„Poczucie, że mogę stworzyć coś, co sam bym chętnie przeczytał, to dla mnie pokusa nie do odparcia. Uwielbiam walczyć z oczywistością, zaskakiwać siebie samego, odkrywać nowe możliwości intrygi czy jakiś szczególny sposób bycia postaci”. – opowiada pisarz Jaume Cabré, jeden z najpoczytniejszych pisarzy katalońskich, autor powieści „Głosy Pamano”, która niespełna tydzień temu ukazała się w Polsce.

Po znakomicie przyjętej w Polsce książce „Wyznaję”, do rąk czytelników trafia Pana wcześniejsza powieść, uhonorowana m.in. Nagrodą Krytyki Hiszpańskiej – „Głosy Pamano”. I w tym przypadku czytelnik zostaje wciągnięty w świat, w którym wydarzenia stają się pretekstem do odkrywania mrocznej natury człowieka. Skąd wziął się pomysł na napisanie tej powieści i dlaczego zainteresowały Pana losy nauczycieli w Hiszpanii w latach 40.?

Długo by o tym mówić. W skrócie wygląda to tak, że pomysł się zrodził podczas wycieczki w Pireneje katalońskie, gdzie w małej, niemal wyludnionej miejscowości, zobaczyłem opuszczony budynek szkolny. Zrobił na mnie takie wrażenie, że postanowiłem napisać powieść o nauczycielach z prowincji. Pierwotnie „Głosy Pamano” miały być powieścią o nauczycielach… i o paru innych sprawach. Ale jak już się zabrałem do pisania, stało się to, co zawsze – wszystko zaczęło się komplikować.

Uważam, że nauczyciel to ważna osoba. Moja żona jest nauczycielką. Ja też pracowałem wiele lat w szkole średniej. Z dyktaturą czy bez dyktatury, nauczyciel jest kimś niezmiernie ważnym dla dzieci, a pewnych okolicznościach jest ich pierwszym, a czasem niestety jedynym kontaktem z kulturą. Wiem, może się wydawać, że idealizuję ten zawód. Wiadomo, różne są owieczki w bożej owczarni. Ale kiedy jakiś były uczeń, po wielu latach mówi mojej żonie, że ją doskonale pamięta, bo to ona nauczyła go czytać, pisać i liczyć, czuję, że rozpiera mnie duma.

Czy pisząc swoje książki chce Pan po prostu opowiedzieć ciekawą historię czy też stara się nadać wydarzeniom wymiar uniwersalny?

I jedno, i drugie. Nie da się tego oddzielić. Czasem czytając jakąś dobrą powieść myślę: owszem, skłania do refleksji, ale postacie są niewiarygodne; albo: postacie są w porządku, ale narracja, intryga, nie wnosi nic nowego, jest przewidywalna, właściwie nudna. Ponieważ często mi się to zdarza jako czytelnikowi, więc kiedy sam zabieram się do pisania staram się zaangażować całą swoją energię w stworzenie postaci spójnych, uwodzicielskich, a jednocześnie powiedzieć coś, co daje do myślenia. Nie opowiadać, nie wyjaśniać za wiele, żeby czytelnik sam mógł znaleźć drogę przez narracyjny labirynt. Gdzie jest oczywistość, tam nie ma sztuki.

Mottem powieści „Głosy Pamano” jest zdanie „Ojcze, nie przebaczaj im, bo wiedzą, co czynią”. Czy według Pana zło i okrucieństwo są wpisane w naturę człowieka?

Podejrzewam, że tak. Kto to może wiedzieć! Prawdę mówiąc… No dobrze, zdradzę wam sekret. Przypomniała pani, że książka zaczyna się od słów Jankélévitcha i tak rzeczywiście jest. Ale to motto pojawiło się na końcu, dopisałem je już po zakończeniu powieści! Po prostu w trakcie pisania „Głosów Pamano” pojawiło się wiele pytań, na które nie znałem odpowiedzi i pewnie dlatego od razu, praktycznie bez przerwy, zabrałem się do pisania „Wyznaję”, chyba z ukrytą nadzieją, że dowiem się od Adriana Ardèvola czym jest zło, bo ja ciągle nie rozumiałem jego natury.

Pańskie powieści mają wyjątkową konstrukcję, narracja niepostrzeżenie przechodzi z pierwszej osoby w trzecią, liczni bohaterowie pojawiają się nieoczekiwanie, by ich rola w przyszłości rozwinęła się, a epizody są pretekstem do przeniesienia akcji w czasie. W jaki sposób panuje Pan nad tą materią podczas pisania książki?

O tak, konstruowanie powieści to ciężka praca. Ale poczucie, że mogę stworzyć coś, co sam bym chętnie przeczytał, to dla mnie pokusa nie do odparcia. Uwielbiam walczyć z oczywistością, zaskakiwać siebie samego, odkrywać nowe możliwości intrygi czy jakiś szczególny sposób bycia postaci.

W przypadku Pana poprzedniej powieści, „Wyznaję”,  muzyka miała duże znaczenie, w Polsce ukazała się nawet wersja książki z płytą, na której pojawiły się utwory z książki bądź do niej nawiązujące. Jaka muzyka mogłaby towarzyszyć lekturze „Głosów Pamano”?

Mam wrażenie, że w tej powieści mało jest muzyki, inna sprawa, czego ja bym słuchał przy jej czytaniu… Przydałoby się coś dyskretnego, co by mnie nie odciągało od świata przedstawionego na kartach książki. Sam nie wiem.

Czy ma Pan jakieś rytuały w procesie pisania? W jaki sposób Pan pracuje nad swoimi książkami?

Rytuał? Nie, nie mam żadnego rytuału. Potrzebuję tylko czasu i ciszy: czasem włączam jakąś muzykę, nie po to, żeby słuchać (wtedy bym nie pracował), tylko żeby się zrelaksować; nawet teraz, odpowiadając na pytania, słucham jednym uchem kwintetu na klarnet i kwartet smyczkowy Brahmsa… Muszę też mieć butelkę wody, która wystarcza mi na cały dzień. Czas, spokój, najlepiej, żeby mnie nikt nie odrywał od pracy… Ale to żaden rytuał. Pracuję w swoim domu, w swoim pokoju. Stół zawalony jest papierami, teczkami, piórami, ołówkami… Ciągle sobie obiecuję, że któregoś dnia zrobię tu porządek, tylko że ten dzień nigdy nie nadchodzi.

Za swoją twórczość został Pan wyróżniony nagrodą dla najważniejszego pisarza katalońskiego (Premi d’Honor de les Lletres Catalanes), Pańskie książki są tłumaczone na wiele języków i świetnie przyjmowane przez czytelników i krytykę. Czy wielki międzynarodowy sukces sprawił, że Pana życie się zmieniło?

Żyję tak samo, z tą różnicą, że wcześniej, już po usamodzielnieniu się naszych dzieci, jeśli chwilowo byłem bez pracy, musieliśmy żyć oszczędnie z pensji mojej żony; teraz nie muszę tak bardzo martwić się o byt i mogę sobie pisać ile dusza zapragnie.

Tłumaczyła: Anna Sawicka