Jak dołączył pan do tego projektu?

Trochę przez przypadek. Kiedy realizowałem cztery odcinki serii CHEFS, producent Clément Miserez zadzwonił do mnie i zaproponował mi udział w tym projekcie. Początkowo byłem trochę zaskoczony, ponieważ nie znałem dobrze serii „Bella i Sebastian” oraz, szczerze mówiąc, nie wiedziałem, co mógłbym do niej wnieść. Powiedziałem więc Clementowi, że to nie moje klimaty, ale nalegał i poprosił mnie o przeczytanie scenariusza.

 


Co pana przekonało do zanurzenia się w ten świat?

Czytając scenariusz, przekonałem się, to historia o przygodzie i odwadze. Natychmiast pomyślałem o autorach takich jak Steinbeck i Conrad, czy o książce „Zew Krwi” Jacka Londona, ale także o wszechświatach, które przyjmują wymiar baśni, jak na przykład „Noc myśliwego” i  filmy Disney’a. Kiedy powiedziałem o tym Clementowi, zareagował entuzjastycznie, ponieważ, jak mi powiedział, był to dokładnie kierunek, w którym chciał by ten projekt szedł. Później zyskałem pewność, że Gaumont całkowicie poparł moje podejście bez najmniejszej ambiwalencji: nie było już mowy o wymienieniu mnie na kogoś innego! Muszę powiedzieć, że towarzyszyli mi wielcy producenci, którzy całkowicie mi zaufali.

Jak do swoich zamysłów przystosował pan scenariusz Juliette Sales i Fabiena Suareza?

Byli przy tej pracy od początku i nie było mowy o przeprojektowaniu całości, którą wykonali, szczególnie, że ja sam nie mam żadnej inklinacji do pisania. Jednak chciałem, dołączając do tego formatu, podkreślić pewne sprawy i akcenty, na których mi zależało. Odpowiedzieli bardzo przychylnie i szybko na moje prośby i nigdy nie było między nami konfliktu: bardzo doceniam to, że ludzie nie starają w pracy przejmować władzy. Wręcz przeciwnie, powiedzieli mi: "znamy założenia formatu, ale w jakim kierunku chciałbyś by się rozwijały?"

Jakie kierunki chciał pan nadać scenariuszowi?

Na przykład idea prawa - i to, co ona w sobie zawiera - była dla mnie bardzo ważna. Pamiętam, że jako dziecko odkryłem, że świat dorosłych nie jest tak prosty, jak sobie wyobrażałem i że nawet niektórzy dranie mają prawo po swojej stronie! Ten moment, w którym uświadamiamy sobie, że prawo niekoniecznie jest synonimem sprawiedliwości, jest niezwykle silnym przeżyciem. Bardzo chciałem wziąć pod uwagę ten postulat i pochylić się nad nim. W filmie nie mamy wyboru: prawo jest po stronie łajdaka. Poprosiłem więc scenarzystów, aby położyli na to większy nacisk. Stąd też słowa, które kieruje dziadek do burmistrza: " To nie dzięki waszemu zepsutemu prawu uda nam się odzyskać Bellę". Dziadek rozumie, że widok poczynań dorosłych, które obserwuje chłopiec, jest odrażający. Chciałem też, aby widz miał pełną świadomość, że Sebastian dorósł i dojrzał emocjonalnie: uznałem za interesujące, że to nie jego rodzice powracają pod koniec filmu, ale on wyjeżdża. Mnie zawsze przyświecała idea, że kiedy sprowadzasz na świat dzieci, to dajesz je światu a im samym mówisz: „śmiało, idź, świat jest twój”. Uważam za bardzo mocny moment scenę, w której Sebastian, po rozstaniu z dziadkiem na płycie lotniska, odlatuje do nowego świata ...

