Sweetbitter (okładka  miękka, 06.2019)

Wszystkie formaty i wydania (2): Cena:

Każdy sprzedawca w empik.com jest przedsiębiorcą. Wszystkie obowiązki związane z umową sprzedaży ciążą na sprzedawcy.

Potrzebujesz pomocy w zamówieniu?

Zadzwoń

Produkt niedostępny

Dodaj do listy Moja biblioteka

Masz już ten produkt? Dodaj go do Biblioteki i podziel się jej zawartością ze znajomymi.

Może Cię zainteresować

Smak, którego nie zapomnisz.

Wyobraź sobie, że tak jak Tess masz dwadzieścia dwa lata i właśnie zamieszkałaś w Nowym Jorku. Dostałaś pracę w jednej z renomowanych restauracji. I zaczynasz wyjątkową, pobudzającą wszystkie zmysły lekcję życia…

Najlepsze wina, ostrygi i koka. Mięsiste figi i trufle. Słodycz miłości i pożądania. Gorycz porażki i poniżenia. Wyrafinowany smak i żądza.

Ta powieść pozostawi cię bez tchu, ale zaostrzy twój apetyt…

"Świetna robota... Wspaniale napisana książka... Danler jest znakomita, a Sweetbitter to Kitchen Confidential na miarę naszych czasów."

Dwight Garner, „The New York Times”

"Inteligentna, smakowita... Gorąca książka naładowana zmysłowością."

"The Washington Post"

"Ten debiut to kwintesencja opowieści o dorastaniu, do tego osadzona w niezwykłym mieście, w którym nie ma miejsca na wyrzuty sumienia."

"Publishers Weekly"

"Smakowity i inteligentny debiut Danler to tak naprawdę historia miłości rozgrywająca się w uzależniającym świecie restauracji."

"People Magazine"

Powyższy opis pochodzi od wydawcy.

