Masz już ten produkt? Dodaj go do Biblioteki i podziel się jej zawartością ze znajomymi.
Sprawdź jak złożyć zamówienie krok po kroku.
Możesz też zadzwonić pod numer +48 22 462 72 50 nasi konsultanci pomogą Ci złożyć zamówienie.
Gdy po II wojnie światowej obcy wirus zaatakował ludzkość, garstka ocalonych zdobyła nadnaturalne moce. Dzikie karty opowiadają ich historię.
Wszystko zaczęło się w roku 1946, gdy nad nowojorskim niebem uwolniono niezwykłego wirusa dzikiej karty, zdolnego do przekształcania genów. Stworzył on obdarzonych potężnymi mocami asów oraz dziwacznych, zniekształconych dżokerów. Po trzydziestu latach przed ocalonych dotknął nowy koszmar Z otchłani kosmosu przybywa Rój - śmiertelne zagrożenie zdolne zniszczyć całą planetę. Asowie i dżokerzy muszą zapomnieć o wzajemnej nienawiści, by stanąć do bitwy, której nie mogą przegrać…
Wśród autorów Wieży Asów znajdziemy prawdziwych „gigantów” literatury science fiction i fantasy: George’a R. R. Martina, Rogera Zelazny’ego, Pat Cadigan czy Waltera Jona Williamsa.
Powyższy opis pochodzi od wydawcy.
ID produktu: | 1107829543 |
Tytuł: | Wieża asów. Dzikie karty. Tom 2 |
Seria: | Dzikie karty |
Autor: | Opracowanie zbiorowe |
Tłumaczenie: | Jakuszewski Michał |
Wydawnictwo: | Wydawnictwo Zysk i S-ka |
Redakcja: | Martin George R. R. |
Język wydania: | polski |
Język oryginału: | angielski |
Liczba stron: | 560 |
Numer wydania: | I |
Data premiery: | 2015-06-22 |
Forma: | książka |
Wymiary produktu [mm]: | 206 x 45 x 140 |
Indeks: | 17047371 |
Podziel się na Facebooku
Właśnie zrecenzowałem Wieża asów. Dzikie karty. Tom 2
Gdy po II wojnie światowej obcy wirus zaatakował ludzkość, garstka ocalonych zdobyła nadnaturalne moce. Dzikie karty opowiadają ich historię.Wszystko zaczęło się w roku 1946, gdy nad nowojorskim ...Opowiadania, które umieszczono pod szyldem „Wieży asów”, powstały już w latach 80., czyli zasadniczo przed uznaniem Martina za literackie guru, a „Wieża asów” to tak naprawdę drugi tom serii zbiorów opowiadań „Dzikie karty”. Obok autora „Pieśni lodu i ognia” znajdziemy w tomie teksty autorstwa Rogera Zelazny’ego, Waltera Jona Williamsa czy Pat Cadigan (nazwiska niekoniecznie tak popularne i nęcące w Polsce, jak ma to miejsce w Stanach Zjednoczonych).
„Wieża asów” to nie opowiadania sensu stricto, które zwykły kojarzyć się z twardymi ramami, oddzielającymi jedną wizję od drugiej. Zwykle zbiór spina wspólna koncepcja świata, wydarzenie czy przynależność do jakiejś formy organizacji. W tym przypadku mamy do czynienia z niesamowitą ciągłością historii. Postaci przeplatają się, wkradają na karty opowiadań innego autora, znienacka wyskakują, by przypomnieć o swoim istnieniu. Świat przedstawiony zdaje się jednolity. Ma to swoje dobre i złe strony. Ciągłość zamazuje nieco wrażenie po lekturze słabszych fragmentów, ale jednocześnie stwarza wrażenie czytania opowieści niedokończonej i pobieżnie potraktowanej. Nacisk kładziony jest raz na jednego, raz na drugiego bohatera, ale żaden z nich nie zyskuje na tyle silnego rysu, by mógł zostać protoplastą całej historii.
Nie oznacza to, że kreowane przez autorów postaci są nijakie. W ramach opowiadań stają się nośnikami nierzadko skomplikowanych rozgrywek psychologicznych, niejasnych motywacji oraz wewnętrznych walk dobra i zła. Bohaterowie mają swoje traumy i tragedie, swoje miłości i wielkie poświęcenia. Niemniej żaden z nich nie mógłby zostać uznany za bezsprzecznie głównego bohatera.
Niezależnie od psychologicznego skomplikowania, które wydaje się tematem dość trudnym, „Wieża asów” to dzieło zadziwiająco lekkie. Opowiadania są chwilami bardzo dowcipne, przypominające nieco parodię „Watchmen”. Mają w sobie sporo z takich produkcji, jak „Sucker punch”, czy „Kick-Ass”, chociaż oczywiście czasy powstania tych tekstów kultury są na tyle odmienne, że inspiracja autorów książki jest niemożliwa. Zdarzają się jednak również chwile, gdy dowcip wydaje się przesadzony, wymuszony i do bólu sztuczny, śmiesząc swoją wtórnością, a nie faktycznym elementem komicznym.
Poza pierwszym opowiadaniem autorstwa Lewisa Shinera, które bardzo odstaje od kolejnych tekstów, wszystkie przypadły mi do gustu. Językowa różnica pomiędzy opowiadaniami była tak niewielka (to zapewne kwestia tłumaczenia), że świadomość odrębności autorów bardzo szybko mi umykała. Mogłabym czytać „Wieżę asów” bez nagłówków autorów i tytułów ich opowiadań, a pewnie nie zorientowałabym się, że stoją za nimi różni pisarze. Różnice zrzuciłabym raczej na karb lepszego lub gorszego dnia jednego autora.
