Odkrycia Empiku to nagrody przyznawane przez jury. W tym roku w kategorii muzyka zasiedli: Hania Rani (laureatka odkrycia 2019), Mela Koteluk, Marcin Wojciechowski z Radia Zet oraz Anna Maria Żurek z Going. i Dominik Sadowski z Empiku. Za co nagodzili Szczyla? „Za charyzmę, luz i szczerość, za fenomenalne ucho do melodii i głos, który jednych będzie tulić do snu, a innych porywać do tańca. To coś więcej, niż promyk dla tej sceny, ale debiut, którego potrzebowaliśmy” - tak jury uzasadniło swój wybór.

Rozmowa ze Szczylem

Piotr Miecznikowski: Jak bardzo zmieniło się twoje życie w ciągu ostatniego roku?

  • Szczyl: Ha! Bardzo często słyszę to pytanie i naprawdę nie wiem, jak na nie odpowiadać (śmiech). Nie mam w głowie jakiegoś konkretnego obrazu tej zmiany. Nowe jest na przykład to, że teraz w końcu wiem, co robię. Po raz pierwszy w życiu mam świadomość kierunku, w którym idę. To już nie jest jakieś błądzenie po omacku i zastanawianie się, jaka będzie następna rzecz, którą zrobię. Mam dwadzieścia jeden lat i pracę, która sprawia mi przyjemność. Wiem co dalej z tym zrobię, gdzie chcę pójść i mam pewność, że dam radę się z tego utrzymać. Tak właśnie wszystko się zmieniło.

Odkrycie Empiku 2021 muzyka Szczyl

Statuetkę Odkrycie Empiku 2021 w imieniu Szczyla odebrała jego siostra Emilia. Na zdjęciu z Marcinem Wojciechowskim, Gabi Drzewiecką i Marcinem Prokopem. Fot. AKPA

Jak postrzegasz swoje wejście w show biznes? Co jest dokładnie takie, jak się spodziewałeś, a co cię zaskoczyło?

  • Zaskoczyło mnie to, że to środowisko jest bardzo hermetyczne, zamknięte, ale kiedy już przebijesz się przez ten trudny do przejścia mur, to okazuje się, że to wszystko jest bardzo maciupkie. Nagle, w ciągu pięciu minut znasz wszystko i wszystkich (śmiech). Wiesz wszystko o branży i widzisz, że to mały świat, w którym wszyscy się znają i każdy wie wszystko o każdym. Co zaskakujące, większość artystów, których kojarzysz z płyt czy klipów, podziwiasz ich i uważasz za swoich idoli, okazuje się być zwykłymi, serdecznymi i zwyczajnie miłymi ludźmi. To powoduje dość abstrakcyjne doznania, bo jak gdzieś, kiedyś czytałem – mózg ma problem z tym, żeby przekonwertować fakt, że ktoś kojarzony jako postać dwuwymiarowa, widziana na ekranie czy zdjęciu w gazecie, nagle stoi przed tobą w 3D (śmiech). Dlatego ludzie tak dziwnie reagują, kiedy spotykają kogoś znanego.

 

szczyl

materiały wydawnictwa Sony Music Entertainment, fot. Karol Małecki

 

Aż trudno uwierzyć, że wszyscy ci raperzy i producenci są tacy mili. Nie było żadnych rozczarowań?

  • Hm, muszę się zastanowić. Może miałem ze dwie takie sytuacje, kiedy artyści zaskoczyli mnie faktem, że ich poglądy są kompletnie sprzeczne z tym, co mówią do mikrofonu. Na szczęście to nic osobistego, to nie są dla mnie jakieś szczególnie ważne osoby. Jednak zawód pozostał.

W tym co robisz słychać przywiązanie do tradycji – w dobrym znaczeniu tego słowa. Uważasz, że rap, jeżeli chce mieć sens, musi się opierać na tych wzorcach z lat dziewięćdziesiątych? Niektórzy uważają, że to co dziś powstaje to dla hip-hopu rodzaj autoparodii.

