Nasz rozmówca to jeden z niewielu polskich wokalistów, do których idealnie pasuje określenie „gwiazda”. Nagrywa nieprzerwanie od początku lat dziewięćdziesiątych, koncertuje, grywa w filmach. Chyba jako jedyny obywatel naszego kraju przyznaje się otwarcie do związków z Mafią! Nam opowiada o płycie podsumowującej piętnaście lat kariery i planach na przyszłość.

 
Albumy typu „Best Of” pojawiają się w karierze większości muzyków. Czy w Twoim wypadku nadszedł już na to odpowiedni czas?

 
Hmm… A kiedy jest odpowiedni czas? Trudno to zdefiniować. Jak czujesz, że trzeba, to znaczy, że widocznie trzeba. Wiem, że moje piętnaście lat w kontekście ludzi, którzy spędzili na scenie trzydzieści, czy czterdzieści lat to jest śmiech, coś jak mgnienie oka. Z drugiej strony koncepcja wydania tego albumu na samym początku nie była moja i nawet trochę wątpiłem w jego uzasadnienie. Ale w momencie, kiedy okazało się, że trzeba usiąść nad tymi piosenkami, nad wycinkami swoich dawnych wypowiedzi, myśli i ogarnąć to wszystko w jakiś w miarę zwięzły sposób, to okazało się, że ogromnie dużo rzeczy zrobiłem. I co ważne są to rzeczy, dzięki którym jestem dziś, jak mi się wydaje, mądrym człowiekiem. Zarówno dzięki sukcesom, jak i dzięki porażkom. Spojrzałem na wszystkie te rzeczy i dotarło do mnie, że absolutnie niczego nie żałuję. Pojawił się we mnie po tym wszystkim uśmiech i może to jest właśnie najlepsza motywacja dla wydania tej płyty…

 
„15 dni” to podsumowanie, ale czy także zamknięcie pewnego okresu? Chcesz zacząć nowy etap?

 
Nie do końca. Moja historia to suma różnych wydarzeń i kolei losu. Nie byłoby Andrzeja Pasiecznego bez Piaska, tak samo jak nie byłoby Piaska bez Mafii. Przez ten cały czas starałem się pisać o tym, co mnie otaczało na bieżąco i dziś chcę nabrać perspektywy do tego, wziąć oddech. Nie w sensie odpoczynku, czy niechęci do pracy, ale w sensie spokojnej, dorosłej oceny. Wiele emocji, które mną powodowały, może nawet trwa do dziś, jednak ocena pewnych sytuacji i osób, jest być może mniej radykalna.

 
Pod wszystkim, co zrobiłeś na początku kariery, podpisałbyś się i dziś?

 
To pytanie słyszałem już wiele razy i kiedyś nawet mnie denerwowało. Prawdą jest, że te rzeczy były dość „łatwe” i że w pewnym sensie uprawnia to ludzi do formułowania tego typu tez. Jednak powtarzam jeszcze raz - to wszystko byłem ja! Nikt mnie do niczego nie zmuszał! Na samym początku mojej drogi, jeszcze z Mafią, miałem uczucie, że nie chcę śpiewać takiego gatunku muzyki. Nawet nie potrafiłem tego robić w dobry sposób, oni mnie przekonali jakimś podstępem (śmiech). Jednak dziś jestem im za to wdzięczny, bo gdyby tego nie zrobili, nie byłoby wszystkiego, co nastąpiło później. Gdybym nie spotkał chłopaków z Mafii, straciłbym ogromną część samego siebie. Późniejsza zmiana, moja pierwsza solowa płyta, była dla wielu osób zaskoczeniem, ale to nie był sztuczny produkt. Ten album, jak na tamte czasy, był wyjątkowo dobrze wypromowany, dlatego mógł sprawiać takie wrażenie. Ale w żadnym razie nie powstał przy biurku jakiegoś speca od PR. To nie była płyta z gatunku tych, które zaczyna się tworzyć od zrobienia zdjęcia na okładkę (śmiech).