ID produktu: 1224511718
Tytuł: Sweetbitter
Autor: Danler Stephanie
Tłumaczenie: Walulik Agnieszka
Wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
Język wydania: polski
Język oryginału: angielski
Liczba stron: 400
Numer wydania: I
Data premiery: 2019-06-19
Rok wydania: 2019
Forma: książka
Wymiary produktu [mm]: 207 x 147 x 32
Indeks: 32328592
średnia 3
5
9
4
9
3
22
2
7
1
9
Oceń:
Dodając recenzję produktu, akceptujesz nasz Regulamin.
45 recenzji
Kolejność wyświetlania:
Od najbardziej wartościowych
Od najbardziej wartościowych
Od najnowszych
Od najstarszych
Od najpopularniejszych
Od najwyższej oceny
Od najniższej oceny
3/5
17-08-2019 o godz 08:39 przez: Anonim | Zweryfikowany zakup
Jest okej, ale nie należy do tych książek które czytasz jednym tchem.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
1/5
22-06-2019 o godz 01:02 przez: Anonim
Cudowne smaki, a każdy z nich odbierany innym zmysłem, innym kubkiem smakowym. Kwaśny. Słodki. Słony. Gorzki. Umami. Zachodzimy do restauracji, by odkrywać nowe smaki, smakować nowe dania. Rozkoszować się czymś nieznanym. A jednak czy zdajemy sobie sprawę z tego, jak wielu ludzi stoi za jednym daniem ? Ilu osób potrzeba, byśmy mogli zjeść wykwintną kolację czy rodzinny obiad ? ,,Sweetbitter" to powieść, która z pewnością narobi nam smaku na niejedno danie. Ale chyba tylko tyle. Reszta jest po prostu wielkim niewypałem. Stephanie Danler w ,,Sweetbitter" opowiada nam historię Tess, która przyjechała do Nowego Jorku w poszukiwaniu szczęścia, a właściwie pracy. Ukończyła studia, ale nie podjęła pracy w swoim zawodzie. Udaje jej się zdobyć pracę w luksusowej restauracji do której przychodzi wielu wpływowych gości. Dziewczyna stawia pierwsze kroki w restauracyjnym świecie, poznaje zasady które nim rządzą, a także przekonuje się, że w świecie nie ma granic, których nie można byłoby przekroczyć. Opis wygląda całkiem fajnie, okładka co prawda jest kalką tej oryginalnej, ale wprowadza nas w klimat. Co do otoczki całej książki nie mam się właściwie do czego przyczepić. Schody zaczynają się dopiero, gdy chcemy mówić o środku tej powieści. Poznajemy główną bohaterkę - Tess. Wydaje się ciekawą dziewczyną. Przyjeżdża do Nowego Jorku w poszukiwaniu nowych możliwości. Odcina się całkowicie od rodziny. Wkrótce udaje jej się dostać pracę w luksusowej restauracji. Początek jest naprawdę dobry. Ale im dalej w książkę, tym jest gorzej. Bohaterów jest naprawdę wielu, poznajemy innych pracowników restauracji: kelnerów, menadżera, dostawców i Simone. Sama Tess to główna bohaterka, powinna wzbudzać jakąś sympatię, sprawiać, że jej kibicujemy, a była według mnie po prostu jałowa, a nawet denerwująca i infantylna. Być może każdy z nas odnajdzie w niej cząstkę siebie z pierwszych dni nowej pracy, ale nie mogę wybaczyć tego, że autorka zrobiła z niej osobę, która lubi sobie od czasu do czasu wciągnąć kreskę, iść do łóżka z facetem, nie bać się o konsekwencje. Tak naprawdę w tej powieści nie mamy postaci, która byłaby dobra, której kibicowalibyśmy, w której doszukiwalibyśmy się czegoś więcej. Wszyscy są płytcy, myślą tylko o sobie. Nawet sama główna bohaterka, która powinna jakoś się wyróżniać jest po prostu nieciekawa i niezajmująca czytelnika. Inni bohaterowie podobnie. Nie znajdziemy tu kogoś ciekawego, może z wyjątkiem Simone, która jest tajemnicza i niejako ratuje książkę w niektórych momentach właśnie dzięki tej cesze. Reszta postaci jest po prostu nudna. Powieść podzielona jest na cztery części, które symbolizują cztery pory roku. Akcja książki zaczyna się w lecie, a kończy wiosną. W ciągu tych czterech części śledzimy postępy, jakie wykonuje Tess w swojej pracy. Autorka stara się nie wykraczać poza obręb restauracji, więc nie