  • Nowe rzeczy zawierają zawsze element szoku, kontrowersji i czegoś, z czym poprzednie pokolenia się nie zgadzają. Jednak myślę, że zarówno u nas, jak i w Stanach, czy w Rosji albo na jeszcze dalszym wschodzie jest coraz wyraźniejsza tendencja do powrotu do – tak zwanej – starej szkoły. Te nowe trendy nie są już wcale takie nowe i ta wieczna braga zaczyna się ludziom już trochę nudzić. Tym bardziej, że gdybyśmy sprawdzili, ilu raperów, szczególnie polskich, rzeczywiście ma to wszystko o czym mówi, to bylibyśmy bardzo zaskoczeni (śmiech). Chłopaki ciułają grosz do grosza i wiodą zupełnie normalne, przeciętne życie a nawijają jakieś niestworzone historie (śmiech). Dla mnie rap ma jeszcze wiele perspektyw i z pewnością dużo jeszcze zaproponuje. Nie chcę się jakoś autorytatywnie wypowiadać, bo żyjemy w czasach, w których każde twierdzenie można niezwykle szybko obalić.

To ma związek z demokratyzacją dostępu do mediów oraz – między innymi – sztuki. Dziś każdy może głosić swoje opinie i każdy może być artystą. Rano nagrywasz numer u siebie w sypialni, a wieczorem już jesteś w internecie i ludzie mogą cię słuchać.

  • Sam tak zaczynałem (śmiech). Wrzucałem na soundcloud'a niemal codziennie nowy utwór, który nagrywałem na mikrofonie przy moim biurku. Powiem ci, że gdyby nie to, to pewnie nigdy bym tego rzemiosła nie wykuł (śmiech). Dlatego nie uważam, że należy to potępiać czy jakoś tego ludziom zabraniać. Jeżeli chociaż przez chwilę czują frajdę z takich nagrań i z robienia muzyki, to myślę, że jest to bardzo fajne. W poprzednim wątku bardziej chodziło mi o media społecznościowe i fakt, że dziś nie można niczego powiedzieć bez obawy, że za chwilę zostanie to obalone kontrargumentami. Nie można mieć własnego zdania.

 

 

A nie wydaje ci się, że duża część raperów świadomie i na własną prośbę rezygnuje z posiadania takiego własnego zdania w sprawach naprawdę ważnych? Wolą rapować o rapie i nawijać o tym, że nawijają.

  • Tak, ale prawda jest też taka, że nawijanie samo w sobie, czyli sztuka rymowania zawsze bardzo mocno mnie jarały (śmiech). Na przykład to, co zrobił zespół Outkast – mój muzyczny numer jeden. A wracając do posiadania własnego zdania w ważnych sprawach... ciężko jest przewidzieć, w jaką stronę się to wszystko rozwinie, kto nowy się pojawi. Ostatnio coraz częściej słychać, że raperzy poruszają kwestie i tematy polityczne. Inna sprawa, że często nie do końca właściwe osoby się za to zabierają i w niewłaściwy sposób. Trochę na zasadzie: albo nic nie powiem, albo za dużo. Nie ma nic pomiędzy.

A kiedy ty sam piszesz teksty, jakie zjawiska i tematy sprawiają, że ci się odechciewa? Ten moment, kiedy masz stuprocentową pewność, że o tym nie chcesz napisać ani jednego słowa.

  • Miałem kiedyś taką sytuację – jechałem autobusem, miałem chyba trochę gorszy dzień i pomyślałem sobie, jak to jest, że ja staram się coś przekazać tym co piszę. Lepiej lub gorzej, mądrze albo nie, ale staram się coś powiedzieć. Tymczasem ludzie wolą słuchać muzyki, która jest o niczym. I przyszło mi do głowy, że może nagrałbym taki numer, w którym byłyby tylko opowieści o kasie, dziewczynach i samochodach (śmiech). Jak to tylko to pomyślałem, to natychmiast zrobiło mi się strasznie wstyd. Nie mógłbym sobie spojrzeć w oczy w lustrze. I wiem, kiedy wychodzę na scenę na jakimś festiwalu, że gdybym robił bardziej imprezową muzykę, to ludzie głośniej by krzyczeli i reagowali bardziej żywiołowo. Tyle, że ja tego nie chcę, to mnie demotywuje kiedy ludzie robią pogo na moich koncertach. Moja muzyka chyba nie jest do tego. Nie chcę, żeby szła w tę stronę. Nigdy nie podkręcam atmosfery, nie obliguję ludzi, żeby głośniej się darli. Wolę dać im produkt, za który zapłacili, czyli muzykę, która im się podoba.

