Autorka: Katarzyna Kowalewska

– Ta antologia opowiada nie region, tylko gatunek – deklaruje we wstępie antologii „Dziobak literatury. Reportaże latynoamerykańskie” jego redaktorka Beata Szady. Chociaż jednak opowiedzenie tak rozpiętego regionu z bogatą historią i kulturą wydaje się ogromnym wyzwaniem, okazuje się, opowiedzenie gatunku również nim jest. Nie ma jednego reportażu latynoamerykańskiego, tak jak nie ma jednej polskiej szkoły reportażu (porównanie niezbyt trafne, bo przecież na Amerykę Łacińską składa się więcej niż jeden kraj). A jednak istotnie 11 tekstów autorstwa 11 różnych autorów, przetłumaczonych na język polski przez 11 tłumaczy układa się w opowieść o tym, jak różnie można opisywać rzeczywistość. Takie spoiwo być może czyni projekt bardziej hermetycznym – sprawia, że zainteresują się nim w pierwszej kolejności żywo zainteresowane reporterskim warsztatem pisarskim. Gatunkowa refleksja jest przekazana w sposób przystępny, a prowokuje ją już okładka składająca się z rozsypanych zdań, pochodzących z zawartych w publikacji reportaży.

Ni kaczka, ni wydra, ni bóbr

Pierwsze skojarzenia z uprawianiem dziennikarstwa w krajach Ameryki Łacińskiej? Prawdopodobnie: dyktatury, cenzura, prześladowania osób chcących rzetelnie opisywać rzeczywistość... W książce „Unwanted Witnesses: Journalists and Conflict in Contemporary Latin America” („Niechciani świadkowie: dziennikarze i konflikt we współczesnej Ameryce Łacińskiej”) autorka Gabriela Polit Dueñas’s poświęca trzy strony na wymienienie nazwisk wszystkich latynoamerykańskich dziennikarzy, którzy zmarli między 1992 a 2018 rokiem, pełniąc swoje obowiązki w kraju. To im dedykuje swoją publikację, ale to nie im poświęcony jest „Dziobak literatury” ani nie temu, by podkreślić lokalne napięcia polityczne oraz trudy pracy publicystów. Wbrew skojarzeniom z biednymi, niebezpiecznymi państwami, gdzie na ulicach czają się głód oraz śmierć, większość zebranych tekstów otacza raczej humorystyczna aura, zgodna być może z usposobieniem mieszkańców tej części świata. Często będzie lekko i dowcipnie, cały czas – intrygująco.

Śmierć w sposób wstrząsający zawita dopiero w reportażu „Spłonęliśmy w busie” Salwadorczyka Carlosa Martíneza D'aubuisson, który – przyznam szczerze – przeczytałam z trudem ze względu na obrazowość opisów płonących ciał. Po serii raczej lekkich tekstów czytelnik może więc odczuć emocjonalno-estetyczny szok. Może taka też była strategia redaktorki? Nie wiem, ale bohaterowie przypominający „mięso z grilla” stoją przed oczami jeszcze długo po lekturze.

Z kolei stylistycznie na tle reszty tekstów wyróżnia się „Czilangopolis” – trochę eseistyczne, trochę powieściowe, refleksyjne, a jednocześnie ironiczne. To właśnie jego autor, Juan Villoro, zdefiniował najsłynniejsze w Ameryce Łacińskiej określenie reportażu, czyli dziobak literatury. Tak jak dziobak jest skrzyżowaniem kaczki, wydry oraz bobra, tak reportaż krzyżuje ze sobą literackie gatunki i style. „Używa środków stylistycznych typowych dla prozy literackiej, konstruuje bohaterów tak, jak to się robi w dramaturgii, syntetyzuje niczym poezja, surowo obserwuje, jak to czyni dziennikarstwo, poświęca się – wyczerpująco i obsesyjnie – jak detektyw prowadzący śledztwo” – twierdzi Villoro.

Rzeczywiście – dobór tekstów w zbiorze potwierdza tę teorię, bo znajdziemy prozę, lirykę, a ponadto – żart, tragedię, groteskę, naturalizm z surrealizmem, dystans z przenikliwością oraz ciekawe koncepty.

