EMPiK.com: W pańskim najnowszym zbiorze M jak magia większość opowiadań to teksty już wcześniej publikowane, m.in. w zbiorach Dym i lustra oraz Rzeczy ulotne. Dlaczego jest w nim tak mało premierowych tekstów?

Neil Gaiman: Cała historia M jak magia zaczęła się od Koraliny. Książka stała się bardzo popularna wśród dzieci i szkoły zaczęły kupować ją do bibliotek. Później zamawiały także zbiór Dym i lustra. W tym momencie zaczął się problem, ponieważ znalazło się w nim trochę opowiadań dla dorosłych, w których jest seks i inne rzeczy nie dla dzieci. Pojawiły się skargi. W pewnym momencie moja agentka, która w jednej ze szkół zobaczyła Dym i lustra, zadzwoniła do mnie i zaproponowała, żebym przygotował zbiór opowiadań dla dzieci, młodzieży, a właściwie dla czytelników w każdym wieku.
Ray Bradbury wydał kiedyś antologie R jak rakiety i K jak kosmos. Bardzo spodobały mi się te tytuły. Postanowiłem zatem przygotować zbiory M jak magia i K jak koszmar. Zadzwoniłem do Raya i zapytałem, czy miałby coś przeciwko temu, żebym wykorzystał jego pomysł z tytułem. Powiedział, że nie.
Część z tych historii od dawna nie była publikowana, choćby Sprawa dwudziestu czterech kosów, która jest dostępna tylko w internecie, czy Jak sprzedać Most Pontyjski - to opowiadanie, które bardzo dawno nie ukazało się drukiem. Natomiast cały pomysł tego zbioru polega na tym, żeby były w nim opowiadania dla każdego. Nie zrobiłem go po to, żeby jeszcze raz sprzedać teksty, które ukazały się w Dymie i lustrach oraz Rzeczach ulotnych, tylko po to, żeby osoby, które może mają już te zbiory, miały pod ręką także coś, co mogą spokojnie i bezpiecznie dać swoim dzieciom.

EMPiK.com: Czy osadzanie akcji na cmentarzu i zderzanie młodych bohaterów ze śmiercią nie jest zbyt straszne dla młodych czytelników?

Neil Gaiman: Uważam, że dzieci lubią się bać. Strach jest częścią zabawy, powoduje dreszczyk emocji. Moim zdaniem najgorszą rzeczą, jaką można dać dzieciom, są opowieści disneyowskie, w których jakaś postać myśli, że druga postać jest na nią zła i bardzo się tym niepokoi, zastanawia się, co dzieje się nie tak, a później okazuje się, że przyjaciel zachowywał się tak dziwnie, ponieważ przygotowywał przyjęcie niespodziankę dla tej pierwszej postaci. Tak więc wszystko jest w porządku, a na koniec wszyscy się przytulają i następuje happy end.
Uważam, że dzieci nie wierzą w takie historyjki. Sam też nie wierzyłem, ponieważ widziałem, że nie wszystko kończy się wielkim zbiorowym uściskiem. Najbardziej podobały mi się opowieści, w których coś się działo i było jakieś niebezpieczeństwo.
Parę dni temu udzielałem w Niemczech wywiadu. Facet zapytał mnie, czy będę czytał swoim dzieciom baśnie braci Grimm. Kiedy powiedziałem, że tak, strasznie się oburzył, że to nie są opowieści dla dzieci. Na przykład historyjka Jasia i Małgosi jest okropna: straszna czarownica zwabia i zamyka dzieci w komórce. Tuczy Jasia po to, żeby go zjeść. Przecież to są rzeczy nie dla dzieci! A kiedy dzieci dowiadują się, jakie czarownica ma plany, nie próbują wytłumaczyć wiedźmie, że robi źle i nawrócić na drogę dobra, a później przytulić. Nie! One ją wrzucają do pieca!
Czy to jest historia, którą powinny poznać nasze dzieci? Uważam, że tak. To jest opowieść, która uczy dzieci tego, że pozory mogą mylić, że rzeczy, które wyglądają dobrze, wcale nie muszą takimi być i że istnieją niedobrzy ludzie, a kiedy ich spotykamy, nie jest najlepszym rozwiązaniem tłumaczenie im, że robią źle i przytulenie, tylko wrzucenie do pieca.
Śmierć jest częścią życia i dzieci o tym wiedzą. W życiu dziecka przychodzi taki okres (w życiu moich dzieci to było w wieku pięciu-sześciu lat), kiedy zaczyna pytać o śmierć: tato, czy ja umrę? czy ty jutro umrzesz? tato, jak to jest z tym umieraniem?
Uważam, że właśnie pomijanie śmierci w historiach jest złe, ponieważ zaczyna się robić wybór z życia. Oczywiście nie twierdzę, że wszystkie opowieści muszą być realistyczne, że nie mogą istnieć historie, w których wszyscy się przytulają, natomiast nie można dzieci traktować niepoważnie. One też żyją i widzą jak wygląda świat. Nie ma sensu ich oszukiwać, bo dzieci i tak wszystkiego się dowiedzą.

