Paulina Stanaszek: Jak wyglądała wasza pierwsza wspólna podróż?

  • Paweł Pomykalski: Pojechaliśmy na nią za pierwsze zarobione pieniądze, jeszcze w czasach licealnych. Wygraliśmy konkurs zorganizowany przez Ośrodek Karta. Nazywał się „Historia Bliska”. Stwierdziliśmy, że trzeba je przehulać, więc pojechaliśmy na zorganizowaną wycieczkę do Petersburga.
  • Beata Pomykalska: Już wtedy mieliśmy ciągotki do podróżowania, poznawania różnych miejsc w naszej okolicy. Lubiliśmy lokalne wycieczki i pomyśleliśmy, że wydamy wygraną na wyjazd za granicę.

 

Książka Wioski i sielskie zakątki. Polska z pomysłem

 

Jak wspominacie tę podróż?

  • Paweł: Okropnie! <śmiech>
  • Beata: Po niej już nigdy więcej nie pojechaliśmy z biurem podróży.
  • Paweł: Wydawało nam się, że teraz jest czas na nową Europę Wschodnią – był 2003 rok. Niestety dzisiaj wiemy, jak się historia potoczyła, ale wtedy byliśmy bardzo zaintrygowani wschodnią i centralną Europą. Petersburg zrobił na nas trochę przygnębiające i oszałamiające wrażenie. Było to mimo wszystko ciekawe doświadczenie, choć nie wiem, czy kiedyś chcielibyśmy je powtórzyć.
  • Beata: Później poszliśmy na studia i wybraliśmy się pierwszy raz wspólnie do Chorwacji, a stamtąd na jednodniową wycieczkę do Bośni i Hercegowiny. Ten dzień był przełomowy, jeżeli chodzi o nasze życie zawodowe. Zakochaliśmy się w Sarajewie, które było ogromną lekcją historii, myślenia o świecie, polityce oraz wielokulturowości. W ten sposób wsiąknęliśmy w Bałkany. 

A kiedy pojawił się w waszych głowach pomysł na napisanie pierwszego przewodnika?

  • Beata: Rok czy dwa lata później. Wróciliśmy do Bośni na dłużej, wtedy jeszcze nie było przewodników po tym kraju, więc postanowiliśmy go napisać. Od tego się zaczęła nasza przygoda z pisaniem. Potem z Domem Współpracy Polsko-Niemieckiej wydaliśmy album o dziedzictwie przemysłowym rodziny von Ballestrem na Górnym Śląsku.

Często zaznaczacie, że jesteście z wyboru (i urodzenia) związani z Górnym Śląskiem. Co takiego ma w sobie Śląsk, że może zainteresować?

  • Paweł: Nas zafascynowały odrębności, to, co różniło się od utartego schematu. Historia Górnego Śląska potoczyła się trochę inaczej niż reszty kraju, przez co ta odrębność wciąż jest widoczna. Rewolucja przemysłowa dokonała bardzo znaczących zmian, które czynią ten region unikatowym. Takiego drugiego zagłębia przemysłu w Polsce nie mamy, a w skali europejskiej jest ich zaledwie kilka.
  • Beata: Uwielbiamy też, kiedy różne światy i kultury się ze sobą stykają, namiastkę tego można odnaleźć na Górnym Śląsku. Tutaj wszystko się miesza – to, co polskie i niemieckie, to co śląskie i czeskie. Jest jeszcze nasze dziedzictwo przemysłowe, które długo było niekochane przez nas samych, bo nie widzieliśmy jego potencjału, a ono nas wyróżnia. Śląsk to miejsce, które pokazuje, że wcale nie trzeba wybierać sobie jednej tożsamości. Można być Ślązakiem i Polakiem – to nie powoduje żadnej rozbieżności, tylko się dopełnia. Mówimy po polsku, ale też godomy godką. Jemy polskie potrawy i roladę z modrą kapustą.

Jak wygląda wasz proces planowania podróży? W jaki sposób odnajdujecie miejsca opisywane w książce?