 

Dziobak literatury

 

Los perfiles – portrety do góry nogami

Antologię otwiera: „García Márquez idzie do dentysty. Sekretna historia uśmiechu” pióra Peruwiańczyka Julia Villanuevy Changa. To założyciel czasopisma „Etiqueta Negra”, dystansującego się „newsowości” (motto czasopisma brzmi: „skupiać się na pozytywach, łamać schematy, wprowadzać świeżość, intrygować, operować banałem, który prowadzi do głębi”). Uprawia on niezwykle popularny w Ameryce Łacińskiej gatunek portretów (z hiszp. los perfiles). Z opowieści o słynnym pisarzu na fotelu dentystycznym doktora Gazabóna, który lata po śmierci swojego pacjenta wciąż trzyma w specjalnym miejscu jego ząb trzonowy z trzema korzeniami i złotym wypełnieniem, ujawnia się bardziej ludzka, „przyziemna” strona cierpiącego na próchnicę pisarza.

W „Dziobaku…” znajdziemy jeszcze dwa inne bardzo ciekawe portrety. Chilijczyk Juan Cristóbal Peña ujawnił skrywaną stronę Augusta Pinocheta. W chwili śmierci na tym brutalnym, dążącym prosto do celu mężczyźnie, niesprawiającym raczej wrażenia erudyty, ciążyło około 300 oskarżeń o oszustwa podatkowe, malwersacje oraz łamanie praw człowieka. Jednocześnie zostawił on po sobie ogromną, wartą około 4 mln dolarów amerykańskich bibliotekę pełną unikatów oraz białych kruków, których nie miała nawet Chilijska Biblioteka Narodowa. Juan Cristóbal Peña zbadał, co posiadane książki mówią o dyktatorze, który skutecznie krył się ze swoją bibliofilską pasją przed prawie całym rządzonym przez siebie narodem.

Trzeci portret „Idea Vilariño. Ta kobieta” wyszedł spod pióra jedynej uwzględnionej w zbiorze autorki, Argentynki Leili Guerriero łączącej pasję dziennikarską z pisaniem prozy (popularny zestaw w Ameryce Łacińskiej, co można zaobserwować, śledząc chociażby kariery Gabriela Garcii Marqueza oraz Maria Vargasa Llosy). To uznana twórczyni pisarskich portretów, chociaż sama ten typ tekstów chętnie nazywa: tekstami zintegrowanymi – wymagającymi pracy w archiwach, w terenie oraz przeprowadzenia rozmów. Opisaną bohaterką jest poetka Idea Vilariño, piewczyni miłości oraz śmierci, cierpiąca na nieuleczalną wówczas egzemę. Język tego tekstu brzmi poetycko, żywiołowo. Podkreśla złożoną osobowość kobiety kochającej kochać i pozostającej w kilku związkach naraz, lecz ostatecznie – bardzo samotnej.

Punkt wyjścia, punkt dojścia

Żywioł portretowania jest obecny także w pozostałych tekstach – być może reportaż, bez względu na swój przedmiot, zawsze będzie właśnie portretem miejsca, czasu, ludzi czy tożsamości. Tę ostatnią spróbowali uchwycić Peruwiańczycy Marco Avilés i Daniel Titinger w „Imperium Inki”. Inka to ulubiony napój w Peru i w prawie całej Ameryce Łacińskiej, stawiający (bardzo skuteczny) opór modzie na Coca-Colę. Z miażdżącym skutkiem – amerykańskiemu wynalazkowi nigdy nie udało się pobić „napoju koloru sików i smaku gumy do żucia”. Tekst dwóch autorów to kolejna w zbiorze próba opowiedzenia historii z nietypowego punktu wyjścia, gdzie portret fragmentu peruwiańskiej tożsamości staje się punktem dojścia.