poświęca zbyt wiele kartek na to w jakich warunkach mieszka nasza główna bohaterka. Dostajemy za to opisy jej pracy, czasami imprez pracowników restauracji. Sam język, jakim napisana jest powieść jest prosty, jest w nim wiele słów, których używają na co dzień zwykli ludzie. Nie dostaniecie więc sztywnych dialogów. Z drugiej zaś strony, gdyby się nad tym głębiej zastanowić, nie jest to aż takim dużym plusem tej powieści. Wiem, że w wielu miejscach pracy młodszych pracowników traktuje się z rezerwą, ale mam wrażenie, że Danler wyolbrzymiła wiele zachowań pracowników. Co do przekleństw w powieści, to nawet ich nie liczyłam. Czy są potrzebne czy nie, autorka ich nie szczędzi. Podobnie jak z nazywaniem Tess przez innych pracowników aktorką z filmów dla dorosłych. Sama Tess jest naiwna, łatwowierna. Nie chce mi się wierzyć też w to, że taka atmosfera panuje w każdej restauracji, a szczególnie w tej luksusowej. Menadżer co chwila powtarza by być cicho, a ja podczas czytania tej powieści odnosiłam wrażenie, że w kuchni panuje wielki harmider. Chyba najgorsze restauracje z programu pani Gessler miały już lepszą organizację. ,,Sweetbitter" to powieść, która stała się bestsellerem, a nawet na jej podstawie powstał serial telewizyjny, który ma już parę sezonów. Po obejrzeniu jego zwiastunów czuję, że jest chyba o wiele lepszy od książki. Danler pisząc tę książkę czerpała ze swojego doświadczenia. Jeśli to Tess ją portretuje, to naprawdę współczuję tej Pani. Być może ,,Sweetbitter" to historia dobra na tyle, by powstał z niej serial. Mamy tutaj w końcu restauracyjne układziki i ploteczki, walkę o siebie, brak miejsca na wyrzuty sumienia, bezkompromisowy świat, który pokazuje, że nie ma w nim miejsca na sentymenty. Na samą książkę ta historia jest po prostu za nudna i czyta się ją bardzo źle. Nie mamy tutaj jakiegoś krytycznego punktu, w którym czujemy, że bohaterka nie ma już wyjścia, że coś zmierza do zakończenia. Jest po prostu nudno, nie ma ciekawych bohaterów, a na dodatek jakiejkolwiek fabuły....... Cała recenzja na blogu https://mojswiatliteratury.blogspot.com/2019/06/stephanie-danler-sweetbitter-recenzja.html
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
17-06-2019 o godz 13:43 przez: krytyk.com.pl
51% PROCENT Torfowa whisky, surowe ostrygi, płatki trufli. Poezja, slow cinema, performance art. Doświadczenia dla wybranych, stymulujące nielicznych, rozumiane przez garstkę. „Sweetbitter”, debiut Stephanie Danler, to historia opowiadająca o nieoczywistej wrażliwości w specyficznym świecie. By ją zrozumieć, trzeba ją poczuć. By ją poczuć, trzeba mieć w sobie choć odrobinę sentymentu dla dekadencji i krztynę poczucia zagubienia. Po łososiowej okładce z potłuczonym kieliszkiem odrobinę wypełnionym winem spodziewałam się raczej prostej historyjki miłosnej. Niczym bohaterowie „Sweetbitter” dałam się zwieść pozorom, pierwszemu wrażeniu, schematycznym skojarzeniom przekładanymi między podobnymi na pierwszy rzut oka obiektami. Nie zastanawiałam się nad tym, dlaczego straszący ostrymi brzegami kieliszek, jest jedynym świadectwem rozpadu – wokół brakuje szklanych odłamków, czy kropli rozlanego wina. Nie sądziłam, że przedstawiona na okładce skorupa nie jest symbolem okrucieństwa albo pasji, ale samego życia. Trudnego, raniącego, cierpkiego, słodkiego, nęcącego, kuszącego, budzącego pragnienie. Mogłabym tak długo wymieniać, ale wszystko to dałoby się równie dobrze zamknąć w potłuczonym kieliszku z czerwonym winem na łososiowym tle. Tess to jeden z archetypów amerykańskiego świata. Ma 22 lata, jest inteligentna, pochodzi z miasta, o którym nikt nigdy nie słyszał i czuje, że to miasteczko i proste życie zwyczajnie ją duszą. Czyta trudną poezję i snuje sprzeczne