Rozmowa z Alexem Michaelidesem

Robert Szymczak: Twoje książki to z jednej strony zagadki kryminalne, a z drugiej opowieści bardzo mocno oparte na głębi psychologicznej postaci. Jak wygląda u ciebie proces kreowania bohaterów?

  • Alex Michaelides: Lubię pisać powieści gatunkowe, ale zawsze staram się je połączyć z czymś głębszym. Uwielbiam, kiedy thrillery nie są tylko thrillerami, ale mówią nam też coś więcej o świecie. Wydaje mi się, że w „Furii” mamy do czynienia nie tyle z thrillerem, co powieścią psychologiczną. Thrillerem psychologicznym!

    W przeciwieństwie do „Bogiń”, w „Furii” zawęziłem krąg bohaterów, co pozwoliło mi lepiej zajrzeć w ich głąb. Podczas pracy nad książką skoncentrowałem się przede wszystkim na dzieciństwie postaci – wydaje mi się to bardzo ciekawe, w końcu to właśnie dzieciństwo najbardziej nas kształtuje. Zacząłem więc od napisania kilku stron o przeszłości każdego z bohaterów. Starałem się zarysować, jak wyglądała ich przeszłość i dorastanie. Te opisy potem nie trafiły do książki. Uznałem, że te informacje są ważne dla mnie, ale niekoniecznie muszę je zdradzać czytelnikom.  

„Furia” to pozycja wyjątkowa w twoim dorobku, bo tym razem narratorem całej opowieści jest jeden z bohaterów. Jak taki zabieg wpłynął na projektowanie całej historii? 

  • Struktura „Furii” jest rzeczywiście inna w porównaniu do moich dwóch pierwszych książek. Tym razem postanowiłem nie pisać powieści stricte detektywistycznej. Pomysł, że narratorem będzie jeden z bohaterów pojawił się dopiero w bardzo zaawansowanym stadium pisania.

    Podczas pracy nad „Furią” nie rozplanowałem fabuły dokładnie, nie ustawiłem wszystkich wątków wcześniej. Wybrałem miejsce akcji oraz zarys bohaterów i po prostu zacząłem pisać. W pierwszym szkicu historia rodziła się w trakcie pisania i miała inne zakończenie – inna osoba była ofiarą, inna zabójcą. Okazało się jednak, że to nie do końca działa. Musiałem usiąść nad opowieścią jeszcze raz i zastanowić się, dlaczego. Wtedy postanowiłem, że narratorem będzie osoba drugoplanowa, czyli Elliot. I patrząc przez ten pryzmat na „Furię” zaczęły przychodzić mi do głowy różne, nowe pomysły. Zacząłem zastanawiać się, jaki wpływ na historię ma perspektywa Elliota, jakie cechy charakterystyczne on sam by jej nadał w trakcie opowiadania. Tak powstała książka, którą dzisiaj możemy trzymać w ręku.

Poszedłeś za głosem swojego bohatera?

  • Trochę tak – przy poprzednich dwóch książkach pracowałem zupełnie inaczej. Cała oś historii była bardzo dokładnie rozplanowana.. Okazało się, że takie podejście trochę odbiera mi radość z pisania. Postanowiłem spróbować działać inaczej i to był bardzo dobry pomysł.
     

Furia Michaelides
 

Wyspa oddalona od świata, tajemnicze morderstwa – nawiązania do Agathy Christie są oczywiste, choć całość opowieści płynie w zupełnie inną stronę. Skąd chęć wzięcia tego tropu i zabawy z nim?

  • Kiedy miałem 12 lat przeczytałem po raz pierwszy „I nie było już nikogo” Agathy Christie i zrobiło ono na mnie piorunujące wrażenie. Z resztą nie tylko na mnie – tropy z tej powieści były wykorzystywane i przerabiane wiele razy przez najróżniejszych twórców. Samo to pokazuje, z jak doskonałą strukturą mamy do czynienia: niewielka grupa podejrzanych, wszyscy uwięzieni w jednym miejscu. Doskonały materiał na zabawę gatunkiem czy zaskoczenie czymś czytelników. Jednocześnie wykorzystując taki motyw trzeba być świadomym, że czytelnicy thrillerów lub kryminałów są z nim zaznajomieni. Więc jako autor muszę o tym pamiętać, dołożyć do historii swoją cegiełkę i swój styl.

Zabawa motywami, sposobem pisania, oczekiwaniami czytelników – brzmi, jakby pisanie „Furii” było dla ciebie dobrą zabawą.

