagrywania. Ostatecznie płyta ujrzała światło dzienne we wrześniu 2007 roku. Udało się także zrealizować trasę koncertową, w której HIM grali m.in. obok Linkin Park czy My Chemical Romance.

Szczęśliwie Valo przezwyciężył problemy osobiste. W filmie dokumentalnym poświęconym liderowi HIM pada nawet stwierdzenie, że siódma płyta zespołu, czyli „Screamworks: Love In Theory And Practice” była pierwszą, nad którą Ville pracował w zupełnej trzeźwości.

Klątwa monotematyczności

Chociaż HIM nagrywali wciąż bardzo dobre albumy, z biegiem lat twórczość zespołu stała się nieco monotonna i powtarzalna. W wywiadzie radiowym z 2012 roku Valo wprost stwierdził, że „nie ma dla piosenki tematu ważniejszego niż związki. To jedyna rzecz, która mnie porusza”. I chociaż płyty nadal sprzedawały się znakomicie, a charakterystyczny symbol HIM, łączący serce i pentagram był rozpoznawalny na całym świecie, powoli można było wyczuć zbliżający się zmierzch popularności grupy.

W 2013 roku HIM wydali swój jak się okazało ostatni studyjny album „Tears on Tape”. Muzyczny powrót do korzeni nie okazał się jednak trafionym pomysłem, a krążek zanotował przeciętne wyniki sprzedaży. Ostatecznie w 2017 roku miał miejsce ostatni koncert HIM, po którym muzycy ogłosili zakończenie działalności.

 

 

W niedawnym wywiadzie dla Sonic Seducer Valo wspominał czas, w jakim podjął decyzję o rozwiązaniu zespołu. Stwierdził, że grupa straciła iskrę, dzięki której wcześniej tworzyli jakościową muzykę. „To nie brzmiało tak, jak byśmy tego chcieli” – mówił. Mimo prób nie udało się stworzyć nic, co muzycy chcieliby opublikować.

Tak zakończyła się historia twórców love metalu, która z niewielką przerwą obejmuje 26 lat wspólnego grania i osiem studyjnych albumów. Polecamy wrócić do największych przebojów HIM, np. z płyty „Razorblade Romance”, a po więcej muzycznych historii zapraszamy do sekcji Słucham.