marzenia, w których „tradycyjne” potrzeby mieszają się ze sprzeciwem przeciwko ustanowionym zasadom. Chce mieć wszystko, choć wierzy, że niczego nie potrzebuje. Właśnie dlatego zostawia ojcu jedynie kartkę i znika ze swojego „nigdzie”, obierając za cel Nowy Jork. W swojej mieścinie mogła być kimś – tajemnicą, dziwaczką, famme fatale – w Nowym Jorku jest pyłkiem. Zaczyna więc tak jak wszystkie inne, przekonane o tym, że czeka je coś więcej, dziewczyny – od poszukiwania pracy, jakiejkolwiek pracy. Los chce, że trafia do Tej Restauracji. I to zmienia ją na zawsze. Tess poznaje smaki ekskluzywnego jedzenia, parszywych melin, narkotykowego haju, cielesnych potrzeb i okrutnej miłości. Z jednej strony „Sweetbitter” to naturalistyczne przedstawienie pracy w restauracji. Potu, łez, długich zmian, stresu, dram, fizycznych i psychicznych stanów na krawędzi. Czytelnik dostaje wgląd w hierarchię i zasady tego tajemniczego, rozgrywającego się zawsze poza zasięgiem jego wzroku świata. Jest brudny, nieprzyjemny, porażająco skrajny – jestem wręcz przekonana, że znaczna część odbiorców zwyczajnie nie da mu wiary. Nie ma w tym nic dziwnego, ludzie nie lubią przyjmować prawdy. Nie chcą wiedzieć, co tak naprawdę kryje się pod wyprasowanymi białymi koszulami, wyuczonymi uśmiechami i sprawnymi ruchami kelnerów, kucharzy oraz pozostałej obsługi. Z drugiej strony Danler próbuje erotyzować smaki i uczynić ze swojej powieści studium smakosza. W długich opisach procesu doświadczania win czy sezonowych produktów nawiązuje do historii ich narodzin, emocji towarzyszących ich kosztowaniu oraz pewnej kulturowej symboliki, otoczce spożywania – gdzie, kiedy, z kim, jak. Niestety, ta część „Sweetbitter” jest w moich oczach najmniej udana (choć i tu zdarzają się fragmenty wręcz wyjątkowe w swej intymności). Większość opisów wydaje się przekombinowana, zbyt egzaltowana, wyuczona, nie dotykająca właściwych strun. Rzadko czułam na języku wyobrażoną gorycz czy słodycz. Częściej jedynie niespełnioną obietnicę, pełne zawodu nic. W centrum znaczeniowym powieści nie znajduje się jednak ani omówienie zmagań pracowników restauracji, ani rozumienie wyjątkowości zmysłu smaku. „Sweetbitter” to historia o liminalności (byciu pomiędzy). Tess nie jest już dzieckiem, ale trudno byłoby uznać ją za dorosłą; podejmuje decyzje świadczące o jej samodzielności, ale tak naprawdę nie jest samodzielna; chce być dojrzała, ale tkwi przy emocjonalności splecionej z marzeń i artystycznej wrażliwości. Protagonistka, jak wielu młodych ludzi dzisiaj, nie potrafi się odnaleźć. Wyznacza własne wątłe granice, które stale przekracza, mając nadzieję, że za kolejną barierą skrywa się jakaś prawda o niej, wskazówka dotycząca dalszego życia. Ma wielkie plany i żadnych planów. Wie, czego chce i jednocześnie nie ma pojęcia. Pod tym względem czułam z Tess pewne powinowactwo dusz. Jednak Tess nie wiedzie jedynie romantycznego, niepewnego życia. Jest też kapryśna i egoistyczna (co chwilami czyni ją trudną w odbiorze), bardzo odległa mojemu myśleniu o świecie. W pewnym sensie „Sweetbitter” to również historia o miłości. Opisywane uczucia i relacje nie są jednak typowym przykładem współczesnych romansów zawsze wieńczonych happy endem. Tutaj zakochanie się ma słodko-gorzki smak. Radość przeplata się z poniżeniem. Pasja i namiętność z okrucieństwem i nienawiścią. Tess wikła się w relację toksyczną, przerastającą jej młodzieńcze doświadczenia oraz możliwości. Ta miłość z góry skazana jest na porażkę, ale w wieku 22 latach zaakceptowanie podo
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
2/5
24-06-2019 o godz 21:47 przez: mejaczek
