Słyszałem, że Agnieszka Holland, polska reżyserka nominowana do Oscara, twórczyni tak znakomitych filmów jak "Całkowite zaćmienie", "Europa, Europa" czy "W ciemności" zainteresowała się Pana książką i planuje jej przeniesienie na ekran. Czy jest Pan zadowolony z pomysłu ekranizacji? Czy planuje Pan współpracę przy scenariuszu?

Jestem zachwycony, że Agnieszka Holland podpisała umowę na reżyserię "Czasem warto zabić". Scenariusz już powstał (bez mojego udziału) i jest świetny! Trzymam kciuki za realizację tych planów.

Agnieszka Holland uważa, że postać Lily to wspaniała rola dla utalentowanej aktorki – czy pokusiłby się Pan o wskazanie jakiegoś pomysłu na obsadę? Może ma Pan już kogoś na uwadze?

Mam wiele pomysłów na rolę Lily. Czołówkę zajmują Alicia Vikander, Rooney Mara, Amanda Seyfried, Jessica Chastain.

Agnieszkę Holland najbardziej zaintrygowała w Pana książce postać głównej bohaterki. "To ofiara? Psychopatka? Mścicielka?" Kim jest Lily?

Zgadzam się z Agnieszką. Lily jest zarówno główną bohaterką książki, jak i największą jej tajemnicą. Spośród wszystkich postaci, które kiedykolwiek stworzyłem, najbardziej lubię Lily. To zabójczyni, ale nie jest żądną krwi morderczynią. Wiedzie spokojne życie i jest dość pragmatyczna.

Ale jedyną rzeczą, którą na pewno można powiedzieć o Lily, to to, że jest bezlitosna. Nie jest ona typową kobiecą postacią, nie waha się przed zemstą za to, czego doświadczyła w życiu. Dlaczego taka właśnie jest?

To, co czyni ją wyjątkową, to jej praktyczne podejście do życia. Nie jest okrutna i nie czuje potrzeby zabijania. Po prostu śmierć nie robi na niej wrażenia. Pozbycie się człowieka to dla niej jak zabicie natrętnej muchy. Jeśli musi to zrobić, zwyczajnie to robi.

Życie Teda zmienia się całkowicie na skutek niespodziewanego spotkania na lotnisku. Czy to spotkanie to kwestia przeznaczenia czy przypadku?

Chyba i jedno, i drugie, o czym czytelnik ma szansę przekonać się podczas lektury. Choć ja wolę myśleć, że to czysty przypadek. Swoją drogą ta myśl mnie nurtuje. Jak bardzo może zmienić się czyjeś życie w zależności od tego, który bar na lotnisku wybierzemy. Znacznie częściej stajemy się ofiarami przypadku niż przeznaczenia.

Rozmowa z nieznajomym może być świetnym źródłem inspiracji dla pisarza. Czy kiedykolwiek zdarzyło się Panu wyznać swoje tajemnice obcej osobie spotkanej w samolocie lub w pociągu? A może ktoś przypadkowo poznany opowiedział Panu swoje życie?

W rozmowach z nieznajomymi jestem dość nieśmiały. W samolocie najczęściej mam słuchawki na uszach. Ale za to w barach odbyłem kilka ciekawych rozmów. Alkohol i anonimowość tworzą twórczą kombinację.

W jaki sposób powstał pomysł na tę książkę? Gdzie znajduje Pan inspirację do pisania?

W młodości przyjaciel moich rodziców opowiedział mi o kobiecie, która zdradziła mu wszystkie swoje mroczne tajemnice podczas lotu samolotem. Ta historia zapadła mi w pamięć i w końcu stała się podstawą do napisania powieści. Zacząłem się zastanawiać nad sytuacją, gdy nieznajomy zdradza drugiej osobie nie że kogoś zamordował, ale że dopiero planuje zbrodnię. I co by się stało, gdyby ta przypadkowo spotkana osoba uznała to za dobry pomysł.

Takie właśnie scenariusze mnie inspirują. Zadaję sobie pytanie: "Co by się stało, gdyby…", a potem tych pytań pojawia się coraz więcej. Jeśli odpowiedzi są ciekawe, to wtedy wiem, że już mam pomysł na książkę.

Czyje książki Pan czyta i kto Pana inspiruje?

Najczęściej czytam thrillery – takich współczesnych autorów jak Sophie Hannah, Stephen King, Megan Abbott , ale też innych – żeby tylko wymienić kilku: Patricię Highsmith, Ruth Rendell, Eda McBaina. Szukając inspiracji wracam często do Johna D. MacDonalda. To mój ulubiony autor thrillerów, napisał około 100 powieści w latach 1950–1980. 

Słyszałem też, że zrealizował Pan ciekawy pomysł polegający na pisaniu sonetów inspirowanych filmami Alfreda Hitchcocka. Co takiego ciekawego znalazł Pan w jego filmach, że stały się inspiracją do pisania poezji?

Alfred Hitchcock to mój ulubiony reżyser. Po pierwsze jest mistrzem rzemiosła filmowego, po drugie fascynują mnie tematy, którymi się zajmował. Myślę o jego filmach tak często, że postanowiłem podjąć wyzwanie i napisać o nich. Zacząłem pisać sonety i nie mogłem przestać, aż powstał wiersz dla każdego z 53 jego filmów. Świetnie się przy tym bawiłem!

Powiedział Pan kiedyś w jednym z wywiadów, że "paradoksalnie, osoba, która z największym prawdopodobieństwem może nas zabić to ta, która siedzi naprzeciw przy śniadaniu". Dlaczego tak się dzieje?

Nie jestem pewny, czy to się sprawdza w życiu, ale ten pomysł przemawia do mnie jako autora thrillerów. Boimy się obcych, ludzi, których nie znamy, ale czy nie powinniśmy obawiać się właśnie tych, których znamy najlepiej? Wydaje mi się to ciekawsze: morderstwo w domowym zaciszu.