  • Paweł: Każdego roku około 5 miesięcy spędzamy poza domem i przy okazji realizowania innych projektów zaglądamy w zakamarki, które nas fascynują. Kiedy zebrany materiał osiągnie masę krytyczną, pojawia się pomysł na jego wykorzystanie. W ten sposób powstały „Wioski i sielskie zakątki”. Oczywiście wiedzieliśmy, że jest jeszcze duży potencjał i możemy odkryć coś ciekawego, dlatego uzupełniliśmy to, czego nam brakowało.
  • Beata: Proces wygląda tak, że przeglądamy mapy, książki, atlasy, internet – wszystkie możliwe źródła, żeby pozyskać jakieś informacje…
  • Paweł: …robimy burzę mózgów, tworzymy listę, na której zapisujemy nasz każdy, nawet najbardziej absurdalny pomysł, a potem o tym dyskutujemy, analizujemy i ta lista jest okrajana o 90%. Z tego powstaje finalna wersja.
  • Beata: Często dostajemy też pytanie, ile taka książka powstaje...

Właśnie miałam o to zapytać…

  • Beata: Naprawdę trudno to określić, bo podróżujemy po Polsce od 15 lat i już na początku byliśmy w kilkunastu wioskach, które trafiły do książki. W pewnym sensie powstawała ona przez cały czas. A jak już odwiedziliśmy te miejsca, to musieliśmy je opisać, co zajęło nam 2-3 miesiące.
  • Paweł: Do tego uzupełniamy bazę zdjęć. Znajdujemy też fantastyczne zakątki, w których nie byliśmy, więc wsiadamy w auto i jedziemy.
  • Beata: Czasami odnajdujemy wyjątkowe zakątki, idąc po nitce do kłębka. W Sanoku, w bardzo ciekawym skansenie znajduje się dział poświęcony górnictwu naftowemu (Podkarpacie było w XIX wieku pionierem w tej dziedzinie). Tam dowiedzieliśmy się, że warto jeszcze pojechać do Bóbrki, a z niej do Gorlic, gdzie znajdziemy skansen nafciarski. Nieraz jedno miejsce kieruje nas do kolejnych.

 

Beata i Paweł Pomykalscy zdjęcie

Beata i Paweł Pomykalscy / mat. prasowe

 

Jeśli mielibyście wybrać tylko jedno miejsce z opisywanych w książce, to które zrobiło na was największe wrażenie i dlaczego?

  • Paweł: Ja bym wybrał Mysłakowice na Dolnym Śląsku. To wioska, która skupia w sobie wszystko, co lubimy najbardziej – różnorodność i niezwykłe historie. Trafili do niej uchodźcy z Tyrolu, kiedy Śląsk przypadł Prusom. Austriacy wyrzucili wtedy protestantów i osiedlili się oni niedaleko Karkonoszy. Stworzyli wieś, przenosząc do niej swoje tradycje budowlane oraz kulturę agrarną. Wybudowane przez nich domy zachowały się do dzisiaj. To takie wielkie zagrody z ukwieconym balkonem, żywcem wyjęte z Alp. Robią niesamowite wrażenie.