Myślę, że każdemu przychodzi taka myśl: a gdyby tak wszystko rzucić i wyjechać? U mnie też się to zdarza – częściej lub rzadziej. Nie chodzi, że nie lubię swojego życia, ale jak to bywa, chcę czegoś więcej. Mocniej, bardziej, jakiejś zmiany, która nada bieg rzeczom. Dodatkowo niepewność powodzenia nadaje dreszczyku całej sytuacji. Każdy kiedyś chciał zniknąć i pojawić się w innej rzeczywistości. Realizacja marzeń, to coś co nas nakręca. Nie inaczej jest z bohaterką książki Sweetbitter. Dlaczego sięgnęłam po pozycję? Ponieważ jak główna postać jestem zafascynowana Nowym Jorkiem. Od kiedy pamiętam chciałam tam zamieszkać lub zwiedzić. Jedno się udało, ale dość o mnie. Przejdźmy do recenzji. Główną bohaterką powieści jest Tess, która postanawia uciec od swojego dotychczasowego życia. Ma dwadzieścia dwa lata i nie chce już żyć pod dyktando innych. W głowie pojawia się myśl, że będzie szczęśliwa tylko w Nowym Jorku. Tak... Wielkie Jabłko przyciągnęło już nie jedna osobę . Dużo ludzi, wielkie budynki i takie same aspiracje. Dziewczyna rozpoczyna pracę w ekskluzywnej restauracji, w które nie ma czasu na pomyłki czy niedociągnięcia. Może powiedzieć, iż zaczyna swoją przygodę, której tak pragnęła, tylko czy na pewno? Wymarzona samodzielność nie smakuje tak samo w rzeczywistości, jak w marzeniach, a codzienne trudności stają się wielkimi górami do pokonania. Bohaterka dostaje lekcje gotowania oraz życia. Czy uda jej się znaleźć szczęścia czy będzie musiała obejść się smakiem? Ufff, muszę przyznać, że opis był bardzo zachęcający, tematyka ciekawa i byłam pełna jak najlepszych nadziei, a potem zaczęłam czytać. Na początku jeszcze trzymałam fason. Bardzo dobrze wiemy, że często książka musi się rozkręcić. Ba, nawet od połowy wciągnąć. I tak czytałam, czekałam, bardzo chciałam nareszcie znaleźć moment wow. W taki sposób dotarłam do końca tytułu. Chyba nie muszę mówić jaki będzie mój werdykt, żeby jednak być całkowicie szczerą, zaprezentuje wam blaski oraz cienie pozycji Sweetbitter. Trzeba znaleźć jakieś pozytywy, bo obojętnie jak coś mnie do siebie zniechęca, to potrafię znaleźć jasność w mroku, tym razem nie było inaczej. Opisy jedzenia to mocny punkt lektury. Człowiek może się zatracić w smakowicie zaprezentowanych potrawach, na których punkcie idzie dostać bzika. Serio! Kto nie chciałby spróbować rarytasów z górnej półki wyglądających wyśmienicie i tak też podanych? Miałam wiele momentów, że nagle musiałam iść po coś do kuchni, bo mój brzuch dawał o sobie znać. Dla mnie jest to plus, ponieważ lubię dowiadywać się o ekskluzywnych potrawach, których zapewne nigdy nie stworzę. Ciekawym wprowadzeniem jest zaprezentowanie życia oraz pracy kelnerów, kucharzy i całej załogi pracującej w renomowanej restauracji. Mam znajomego, który jest kucharzem w Nowym Jorku, a jego żona kelnerką i wiele rzeczy pokrywa się z tym, co on mówi. Oczywiście chodzi mi tutaj o kwestie pracy, a nie ciągłe i niekończące się libacje. Serio, nie wiem skąd autorka wzięła pomysł na takie podłoże, ale dalece minęła się z prawdą. Jednak sam kwestia przygotowywania posiłków, włożonego wysiłku, godzin pracy jest dobrze ukazane. Niestety to koniec pozytywów, cała reszta to poplątanie z pomieszaniem i seria rozczarowań. Nie wiem jak to się udało autorce. Zaczynając od głównej bohaterki. Jest jednocześnie nijaka i strasznie wkurzająca. Jakby jej jedynym celem w życiu było użalanie się nad sobą. Dziwnym trafem, bez doświadczenia, wprawy, ani polecenia, dostaje pracę w renomowanej restauracji. Gdzie się tak dzieje? Do tego znajduje miejsce do mieszkania, może się utrzymać, a nagle stwierdza, że jej życie to pasmo porażek. Stroni od ludzi, a dziwi się, że jest sama. Absurd goni absurd. Starałam się ją polubić, ale ze strony na stronę coraz bardziej mi to utrudniała. Niby można zrzucić o na karb