W recenzjach serialu „Król” pojawiają się często porównania do „Peaky Blinders” i komplementy za niezwykłą staranności i dbałość o szczegóły. Krytycy chwalą też zdjęcia i montaż, wspaniałe sceny kręcone jednym ujęciem, pracę kamery i oczywiście rewelacyjną grę aktorów. Teraz do tej listy zalet możemy dołączyć wyśmienitą muzykę, którą skomponował Atanas Valkov. Kompozytor, którego utwory słyszeliśmy w „Legendach Polskich”, filmie „Ostatnia rodzina” czy serialach „Bodo” i „Belfer”. Współpracował z Andrzejem Wajdą, Kayah i wieloma innymi wybitnymi artystami. Nam opowiada o swojej historii, pisaniu muzyki do „Króla” i o zakasujących walorach brzmieniowych białego winylu.

Rozmowa z Atanasem Valkovem

Piotr Miecznikowski: Dotyczące ciebie informacje prasowe, najczęściej zaczynają się od słów „polski kompozytor bułgarskiego pochodzenia”. Co to oznacza w praktyce? Opowiedz o swoich korzeniach.

  • Atanas Valkov: Mój ojciec jest Bułgarem a mama Polką. Poznali się w pięknym mieście Burgas, w  Bułgarii, tam się urodziłem i mieszkałem przez pierwszych pięć lat mojego życia. Bułgarski był moim pierwszym językiem. Wciąż mam duży sentyment do Bułgarii, to było wspaniałe miejsce na spędzenie dzieciństwa. Kiedy przenieśliśmy się do Polski, zacząłem chodzić do zerówki i uczyć się wszystkiego od nowa. Przy okazji, w tej zerówce narodziła się moja pasja do muzyki, bo właśnie tam zobaczyłem pierwsze pianino (śmiech).

Atanas Valkov

Na zdjęciu: Atanas Valkov (mat. kompozytora)

 

Miłość od pierwszego dźwięku?

  • Tak bardzo mnie to zaintrygowało, że w domu rysowałem rodzicom klawiaturę na meblach. włączałem sobie kasetę Michaela Jacksona „Bad” na magnetofonie Kasprzak i udawałem, że gram (śmiech). W końcu stwierdzili, że wyślą mnie do szkoły muzycznej, do której dostałem się bez najmniejszego problemu. Sam tego nie pamiętam, ale z opowieści mamy i taty wynika, że miałem już wówczas jakieś wrodzone uzdolnienia i talent. W każdym razie, udało mi się od razu zacząć naukę w klasie fortepianu.

 

Kiedy zacząłeś serio myśleć o komponowaniu muzyki?

  • Dość wcześnie, już w szkole podstawowej. Chodziłem po mieście z walkmanem, zapętlałem sobie jakieś fragmenty i partie utworów, dośpiewywałem do tego jakieś własne pomysły. To były takie pierwsze próby tworzenia, chociaż wtedy wcale nie zdawałem sobie z tego sprawy. Później wkręcałem się w to jeszcze bardziej, siedziałem w domu godzinami, nagrywałem pomysły na dyskietki, próbowałem pierwszych kompozycji i aranżacji. Miałem ogromną potrzebę nagrywania muzyki. W Lublinie, gdzie wtedy mieszkaliśmy, od końca szkoły podstawowej zakładałem mnóstwo zespołów, co ciekawe - zawsze to były duże składy, po osiem, dziesięć osób (śmiech). Nagrywaliśmy piosenki w Radiu Lublin, przez kilka lat byłem tam bardzo aktywny, aż w końcu przeniosłem się na studia do Katowic na tamtejszy wydział jazzowy.

 

 

A kiedy zauważyłeś i polubiłeś muzykę filmową?

  • Jestem klasycznym milenialsem, przeżyłem na własnej skórze tę transformację i przejście od świata analogowego do internetu. Siłą rzeczy miałem dostęp do wszystkiego co powstawało w szeroko pojętej popkulturze - z jednej strony do muzyki, a z drugiej do filmów. Już jako dziecko uwielbiałem muzykę Alana Silvestriego z filmu „Powrót Do Przyszłości”. Już wtedy zacząłem dużo myśleć o muzyce filmowej i przez wiele kolejnych lat była dla mnie trochę czarną magią (śmiech). Zastanawiałem się jak to się robi i żyłem w przeświadczeniu, że sam nigdy czegoś takiego nie osiągnę, że nigdy mi się nie uda. Ale wciąż bardzo chciałem (śmiech).

 

Kilka lat później otrzymałeś główną nagrodę na siódmej edycji VW Berlinale Score Competition. To otworzyło drzwi do świata filmu? Rozdzwoniły się telefony z propozycjami?

  • Tak, po pierwsze, ta wygrana sprawiła, że dopuściłem do siebie taką myśl, że tak, mogę to robić. Później rzeczywiście posypały się propozycje. Zaczęło się od współpracy ze szwedzkim reżyserem, przy jego trzech filmach krótkometrażowych. Dalej była już ciężka praca i zdobywanie świadomości, jak trudno jest zaistnieć w tej branży. Wielu osobom wydaje się, że to jest proste - piszesz muzykę, nagrywasz i już, to wszystko. Otóż wcale nie. Trzeba zdobyć sporo doświadczenia, mnie to zajęło dziesięć lat i tak naprawdę wciąż się uczę.

 

Wydaje się, że jesteś dość skuteczny w tej nauce, skoro odezwał się do ciebie sam Andrzej Wajda.