    W Mysłakowicach król Pruski miał też jedną ze swoich letnich rezydencji i wybudował niezwykły pałac z salą balową w formie bocznokołowego parowca. Jest też kościół, w którym znajdują się filary z Pompejów podarowane przez króla Włoch albo szczęki wieloryba tworzące bramę do parku. Kiedyś rozwijał się tam przemysł lniarski – została po nim ruina niewielkiej fabryki. Takich niesamowitych historii jest jeszcze więcej. Kto by pomyślał, że w jednej wsi może się tyle wydarzyć? Poza tym to doskonała baza wypadowa do wyjątkowej Doliny Pałaców i Ogrodów.
  • Beata: Ja bym od siebie dorzuciła Krainę Otwartych Okiennic na Podlasiu, na którą składają się 3 wioski. Wybrałabym to ze względu na piękna drewnianą architekturę i ochronę układu ruralistycznego – czyli budowanie domów prostopadle do ulicy oraz w odpowiedniej odległości, co robi niesamowite wrażenie. Mamy tam też ludność prawosławną i świątynie w bardzo intensywnych kolorach. Warto pokazywać takie miejsca, żebyśmy mieli świadomość, że Polska nie jest wielkim monolitem kulturowym.
  • Paweł: To dla nas bardzo ważne, bo z jakiegoś powodu boimy się w oficjalnej narracji wielokulturowości.
  • Beata: Odwołujemy się do Polski Jagiellonów, a ona była naprawdę wielokulturowa. Z otwartymi ramionami przyjmowaliśmy mniejszości.
  • Paweł: Polska w przeszłości była przystanią dla wielu religii, kultur, odłamów, więc dlaczego mamy współcześnie się tego wypierać? W naszych książkach staramy się pokazywać szerokie oblicze kulturowe, bo jeśli wyzbędziemy się tradycji prawosławnej, grecko-katolickiej, żydowskiej czy muzułmańskiej, to stracimy połowę tego, co od wieków wpływa na kształt Polski.

Podczas podróży po Polsce z pewnością próbowaliście wielu różnych dań regionalnych. Co wam najbardziej smakowało?

  • Beata: Chyba pierogi z Podkarpacia, takie prawdziwe, ruskie.
  • Paweł: Pamiętam, że w Drohiczynie jedliśmy zaguby – ależ to było cudowne!
  • Beata: Tak! Trochę przypominały w smaku pierogi, ciasto ziemniaczane zawijano z farszem. Bardzo unikatowe danie. A jeżeli chodzi o naprawdę lokalne jedzenie z dawnych czasów, nie takie, jak we współczesnych karczmach z tzw. chłopskim jadłem, to jest urokliwe miejsce na Roztoczu we wsi Guciów. Tam w gospodarstwie agroturystycznym państwo, którzy je prowadzą, odtworzyli XIX-wieczną wieś. Serwują lokalne dania z przeszłości z bardzo małą ilością przypraw i składników.
  • Paweł: Współcześnie nie jesteśmy przyzwyczajeni do tak nietypowego smaku. Myślę, że to miejsce uzmysławia, jak bardzo dalekie od rzeczywistości tamtych czasów są nasze przekonania. Te wszystkie chłopskie jadła, których możemy spróbować w większości miejsc, nie mają nic wspólnego z tym, co dawniej jedli chłopi. Kuchnia, którą serwują w Guciowie, jest bardzo prosta, postna. Właściciele wykonali ogromną pracę etnograficzną – jeździli po lokalnych wsiach i starali się wypytać starsze gospodynie o przepisy i zwyczaje.

 

Wioski i sielskie zakątki. Polska z pomysłem fragment książki

 

Czy było takie miejsce, co do którego mieliście duże oczekiwania, a okazało się niezbyt ciekawe?

  • Beata: Zawsze zachęcamy do tego, żeby jechać w dane miejsce bez oczekiwań. Zdobyć wiedzę, ale nie kreować wyobrażeń, bo potem się okazuje, że są zbyt różne od rzeczywistości.
  • Paweł: Denerwuje nas porównywanie miejsc w Polsce do innych ze świata. Na przykład mówienie, że Szydłów jest polskim Carcassonne. Przecież to nie jest prawda! W Carcassonne są mury, których nie znajdziemy nigdzie indziej. Ktoś zobaczy zdjęcie z tego miejsca, a później pojedzie do Szydłowa i będzie zawiedziony, pomimo tego, że to przepiękne miasto z imponującymi murami.

A co myślicie o „polskim Davos”, które też opisujecie w swojej książce?

