We wrześniu z okazji premiery telewizyjnej trzeciego sezonu popularnego serialu „Czysta krew” oraz wydania na DVD drugiego sezonu gościł w Polsce Alexander Skarsgard, który w „Czystej krwi” gra jedną z głównych ról.  Nam opowiedział o miłości do wampirów i piłki nożnej, o blaskach i cieniach sławy oraz o tym, co robi, gdy nie jest akurat wampirem.



Serial „Czysta krew” oparty jest na cyklu powieści Charlaine Harris, choć bynajmniej nie jest ich wierną adaptacją. Czytałeś książki, gdy przygotowywałeś się do roli Erika?


Zanim zaczęliśmy kręcić pierwszy sezon, przeczytałem pierwszych pięć książek Charlaine. Myślałem, że mi jakoś pomogą zanurzyć się w oryginalnym świecie, zrozumieć jego prawa i lepiej poznać bohatera, którego miałem zagrać. Ale kiedy dostałem scenariusze pierwszych odcinków, nagle zobaczyłem, że znacznie różnią się one i fabułą, i konstrukcją postaci od tego, co napisała Charlaine. Stwierdziłem wtedy, że to fatalny pomysł czytać powieściowe oryginały i scenariusz jednocześnie, bo zaczynałem się gubić. Książki myliły mi się po prostu ze scenariuszem, ale niewątpliwie ich lektura dała mi wiele wskazówek, co do tego jak powinienem zagrać Erika.

Od razu zdecydowałeś się przyjąć tę rolę?

Na początku, gdy usłyszałem, że ma to być wampir – Wiking wcale nie byłem pewny, czy chcę zagrać, ale gdy dowiedziałem się, że producentem jest Alan Ball, którego jestem fanem, wiedziałem, że będę grał. Tym bardziej, że gdy bliżej przyjrzałem się postaci Erika stwierdziłem, że jest ciekawsza niż sądziłem. Na początku wydawał się dość typowym wampirycznym czarnym charakterem. Ale w kolejnych odcinkach widzowie chyba się przekonali się, że to w gruncie rzeczy skomplikowana postać i to mnie właśnie w nim zainteresowało.

Nie nuży Cię trochę granie tego samego bohatera od prawie czterech lat?

Nie, bo ciągle mnie ta rola czymś zaskakuje. Za dwa miesiące zaczynamy kręcić czwartą, a ja nie mam pojęcia, co będzie dalej. I to mi się podoba. Kiedy już myślę, że rozgryzłem Alana i naszych scenarzystów, że wiem, co kombinują, zaskakują mnie czymś nowym. Ale nie powiem, sama praca jest dość intensywna. Realizacja jednego odcinka zajmuje od dwóch do trzech tygodni, a kręcimy przeważnie w nocy. Żyję wtedy prawie jak wampir i sypiam głównie w dzień.

Wampiry są ostatnio znów w modzie. Jak sądzisz. Dlaczego?

Chyba przede wszystkim dlatego, że reprezentują coś stałego we współczesnym świecie, który zmienia się tak szybko, że trudno za tymi zmianami nadążyć. Tymczasem, ktoś taki jak Erik, jest taki sam niezależnie od czasów, w których żyje. Poza tym wampiry jak ulał pasują do ludzkich marzeń o nieśmiertelności i współczesnej kultury masowej, wedle której wszyscy jesteśmy nieśmiertelni.

Erik jako wiekowy, tysiącletni  wampir jest raczej staromodny czy postępowy?

Zdecydowanie postępowy. Umie dostosować się do świata. Jest przedsiębiorcą, robi pieniądze, zręcznie prowadzi działania marketingowe i promocyjne. Ani myśli, żeby się ukryć w jakimś zamku gdzieś w Siedmiogrodzie. To już nie Drakula.

No właśnie, na liście wampirów wszechczasów, Erik znalazł się wysoko, za Belą Lugosim i Christopherem Lee, którzy grali Drakulę, ale za to przed Robertem Pattisonem, czyli Edwardem Cullenem ze „Zmierzchu”. Co ty na to?

Nigdy nawet bym się nie ośmielił mierzyć z Lugosim, Lee, ani tym bardziej z Klausem Kinskym z „Nosferatu” Herzoga albo Maxem Shreckiem z filmu Murnaua. A już na pewno nie z Garym Oldmanem z „Drakuli” Coppoli. Oldman to mój ulubiony aktor, prawdziwy mistrz.  Ale od Cullena, Erik jest chyba faktycznie lepszy (śmiech).

Co jest twoim zdaniem największą atrakcją trzeciego sezonu „Czystej krwi”?

Myślę , że cała seria dostarczy widzom sporo zabawy. Moja postać przechodzi bardzo interesujące koleje, a scenariusz jest naprawdę zaskakujący. No i w paru odcinkach mogłem sobie pogadać po szwedzku.

„Czysta krew” dość naturalistycznie traktuje przemoc, jak na serial telewizyjny odważnie pokazuje też nagość i sceny seksu. Miałeś z tym jakieś problemy?