 

„Polska Floryda” Szczyl

 

To ma sens. A jak wygląda twoim zdaniem możliwość wprowadzenia eksperymentów do rapu? Czu ten gatunek jest w jakimś stopniu elastyczny i podatny na nowości, czy tak jak w bluesie, wystarczy zmienić jeden akord i to już nie będzie blues?

  • Wiesz, te wszystkie definicje to tylko czyjeś słowa. Dla mnie to jest tak, że ważna jest przede wszystkim muzyka, a nie gatunek. I wierzę, że hip-hop jest bardzo otwartą formą. Wielu artystów udowodniło już, że da się nawijać pod muzykę klasyczną, orkiestrową. Pod bluesa też by się dało. Rap to bardzo wdzięczna forma, bo ze wszystkim da się ją połączyć.

U ciebie słychać muzykalność. To jest kwestia wykształcenia, czy dobrych genów?

  • Genów to raczej nie, bo kiedy zaczynałem, to te moje pierwsze próby były naprawdę straszne (śmiech). Jakaś kanciasta, niespójna muzyka i absurdalnie niedobre teksty. Trzy lata zajęło mi dojście do jakichś sensownych efektów. Ale miło mi słyszeć, kiedy ktoś mówi, że jestem muzykalny. Można powiedzieć, że jestem aspirującym muzykiem. Kiedyś bardzo chciałbym się nauczyć grać na fortepianie, może też na gitarze. Chciałbym korzystać z takich umiejętności.

O.K. to teraz powiedz, co to jest ta „Polska Floryda”?

  • Ha ha! Co to jest Polska Floryda... Trójmiasto! To jest miejsce, z którego pochodzi Szczyl. Ludziom się wydawało, że to będzie, na zasadzie skojarzenia, bardzo delikatny, wakacyjny vibe. Z mojej perspektywy to wygląda trochę inaczej. Ta płyta jest bardzo osobista, szczera i pomyślałem, że ta „Polska Floryda” w jakiś sposób umiejscowi mnie na mapie. To jest miejsce w którym się wychowałem i które mnie ukształtowało.

 

„Polska Floryda” MP3 Szczyl

 

Opowiesz na koniec coś o swoich tatuażach? Są dla ciebie ważne, czy to raczej tylko zabawa?

  • Większość moich tatuaży coś znaczy, mam może kilka, które zrobiłem tylko dlatego, że podobał mi się wzór. Kiedyś chciałem się przekonać, jak to jest mieć tatuaż na twarzy i tak pojawiły się moje trzy gwiazdki. Bardzo je lubię chociaż kompletnie nic nie znaczą (śmiech).

Nigdy nie dałeś sobie wkręcić takiego myślenia, że tatuaże są dla ludzi z marginesu, typów spod ciemnej gwiazdy?

  • Właśnie to mnie najbardziej jarało! (śmiech). Ta myśl mnie cieszyła, że jak będę miał tatuaż, to będę taki wiesz... niebezpieczny i zbuntowany. Kiedy miałem szesnaście lat, zrobiłem sobie pierwszy. Kiedy miałem siedemnaście, to tatuaże zaczęły robić się bardzo popularne i teraz to już jest apogeum. Przez tę popularność tatuaży, dziś myślę czasem, że chciałbym nie mieć żadnego. Wyobraź sobie w jakim potrzasku żyję (śmiech).

Więcej wywiadów i wieści ze świata muzyki znajdziecie w dziale Słucham.

Zdjęcie okładkowe: materiały wydawnictwa Sony Music Entertainment, fot. Karol Małecki