 

Ten film to piękna historia inicjacji, nie tylko młodego chłopca, ale też dorosłych, którzy go otaczają…

Oczywiście związek Sebastiana z dorosłymi ewoluował,  jednak wydawało się równie ważne, zwłaszcza w filmie rodzinnym, aby pokazać, że nasze życie nie kończy się po 60-ce! Nawet wśród tych, którzy niczego już nie oczekują: pomiędzy starzejącym się pasterzem a samotną nauczycielką też coś może się wydarzyć. Początkowo zastanawiałem się, czy widzowie w to uwierzą, ale historia miłosna tych dwojga jest bezdyskusyjna. W tej idei otwartości na świat, o której mówiłem wcześniej, istnieje również idea, że miłość może się przydarzyć późno! To możliwe! Naprawdę wierzę w tę moc. Te dwie postaci są tak chronione, że w momencie gdy otwierają się, jest wiele radości. Wiemy, że nie przestaną się kłócić i spierać, ale będzie między nimi w tym dużo czułości.

Widać, ze sprawiło panu dużą przyjemność zagranie roli Josepha, czarnego charakteru tej historii. Co tłumaczy jego okrucieństwo i całkowity brak empatii?

Nic! Właśnie to mnie zainteresowało. Jest niejasno wiedziony motywacją finansową, ucieleśnia zarówno wilkołaka, jak i starą czarownicę z baśni! Krótko mówiąc, jest to absolutne zło, a jego "graficzny" wygląd fascynuje i przeraża. To właśnie dzięki temu rodzajowi postaci potrafimy się określać i podejmować decydujące wybory w życiu. 

Postać grana przez pana jest symbolem tych wojennych kolaborantów, którzy potem w ostatniej chwili zmienili poglądy…

Przede wszystkim Józef jest grabarzem. Kiedy szukałem dla niego domu, miałem wizję zamku grozy. Jego postawa i miejsce w którym żyje- w pobliżu cmentarza- mówią wiele o tej postaci. Ma autonomiczną pojazd, który miażdży i zabija i, co symptomatyczne, gdy patrzy się na niego z zewnątrz, nigdy nie widać kierowcy. W tego człowieka wpisane są symbole śmierci. Pomyślałem, że to będzie interesujące mieć postać, która całkowicie uosabia radość czynienia zła. W przypadku Josepha często myślałem o Robercie Mitchumie z „Nocy myśliwego”.

Czy to był dla pana punkt odniesienia?

W tym filmie jest coś z dziecinnej opowieści, która jest bardzo sprawiedliwa. Przede wszystkim trzeba wcześniej przetworzyć ten rodzaj odniesień, ponieważ nie chodzi przecież o imitowanie talentu innych. Poza tym nie chciałem oglądać tego filmu jeszcze przed naszymi zdjęciami. To, co mnie interesuje, podobnie jak w przypadku książek, to wierność uczuciom, odczuciom: nie ma w filmie ani jednego planu, ujęcia, które odwoływałoby się do „Nocy myśliwego”. Odwołuję się do tego filmu ponieważ  bardzo kojarzy mi się z tego rodzaju historiami. Nasz film w fantastyczny sposób zapożycza kody opowiadania charakterystyczne dla thrillera.

Czy to był również pana cel jako reżysera?

W thrillerze - dreszczowcu, to  dreszcz emocji  najbardziej mnie bawi! Duże dzieci, takie jak ja, uwielbiają to. Naprawdę uważam, że dzieci nie są głupie i pamiętam, że nie lubiłem w kinie być brany za głupka, kiedy byłem mały. Dzieci słuchają rozmów dorosłych, oglądają filmy pełne przemocy, grają w drastyczne gry wideo. To, że kręciliśmy Bellę i Sebastiana nie oznaczało przecież, że musimy popadać w zdziecinnienie i przesłodzenie. Wręcz przeciwnie, chciałem stworzyć napięcie i dać dzieciom emocje i ulgę na końcu. Chciałem, żeby pomyślały sobie: wzięto nas za dorosłych, potraktowano poważnie.

Jak podszedł pan do tego drugiego pełnego metrażu, który piętrzył rozmaite wyzwania?