W USA czasem mi wypominają, że się pokazałem nago w serialu, ale dla mnie to nic wielkiego. Zresztą cały stosunek Amerykanów do seksu i przemocy zakrawa na hipokryzję. Jak tylko zobaczą w telewizji kawałek gołego tyłka wpadają w panikę, ale nie mają nic przeciwko hiperrealistycznej brutalności, czy to w kinie, czy w telewizji,  czy w grach komputerowych. To absurd.

Czyli skandal, jaki wybuchł, gdy razem ze swymi serialowymi partnerami Anną Paquin i Stephenem Moyerem, pokazaliście się nago, ociekający krwią na okładce magazynu „Rolling Stone”, też uważasz za absurdalny?.

Oczywiście. Przecież to była stylizacja oddająca charakter serialu, w którym gramy. Pozowanie na okładkę „Rolling Stone” to było dla mnie wielkie wydarzenie. Zresztą nie od początku ta okładka miała być tak ostra. Najpierw fotograf robił nam mnóstwo „normalnych” ujęć, ale w pewnym momencie stwierdził, że są za grzeczne i potrzebuje czegoś ostrzejszego. Zgodziliśmy się. I wyszło świetnie. Przecież same wampiry mają mnóstwo erotycznych konotacji. Nie ma sensu tego ukrywać. Niczego tak naprawdę nie pokazaliśmy, a krew przecież i tak udawała czerwona farba. Wcale nie uważam, żeby ta okładka była jakoś nadzwyczajnie skandalizująca, czy prowokacyjna.

Już choćby fakt, że pojawiłeś się na okładce „Rolling Stone”, świadczy o twojej ogromnej popularności. Mówiłeś często, że sobie z tym nie radzisz. Grałeś w filmach od dziecka i jako 13-latek wycofałeś się z grania właśnie z tego powodu. Teraz, gdy jesteś starszy lepiej znosisz uwielbienie fanów?

Teraz o to, żebym nie miał z tym problemów dba mój menadżer. W Stanach popularność przyszła nagle, po emisji pierwszych odcinków serialu. Gdziekolwiek się pojawiałem wybuchała histeria. Początkowo mnie to deprymowało, ale z drugiej strony sukces „Czystej krwi” dał mi szansę pracy z reżyserami, którzy gdybym w tym serialu nie zagrał pewnie nigdy by o mnie nie usłyszeli. Oczywiście, są też ciemne strony popularności, choćby paparazzi, ale dziś rzeczywiście radzę sobie z nią lepiej niż kiedyś.

A propos, paparazzi. To dlatego, że ich nie lubisz, zagrałeś w teledysku Lady Gagi właśnie do utworu „Paprazzi”?

Reżysera tego wideoklipu, Jonasa Akerlunda , znam od lat. Przyjaźnimy się, ale wcześniej nie mieliśmy okazji razem niczego zrobić. Więc, gdy mi zaproponował udział w teledysku, zgodziłem się, chociaż nie znałem wcześniej Lady Gagi. Okazało się, że jest fajna, a sam teledysk chyba nieźle ilustruje ciemną stronę sławy, jaką uosabiają żerujący na znanych osobach paparazzi.

Zagrałeś ostatnio w najnowszym filmie Larsa Von Triera. „Melancholia”. Też zawdzięczasz to roli w „Czystej krwi”?

Nie, Lars widział mnie wcześniej. Zresztą grał też u niego w „Przełamując fale” mój ojciec, Stellan Skarsgaard. Nawet nie czytałem scenariusza filmu von Triera. Gdy tylko zaproponował mi rolę, od razu stwierdziłem, że w to wchodzę. Tym bardziej, że mogłem zagrać razem z ojcem. Ponieważ mieszkam w Los Angeles, a on z resztą rodziny w Sztokholmie, nie mamy zbyt dużo czasu dla siebie. Dlatego bardzo miło było teraz z nim zagrać. To spełnienie moich marzeń. Ostatnio byłem także na Hawajach, gdzie kręciłem film „Battleship” – wysokobudżetową produkcję  science fiction. Niedługo jednak wracam na plan serialu, więc na inne projekty będę miał czas dopiero w przyszłym roku.

Mieszkasz w Los Angeles, ale wciąż w każdej wolnej chwili wracasz do Europy. Jako nastolatek byłeś w Budapeszcie. Teraz podczas wizyty w Warszawie masz okazję do porównań. Dużo zmieniło się w tej części Europy?


Wszystko się zmieniło. Pamiętam, że było szaro, brzydko, ludzie jeździli trabantami, w sklepach prawie pusto. Ulice wyludnione. Teraz jest zupełnie inaczej, a na ulicach widzę same zachodnie samochody. Nie bardzo zresztą je rozpoznaję, bo nie jestem fanem samochodów (Śmiech)

Jesteś za to fanem piłki nożnej . Ciągle kibicujesz swojej drużynie Hammarby IF?

O tak, mam fioła na tym punkcie. Wstaję rano, sprawdzam w Internecie najnowsze informacje ze szwedzkiej ligi, a gdy Hammarby gra mecz, denerwuję się jak dziecko. To nieuleczalne. Jak ukąszenie wampira (śmiech).

Rozmawiał Wojtek Kałużyński