„Jakie piękne samobójstwo”to nowy rozdział w twórczości Ziemkiewicza. Do tego momentu dojrzewał w trakcie ostatniej dekady. To już nie jest „zwyczajna” publicystyka, to błyskotliwa analiza powodów, dla których na przestrzeni dziejów nasze bohaterstwo obracało się przeciw nam.

 

Mało jest w Polsce tak barwnych postaci jak Rafał A. Ziemkiewicz. Od 30 lat funkcjonujesz w mediach jako autor felietonów i książek publicystycznych, ale także jako twórca powieści i opowiadań. W której z tych ról czujesz się najlepiej?

Jeszcze parę lat temu odpowiadałem, że jako prozaik. Ale w tej chwili fabuła, tworzenie fikcyjnych postaci, losów i historii jakby mniej mnie interesuje, choć nie odżegnuję się całkowicie. Pisarstwo ewoluuje, moje pisarstwo też ewoluuje, publicystyka, coraz bliższa eseju, zaczyna dziś być formą artystyczną i nabiera wyrafinowania. Wydaje mi się, że z powieści i opowiadań umknęła siła, którą kiedyś miały, coraz bardziej są to filmowe „novelization”, bo tak się dziś na zachodzie pisze każdy kawałek, aby nadawał się na scenariusz. Tę siłę, jaką dali powieści XIX-wieczni realiści, dziś ma właśnie to, co tradycyjnie nazywa się publicystyką lub „non fiction”.

Podobno do napisania książki „Jakie piękne samobójstwo dojrzewałeś przez 10 lat?

Opowiedzenie naszej wojennej zagłady, która przyszła zaraz po odzyskaniu niepodległości, tego niezwykłego splotu niewiarygodnego sukcesu z kompletnym roztrwonieniem go i upadkiem, niosło ze sobą dwie zasadnicze trudności. Po pierwsze – sama rozległość tematu, mnogość faktów, cytatów i statystyk. Trzeba było to wszystko wchłonąć, przetrawić i dokonać w sobie syntezy, inaczej powstałoby zupełnie niestrawne tomiszcze. Po drugie, musiałem podjąć sprawy, które stanowią bolesne tabu, a ja nie chciałem „wsadzać kija w mrowisko”, prowokować, tylko przywrócić wszystkiemu właściwe miejsce. Stąd sporo czasu, sił i pracy, których było trzeba. 

Łatwo dziś obalać wojenne mity i bajki, którymi karmiono nas w szkole i w mediach?

Stereotypy zawsze trudno obalać, bo tkwią w nas samych. Odruchowo dopasujemy wszystko, co wiemy i co przemyślimy, do konstrukcji, którą w sobie nosimy. Trzeba wyrzec się tego odruchu, przemyśleć wszystko od podstaw, ułożyć te podstawy na nowo… I wtedy nagle dostrzegamy: ależ tak! Wreszcie wszystko do siebie zaczęło pasować! To jest jak z wynalazkiem koła. Kiedy już jest, wydaje się najoczywistszą sprawą pod słońcem. 

Chyba po raz pierwszy w swojej twórczości tak mocno wchodzisz w historię. Łatwo było analizować procesy zmierzające do rozlewu polskiej krwi na frontach całego świata?

Tę robotę wykonali inni – historycy. Ja nie jestem historykiem, ja pracuję w czym innym: w micie, w narracji, jak to się dziś nazywa. Scalam to, co oni ustalili w jedną opowieść, i dopiero po takiej operacji wiedza, która wcześniej była martwymi literkami w specjalistycznych pracach, staje się żywa. Uczciwszy proporcję, nie interesuje mnie napisanie historii Troi, tylko Iliady.

Z jakich dokumentów źródłowych korzystałeś przygotowując książkę?

Książka nie przypadkiem nie ma przypisów i z rzadka podaje konkretne źródła cytatów czy ustaleń – nie o to tu chodzi. Oczywiście, mogę wskazać te źródła, jak ktoś się uprze, ale one są naprawdę ogólnodostępne i przeciętny hobbysta zainteresowany historią zrobi to bez trudu sam. Rzecz, jak powiedziałem, w scaleniu rzeczy, które wiemy od dawna, ale wiemy każdą z nich z osobna, a nie dostrzegliśmy obrazu, w który się układają. 

Skąd śmiała teza, że Polacy walczyli o swoje zniewolenie? Czy chodzi o procesy, w wyniku których na przestrzeni dziejów nasze bohaterstwo obracało się przeciw nam?

Wojna przyniosła nam zagładę, bo byliśmy w niej, jak piszę, cytując  Napoleona, armią lwów pod dowództwem baranów. Przystąpiliśmy do niej w imię interesów cudzych i pozbawieni politycznego przywództwa z prawdziwego zdarzenia praktycznie cały czas tylko cudzym interesom służyliśmy. Roman Dmowski pisał o naszych powstaniach wieku XIX, że nauczyły one Zachód widzieć w Polakach „bezmózgową hołotę”, którą łatwo podpuścić do działań nie leżących w polskim interesie albo wręcz z nim sprzecznych. Niestety, to, co stało się kilka miesięcy po jego śmierci, było apokaliptycznym potwierdzeniem tej diagnozy.  

Komu polecisz swoją najnowszą książkę?

Tym, których interesuje odpowiedź na pytanie: co to znaczy, że jesteśmy Polakami? I co z tym faktem zrobić?

Planujesz spotkania z czytelnikami? Może trasę jak w przypadku „Myśli nowoczesnego endeka?

Oczywiście, dopóki czytelnicy chcą się ze mną spotykać, staram się znaleźć na to czas i siły.

Czego można życzyć Rafałowi Ziemkiewiczowi z okazji premiery nowej książki?

Jak najszybszej premiery kolejnej książki. Mam nadzieję, że tym razem nie każę swoim czytelnikom czekać tak długo.

Dziękuję za rozmowę.




Zdjęcie: Michał Wargin