Co kieruje naszym życiem? Los? Przypadek? A może to my sami tworzymy nasze przeznaczenie…

Oto jest! Nowa powieść Katarzyny Grocholi. O tej książce można opowiadać na wiele sposobów. Na przykład tak: Przeznaczeni to historia pięciu osób. Pozornie nie mających ze sobą wiele wspólnego, ale już wkrótce zbiegi okoliczności i przypadkowe na pierwszy rzut oka zdarzenia sprawią, że ich drogi w dramatycznym finale nierozerwalnie się połączą: ktoś straci życie, ktoś inny przeżyje. Jedni otrzymają szansę od losu na szczęśliwą przyszłość, inni tę szansę bezpowrotnie stracą…

Autorka pokazuje, że los można przekuć na własną korzyść, ale jest to połączone z wysiłkiem, mozolną pracą i koniecznością podjęcia gry z życiem. Na pewno nie można biernie się poddawać temu, co się nam przydarza.

Po przeczytaniu Przeznaczonych długo będziemy myśleć o metaforze życia, związanej z przywołaną w powieści wstęgą Möbiusa – zaczniemy się zastanawiać, czy i nasz los jest w ten magiczno-fatalistyczny sposób zapętlony, czy i my – jak bohaterowie powieści – tkwimy w utartych koleinach życia i jesteśmy mróweczkami ze znanej grafiki Eschera. Uwikłanymi przez kaprysy losu i czekającymi, aż ktoś nas z tej magicznej pętli czasu i przestrzeni wyzwoli. Bo taka właśnie jest nowa powieść Katarzyny Grocholi: mieniąca się znaczeniami, iluzoryczna, wystawiająca naszą percepcję, nasze osądy i przyzwyczajenia na próbę.

Co było pierwszym impulsem do napisania Przeznaczonych? Od czego się zaczęło?

Przypadek zawsze traktowałam nieprzypadkowo. Być może nadawałam mu też większą wagę, niż na to zasługiwał. Być może nie. Przecież nie wiemy, jak nasze działania wpływają na świat. Ale bez wątpienia, tak się dzieje, skoro mają wpływ na życie naszych bliskich, lub nieznajomych. I o tym chciałam napisać.

W książce pojawiają się odwołania do drzeworytu, który przedstawia uwięzione mrówki na wstędze Möbiusa, holenderskiego malarza i matematyka  M.C. Eschera. Dlaczego pani wybrała akurat ten rysunek?

Moi bohaterowie tak się właśnie poruszają.  Lub dlatego, że my tak właśnie się poruszamy. Często nie odróżniamy rzeczywistości od fikcji, lub naszych pragnień. Po prostu uwikłani we własne obciążenia, obwiniamy za nie innych. Może tak naprawdę nie chcemy szukać wyjścia? Escher to dobrze narysował. Rysunek jest na tyle niepokojący, że zmusza do myślenia.

Bohaterowie pani książki są zdeterminowani przez własne przeznaczenie, przypadkowe spotkania, ale też duży wpływ mają swoje wybory, czy nawet ich brak. Więc los czy jednak nasze własne działania?  Co tak naprawdę jest ważne i co wpływa na nasze życie?

Tego, tak naprawdę nie wiem. To właściwie nie jest pytanie do mnie. W Przeznaczonych cytuję mądre zdanie, że przedwiedza Boga nie determinuje naszych czynów. Zostaliśmy obdarzeni wolną wolą.

Często opisuje pani w swoich książkach różne przegapienia, nieuważność bohaterów na rozmaite sygnały i znaki,  które są kluczowe. Na co powinniśmy zwracać uwagę, żeby zauważyć te ważne momenty?

Na siebie. Na to, co czujemy i z jakiego poziomu płyną emocje. Czy aby na pewno złościmy się na tę sprzedawczynię, czy przypomina nam ona naszą matkę, która ciągle krzyczała? Jeśli będziemy uważni na siebie – będziemy uważni na innych. Jak powiedział kiedyś mądry człowiek  – zajmij się sobą, daj odetchnąć światu.

To zupełnie inna książka od poprzednich ­przypomina matrioszkę. Ma kilka warstw, zarówno znaczeniowych, jak stylistycznych – widzimy tę samą sytuację z różnych perspektyw.  Dlaczego zdecydowała się pani na taki zabieg?

A dlaczego nie? To ciekawy zabieg. Skoro tak właśnie dzieje się w życiu, a nam wydaje się, że wszystko wiemy, to może warto odsłaniać i pokazywać kolejne warstwy…  

Dużo w Przeznaczonych uwikłań i uzależnień –  od niesatysfakcjonujących relacji, od alkoholu, hazardu, wydarzeń z przeszłości. Dlaczego bohaterowie w nich tkwią? W jaki sposób można się uwolnić z naszych kolein? 

Moi bohaterowie tkwią w tym wszystkim dokładnie z takiego samego powodu, z jakiego tkwimy w tym w życiu. A jak sobie z tym radzić? Żyć bardziej świadomie, wiedzieć, na czym polega manipulacja, żeby ją rozpoznawać. Wziąć odpowiedzialność za swoje związki, uzależnienia, wybory. Tylko to nie takie proste.

Opisała pani szczegółowo mechanizmy działania kasyn, przekręty samochodowe, manipulację, nie brakuje też trafnych portretów współczesnych Polaków. Jak przygotowywała się pani do pisania tej powieści, jak zbierała materiały?

Do Houston, mamy problem – powieści raczej dowcipnej, zebrałam ponad pięćset stron materiałów, głownie o ptakach i pracy operatora. Do każdej powieści, choć tego czytelnik zwykle nie widzi, robię porządny research. Ta kosztowała mnie najwięcej pracy. Bywałam w kasynie, rozmawiałam z uzależnionymi, odbywałam rozmaite szkolenia, godzinami gadałam o przekrętach samochodowych, przerzucałam artykuły o oszustwach, oglądałam filmy o Chicago, żeby wyłapać szczegóły tego miasta. Mam nagrane setki rozmów, filmików, i ponad tysiąc stron notatek. Ale powstała z tego powieść, nie dzieło naukowe. 

Nie brakuje też głębokich opisów prawdziwych relacji,  choć wypełnionych sprzecznymi emocjami – towarzyszenia umierającej bliskiej osobie, rodzącej się miłości.  Jak się na nie otworzyć i jak im sprostać? Czy w ogóle można żyć bez miłości?

Chyba bardziej o tym umiem pisać, niż opowiadać. Jak temu sprostać? Być. Po prostu być. A ludzie mogą żyć bez miłości. Znajdują inne substytuty. Władzę. Pieniądze. Alkohol. Narkotyki. I dlatego to życie bywa takie kalekie. A nie musi takie być.