Mieliśmy okazję poznać jej piosenki - jak przebojowy „Szampan”- teraz czas na debiutancki album. Ale zanim go posłuchamy, Sanah opowie nam trochę o sobie i swojej muzycznej pasji oraz inspiracjach, które możemy znaleźć na jej playliście w aplikacji Empik Music.

Dzięki internetowi i mediom społecznościowym, każdy może dziś komunikować światu, że jest modelką, sportowcem, biznesmanem czy nowym objawieniem sceny muzycznej. Wszystko zajmuje kilka minut, parę zdjęć i kliknięć. Zabawa trwa w najlepsze aż do momentu, kiedy publiczność powie: o.k. sprawdzam! Wtedy okazuje się, że internetowe gwiazdy nie zawsze mają podobny status w świecie realnym. Są jednak wyjątki od tej reguły - dzieciaki, które naprawdę ciężko pracują nad sobą, żeby osiągnąć to, na czym im zależy. I tak krok po kroku, jak kropla która drąży skałę, udaje im się w końcu zrealizować swoje marzenia. Taką osobą jest Sanah. Bardzo młoda, ale już doskonale przygotowana i niespotykanie utalentowana kompozytorka i wokalistka.

 

Rozmowa z Sanah

Piotr Miecznikowski: - W materiałach, które opowiadają o tobie można znaleźć informację, że zostałaś odkryta w internecie i od razy zachwyciłaś słuchaczy, krytyków i wydawców. Ale przecież nikt nie pojawia się znikąd, z dnia na dzień. Zanim podbiłaś internet musiałaś sporo pracować nad sobą.

Sanah: - Zgadza się (śmiech). Wszystko zaczęło się w gimnazjum, kiedy odkryłam bardziej profesjonalne, studyjne sposoby nagrywania moich kompozycji. Wcześniej bawiłam się nagrywając piosenki na dyktafon, aż w końcu rodzice podarowali mi taki prezent na święta - sesję nagraniową w studiu Izabelin. To dosłownie trzy minuty od mojego domu, więc kiedy szukali najbliższego studia, ten wybór był oczywisty. Pomyśleli: „niech sobie Zuzia nagra te swoje piosenki” - i tak trafiłam do prawdziwego studia (śmiech). Na początku myślałam, że to będzie krótka przygoda i koniec, a ostatecznie okazało się, że wracałam tam wiele razy i nagrywałam kolejne kompozycje. I tak po czterech latach, o ile się nie mylę, podpisałam kontrakt z wytwórnią.


Królowa dram
(Deluxe Edition) (CD)

 

Super, tylko znowu do dotarliśmy do źródła, do początku twojej fascynacji muzyką. Chodzi mi o czasy starsze niż nagrywanie piosenek na dyktafon...

- (śmiech) Tak, to zaczęło się dużo wcześniej. Zawsze lubiłam występować przed publicznością, najpierw przed rodzicami, czy wujkiem i ciocią, kiedy do nas przychodzili. Uwielbiałam robić dla nich przedstawienia i śpiewać. Później, w  szkole podstawowej, chyba w trzeciej klasie jeżeli dobrze pamiętam, zaczęłam brać udział w różnych konkursach. Na jeden z nich napisałam piosenkę o nietoperzach i o babci (śmiech). Naukę gry na skrzypcach zaczęłam w wieku siedmiu lat, a w piątej klasie podstawówki doszedł kolejny obowiązkowy instrument - pianino. Z czasem bardzo je polubiłam.

Na twoich profilach w social mediach można znaleźć zdjęcia, na których jesteś z gitarą.

- To są zdjęcia, z których sama się dziś śmieje. Na gitarze potrafię zagrać parę kilka akordów. Umiem zagrać kilka prostych piosenek, ale mam wciąż problem z prawą dłonią, czyli z „biciem”. To samo dotyczy gry na ukulele, przeszkadza nie wyrobiony nadgarstek (śmiech).

Na jakim instrumencie komponujesz w takim razie? Na skrzypcach raczej trudno jest napisać piosenkę.