 
Trafiłeś na bardzo dobry moment dla polskiej fonografii, która rozwijała się bardzo dynamicznie, kiedy startowałeś. Dziś jest raczej odwrotnie…

 
Tak, mnie się udało! (śmiech). Ludziom, którzy dziś zaczynają, jest nieporównanie trudniej. Trzeba ogromnego samozaparcia i wary w siebie, żeby przetrwać i wiele osób zniechęci się, zanim uda im się w ogóle zaistnieć. Wtedy łatwiej było dotrzeć do ludzi, dziś rynkiem rządzą inne prawa. Odnośnie sytuacji, jaka panuje w dzisiejszym show biznesie napisałem nawet piosenkę, ale nie weszła na płytę (śmiech). Tekst opowiadał o tym całym zamieszaniu z tańcem z gwiazdami, tańcem na lodzie, tańcem na rurze, na sznurze… (śmiech). To jest naprawdę ciężki temat. Powstaje pytanie, co będzie dalej? Czy trzeba się będzie bić po gębach, żeby zaistnieć? Albo pokazywać na ekranie, kto ma dłuższy „talent”? To wszystko zmierza w tym kierunku… Jednak daleki jestem od oceniania ludzi, którzy się na to wszystko godzą. Oni sami i to, co robią, często nie ma wiele wspólnego z tą całą „rozrywką”. Obok tej całej estradowej szmiry jest mimo wszystko sztuka, prawdziwa muzyka tych ludzi, którzy przyjmują te dziwne pozy w telewizji…

 
Jest ktoś taki, o kim mógłbyś powiedzieć, że to, czego dokonałeś przez te piętnaście lat, bez niego by się nie udało?

 
Julita Janicka! Mój menager. To jest osoba, która nie szczędzi bata i nie szczędzi języka. Jesteśmy przyjaciółmi, ale nie w takim sensie, że się uwielbiamy i jesteśmy „dziubkami". Nie słodzimy sobie bez potrzeby. Ona jest osobą, która potrafi powiedzieć coś, co czasami bardzo boli, ale może taka właśnie jest, albo powinna być prawdziwa przyjaźń… Wydaje mi się, że z Julitą będziemy pracować zawsze.

 
Komuś, kto śledził uważnie Twoją karierę, może zabraknąć kilku utworów na płycie „15 dni”…

 
Tak, to prawda. Zależało mi na tym, żeby to nie był klasyczny „Best Of”. Chciałem przemycić kilka utworów, które nigdy nie docierały do osób kupujących regularne albumy, ale które będą skłonne kupić kompilację. Powstały dwie nowe piosenki, które w założeniu są komentarzem do całości. Czego zabraknie? „Budzików” na przykład. Wiem, że to piosenka, która pozostanie na zawsze, ale ja nie jestem już taki skłonny do żartów. Podobnie jest z „Mocniej”. To także bardzo znaczący utworów z perspektywy czasu, ale też go nie ma na tym albumie.

 
Pracujesz już na kolejnym projektem…

 
Pracujemy razem z Sewerynem Krajewskim. Ci, którzy narzekali, że ja robię wszystko „na smutno”, chyba już się całkiem załamią, bo jest nas teraz dwóch! (śmiech). Napisaliśmy już trochę materiału, ja napisałem dwa naprawdę piękne teksty! Starałem się znaleźć sposób, aby po polsku powiedzieć komuś w prosty sposób „kocham cię” tak, żeby to nie było trywialne i płytkie i żeby piosenka od razu nie była klasyfikowana jako banalna. To wbrew pozorom bardzo trudna sztuka. Z drugiej strony, naprawdę mocno w to wierzę, że taka prawdziwa miłość, która nie przemija, to największy skarb, jaki masz w życiu. To najwyższa wartość w życiu człowiek, sens naszego pobytu na tym świecie…

 
Rozmawiał Piotr Miecznikowski