młodości, ale bez przesady. Nawet ja nie jestem w stanie aż tak przymknąć oczu. Fabuła, pomysł i wykonanie wydawało się czymś nowym oraz świeżym, a wszyło jedno, wielkie utrapienie. Mnogość wulgaryzmów bije prawie z każdej kartki. Naprawdę nie można stworzyć czegoś nowego, bez bluźnienia? Jestem odporna na takie rzeczy, ale nawet mnie kilka razy odrzuciło i nie pomogła nawet szczypta humoru, która miała chyba ratować sytuacje. Wyżywanie się na pracownikach, kiedy klienci wszystko słyszą, raczej nie powinno mieć miejsca w lokalu z wyższej półki. Ilość bohaterów wręcz mnie przytłoczyła. Ile można mieć postaci uzupełniających i wprowadzających coś nowego? Kiedy już godziłam się z obecnością jednej osoby, zaraz pojawiała się druga, trzecia, czwarta... Rozwleka to wątki i powoduje zbędne zamieszanie, którego w lekturze nie brakowało. Niepotrzebna dezorientacja odstrasza od tytułu. Pojawił się również wątek miłosny, który mógłby wydać się niektórym atrakcyjnym dodatkiem. I tak też było ze mną, jednak z każdą, kolejną stroną stawał się trochę jak patologiczny związek dwojga osób. Niby coś do siebie czują, ale radość sprawia im poniżanie i gardzenie sobą nawzajem. Ja
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
2/5
17-06-2019 o godz 21:33 przez: Anka
Union Square Cafe na Manhattanie jest ekskluzywną restauracją, która serwuje tak zwaną nową kuchnię amerykańską (czyli rodzaj kuchni fusion, która zasymilowała tradycyjne smaki USA z napływowymi). Początkowo były to głównie wpływy francuskie, później jednak doszły do tego elementy kuchni azjatyckiej, Morza Śródziemnego, Ameryki Łacińskiej oraz wielu innych. New American cuisine sięga również do pozostałych kuchni świata, często również do molekularnej. Sama zaś Union Square Cafe jest znana z wielu nagród i wyróżnień, wysokiego poziomu obsługi, doskonałego menu i karty win. Ale co z tym wszystkim ma wspólnego powieść? Ano to, że powstała właśnie wtedy, gdy jej autorka była w niej kelnerką. Dalsza historia książki i pisarki jest równie ciekawa - studentka pobliskiego prywatnego uniwersytetu The New School na kierunku Master of Fine Arts następną pracę otrzymała… również w świecie smaku. W Buvette - nowojorskiej kompilacji baru, kawiarni i francuskiej restauracji. Miejscu, które znalazło się między innymi w rekomendacjach kulinarnych Michelin. Tam też spotkała nowojorskiego wydawcę, Petera Gethersa, któremu... po prostu powiedziała, że właśnie skończyła pisać powieść. Gethers zarekomendował manuskrypt przyjacielowi, skutkiem czego Danler od razu otrzymała umowę wydawniczą. Umowę (warto podkreślić!) na kilka kolejnych książek, co - w przypadku debiutantów - stanowi fenomen. I tak powstała mniej posh wersja „Diabeł ubiera się u Prady”, czyli książka o tym, że zwyczajni ludzie – bez doktoratów i ambicji (już od piaskownicy) na miarę Pulitzera także mogą mieć interesujący start. I wiele się nauczyć. I od razu skoczyć na głęboką wodę. Rowu Mariańskiego. 21-letnia Tess pakuje dobytek do samochodu i wyrusza do Wielkiego Jabłka na podbój świata. Nie wie nic o życiu w wielkim mieście. Nie zna tam też nikogo. Nawet swojego współlokatora. I zupełnie przypadkiem dostaje pracę. A swoją karierę zaczyna od bycia… pomocnicą kelnera. Czyli „podaj, przynieś, pozamiataj”. Dosłownie. Tacy jak ona bowiem – bussers (albo po prostu – busgirls) – to osoby zajmujące się uprzątaniem, czyszczeniem i przygotowywaniem stolików, wkładaniem naczyń do zmywarek, czyszczeniem podłóg i powierzchni pracowniczych. Pilnowaniem, czy na stoliku jest wystarczająca ilość wody czy pieczywa. Pomocnicy kelnerów bowiem mają być niewidoczni. Nie pytają o to, czy dolać wody czy przynieść kawę – robią to. Mają być duchami. Na dodatek duchami, które… nie