  • Paweł: W tym przypadku jest zupełnie na odwrót, bo to Davos wzorowano na Sokołowsku. Pierwsze sanatorium przeciwgruźlicze z sukcesami zostało otwarte właśnie na Dolnym Śląsku. Sokołowsko zyskało swoją nazwę po wojnie na cześć współpracownika doktora Brehmera, który miał na nazwisko Sokołowski. I chociaż ciężko powiedzieć, że Davos to Sokołowsko Zachodu, to takie porównanie jest uprawnione. <śmiech>

    Na całe szczęście Sokołowsko zyskuje popularność, bo wymaga opieki i uwagi. To fantastyczne miejsce, do którego prowadzi tylko jedna droga. Jest malowniczo położone w niewielkiej kotlince w Górach Suchych. Ma przepiękną architekturę uzdrowiskową, zwłaszcza sanatorium. Znajdziemy tam ciszę, spokój, melancholię, pewnego rodzaju odosobnienie od świata. Mieszkał tam swego czasu Krzysztof Kieślowski, co nas nie dziwi, bo w Sokołowsku jest pewna nostalgia, która może przyciągać artystów i współgrać z ich procesem twórczym.

Byliście w Sokołowsku po wydaniu „Empuzjonu” Olgi Tokarczuk?

  • Beata: Tak, w październiku zeszłego roku. Jej książka była w każdej sklepowej witrynie. Wybranie Sokołowska przez noblistkę na pewno przysłużyło się tej miejscowości, z czego się bardzo cieszymy, bo napływ turystów to większe środki na rozwój. 

Podczas tworzenia przewodnika mieliście okazję poznać wielu ciekawych ludzi. Czy są osoby, których historie szczególnie zapadły wam w pamięć?

  • Paweł: Spotkania z ludźmi to fragment naszej pracy, który szczególnie uwielbiamy.
  • Beata: Był taki czas, kiedy odwiedzając różne miejsca, byliśmy głównie obserwatorami, patrzyliśmy z boku. Ale w pewnym momencie doszliśmy do wniosku, że dużo przez to tracimy i warto wchodzić w interakcje. Sarajewo nauczyło nas dużej otwartości na drugiego człowieka oraz umiejętności słuchania. Jeśli chodzi o osoby, które spotkaliśmy podczas tworzenia tej książki, przychodzą mi do głowy państwo z Guciowa, którzy stworzyli koncept agroturystyki na Roztoczu.
  • Paweł: Możliwość posłuchania, co mają do powiedzenia, była czymś niesamowitym. Opowiadali o kuchni, o tym, że nie koszą chwastów, bo tego się nigdy nie robiło na wsi...
  • Beata: ...mają w sobie ogromny szacunek do przeszłości i natury, traktują je z czułością.
  • Paweł: Warto też wspomnieć o osobach opiekujących się cerkwiami na wschodzie. To zwykle bardzo malowniczy panowie, którzy odwdzięczają się niesamowitymi historiami, gdy okażemy im prawdziwe zainteresowanie.
  • Beata: Cudowna była też pani, która opiekuje się 300-letnim meczetem w Bohonikach. Zaciągnęła nas do środka, zamknęła drzwi, kazała usiąść jak uczniom na lekcji i słuchać, bo potem będzie odpytywanie. <śmiech>

Podróże często wpływają na nasz sposób myślenia i postrzegania świata. W jaki sposób zmieniły was jako parę i jako podróżników?

