Ian Curtis urodził się 15 lipca 1956 w szpitalu Memorial na Old Trafford w Manchesterze. Jego rodzice mieszkali wówczas w Hurdsfield - bardzo ładnej, czystej i spokojnej okolicy, położonej na peryferiach miasta. Wszystko w tym miejscu było zapowiedzią miłego i ustabilizowanego życia dla zwykłej, czteroosobowej (państwo Curtis oprócz Iana mieli także córkę Carole) rodziny. Jednak ta podmiejska sielanka nie potrwała długo, z jakichś niejasnych i trudnych do wytłumaczenia przyczyn, Curtisowie przenieśli się do miasta i wybrali życie w mieszkaniu komunalnym w bloku.

Dzielnica Macclesfield powstała na terenie starego osiedla, które wyburzono z zamysłem budowy nowoczesnego blokowiska. Cel osiągnięto, jednak te nowe, duże, zaopatrzone w długie balkony budynki w żaden sposób nie były ani ładniejsze, ani bardziej przyjazne człowiekowi od starych, szeregowych domów, które może nie grzeszyły urodą, ale miały w sobie duszę, której zabrakło budowli z wielkiej płyty.

Okładka albumu Closer Joy Division

Closer
(clear vinyl album - płyta analogowa)

Ian zmienił nie tylko miejsce zamieszkania, ale także szkołę i co za tym idzie przyjaciół i znajomych. Wszystko to musiało wpłynąć na chłopaka, który - choć starał się to ukrywać - był rzadko spotykanym wrażliwcem. Z okien jego nowego pokoju widać było boisko, na którym inne dzieciaki bawiły się i grały w piłkę, jednak on siedział najczęściej sam, czytał książki i słuchał płyt. Godzinami zasłuchiwał się w albumach MC5, Roxy Music, The Velvet Underground czy Davida Bowie’go. Dla rówieśników był postacią trudną, lubili go bardzo nieliczni, reszta bała się jego zimnego i niechętnego spojrzenia. Umiał udawać grzecznego i poważnego chłopca, ale kiedy było trzeba wyłaził z niego też klasyczny, manchesterski chuligan.

Gdy został przyłapany w czasie godzin lekcyjnych na piciu piwa w lokalnym pubie, wykradł i zniszczył list, jaki szkoła wysłała do rodziców. Był wrażliwy i głodny wiedzy, ale z pewnością nie był kujonem. Zajęcia z historii i teologii, które początkowo bardzo go pociągały, porzucił po zaledwie dwóch tygodniach i ostrej kłótni z nauczycielem. Ian nie godził się na mechanicznie powtarzane, nudne i niemające zastosowania w codziennym życiu formuły, szukał czegoś istotnego, jakiegoś zjawiska, które nadałoby sens jego życiu i wyrwało z nudy. Znalazł to w muzyce.


Przenikliwe światło, słońce i cała reszta. Joy Division w ustnych relacjach
(okładka twarda)

 

Joy Division - zespół, który zmienił muzykę

Miejska legenda głosi, że wszystko zaczęło się od legendarnego koncertu Sex Pistols 4 czerwca 1976 roku w Lesser Free Trade Hall. Peter Hook (basista Joy Division) wspomina ten dzień w swojej książce: „W okienku kasowym siedział Malcolm McLaren, od stóp do głów ubrany w czarne skóry – kurtkę, spodnie i buty. Miał oślepiająco pomarańczowe włosy, na jego twarzy malowało się szaleństwo”. W śród publiczność oglądającej wówczas Johnny’ego Rottena i jego kolegów, znaleźli się Peter Hook i Bernard Sumner (później Joy Division i New Order), Morrissey i Johnny Marr (później The Smiths), Mark E. Smith (później The Fall) Mick Hacknall (później Simply Red), muzycy Buzzcokcs i wielu dziennikarzy muzycznych. O tym koncercie często mówi się, że był jak „Year Zero” całej muzyki z Manchesteru. Z całą pewnością bardzo mocno wpłynął na późniejszych muzyków Joy Division.

 

Panowie założyli zespół, zaczęli grać próby, szukać możliwości występów i docelowo nagrania płyty. Dziś, z perspektywy czasu, możemy bez cienia przesady stwierdzić, że intensywności, z jaką Joy Division grali swoją muzykę, nie da się porównać z niczym innym. Zaczynali w czasie, kiedy w radiu i telewizji królowała tania i  bardzo mdła rozrywka, a na scenie niezależnej  najbardziej gorącym gatunkiem był punk rock. Co zaproponowali czterej młodzieńcy z Manchesteru? Muzykę i koncerty, które były lata świetlne od telewizyjnej rozrywki - grali tak jak nikt inny przed nimi, surowo i niebezpiecznie serio.

Top 40 New Wave (CD) okładka
Top 40 New Wave
(CD)

To, co robił na scenie Ian Curtis, nawet dla fanów punk rocka było czymś zaskakującym, jego performance gwarantował doznania z pogranicza szaleństwa i autodestrukcji. Każdy kto miał okazję widzieć Joy Division na żywo, wiedział że nie ma i nigdy nie będzie drugiego takiego zespołu. Pierwszy album, który nagrali – „Unknown Pleasures” - trafił do sklepów latem, roku 1979 i od razu zwrócił uwagę krytyków. Czegoś takiego nikt się nie spodziewał, muzyka Joy Division była zupełnie inna niż wszystko, co można było wówczas usłyszeć. Recenzenci porównywali płytę do The Doors z jednej strony i do niemieckich eksperymentatorów z Can z drugiej. Czegokolwiek by nie mówić, chemia jaką udało się uzyskać dzięki współpracy Petera Hooka, Bernarda Sumnera, Stephena Morrisa i Iana Curtisa była absolutnie niezwykła.