  • Tak, to była bardzo dobra zabawa <śmiech>. Już samo to, że mój narrator jest całkowicie świadomy konwencji, której jest częścią! W którymś momencie opowieść właściwie przekształca się w specyficzny dialog między narratorem a czytelnikiem. Jednocześnie chciałem trzymać się ram prawdziwego świata, żeby historia była możliwie realistyczna. Tak, praca nad „Furią” sprawiła mi masę przyjemności.

Masz jakieś inne książki lub autorów, którzy są dla ciebie ważni?

  • Jedną z osób, które absolutnie podziwiam jest Ruth Rendell. To brytyjska pisarska, której twórczość jest bardzo popularna w Wielkiej Brytanii. W tej chwili chyba nawet wolę jej twórczość od Agathy Christie. Moją absolutnie ulubioną książką jest „Judgement in stone”. Każdy, komu ją poleciłem, potem mi dziękował <śmiech>. To jest naprawdę dobry kawałek literatury i był w dużej mierze inspiracją dla mojej pierwszej powieści, czyli „Pacjentki”. Rendell zawsze bardziej skupiała się na tym, dlaczego ludzie mordują, a nie jak to się odbywa. Ja też tak do pisania podchodzę – w „Pacjentce” dowiadujemy się, kto zabił i kto był ofiarą już na pierwszej stronie. Dopiero potem w ramach retrospektywy odkrywamy, dlaczego to się stało.

Elliot już na pierwszych stronach okazuje się być świadkiem wydarzeń, które nam przedstawi. Tego typu narracja może kojarzyć się z gatunkiem true crime. Jesteś fanem słuchania o prawdziwych zbrodniach?

  • Czasami słucham takich podcastów, ale true crime nie był dla mnie inspiracją per se. Jako autor jestem przede wszystkim zainteresowany wątkiem psychologicznym, nie samym przebiegiem zabójstwa czy śledztwem wokół niego. Prawda też jest taka, że bardzo dużo czasu spędzam pisząc o morderstwach. Słuchanie czy czytanie o nich w czasie wolnym to trochę za dużo <śmiech>.

Jesteś nie tylko pisarzem, ale też scenarzystą – czym dla ciebie różni się praca nad powieścią od pracy nad scenariuszem?

  • Teraz pracuję nad scenariuszem filmowym na podstawie „Furii” i muszę przyznać, że jest to dla mnie bardzo duże wyzwanie. Przypomina mi, dlaczego przeszedłem z pisania scenariuszy do pisania powieści. Zdecydowanie lepiej czuję się podczas pracy nad książką, gdyż w trakcie tego procesu twórczego można naprawdę wejść do głowy bohaterów. Przy scenariuszu filmowym nie mogę tego zrobić w takim stopniu – rzeczy muszą pozostać nieco bardziej powierzchowne.

    Z drugiej strony pisanie tego scenariusza też sprawia mi dużo radości – twórczo koncentruję się na czymś innym. Mogę zdradzić, że w wersji filmowej główny nacisk będzie położony na postać Lany, nie Elliotta. Chcę spojrzeć na „Furię” z nieco innej perspektywy.
     

Alex Michaelides

Alex Michaelides / fot. Kuba Celej
 

Pisałeś scenariusze do filmów, poznałeś znanych aktorów i aktorki – pociąga cię świat Hollywood i szołbiznes?

  • Kiedy byłem młodszy, miałem obsesję żeby dostać się do Hollywood – wydawało mi się to absolutnym szczytem marzeń. W momencie, gdy to się trochę udało, zdałem sobie sprawę, że Hollywood jest naprawdę… szalonym i dziwnym miejscem <śmiech>.

Dużo mówisz o zabawie opowieścią, oczekiwaniami czytelnika, tropami z literatury kryminalnej. Jakie masz nastawienie do czytelników? Czego powinni spodziewać się po lekturze „Furii”?  

  • Trudne pytanie! Powiem szczerze, im więcej czytelników literatury sensacyjnej spotykam, tym bardziej nie mogę wyjść z podziwu, jak oni są wyrafinowani. Zdecydowanie lepiej znają się na tym gatunku niż ja, bo pewnie więcej czytają <śmiech>. Dlatego uznałem, że dobrym pomysłem będzie nie patronizować czytelnika, nie próbować oszukiwać od początku. Dać trochę innej perspektywy i powiedzieć wprost, że nie powinni ufać narratorowi – zwłaszcza, że i tak prawdopodobnie by mu nie ufali. Od początku próbowałem rozegrać opowieść w taki sposób, żeby nawet tego wyrafinowanego, oczytanego odbiorcę zaskoczyć. I mam nadzieję, że to się udało!

Więcej wywiadów znajdziesz na Empik Pasje. 

Zdjęcie okładkowe: fot. Kuba Celej / materiały promocyjna wydawnictwa W.A.B.