  • Pana Andrzeja Wajdy nie poznałem osobiście, moją muzykę poleciła mu agentka i o dziwo, spodobało mu się to co robię. On był akurat w trakcie tworzenia takiego paradokumentalnego projektu „Zwięzła Historia Czasu” o historii teatru Szekspirowskiego. Posłuchał mojej muzyki i stwierdził, że chciałby jej użyć. Powiedział wtedy, że cieszy się, że mamy w Polsce takich zdolnych, młodych kompozytorów. Do było dla mnie bardzo budujące. Mieliśmy się spotkać i poznać osobiście w takcie pewnego festiwalu filmowego, niestety Andrzej Wajda zmarł jakiś czas wcześniej i nie udało mi się podziękować mu osobiście.

muzyka do serialu krol winyl

 

Przejdźmy może do serialu „Król”. Rzecz dzieje się w przedwojennej Warszawie, w środowisku ówczesnych gangsterów z całą tą „warszawską ulicą” w tle. Jak się odnalazłeś w tych realiach?

  • Bardzo się ucieszyłem z takiego umiejscowienia akcji filmu. Szczególnie, że dość mocny jest w tej opowieści wątek żydowski, co pozwoliło mi sięgnąć do bardziej etnicznych brzmień. Sporo tu odniesień do muzyki środkowo i wschodnioeuropejskiej, z tym charakterystycznym wydźwiękiem. To jest mi bardzo bliskie, a zważywszy na fakt, że udało mi się do tego jeszcze wpleść jazz, muzykę przedwojenną i współczesną, to mogę śmiało stwierdzić, że jestem zadowolony z końcowego efektu. Oczywiście spora w tym zasługa wybitnych solistów, których zaprosiłem do współpracy i samego reżysera, który brał we wszystkim czynny udział. Janek Matuszyński jest bardzo świadomym twórcą i dokładnie wie, czego chce. Pracujemy razem nie pierwszy raz a to bardzo pomaga. Inna sprawa, że tym razem pandemia i nowe zasady współpracy wprowadziły sporo zmian. Nie mogliśmy się spotykać zbyt często i pracowaliśmy wysyłając sobie piliki przez internet.

 

Zanim zaczęliście pracować nad filmem - znałeś książkę „Król” Szczepana Twardocha?

  • Tak, rozmowy o filmie zaczęły się już jakiś czas temu i oczywiście zabrałem tę książkę na wakacje, żeby dokładnie poznać akcję i realia. Nawet zaczęły mi się już wtedy w głowie pojawiać jakieś pierwsze pomysły i rozwiązania. Później ta sytuacja powtórzyła się, kiedy czytałem scenariusz. Jednak prawda jest taka, że kompozytor nie ma możliwości weryfikacji swoich wyobrażeń, dopóki nie zobaczy pierwszych zdjęć, scen i ujęć gotowego filmu. Czasami człowiek wyobraża sobie zbyt wiele, albo tworzy muzykę, która nie pracuje z obrazem. Z „Królem” miałem dodatkowo takie wyzwanie, że każdy odcinek był inaczej zmontowany, miał inne tempo. To sprawiło, że prowadzenie narracji muzyką było dość trudne.

 

Na płycie z muzyką z „Króla”, którą można teraz kupić, znalazła się selekcja wybranych kompozycji. Jakim kluczem się kierowaliście wybierając te utwory, które trafiły na płytę?

  • Tak, ta płyta to rzeczywiście jest selekcja, którą przygotowaliśmy razem z Jankiem. Może kiedyś pojawi się jakieś dwupłytowe wydanie, na które trafią też piosenki i reszta muzyki, której powstało dużo więcej niż to, co trafiło na wydawnictwo. Jednak ważne jest to, że płyta „Król” to pełna prezentacja kompozycji, które w filmie pojawiają się we fragmentach, a tu można ich słuchać w całości, która brzmi naprawdę dobrze. Możemy stwierdzić, że to takie „the best of” z tego serialu (śmiech).

Król okładka serialowa

 

Soundtrack do „Króla” został wydany w formacie płyty winylowej. To ma dla ciebie jakieś znaczenie, jesteś fanem winyli?

  • Kiedyś wydawałem winyle, kiedy pracowałem we Francji, w Lille jako producent muzyki tanecznej, elektronicznej, dla DJ'ów. Jednak tym razem to pierwsze wydawnictwo firmowane moim nazwiskiem, co mnie bardzo cieszy. Dodatkowo warto wspomnieć, że wydanie jest bardzo piękne, winyl, z którego wytłoczono płytę jest w kolorze białym i to z jednej strony robi spore wrażenie estetyczne, a z drugiej ma wpływ na brzmienie. Mało osób o tym wie, ale biały winyl jest bardziej transparentny i naprawdę sprawia, że muzyka brzmi pełniej i jest bardziej zbliżona do tej oryginalnej, żywej wersji. Miksowanie muzyki filmowej i ogólnie klasycznej nie jest łatwym zadaniem, jest bowiem wiele elementów oraz płaszczyzn nie można jej za bardzo „płaszczyć”. Ważne aby zachować dynamikę i naturalny charakter. Jednak przy tym nakładzie pracy, który poszedł na ten projekt, wszystko poszło naprawdę dobrze. Chyba muszę teraz kupić gramofon, żeby posłuchać tego „Króla” tak jak trzeba (śmiech).

 

Na koniec pytanie raczej niepoważne, ale dla wielu osób ciekawe - jakie jest zdrobnienie od imienia Atanas? Jak się do ciebie zwracają twoi bliscy - rodzice, żona?

  • (śmiech) Tak, Atanas to w Polsce raczej egzotyczne imię, choć w Bułgarii jest dość popularne. Najczęściej ludziom kojarzy się jakiś mroczny Satanas (śmiech). A zdrobnienie jest dość proste i nawet udało mi się do niego wiele osób przekonać - Nasko. Tak się mówi w Bułgarii i wiele osób z niego korzysta.

Więcej artykułów o muzyce przeczytasz w naszej Pasji Słucham.