Historia z „Wieży asów” – dotycząca wybranych, pokonanych i nieświadomych (Asów, Dżokerów i zwykłych ludzi) oraz kosmicznej infiltracji – bardzo przypadła mi do gustu. Jeżeli nie czytaliście pierwszego tomu opowieści o dzikiej karcie, nie martwcie się. I bez jej znajomości można dać pochłonąć się tej historii. Szkoda tylko, że fabuła nie pozostała w rękach jednego autora, bo sądzę, że to znacząco wpłynęłoby na wyrazistość świata przedstawionego. A może to jedynie moja odwieczna niechęć do opowiadań? I to właśnie najlepsza reklama dla „Wieży asów”, którą polubiłam pomimo ogólnej niechęci do jej formy podawczej.
Wirus dzikiej karty zmienił ludzi w asów i dżokerów. Na Ziemi pojawili się przybysze z kosmosu, którzy współżyją z mieszkańcami planety i całkiem dobrze się dogadują. Jednak to asy mają moce – są niczym superbohaterowie. Niewielu z nich można spotkać na ulicach miast – obdarzeni tymi cechami są tylko niektórzy. Więcej jest za to dżokerów. Między tymi dwoma grupami nie ma zbytniej sympatii. Sytuacja musi się jednak zmienić. W stronę Ziemi kieruje się bowiem Matka Roju, która chce zniszczyć planetę, powierzając ją swoim potomkom. Czy asowie pomogą dżokerom? A może zostawią ich na pastwę dziwnego wroga?
Książka napisana jest przez kilku autorów. Dziewięciu znanych twórców science fiction i fantasy wydało wspólną powieść. Ich bohaterowie są różni. Łączy ich jednak fabuła, która zazębia się między poszczególnymi rozdziałami.
Świetnym pomysłem jest oddanie głosu kilku autorom i bohaterom. Dzięki temu style są odrobinę inne, nacisk także kładzie się na różne rzeczy. Wymieszanie rozdziałów sprawia, że płynnie przechodzimy od jednej historii do drugiej. Nie da się w tym zgubić – tło jest dla wszystkich takie samo, a postacie różnych autorów często się ze sobą spotykają, rozmawiają, bądź tylko wspominają o sobie w rozmowach.
Głównym wątkiem jest życie na Ziemi po wirusie dzikiej karty. To, jak radzą sobie konkretne jednostki, jest pokazane dość dobrze. Zmiany fizyczne i psychiczne dotykają każdego, a konkretne osoby radzą sobie z tym rożnie. Autorzy zwrócili na to uwagę, dbając o portrety psychologiczne bohaterów. Do tego jest jeszcze robot, którego historia po prostu skradła moje serce. Cała gama postaci sprawia, że dostajemy różne opowieści z różnymi wątkami. Wśród mieszkańców planety są też obcy, którzy mają własne problemy, przedstawione przez narratorów.
Tłem dla tego wszystkiego jest nadciągające niebezpieczeństwo. Temat ten jest prezentowany przez wszystkich autorów, ale w zupełnie odmiennym stylu. Opowieść ciągnie się płynnie, widzimy walki oczami jednego bohatera, a potem jeszcze inny o nich wspomina, ktoś będzie chciał przywołać Rój na Ziemię, ktoś go odpędzić... Dzięki temu mamy szerokie spektrum działań, które poznajemy dzięki różnym bohaterom.
Autorzy też zrobili swoje. Kreacja świata jest ciekawa – niby to czasy współczesne, ale zmienione przez dziką kartę tak, że nieraz zastanawiałam się, o co chodzi. Nie dostajemy wszystkich informacji wprost i to właśnie sprawia, że chcemy dowiedzieć się więcej, zatem czytamy. Styl jest mniej więcej równy, ale każdy z autorów dokłada swoją cegiełkę do całości. Wczytując się w lekturę, zauważymy pewne delikatne różnice, co jest naprawdę pozytywnym zaskoczeniem. Ogólnie całość jest dobrze zgrana i spójna.
Muszę jednak przyznać, że momentami męczyła mnie ta lektura. Spodziewałam się, że dostanę więcej akcji, a niekiedy była ona mocno spowolniona. Jednak finalnie jestem naprawdę zadowolona, że przeczytałam tę książkę. To przyjemna współczesna fantastyka na światowym poziomie.
Polecam tym, którzy szukają książki na dłuższy romans. Przez tę pozycję nie da się przebrnąć w jeden wieczór. Jest wielowarstwowa, dlatego warto poświęcić jej więcej czasu. Przeczytajcie jednak najpierw pierwszą część, bo choć zrozumiecie, o co tu chodzi, możecie nie poczuć klimatu tego tomu. Niech nie wabi was również sławne nazwisko – w tomie znajdują się naprawdę dobre opowieści, które wcale nie pochodzą od Martina.
Niełatwo uniknąć konfrontacji atrakcyjności przedstawionych rozdziałów. Styl niektórych pisarzy spodobał mi się bardziej niż innych. Przez pewne fragmenty książki mknęłam jak legendarny pilot Śmig z pierwszej części, a z innymi męczyłam się niczym ludzkość z plagą pomiotów Matki Roju chcących zniszczyć Ziemię.
Całą recenzję przeczytasz tutaj:
http://rzeczokulturze.blogspot.com/2016/01/druga-szansa.html#more