Andrzej Pilipiuk - homo literatus, który do pisania podchodzi z żelazną regułą – pracuje planowo, codziennie, a kiedy poczuje zmęczenie fabułą, zabiera się za inny tytuł. Uprzedzając krytykę sam siebie nazwał Wielkim Grafomanem. Z wykształcenia archeolog, z zamiłowania łowca meteorów. Twórca panteonu niezwykłych bohaterów literackich oraz Jakuba Wędrowycza - zawistnego, mściwego kmiota, bimbrownika i egzorcysty. Jedynego w polskiej literaturze, rdzennie polskiego superbohatera, który przez lata rozśmieszania do łez, dorobił się własnego festiwalu.

Jest Pan pisarzem, który wydaje dwie, czasem trzy książki w ciągu roku. Ile czasu trzeba poświęcić pisarstwu by wydawać w takim tempie?

Siedzę przy pracy ładnych parę godzin dziennie. Piszę, doczytuję, sprawdzam informacje, redaguję i poprawiam już napisany tekst. W moim przypadku, jedna książka, to w zależności od tematyki około 500-1000 godzin pracy.

Ile książek pisarz powinien sprzedać, aby utrzymać się z pisarstwa?

Wszystko zależy od popularności. Jeden pisze bestseller co kilka lat, inny napisze pięć tomów i nie zwiąże końca z końcem. Ja po haniebnym wprowadzeniu podatku VAT na książki będę musiał pisać nie dwie, ale trzy książki rocznie. Nie będzie lekko.

Jakie są wymarzone warunki pracy dla pisarza?

Cisza, spokój, mocna herbata i wygodny fotel. To w zupełności wystarczy. W naszym kraju najtrudniej o spokój.

Jest Pan autorem bestsellerów, czy czuje się Pan popularnym pisarzem? Człowiekiem sukcesu?

Nie gonię za sławą i popularnością. Żyję jak przeciętny inteligent z krajów zachodnich. Spłacam mieszkanie, mam kilkuletni samochód, nie martwię się o czynsz i spłatę rat kredytu. Czasem pozwolę sobie na jakieś małe szaleństwo. Jak na polskie warunki to już jest sukces.

Czym się Pan zajmuje poza pisarstwem, co innego mógłby Pan robić w życiu?

Amatorsko zajmuję się kaletnictwem. Gdy już mi wlepią zakaz druku otworzę szwalnię torebek.

Co jest najważniejsze w zawodzie pisarza?

Poczucie swobody zarówno w kreowaniu fabuł jak i w codziennym życiu. Jest to wolny zawód. Mogę wstać z fotela i zrobić sobie dzień wolny. Z drugiej strony taki urlop też trzeba potem odpracować.

Stworzył Pan postać Jakuba Wędrowycza, która dziś uchodzi za bohatera popkultury, skąd się wziął Jakub Wędrowycz?

Jakub wyewoluował jako trzecioplanowa postać z cyklu „Norweski Dziennik” – szalony dziadek świrowatego nastolatka. Tylko, że awansowany na głównego bohatera utworów literackich, szybko zerwał się z łańcucha i zaczął żyć własnym życiem.

To już siódmy tom przygód Jakubowych, czy czytelnicy mogą oczekiwać kolejnych? Jak długo Jakub Wędrowycz przeżyje prowadząc taki tryb życia?

Kolejny tom raczej nie prędko - 2-3 lata przyjdzie poczekać. Wymyślenie dwudziestu nietuzinkowych opowiadań to jednak kupa ciężkiej roboty. Jakub będzie szlachtował wszelaką paranormalną gadzinę dopóki starczy mi pomysłów. Skoro powstało ponad siedemdziesiąt tomów o Conanie.

Mówi się o planach powstania pomnika Jakuba Wędrowycza w Wojsławicach, a w jakim miejscu widziałby Pan swój pomnik?

A po co mi pomnik? Żeby smarkateria sprejami cokół smarowała?

Jeśli spotkałby Pan prawdziwego Jakuba Wędrowycza na ulicach Warszawy,
o co chciałby Pan go zapytać?

O nic! Czym prędzej przeszedłbym na drugą stronę ulicy zaciskając nos. Jakub może wydawać się ciekawy na kartach książki – spotkanie takiego typa w rzeczywistości to zły pomysł.

Czy Jakub Wędrowycz odnalazłby się ze swoim stylem życia w dużym mieście?

Nie mam co do tego większych wątpliwości. Jakub poradzi sobie wszędzie. Co najwyżej liczba ofiar wzrośnie.

Jak bardzo i czym zatruta jest „Trucizna”? Skąd taki pomysł na tytuł książki?

Tytuł pochodzi od opowiadania, w którym Jakub postanawia wytruć plemię Bardaków. Ktoś puścił w necie plotę, że taki będzie tytuł kolejnego zbioru. Ponieważ plota zaczęła żyć własnym życiem postanowiłem z tego skorzystać. Zawszeć to darmowa reklama.

O co najczęściej pytają Pana czytelnicy?

Interesuje ich wszystko, czasem nawet rzeczy, które nie powinny ich interesować.

Jaka książka, z ostatnio przeczytanych, wywarła na Panu wrażenie?

Zabrałem się właśnie za „Opowieści Praskie” T. Bochińskiego – mieszkałem na warszawskiej Pradze dwadzieścia siedem lat – chcę zobaczyć jak można było wykorzystać literacko mrok kryjący się w bramach i zaułkach Szmulek.

Czy zgoli Pan kiedyś brodę?

Ojcowie Kościoła sugerowali, że chrześcijanin powinien nosić brodę.

 

Źródło: Fabryka Słów

Copyright zdjęcia: Michał Wargin