- To prawda, na skrzypach się nie da pisać piosenek. Czasami wymyślałam na nich różne hiszpańskie melodie (śmiech). Natomiast kiedy komponowałam bardziej serio to zawsze było pianino. Do dziś to się nie zmieniło, może poza tym, że teraz szukam jakichś nowych brzmień i możliwości. Czasami proszę producentów, żeby mi podsyłali gotowe podkłady, bo wtedy moja głowa zupełnie inaczej pracuje, kiedy konfrontuję się z pomysłami innych ludzi. Wymyślam wtedy bardzo ciekawe rzeczy.

Opowiedz coś o śpiewaniu. Masz bardzo ciekawą barwę głosu i równie interesujący sposób interpretacji. Czasami brzmi to wszystko jakbyś mocno inspirowała się muzyką folk.

- Fajnie, że padło to pytanie bo wcześniej ludzie zwracali na to uwagę tylko w jakichś komentarzach, że jest w mojej muzyce jakiś folkowy klimat. A prawda jest taka, że muzyki ludowej w moim życiu praktycznie nie było (śmiech). Właściwie jedynym takim akcentem była płyta Kayah i Bregovica, która zainspirowała mnie do pisania tekstów w języku polskim – piosenka z niej znalazła się zresztą na mojej playliście „Inspiracje Sanah” w aplikacji Empik Music. Wcześniej podchodziłam do polskich tekstów z dużą rezerwą, obawiałam się, że sobie nie poradzę, że nie będę ładnie brzmiała śpiewając w rodzimym języku. Po angielsku jakoś sobie radziłam, chociaż trochę było problemów z dykcją i śpiewałam nieco niechlujnie, ale jakoś to szło. Do śpiewania po polsku trzeba było się jednak mocniej przyłożyć i to kosztowało mnie trochę pracy i wysiłku.

 

 

Kiedy w końcu zaczęłaś publikować swoje piosenki w internecie, kto wtedy była dla ciebie najważniejszą inspiracją?

- Tak naprawdę to inspiracji z zewnątrz nie miałam i wciąż nie mam zbyt wiele. Ubolewam nad tym, chciałabym mieć ich więcej i wciąż poszukuję, tyle, że z wiekiem zrobiłam się bardziej wybredna (śmiech). Kiedy Dawid Podsiadło wydał swoją pierwszą płytę, to słuchałam jej codziennie. To z pewnością była ogromna inspiracja, także do pisania polskich tekstów. Pierwsze poważne piosenki z tekstami po polsku były zdecydowanie inspirowane twórczością Dawida. Kolejny polski artysta, który miał na mnie wpływ to zespół Bitamina. Oni pokazali mi, że w pisaniu tekstów nie trzeba się ograniczać, nie trzeba być takim sztywnym i poprawnym. Uświadomiłam sobie, że pisząc mogę więcej kombinować, używać więcej potocznych słów, których raczej nie słyszy się w popowych piosenkach. Szukałam w tym wszystkim miejsca dla siebie... właściwie wciąż szukam (śmiech).

Podejrzewam, że to musiało być dla ciebie bardzo mocne przeżycie, kiedy dowiedziałaś się, że Dawid Podsiadło zagrał na koncercie jedną z twoich piosenek.

- Kompletnie się tego nie spodziewałam! (śmiech). Dawid w czasie swojej trasy koncertowej zagrał jedną z moich pierwszych piosenek, a ja kompletnie nie miałam o tym pojęcia. To było bardzo miłe. Wcześniej, kiedy pisałam piosenki, myślałam często: „ciekawe, co by Dawid powiedział?” (śmiech). Kiedy po jakimś czasie moje kompozycje w końcu do niego dotarły i usłyszałam co o nich myśli, to było naprawdę bardzo miłe. On jest jedną z osób, na których opinii naprawdę mi zależy.

To co piszesz jest, zważywszy na twój wiek, zaskakująco dojrzałe. To są opowieści autobiograficzne, piszesz o sobie? Czy raczej wymyślasz bohaterów swoich piosenek?

