Wywiad z Bernardem Minier. Po zjawiskowym debiucie i spektakularnym sukcesie, jakim okazały się jego dwie poprzednie książki („Bielszy odcień śmierci”, „Krąg”) we wrześniu na rynek weszła kolejna – „Nie gaś światła”.

Zapowiadałeś, że nie będzie to prosta kontynuacja losów bohaterów poznanych wcześniej, i rzeczywiście. Głównego bohatera, komisarza Servaza, umieściłeś trochę na uboczu, bo w ośrodku dla policjantów w depresji…

Tak, jest to wynik ostatnich wydarzeń: komisarz Servaz leczy się z depresji w specjalistycznym ośrodku policyjnym, zajmującym się tego rodzaju dolegliwościami u funkcjonariuszy. We Francji mamy taki ośrodek, bardzo zresztą podobny do tego opisanego w książce. W książce pojawia się też nowa postać – młoda, mniej więcej trzydziestoletnia dziennikarka radiowa, Christine Steinmeyer. To tak naprawdę wokół niej toczyć się będzie akcja. W wigilijny wieczór Christine znajduje w swojej skrzynce pocztowej wiadomość, którą najwyraźniej ktoś wrzucił tam przez pomyłkę. Autorką listu jest kobieta: pisze, że chce popełnić samobójstwo i prosi o pomoc. Nazajutrz, w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia, słuchacz na antenie radia oskarża Christine o to, że nic nie zrobiła i pozwoliła kobiecie umrzeć. Nie wiemy, skąd to wie ani kim była autorka listu. Od tego momentu życie naszej bohaterki zmienia się powoli w koszmar, w cieniu czai się ktoś, kto chce ją zniszczyć i pociąga za sznurki. Servaz nie odchodzi jednak daleko, on także będzie zamieszany w tę historię.

W Twojej książce pojawia się cała plejada różnych osób, których losy łączą się ze sobą w niespotykany sposób. W fabułę wplotłeś prawdziwe zdarzenia, takie jak afery w środowisku astronautów, w tym incydenty wykorzystania seksualnego Judith Lapierre z 1999. Skąd ten pomysł?

Pomysł na tę część intrygi nie przyszedł do mnie od razu, ale pojawił się dość wcześnie. Christine pracuje przecież w radiu, często więc zaprasza do swoich audycji różnych ciekawych ludzi. Moja najnowsza powieść, choć opiera się na wątku prześladowania i manipulacji, poświęcona jest także pozycji kobiet w społeczeństwie francuskim. Co więcej, Tuluza, gdzie rozgrywa się akcja książki, jest ważnym punktem na mapie francuskich lotów w kosmos, a ja zdałem sobie sprawę, że od trzydziestu lat, czyli od 1982 roku i od czasów misji Jeana-Louppa Chrétiena, w przestrzeń kosmiczną wyprawiliśmy aż dziewięciu mężczyzn i tylko jedną kobietę.

Kiedy zacząłem zbierać informacje na temat lotów w kosmos, zauważyłem także, że astronautów przedstawia się najczęściej jako osoby idealne, bez skazy ni zmazy, jako ludzi o żelaznych nerwach, opanowanych i tak dalej. Prawda jest jednak zupełnie inna. W trakcie swoich wcześniejszych poszukiwań trafiłem na sprawę Judith Lapierre i na jeszcze jeden skandal z udziałem astronautki ze Stanów Zjednoczonych, jestem zaś pewien, że były i kolejne, część z nich bardziej skutecznie wyciszona. Stąd też pomysł na wątek kosmiczny. Wprowadzenie go wymagało jednak ode mnie mnóstwa pracy, ponieważ był to temat prawie zupełnie dla mnie nowy.

Twoja najnowsza książka to nie tylko mistrzowsko skonstruowany wątek kryminalny, ale też doskonała ilustracja ludzkich fobii i obsesji. Zgodzisz się, że to książka nie tylko o zbrodni, ale przede wszystkim powieść o manipulacji i kontroli?

Ależ tak, oczywiście! Proste intrygi kryminalne mnie nie interesują. Porównując tę powieść do moich poprzednich książek, można zauważyć, że tym razem akcja nie rozpoczyna się mrożącym krew w żyłach przestępstwem, na początku mamy tu do czynienia z błahym z pozoru wydarzeniem, z listem w skrzynce pocztowej. Potem zaś, krok po kroku, dochodzimy do zdarzeń coraz bardziej niepokojących, przerażenie rośnie… Pisząc, byłem pod ogromnym wrażeniem książki Marie - France Hirigoyen, „Femmes sous emprise”, w której autorka opisuje proces manipulacji stosowanej przez osoby z zaburzeniami narcystycznymi do stopniowego przejmowania kontroli nad cudzym życiem, proces, który ma na celu zniszczenie drugiego człowieka zarówno w sensie psychicznym, jak i z udziałem agresji fizycznej. Dzieje się to w domu, w rodzinie, w pracy… To mnie przeraża, ale i fascynuje, starałem się więc oddać ten proces w sposób jak najbardziej realistyczny, puszczając wodze wyobraźni oraz przekraczając, oczywiście na papierze, kolejne granice.

Wiemy, że toczyły się rozmowy dotyczące zakupienia praw do ekranizacji „Bielszego odcienia śmierci”, czy w tej sprawie coś się zmieniło? Jest szansa, że obejrzymy filmową wersję losów Servaza?

Są podejmowane pewne działania w związku z ekranizacją kinową. Na razie jednak pewniejsze jest powstanie serialu telewizyjnego. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, zaczniemy produkcję już tej zimy, mamy świetnego reżysera. Fabuła serialu koncentrować się będzie głównie na wydarzeniach z „Bielszego odcienia śmierci”.

Trzecia książka skończona. Masz już pomysł na kolejną?

Prawdę powiedziawszy, to jestem już w trakcie pisania czwartej powieści. Cieszę się też urokami lata, ponieważ promocja „Nie gaś światła we Francji straciła już trochę na intensywności, mogę więc pisać dalej. Daje mi to niezmiennie wielką przyjemność, ponieważ jest to ta część zawodu pisarza, którą na własne szczęście lubię najbardziej.

W trakcie wizyty w Polsce opowiadałeś, jak diametralnie wraz z sukcesem literackim zmieniło się Twoje życie. W takich sytuacjach rzadko pamiętamy o tym, że spektakularny sukces to także nowe wyzwania. Jak sobie z nimi radzisz?

Cóż, uważam, że możliwość kompletnej zmiany życia po pięćdziesiątce to perspektywa raczej ekscytująca, czyż nie? Mam pełną świadomość tego, jak niezwykłą szansę dostałem, i proszę mi wierzyć, cieszę się każdą chwilą. Same wyzwania zaś wprost uwielbiam!

Najnowszą powieść Bernarda Minier „Nie gaś światła” kupisz na empik.com tutaj.

Fot. (C) Gaelle Humbert