Ze szczytu w mrok

Natychmiast po wydaniu płyty, zespół zaczął intensywnie ogrywać materiał na koncertach. Atmosfera na występach Joy Division była tak gęsta, że można było kroić ją nożem. Były awantury, bójki i nasilające się ataki Iana, który im bardziej zdobywał status lokalnej gwiazdy, tym gorzej radził sobie z epilepsją, na którą chorował. Joy Division się rozkręcali, grali koncerty już nie tylko u siebie, w Anglii, ale też w całej Europie. W ciągu niecałego roku od premiery pierwszej płyty, udało im się napisać materiał na drugi album. Wszystko szło świetnie i nikt w zespole nie zdawał sobie sprawy z faktu, że Ian Curtis jest w zasadniczo złej kondycji - fizycznej i duchowej. Od jakiegoś czasu zespół był całym jego światem. Nie chciał ani robić ani myśleć o niczym innym, chciał nagrywać i grać, występować dla publiczności. Tylko jak to robić, kiedy człowiek żyje w stałym zagrożeniu kolejnego, krepującego i wstydliwego ataku epilepsji na scenie, przed setkami skierowanych na zespół oczu?

Ian pogrążał się w swoich problemach. W listach do przyjaciół raz pisał, że nie może znieść kolegów z zespołu, a raz, że jest zachwycony wszystkim co robią. Jako kolektyw, Joy Division nie byli raczej skłonni do głębokiej analizy swoje twórczości. Bernard Sumner tak wspomina próby przed sesją nagraniową „Closer”: „Siedzieliśmy w salce i gadaliśmy głupoty, jakieś kompletnie banalne, nie związane z muzyką rzeczy. Kiedy nam się w końcu nudziło to gadanie, braliśmy instrumenty i zaczynaliśmy grać”. Peter Hook potwierdza słowa kolegi i dodaje, że nikt nie interesował się tym, o czym Ian śpiewa. Ważne było tylko to, żeby teksty rytmicznie pasowały do muzyki i głos wokalisty dobrze brzmiał. Może gdyby chciało im się wtedy bardziej pochylić nad twórczością Curtisa, nie doszłoby do tragedii? Tak czy owak, materiał na „Closer” powstawał w czasie, kiedy Ian był w bardzo złym stanie. Pisał bardzo mroczne i niepokojące teksty i wykonywał je w taki sposób, że recenzenci szybko nadali im przydomek „grobowe”.


The Best Of Joy Division
(CD)

Jak powstawał album „Closer”?

Sesje nagraniowe albumu odbyły się między 18 a 30 marca 1980 roku. Nagrania wyglądały tak, że rano w studiu meldował się cały zespół, po czym Ian nagrywał tylko wstępne wersje swoich wokali i miał wolne aż do wieczora. Muzycy nagrywali cały dzień bez niego, a kiedy kończyli, wracał i siedział w studiu całymi nocami układając i nagrywając swoje partie. Im gorzej się czuł, tym jaśniej błyszczał jego geniusz. Wszystko co stworzył na „Closer” do dziś jest określane mianem najważniejszego dzieła epoki post punk. Nie ma w tym żadnej przesady. Bez Curtisa i Joy Division nie byłoby takich zespołów jak The Cure, Siouxsie and the Banshees, Bauhaus, Depeche Mode, The Killers, Interpol, Editors, R.E.M. Radiohead, The National czy U2. Bono wciąż wspomina spotkanie z Joy Division w studiu jako jedno z najważniejszych wydarzeń w  życiu. W podobnym tonie wypowiada się Robert Smith z The Cure, który stwierdził, że piosenki Iana Curtisa są jednymi z nielicznych, które zabrałby ze sobą na bezludną wyspę.

Joy Division zdjęcie portret

 

Dziś, ponad czterdzieści lat od samobójczej śmierci Curtisa, Joy Division są zespołem otoczonym kultem, wciąż słuchanym i wciąż inspirującym. W ich bluzie chodzi Killer Mike z Run The Jewels, wspominają o nich bohaterowie serialu „Ślepnąc od świateł”, kręci się o nich filmy, do sklepów wciąż trafiają kolejne wydania ich płyt. „Closer” można słuchać w każdej wersji i formacie, za każdym razem jest tak samo olśniewający. Jednak jeżeli chcemy poczuć prawdziwego ducha przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, najlepiej kupić płytę winylową. Brzmienie albumu było przyczyną bardzo intensywnych kłótni pomiędzy zespołem i producentem Martinem Hannettem, ale dziś słychać wyraźnie, że te awantury miały sens i udało się stworzyć dzieło unikalne i ponadczasowe.

Wkład Iana Curtisa najlepiej oddają słowa cytowanego już wcześniej Roberta Smith'a z The Cure: „Joy Division nigdy nie nagrali nawet jednej słabej piosenki, czego niestety nie można powiedzieć o New Order (zespół założony przez muzyków Joy Division po śmierci wokalisty- przyp. red.), to zasługa i ewidentny wpływ Iana Curtisa”.

Cloder Joy Division okładka
Closer 
(Album mp3)

 

Cytaty pochodzą z książek:

Deborah Curtis „Joy Division i Ian Curtis. Przejmujący z oddali”
Peter Hook „Joy Division od środka. Nieznane przyjemności”

Autor zdjęć: Kevin Cummins.

Więcej tekstów o muzyce znajdziecie w naszej Pasji Słucham.