EMPiK.com: Wspominał pan kiedyś, że pomysł napisania Koraliny podsunęła Panu pańska córka. Ja kilka dni temu usłyszałam od mojej sześcioletniej córki opowieść o Leśnej Czarodziejce, która została okradziona przez potwora „włochatego jak na Himalachach”, wyruszyła zatem do jego domu, by odebrać swoje rzeczy, a samego potwora unicestwiła. Jak Pan sądzi, czy elementy grozy w dziecięcych opowieściach to efekt kontaktu z kulturą czy coś bardziej pierwotnego?

Neil Gaiman: Ciekawe w dzieciach jest to, że mają wrodzony zmysł sprawiedliwości, który pozwala na rozpoznawanie dobra i zła. Nam ten zmysł już zanikł, ponieważ relatywizm moralny, który teraz jest wszechobecny, sprawia, że patrzymy na obie strony konfliktu. Wiemy, że czarownice też muszą coś zjeść. Czasami sami znajdujemy się w takich sytuacjach, że musimy pożreć jakieś dziecko, żeby przeżyć. Natomiast dzieci wiedzą, co jest dobre, a co złe. Wiedzą, że czasami trzeba jakąś wiedźmę wepchnać do pieca, że himalajskie monstrum należy po prostu zniszczyć. Problem w tym, że przez pewnien czas modne były edukacyjne opowieści pisane z „bezpiecznej” perspektywy, które w gruncie rzeczy wcale nie podobały się dzieciom. Dzieci wiedzą, co im smakuje. Jeśli dojdziemy do wniosku, że nie powinny jeść cukru, a do picia będziemy im podawali Colę Light, nie sprawimy, że dzieci przestaną lubić sok pomarańczowy.
Ciekawy w tym kontekście jest fenomen Harry’ego Pottera. Przed wydaniem pierwszego tomu królowały na rynku opowieści edukacyjne, w których nie można było mówić o klasie średniej czy o magii. Musiały to być opowieści o nastolatkach w ciąży i o ich problemach, rzeczy „głębokie moralnie”. Tak naprawdę były to książki dla dorosłych, którzy kupowali je do bibliotek, ponieważ, według nich, były dobre i uczyły dobrych rzeczy. Tylko że dzieci nie lubiły ich czytać. Harry Potter wprowadził zupełnie nową falę książek, po które chętnie sięgają młodzi czytelnicy, bo chcą czytać opowieści, w których jest magia i są niesamowite przygody. Powstaje teraz mnóstwo książek o nastoletnich szpiegach i o sprawach, o które warto walczyć.
Ważny jest dla mnie cytat na początku Koraliny: „Dzieciom nie trzeba mówić, że smoki istnieją. Dzieci już to wiedzą”. Książka opowiada o tym, że z potworami można walczyć i można je zwyciężyć. I to jest najważniejsze.

Rozmawiała Magdalena Walusiak

W galerii: zdjęcia Pawła Raźniewskiego z wizyty Neila Gaimana w salonie EMPiK Nowy Świat w Warszawie 19 marca 2007 r.