dostają napiwków. Nie są w końcu kelnerami – nie obsługują klientów, nie doradzają im, nie dbają o ich komfort. Tak właśnie Tess zaczyna swoją wielką przygodę w niezwykłym świecie ekskluzywnych restauracji, wysublimowanych smaków i nieznanych jej dotąd reguł tak często skomplikowanych, że zrozumieć je nie sposób, a co dopiero im sprostać. Początek kariery tyleż niełatwy, co jednocześnie dający nadzieję, bo jako busboys zaczynali również Al Pacino czy Robert Downey, Jr. Tess zostaje przypisana do pomocy barmanowi Jake’owi oraz Simone, senior server, czyli kelnerce „z prawdziwego zdarzenia”. Ta bierze nieopierzoną wiejską dziewczynę pod swoje skrzydła i zaczyna uczyć fachu. Oraz życia w świecie, przy którym program telewizyjny „Hell’s Kitchen” to przedszkole. Książka pięknie ilustruje powiedzenie, że kto nie pracował w gastronomii – ten nie zna życia. Wysokie wymagania, potworny stres, fizyczne wycieńczenie, mobbing. Do tego język przesycony przekleństwami, alkohol, narkotyki, seks. Pogmatwane relacje, zawiedzione ambicje, sekrety skrywane pod płaszczykiem wymuskanego uśmiechu i pozornych manier. Wysokie ceny za (nie)spełnione marzenia. Szklane sufity. A do tego niekończące się imprezy, balangi, zagłuszanie problemów, odpychanie od siebie odpowiedzialności i topienie nieszczęść w doraźnych przyjemnościach. Tych prawdziwych lub złudnych. Z drugiej strony - ciekawy, żywy język młodej kobiety. Język, którego ewolucję widzimy w miarę tego, jak bohaterka zanurza się w świat zmysłów i uczy się rozpoznawać nie tylko smaki, ale i towarzyszące im doznania. Jak dorośleje, zaczyna brać życie we własne ręce i choć jej wybory nie zawsze są trafione – są j e j. Jej samej. A to przecież składowa bycia dorosłym, nieprawdaż? 4 części książki to cztery pory roku ilustrujące zmianę Tess z szarej myszki z miejsca, którego nawet nie ma na mapie w młodą kobietę, która wie, czego chce i wie, jak o to walczyć. Nawet jeśli koszta bywają wysokie a plany często muszą być elastyczne, bo świat nie zawsze daje nam na srebrnej tacy to, o czym marzymy. W 2018 r. miał premierę 1. sezon wyprodukowanego przez Starz serialu, opartego na powieści "Sweetbitter" i pod tym samym tytułem. Serialu, którego 2. sezon będzie miał premierę w tym lipcu tego roku. Ciekawostką jest, że autorka - Stephanie Danler - jest współscenarzystką a jednym z producentów wykonawczych jest... Brad Pitt. Dodać chyba warto, że „Vanity Fairy” określiło powieść jako „list miłosny do Union Square Cafe” i to chyba wystarczyć powinno za wszystkie rekomendacje.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
3/5
23-06-2019 o godz 21:17 przez: monika
Mam wrażenie, że zrobiło się ostatnio trochę szumu wokół książki „Sweetbitter”. Wszędzie jej pełno? Czy tylko mi się tak wydaje? Z pewnością jest to głośny debiut Stephanie Danler. Wydawnictwo również nie szczędzi zaangażowania w promocje książki. To zapewne jedna z przyczyn, dla której sięgnęłam po powieść. Druga to jej fabuła, która wydała mi się wyjątkowo oryginalna i frapująca. Trzecim powodem było to, że nie miałam jak dotąd okazji poświęcić więcej uwagi tego typu powieściom. Wielki amerykańskie publikacje i światowej klasy bestselery, jak choćby „Diabeł ubiera się u Prady” najczęściej przemykały mi koło nosa. Wracając jednak do samej fabuły, pomysł na historie młodej dziewczyny szukającej „szczęścia” w Nowym Jorku, do tego w jednej z lepszych restauracji, w otoczeniu ludzi, którym smaki i wyrafinowane podniebienie nie jest obce, wydał mi się zgoła ciekawą historią. Nieszablonową, pełną nowinek, soczystych i pikantnych wątków. Zwłaszcza kiedy bohaterką jest młoda, dwudziestokilkuletnia dziewczyna, która jak wielu innych ludzi jej pokroju, pełnych marzeń i nadziei