  • Beata: Każda podróż ubogaca, zmusza do konfrontowania samego siebie z własnymi przekonaniami. Bywa trudno, szczególnie gdy twój światopogląd jest ugruntowany, a potem się okazuje, że jednak nie do końca masz rację. Znowu wracam do Sarajewa, bo to ono nas nauczyło, że kiedy myślisz, że coś wiesz na dany temat, bo posłuchałeś jednej czy drugiej osoby, to wtedy do rozmowy dołącza trzecia osoba z jeszcze innym punktem widzenia. I musisz znowu się zastanowić nad tym, jaka jest twoja opinia. 
  • Paweł: Umiejętne podróżowanie może uwolnić nas od stereotypów, a także wyleczyć z kompleksów. W naszej części Europy jednym z nich jest poczucie niższości wobec „bardziej rozwiniętych” cywilizacji. Wystarczy je odwiedzić, żeby przekonać się, że wcale się z nas nie naśmiewają, nie traktują jako kraj gorszej kategorii. Otwarcie się na drugiego człowieka i chęć zobaczenia, jak ludzie żyją w innym miejscu, pokazuje fantastyczną różnorodność świata. Nie musimy wyjeżdżać za granicę, bo nawet w skali naszego kraju te różnice są dosyć spore – można je dostrzec w stylu życia, sposobach spędzania wolnego czasu czy celebrowanych świętach.
  • Beata: Podróżowanie pomaga też weryfikować informacje, które otrzymujemy z mediów. Wystarczy przekroczyć naszą zachodnią granicę, zanurzyć się troszkę w kulturze niemieckiej, odwiedzić muzeum czy porozmawiać z jakimś Niemcem, żeby się przekonać, że cała antyniemiecka retoryka, która jest uprawiana w niektórych mediach, może być wyrzucona do kosza.
  • Paweł: Narracja wskazująca, że Niemiec wypiera się swojej przeszłości, jest nierozliczony z historią, śmieje z Polaków i traktuje ich jako złodziei to po prostu kłamstwo. Spośród wszystkich krajów, które odwiedziliśmy w Europie, najwięcej ludzkiej sympatii i życzliwości otrzymaliśmy w Niemczech. Warto zweryfikować swoje uprzedzenia i skonfrontować się z nimi – to właśnie dają nam podróże.

 

Beata i Paweł Pomykalscy zdjęcie

Beata i Paweł Pomykalscy / mat. prasowe

 

Gdybyście mieli się przenieść w czasie do przeszłości, jaki okres i jakie miejsce w Polsce byście wybrali?

  • Paweł: Znamy historię bardzo dobrze i wiemy, że każdy jej etap jest w pewnym sensie gorszy niż to, co mamy teraz. Ale są takie miejsca, które już nie istnieją, a chcielibyśmy je zobaczyć, np. śródmieście Warszawy przed II wojną światową. 
  • Beata: Ja bym chciała odwiedzić przywoływane wcześniej Sokołowsko w czasach świetności. Fajnie by było znaleźć się tam na chwilkę i zobaczyć, jak wcześniej wyglądało. Natomiast jeżeli chodzi o różne epoki, to nie chcielibyśmy się przenieść do przeszłości, bo wtedy życie było o wiele trudniejsze niż teraz. Szczególnie ciężko mieli chłopi na wsiach.

Co byście poradzili osobom, które marzą o podróżowaniu, ale nie wiedzą, od czego zacząć?

  • Paweł: Polecamy zacząć od swojej okolicy. Odkrywanie ciekawych miejsc i historii na Śląsku było dla nas impulsem, by sięgać dalej. Gdziekolwiek byśmy nie wylądowali, zawsze znajdziemy coś, co jest interesujące. Bardzo często słyszymy zarzut, że podróżowanie wymaga pieniędzy i czasu, ale niekoniecznie tak jest. Oczywiście nie mówię, że podróże nic nie kosztują, ale są opcje zwiedzania lokalnego, które bardzo często wymagają niewielkiego nakładu finansowego. Sami organizujemy czasami darmowe wycieczki na Śląsku, Myślę, że takich inicjatyw jest sporo, tylko trzeba ich poszukać.
  • Beata: Można też, posiłkując się na przykład naszą książką, wybrać jakąś miejscowość w swojej okolicy. Na końcu rozdziału podpowiadamy, jakie ciekawe miejsca są położone w okolicy. Dzięki temu można zaplanować sobie jednodniową wycieczkę. Wtedy koszt nie jest duży.
  • Paweł: Naprawdę jest co robić, takich weekendów możemy sobie zaplanować nieskończoną ilość, nie wyruszając nawet za granicę naszego kraju. 

Zachęcamy do przeczytania najnowszej książki Beaty i Pawła Pomykalskich, a więcej podróżniczych ciekawostek znajdziecie na ich blogu „Adventum - konkretnie o podróżach".

Więcej wywiadów znajdziesz na Empik Pasje.

Zdjęcia w tekście: materiały promocyjne wydawnictwa Helion