Z dzieckiem, psami, szczeniętami i śniegiem, nie można powiedzieć, że wybrałem sobie coś łatwego!  Podczas przygotowań do zdjęć pracuję jak szalony i dużo wymagam od swoich ekip. Musiałem zrobić wersję, która będzie naprawdę filmowa, a jednocześnie nie będzie wymagała budżetu z kosmosu. Musieliśmy więc znaleźć rozwiązania, pracować więcej i myśleć, aby zoptymalizować plany. Wyjście znalazłem w cięciach i zrozumiałem, że mogę się obyć bez pewnych technicznych rozwiązań i sprzętów. Walczyliśmy na wszystkich poziomach, ale wszyscy byli pełni dobrej woli, bo o ja byłem pierwszą osobą na planie, która mogłaby się potknąć. 

Czy czułeś się wspierany przez Felixa Bossueta, który brał udział w dwóch pierwszych odcinkach?

To, co w nim jest wspaniałe, to to, że jest bardzo skrytym chłopcem, który nie skarży się i nie marudzi przy pracy. Nie jest przekorny i nie buntuje się.  Ogromna koncentracja Felixa, której dał wyraz podczas kręcenia niektórych scen wywarła na nas wielkie wrażenie. Było to tym bardziej imponujące, że na planie było dużo hałasu: kiedy grał i zwracał się do Belli, słyszeliśmy, jak trener krzyczy swoje instrukcje do psów, a niektórzy technicy wymieniają się informacjami. Zbudowaliśmy piękną relację w pracy a on nigdy nie zachował się jak dyletant. 

 


Co w kręceniu tego filmu wydało się panu najtrudniejsze?

Po pierwsze, szczeniaki.  Musieliśmy je wymieniać co dwa tygodnie, ponieważ przybierają one rozmiar kucyka w ciągu trzech tygodni! Wszystko musi być zaplanowane z góry zgodnie ze wzrostem miotów i nie mamy prawa do błędu w planie pracy. Innymi słowy, niezwykle trudno jest to zorganizować. Jeśli chodzi o logistykę, szczenięta można było zabrać na wysokość 2500 m, pod warunkiem, żeby były dobrze opatulone, ponieważ temperatura wynosiła -30°C, a ze środków transportu były dostępne tylko skutery śnieżne… Na szczęście trener Andrew był świetny. Ogólnie rzecz biorąc, bardzo małych szczeniąt nie można tresować, ale Andrew zdołał przekonać je do przyjęcia pożądanych postaw. Oczywiście śnieg był również złożonym elementem, który trzeba było wziąć pod uwagę. Mieliśmy obsesję na punkcie prognozy pogody, wypatrywaliśmy lawin, a kiedy nie było śniegu, było strasznie, ponieważ musieliśmy zmienić nasz plan pracy. To było niezwykle trudne zadanie, ponieważ dotyczyło prawdziwie masowych przemieszczeń ludzi i sprzętu. Końcowa sekwencja była dla nas również problemem, tym bardziej, że nie znaleźliśmy zamarzniętego jeziora, które by mi  odpowiadało. Musiałem więc naradzić się z supervizorem efektów wizualnych, jak sobie z tym poradzić. Na szczęście miałem sprzymierzeńców takich jak autor zdjęć Thierry Pouget i techników efektów specjalnych, którzy wykonali niezwykłą pracę.

Jak pracował pan nad kadrami?

Kręcę najczęściej na dwie kamery, ponieważ lubię być blisko. Podobają mi się szczegóły: mam wcześniej ustalony scenopis na kamerę A, a kamery B używam w znacznie swobodniejszy sposób, aby uchwycić w tym samym czasie szczegóły, dłonie, twarz. Ta druga kamera, „latająca” i inspirująca, daje mi realną swobodę i możliwość manewru: wolno jej improwizować i przynosi mi to w montażu bardziej instynktowny materiał. 

Jakie były pana reżyserskie priorytety?

