Statuetka Oscara lub chociaż nominacja do jej otrzymania to nobilitacja dla filmu. Ale nie tylko o prestiż chodzi, ale i o… widzów. W końcu wyróżnienie Amerykańskiej Akademii Filmowej to najlepsza rekomendacja, by obejrzeć jakiś tytuł, prawda? Z tym nie dyskutujemy. Ale z drugiej strony, w historii kinematografii z łatwością znajdziemy tytułu bez nominacji warte obejrzenia.
Oto lista kilku "must watch" dla każdego miłośnika kina z wysokiej półki. Jak to się stało, że te obrazy nie dostały nominacji? Nadal się zastanawiamy – i pewnie nie tylko my!
„Lśnienie” – Stanley Kubrick
Film z 1980 roku, będący adaptacją powieści Stephena Kinga po dzień uznawany jest za najlepszy horror w historii kina. Tak dobry, że aż strach się bać. I owszem, obraz nie uniknął kilku błędów. Jednak o nominację dla Jacka Nicholsona za główną rolę czy najlepsze zdjęcia dla Johna Alcotta aż się prosiło!
„J.Edgar” – Clint Eastwood
Film Clinta Eastwooda z 2011 roku opowiada historię J. Edgara Hoovera – od lat młodości aż po czasy współczesne. W rolę Hoovera – zarówno młodego, jak i w jesieni życia wciela się Leonardo di Caprio (biedny Leo dopiero podczas ubiegłorocznej gali doczekał się nagrody Akademii) – i robi to po mistrzowsku! Choćby dla jego kreacji warto!
„Wściekłe psy” – Quentin Tarantino
Spektakularny i głośny debiut Quentina Tarantino zrobił ogromne wrażenie na widzach. Czyżby Akademia bała się docenić tak brutalny film? Nawet Pulp Fiction nominacji, a nawet jednej statuetki się doczekało. „Wściekłe psy” jednak nie ustępują kolejnemu filmowi Tarantino nawet na krok. Warto go więc zobaczyć!
„Big Lebowski” – bracia Coen
Kultowa już komedia z Jeffem Bridgesem w roli luzaka i Johnem Goodmanem, który gra zestresowanego Polaka nie doczekała się ani jednej nominacji. Ani dla Bridgesa, ani za scenariusz oryginalny. A szkoda. Zwłaszcza, że w 1998 roku filmem nagrodzonym przez Akademię był… „Zakochany Szekspir”. A który obraz lepiej przetrwał ostatnie niemal 20 lat? Na to pytanie nie musimy chyba odpowiadać…
„Gorączka” – Michael Mann
Al Pacino i Robert de Niro razem na ekranie? To się musiało skończyć Oscarem. Zwłaszcza, że Michaelowi Mannowi naprawdę wyszedł jeden z najlepszych filmów sensacyjnych XX wieku. Dla Akademii jednak, jak widać, to było za mało. A w tym samym roku tryumfy święciły „Apollo 13” oraz „Braveheart”.
„Dzień świstaka” – Harold Ramis
Dziś to komedia kultowa i jeden z najbardziej niestandardowych klasyków w historii kinematografii. Ale w 1993 roku Akademia nie doceniła ani zabawnej roli Billa Murraya, ani oryginalnego scenariusza – stawiając na bardziej mroczne i zaangażowane politycznie tytuły. Cóż – Oscary zawsze lubiły się bardziej z dramatem niż z komedią.
Co dorzucilibyście do naszej listy? Może coś z tegorocznych kinowych propozycji? Czekamy na Wasze sugestie!
Komentarze (0)