Podobnie dzieje się w „Ostatnim urugwajskim Hitlerze”, reportażu, który – jak zauważa redaktorka – nie mógłby powstać w Polsce. Nie tylko dlatego, że u nas nie do pomyślenia jest nazwanie dziecka Hitler, lecz także ponieważ projekt opowieści o imionach uznano by za zbyt banalny. A jednak tekst Urugwajczyka Leonarda Haberkorna Manevicha na szczęście się wydarzył i odniósł ogromny sukces. – Szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie, co zrobił Hitler. Żyję swoim życiem. Co było, to było. Nie miałem z tym nic wspólnego. Każdy ma swoją historię i nieważne, jakie nosi imię – mówi jeden z Hitlerów.

Usposobienie Boliwijczyków poznajemy zaś dzięki… błaznowi z tekstu Alberta Salcedy Ramosa, towarzyszącemu płaczkom na pogrzebach. Bohater 20 lat wcześniej zgubił swoją laskę, na której zapisywał liczbę pochówków, podczas których rozśmieszał gości niewybrednymi żartami. Wówczas tytułowy pogrzebowy błazen zanotował 916 uroczystości.

Zapowiedź kolejnego latynoamerykańskiego boomu?

W „Dziobaku” znajdziemy również reportaż o krześle, na którym podobno siedział Che Guavara, pióra Boliwijczyka Álexa Ayali Ugarte. Dziennikarz pokazuje, że „z biedy można wszystko wycenić”. W „Krainie bliźniąt” Juana Pabla Menesesa nie spotkamy żadnego bliźniaka, ani też nie poznamy tajemnicy eksperymentów genetycznych nazistowskiego lekarza Mengelego. Bo często równie ważne jak to, co jest, okazuje się to, czego nie ma – jak  w „Caracasie. Mieście w ranach”. W stolicy Wenezueli  ludzie „żyją w strachu: w lęku, że wyłączą światło, że nie będzie wody, że karta nie zostanie zaakceptowana, że z powodu problemów z komunikacją utknie się w miejscu, że coś jeszcze przestanie funkcjonować, że żywność się skończy raz na zawsze, że rząd podejmie nie wiadomo jaką decyzję, że tej nocy w ciemnej uliczce…”. Ten tekst Argentyńczyka Martína Caparrósa z jednej strony wpisuje się w nasze wyobrażenia o zacofanym gospodarczo świecie oraz potwierdza: „tak, w Europie żyje się lepiej”, ale z drugiej skłania do podjęcia ponownej refleksji nad znaczeniem patriotyzmu. Kilka słów o autorze – pracuje on dla bardzo politycznego i zaangażowanego społecznie internetowego czasopisma „El Faro”, którego członkowie opisali siebie następująco: „Niewygodni dla władzy, niewygodni dla kryminalistów, niewygodni dla skorumpowanych. Jesteśmy tak niewygodni, że nawet dla samych siebie tacy się stajemy”.

Zbiór kończy się posłowiem Mariusza Szczygła (zestawiającego przywołane teksty z polską szkołą reportażu), co dopełnia ciągłej „opieki” nad polskojęzycznym czytelnikiem, który do dyspozycji ma przedtem wstęp redaktorki, krótkie wprowadzenie do każdego z reportaży oraz przypisy tłumaczy (Dagmara Luboń, Tomasz Pindel, Radosław Powęska, Nina Pluta, Katarzyna Sosnowska,  Jerzy Wołk-Łaniewski, Zuzanna Jaegermann, Beata Szady, Justyna Garyga, Bogumiła Lisocka-Jaegermann, Marta Szafrańska-Brand). „Dziobak” to jednocześnie przedsięwzięcie duże i kameralne. Za tym drugim świadczy niewielki rozmiar zbioru zawierającego zaledwie 11 reportaży. Za pierwszym – ogromna praca polegająca na wyborze publikowanych tekstów, znalezieniu tłumaczy, wspólnego (ogólnego) mianownika tekstów, opracowaniu pomocniczych dla czytelnika materiałów, wreszcie – pionierstwo projektu stanowiącego pierwsze wydanie reportaży latynoamerykańskich w Polsce.

To przedsięwzięcie, które naprawdę doceniam, a które wywołuje we mnie ogromny poznawczy niedosyt. I pozwolę sobie powtórzyć niedopowiedziane przez Beatę Szady we wstępie życzenie, że ów zbiór pociągnie za sobą kolejne.

Więcej recenzji znajdziesz w pasji Czytam.