„Berdo” to dziewiąta już odsłona przygód tatrzańskiego gliny Wiktora Forsta (w serialu odgrywanego przez Borysa Szyca). Znaki szczególne? Koszula w czarno-czerwoną kratę, paczka papierosów marki West i gumy Big Red w kieszeni. No chyba, że te ostatnie są akurat niedostępnie lokalnie. Zanim przejdę do sedna, to warto pamiętać, że „Berdo” to jedna z tych kontynuacji, która bez znajomości poprzednich tomów nie ma dla czytelników sensu, wszystko bowiem tutaj nabiera rozpędu, a przeszłość do naszego bohatera wraca, czy tego chce czy nie.

 

Targi Książki Empiku Remigiusz Mróz

 

Po ostatnich bolesnych wydarzeniach Wiktor Forst zaszył się w bieszczadzkiej głuszy. Próbuje zapomnieć. Ćpa najgorsze możliwe i dostępne pod ręką prochy. Pije hektolitry wszelkich możliwych trunków. I włóczy się po okolicy szukając guza. Tego znajduje kolejnej przygnębiającej jesiennej nocy. Wychodzi z knajpy w bieszczadzką ciemność, by natknąć się na oprycha, który katuje turystkę. Wiktor może być półprzytomny, ale jego instynkt gliniarza działa bez zarzutu. Podejmuje się ataku i wkrótce okaże się, że przyjdzie mu za ten atak zapłacić. I tak akcja nabiera tempa – pojawiają się wokół Forsta nowe twarze, ale też starzy dobrzy znajomi. A także ktoś, kto nie powinien był wracać...
 

Remigiusz Mróz Berdo recenzja
 

Mroczny urok Bieszczad

Remigiusz Mróz zaserwował prawdziwą gratkę dla fanów serii z komisarzem Forstem. Tym razem zmienił otoczenie, Tatry podmienił na pełne mrocznego uroku Bieszczady, a te wypełnił brudnymi tajemnicami. Połoniny może i są magiczne jesienną porą i pięknie wychodzą na instagramowych zdjęciach, ale Mróz przypomina, że to właśnie w takich miejscach może ukrywać się największa ciemność. W „Berdo” pojawia się motyw seryjnego mordercy na turystycznych szlakach, przestępczości zorganizowanej i wreszcie –demonów przeszłości, które powracają, by zaatakować naszego Forsta, kiedy ten jest wyczerpany zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Niezła mieszanka, jak na odsłonę serii, która stanowi niejako hiatus w tej policyjnej przygodzie.

Wisienką na torcie „Berdo” są elementy historyczne i kulturowe związane z grupami etnicznymi, które niegdyś zamieszkiwały bieszczadzkie okolice, a które padły ofiarami czystek etnicznych pierwszej połowy XX wieku. Łemkowie, Bojkowie, ich symbole, ich wymarłe wioski wspominane są na kartach powieści i stają się nieodłączną częścią samej fabuły. Remigiusz Mróz potrafi wpleść te elementy między słowami, bez zbędnego perorowania, nie tylko w ramach ciekawostki jako takiej, ale przede wszystkim jako ważny, powracający motyw.

Forst trzyma poziom 

W tej odsłonie nawet przepychanki słowne nie są drażniące, a wszystko za sprawą sprawdzonego duetu Forst/Osica, którego dynamika polega na żartach jednego i cierpkich przekleństwach drugiego. Poza tym, chyba bieszczadzka cisza dobrze zadziałała na naszego bohatera, który też się nieco wyciszył, nawet jeśli to tylko chwilowa przerwa przed powrotem w spowite tłumem Tatry. Ciekawym uzupełnieniem jest nowa postać bossa miejscowej organizacji przestępczej. Widać, że to dodatek do uniwersum Mroza, po którym spodziewam się, że pewnego dnia (niczym w disneyowskim Marvelu) wszyscy spotkają się i stawią czoła największemu oprawcy w okolicy. A na końcu wybuchnie świat.

Nie oczekiwałam, że historia Wiktora Forsta potoczy się w tym kierunku, ale od tego właśnie jest Remigiusz Mróz i jego wyobraźnia, by zaskakiwać czytelników. Seria z Wiktorem Forstem od pierwszego tomu trzyma poziom i mam nadzieję, że nie odpuści do samego końca.

Więcej recenzji znajdziecie na Empik Pasje w dziale Czytam.

Dodatkowa uwaga – jest tu pewna scena z koniem, na ranczu, która może wyprowadzić z równowagi co wrażliwszych. Sama musiałam ją po części ominąć, jako że nie toleruję w książkach krzywdy względem zwierząt. Uważam, że trzeba o tym wspomnieć, by czytelnicy nie byli narażeni na szok.