- Od samego początku wiedziałam o czym chcę pisać. Czułam, że muszę mówić o rzeczach nie zawsze fajnych, ale takich które mnie poruszają, skupiają na sobie uwagę. Odnośnie poprawności literackiej i dopasowania tekstu do linii melodycznej sporo pomaga mi Magdalena Wójcik z zespołu Goya. Większość piosenek piszę razem z nią. Kiedy piszę nową piosenkę, to wysyłam ją do Madzi, żeby sprawdziła, że to tekst ma dobrą składnię i rytm. Bardzo mi to pomaga, bo czasami sama nie widzę własnych błędów.

Dobrze, ale czy takie teksty jak na przykład „Królowa Dram”, są o tobie? Opowiadasz własne przeżycia?

- Tak, skupiam się przede wszystkim na sobie, dodatkowo takie piosenki są jakimś sposobem, żeby się rozliczyć z pewnymi sytuacjami w moim życiu. Wyrzucam z siebie różne problemy, które mi siedzą w głowie od wielu lat. Myślę, że dzięki temu cała płyta jest bardzo spójna, na poziomie tematyki tekstów to wciąż opowieść o mnie samej i tym wszystkim co się dzieje w moim świecie. Naprawdę bardzo długo czułam się „niewidzialna”, to jest o mnie (śmiech).

Nad albumem pracowałaś z wieloma muzykami i producentami. Czegoś się od nich nauczyłaś?

- To często ludzie, których poznałam zupełnie przypadkiem. Miałam szczęście, bo to są niesamowicie utalentowani artyści. Wiele piosenek, nad którymi sama siedziałam bardzo długo, oni potrafili ogarnąć w dwie godziny. To była naprawdę super praca. Mniej więcej po dwóch miesiącach , miałam około szesnastu gotowych piosenek! Bardzo szybko to poszło i bardzo mi się podobało. Nauczyłam się dzięki nim więcej asertywności (śmiech). Teraz wiem, że nie zawsze muszę się na wszystko zgadzać i być uległa, sama też mogę mieć fajne pomysły. Ta świadomość dotarła do mnie, dzięki temu, że oni traktowali mnie w studiu jak partnera i mogłam cały czas mówić co myślę i jak chcę, żeby brzmiała moja muzyka.

O.K. na koniec powiedz jak sama słuchasz muzyki? Jakie formaty są ci najbliższe?

- Słucham głównie serwisów streamingowych. Ostatnio bardzo się wciągnęłam w wyszukiwanie nowych playlist, moja własna zawiera już tak dużo utworów, że stwierdziłam, że czas poszukać czegoś nowego (śmiech). Sprawdzam playlisty różnych fajnych zespołów, pilnie obserwuję premiery i nowości. Czasami znajduję prawdziwe perełki i później często do nich wracam.
Zdarza się, że niektóre piosenki nie podobają mi się za pierwszym razem i muszę ich posłuchać kilka razy zanim „wejdą” (śmiech). Ale z drugiej strony zdarzają się też takie odkrycia, jak płyta Igora Herbuta, która zachwyciła mnie od samego początku. Teraz na słuchanie muzyki mam trochę więcej czasu i to jest ta pozytywna strona siedzenia w domu (śmiech).

W opisie twojego albumu, który wysyła wytwórnia, pada termin „quality pop”. Co myślisz o takiej definicji?

- (śmiech) Sama długo szukałam jakiegoś określenia dla tego co robię. Może ten "szlachetny pop" to fajna definicja, ale sama chyba się wstydzę tak o sobie mówić, trochę mi głupio (śmiech). Fajnie, że ktoś tak myśli i mówi o mojej muzyce, jednak sama, gdybym już musiała, to nazwała bym to co robię... hm.. smętny pop? (śmiech).

To bardzo dowcipne, ale mało handlowe hasło. Wytwórnia się raczej nie zgodzi.

- (śmiech) To prawda. Tak całkiem serio, to najlepiej byłoby, gdyby ludzie myśleli o mojej muzyce po prostu - Sanah.