Jego barwa głosu sprawia, że masz ochotę się do niego przytulić. Nic zatem dziwnego, że aranżacje świątecznych przebojów biją rekordy popularności. Ale dorobek muzyczny Michaela Bublé to nie tylko bożonarodzeniowe covery. Niebawem ukaże się jedenasty studyjny album artysty.

Chciał być aktorem, ale zbyt pięknie śpiewał

Chociaż muzyczny talent Michaela Bublé został zauważony już w dzieciństwie, początkowe plany na sceniczną karierę młodego Kanadyjczyka nie uwzględniały śpiewu. Owszem, ta umiejętność mogła okazać się przydatna, ale w karierze aktorskiej. Bublé zaczął grać jako nastolatek. Najpierw w amatorskim teatrze, a z czasem w większych przedsięwzięciach. Zawód początkującego aktora nie był dochodowy, dlatego Michael równocześnie rozwijał się jako wokalista, śpiewając w hotelach i nocnych klubach. Aktorska przygoda nieco przyspieszyła, kiedy wcielił się w młodego Elvisa Presleya w musicalu „Red Rock Diner”. Niedługo potem zadebiutował w pełnometrażowym filmie „Duety”. W swojej autobiografii „Na scenie, za sceną” swoje młodzieńcze plany wspomina tak:

„Między jedenastym a czternastym rokiem życia chciałem zostać aktorem i nakłoniłem rodziców, żeby zabrali mnie na kilka castingów. Jako licealista występowałem w amatorskim teatrze. Chociaż zjadała mnie trema, nie przestawałem chodzić na przesłuchania. Trwało to, dopóki nie odkryłem Harry’ego Connicka Jr. Wtedy postanowiłem zostać wokalistą”.

Ostatecznie pasja do muzyki zaszczepiona przez dziadków zwyciężyła i zaczęła przynosić coraz więcej korzyści. Bublé zdążył nawet nagrać dwie jazzowe płyty „BaBalu” oraz „Dream”. Punktem zwrotnym w historii piosenkarza okazał się występ na weselu córki byłego premiera Kanady, gdzie pojawiło się kilku przedstawicieli branży muzycznej. Kanadyjski muzyk i producent David Foster zaproponował mu wówczas pomoc oraz koncerty w Los Angeles.

 

„Love” Michael Bublé

 

Amerykański sen i coverowa łatka

Podpisanie kontraktu z wytwórnią Warner Bros wydawała się spełnieniem snów o muzycznej karierze. Częściowe sfinansowanie kolejnej płyty Bublé zaoferował nawet znany piosenkarz Paul Anka. Początkowo Bublé nie komponował własnych utworów, dlatego w studiu Fostera w Malibu nagrywał przede wszystkim covery. Płyta zatytułowana „Michael Bublé” odniosła spory sukces komercyjny jak na artystę nieznanego dotąd w USA. Dwa miliony sprzedanych egzemplarzy zachęciły przedstawicieli wytwórni do podążania tą ścieżką. W 2003 roku wokalista wydał swój pierwszy świąteczny minialbum.

 

„Michael Bublé” Michael Bublé

 

Kolejny krążek zatytułowany „It’s Time” również składał się z coverów. Jak podkreśla w swoich wspomnieniach Bublé, jego wpływ na tytuły piosenek był mocno ograniczony. Pojawiły się też pierwsze obawy względem łatki piosenkarza, wykonującego cudze utwory.

„Nie miałem wpływu na cały materiał, który znalazł się na mojej drugiej płycie. Jedynym wyjątkiem był cover utworu Sinatry „I’ve Got You Under My Skin”. Nie chciałem nagrywać tego przeboju, ponieważ obawiałem się przyczepienia mi przez krytyków łatki naśladowcy. Ten utwór był jednym z najbardziej znanych w repertuarze Franka. Uwielbiam go, ale wolałem nie ryzykować.”

Ostatecznie wspomniany utwór znalazł się na trackliście albumu, a do Bublé faktycznie na długi czas przykleiła się łatka piosenkarza, który śpiewa wyłącznie cudze piosenki.

 

„It’s Time” Michael Bublé

 

Więcej Michaela na płytach Bublé

Wraz z albumem „Call Me Irresponsible” Bublé postanowił zmienić nieco opinię na swój temat. Chociaż na płycie dominowały aranżacje utworów innych artystów, Kanadyjczyk zaliczył w pewnym sensie ponowny debiut, prezentując autorski materiał. Krążek okazał się sukcesem, a Bublé zdobył swoją pierwszą nagrodę Grammy. Podczas nagrywania kolejnych studyjnych albumów piosenkarz stosował podobny schemat – nagrywał covery, ale też umieszczał na krążkach własne utwory. Pomagał mu w tym nieoceniony towarzysz, Alan Chang. Także na płycie „Christmas” pojawił się autorski utwór „Cold December Night”, utrzymany w tematyce świątecznej. Fani przyjęli zmianę z optymizmem, wobec czego na krążku „To Be Loved” z 2013 roku znalazły się już cztery własne piosenki.

Wizerunek romantyka z aksamitnym głosem, który stroni od skandali i nadmiernego rozgłosu sprzyjał pozamuzycznym przedsięwzięciom, jak chociażby własna linia perfum. Niemniej wokal Michaela Bublé już na stałe kojarzył się słuchaczom na całym świecie z Bożym Narodzeniem i pełnymi ciepła aranżacjami świątecznych przebojów.

 

„To Be Loved” Michael Bublé

 

Osobisty dramat z happy endem

Niewątpliwie spory wpływ na najnowszą muzyczną karierę Michaela Bublé miały wydarzenia z jego życia osobistego. Kanadyjczyk tworzył szczęśliwą rodzinę z żoną Luisaną Lopilato, z którą obecnie ma trójkę dzieci. W 2016 roku syn sławnej pary, Noah, zachorował na nowotwór wątroby. Zdruzgotani diagnozą rodzice wydali tylko krótkie oświadczenie i wycofali się z życia publicznego. W pewnym momencie Bublé zdecydował zupełnie odciąć się od celebryckiej części swojego życia. Przestał koncertować i nagrywać.

Na szczęście leczenie przyniosło pozytywny skutek i rodzina uwolniła się od problemów. Z czasem Bublé wrócił do muzyki, czego efektem był album „Love” – zbiór znanych piosenek o miłości. W marcu Michael Bublé zaprezentuje kolejny krążek zatytułowany „Higher”, którego tracklistę już znamy. Na nowej płycie artysty znalazły się m.in.: wersja utworu „My Valentine” autorstwa McCartneya, „Bring It On Home To Me” Sama Cooka, „You're the First, the Last, My Everything” Barry’ego White’a, a także znany z interpretacji Franka Sinatry i Roda Stewarta „A Nightingale Sang in Berkeley Square”. Wszystkie te tytuły w połączeniu z aksamitną barwą głosu wokalisty wróżą tej płycie kolejny sukces.

 

„Higher” Michael Bublé

 

Jak widać na piosenki w wykonaniu Michaela Bublé nie trzeba czekać do świąt. Nowy materiał Kanadyjczyka ukaże się już 25 marca. Płyta dostępna jest już w przedsprzedaży.

Po więcej muzycznych tekstów zapraszamy do pasji Słucham.