Chciałem stworzyć atmosferę baśni i rozmawiałem o tym od początku z całą moją ekipą: było to niezbędne do całej reżyserskiej i inscenizacyjnej pracy, ponieważ w moich oczach wszystkie elementy niosą sens. Na przykład płaszcz pasterza, który przypomina mi superbohatera, wydaje dźwięk, który przywołuje na myśl Batmana, gdy Sebastian zeskakuje z ogrodzenia. Podobnie, podczas burzy, płaszcz wydaje dźwięk trzaskania na wietrze, jak śnieg uderzający w szyby. Chciałem, aby widz miał również wrażenie, że sam znajduje się w środku tej burzy: to ten moment, gdy Sebastian przylega do gołych gałęzi swoją peleryną-  natura staje się wrogiem, który atakuje go ze wszystkich stron, a płaszcz jest jakby objawieniem matki, która nie pozwala mu umrzeć. W przypadku Sebastiana najistotniejsze były dla mnie poezja i wiarygodność.

Czy wiedział pan od początku, że sam również zagra w filmie?

Clement powiedział mi na początku, że chciałby, żebym zagrał złego faceta. To było całkiem praktyczne rozwiązanie, ponieważ nie musiałem nic tłumaczyć innemu aktorowi! Oszczędziliśmy dużo czasu. Kiedy pracuję dużo nad przygotowaniem wszystkiego, samo ujęcie zajmuje 10 minut.  Krótko mówiąc, robimy w ciągu godziny, tyle ile można zrobić w ciągu pół dnia gdzie indziej. Najbardziej skomplikowane było ustalenie, jaki będzie ten złoczyńca, w którego mam się wcielić.  Długo szukaliśmy, nawet zatrudniłem rysownika do odwzorowania graficznego aspektu tej postaci. Aż pewnego dnia wpadłem na pomysł, żeby założyć długi nos, by przywołać skojarzenie z czarownicą. Powiedziałem też sobie, że będzie miał łysą głowę i długie, brudne włosy – by podkreślić jego drapieżną stronę i kapelusz – aby dać mu też rys przygodowy. 

Proszę opowiedzieć o pana relacji z Chekym Karyo, który, podobnie jak Felix, gra w filmach od początku serii.

Początkowo czułem z jego strony lekki niepokój. I zrozumiałem, dlaczego: zakazałem szefom pionów rozmawiać z aktorami, ponieważ wolę, aby zwracali się do mnie, aby przekazywać swoje uwagi aktorom i odwrotnie – poprosiłem moich aktorów aby zaufali mi i nie oglądali podglądu ujęć na planie. Ale Cheky chciał obejrzeć. Nie zgodziłem się, ale sam również postanowiłem na początku zdjęć nie korzystać z podglądu. Potem Cheky zaufał mi i  uspokoił się.

Tak jak w przypadku dwóch pierwszych części serii, muzykę napisał Armand Amar.

W czasie montażu obrazu wykorzystałem istniejącą muzykę: od utworów Sergio Leone po świetne standardy jazzowe, aby zobaczyć, co będzie dobrze działało z obrazem. Kiedy Armand odkrył, co wybraliśmy, zobaczyłem, jak się załamuje. Pozwoliło mu to jednak, moim zdaniem, naprawdę puścić  wodzę wyobraźni w scenach lirycznych! Inspirowały go również odniesienia, z których korzystaliśmy: do sceny z niebieskim samochodem stworzył muzykę, która przywołuje Jacquesa Tati, a do ostatniej sekwencji przetworzył temat z „Bez przebaczenia” w aranżacji na gitarę.

Znany temat z „Belli i Sebastiana” rozkłada akcenty w filmie…

Początkowo nie chciałem tego. Przypomniałem sobie jednak, że podczas realizowania filmowej adaptacji „Brygad Tygrysa”, brakowało mi czegoś i był to właśnie temat przewodni serii. Ponownie zinterpretowaliśmy więc i zaaranżowaliśmy melodie „Belli i Sebastiana”, które włączyliśmy do filmu. To był piękny sposób na wpisanie tej części w całą serię. 

 

"Bella i Sebastian 3" już w kinach - zapraszamy! Wcześniejsze przygody Belli znajdziecie na empik.com.