wyrusza do miasta, gdzie wszystko wydaje się możliwe. Szukając pracy, trafia do renomowanej restauracji, w której nie karmi się ludzi, a jedynie dostarcza jednej z najbardziej intymnych przyjemności. Tak przynajmniej twierdzi jej właściciel Howard. Tess nie ma dużego doświadczenia w zawodzie, mimo to dostaje angaż i tak rozpoczyna się jej nowe życie. „Kiedyś myślałam, że gdy dotrę do Nowego Jorku, już nic nie zdoła mnie dogonić, bo codziennie będę mogła tworzyć swoje życie na nowo”. Tymczasem Tess za sprawą świat, w który wdepnęła, stworzyła sobie swoiste, własne skomplikowane wiezienie. Które pozostanie w niej już na zawsze. Stanęła twarzą twarz z zawodem, z pracą, w której wszystko wydawało się przelotne i nieprzewidywalne, podobnie jak i jej życie. „Kiedy nie widzisz tego, co masz przed sobą, życie staje się pasmem niespodzianek. Ale po pewnym czasie dociera do ciebie, że tych prawdziwych niespodzianek było bardzo niewiele”. Tam też i nic nie jest zwyczajnie, ale nie to jest istotne dla Tess. Ona musi to przetrwać, by odebrać swoją lekcję życia, pełną najróżniejszych smaków. Czasem gorzką, czasem słodką i rozkoszną – tak jak to ze smakami bywa. „Chryste – westchnęłam. - Tutaj wszystko to jakaś lekcja. A przecież to tylko jedzenie”. I Ci ludzie w fartuchach. Bo gdyby nie one Tess miałaby o ludziach tam pracujących zupełnie inne wyobrażenie. - mogli być zwykłymi „Typami z metra”, którzy wiodą sekretne życie w jednej z najlepszych restauracji i ich dwa oblicza. Podobnie ma się sama restauracja, która po zamknięciu nabiera zupełnie innego klimatu – zamieniała się w swoisty klub towarzyski. W restauracji prócz tego panują dość jasne i rygorystyczne zasady. Tam każdy zna swoje miejsce i zadania. Sztuka jest już samo tam egzystowanie, nie mówiąc nawet o czerpaniu satysfakcji z pracy. Dlaczego zatem tak wielu z nich marzy o pracy w miejscu, które najczęściej przypomina walkę z życiem i samym sobą, do tego jeszcze nakrapianą gorzkimi łzami? Wszystko to składa się na naprawdę ciekawą i oryginalna powieść. Tak było jednak tylko do momentu, w którym Tess na dobre zagościła w nowojorskim świecie i restauracji. Potem powieść stała się dla mnie, może nie tyle przewidywalna ile nieco banalna. Nie bardzo miałam czym się zachłysnąć. Nie dopisało mi tu wykonanie. Zapowiadana zmysłowość - jeśli mowa o potrawach i smakach – szybko mnie znudziła a historia miłości rozgrywającej się w świecie uzależnienia, pracoholizmu i dziwacznych związków, zwyczajnie mną nie wstrząsnęła. Błyskotliwe okazały się tylko małe fragmenty powieści – za co jestem wdzięczna. Daleko mi też było od braku tchu i zaostrzonego apetytu - cokolwiek autor blurba na okładce książki miała na myśli. Nie jest to jednak książka zła. Powiedziałabym nawet, że całkiem dobra. Ale tylko dobra. Spędziłam przy niej kilka godzin i nie mam ani poczucia straconego czasu, ani wrażenia by była czymś więcej niż tylko książka do przeczytania. To moje zdanie. Wasze może być skrajnie różne i to właśnie cenię w rozmowach o książkach i recenzjach. Bo tylu ilu nas czytelników tyle i opinii być może.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
19-06-2019 o godz 11:14 przez: _czytam_i_juz_
Kto z nas nie marzył kiedyś o wielkim świecie, o wyjeździe do Nowego Jorku, o wspaniałej karierze piosenkarki czy aktorki.. Chyba każdy z nas marzył kiedyś o wolności jaką można zaznać we wspomnianym wielkim świecie. . "Nie widząc samej siebie, nie będziesz w stanie się obronić." . Taką wolność pozna  bohaterka "Sweetbitter" Tess, która marzy o ucieczce od swojego życia, od swojego znienawidzonego ojca i podejmuje walkę, walkę o swoją wolność w Nowym Jorku. . "Czy  ja muszę się cały czas usprawiedliwiać? Przepraszać za to, że żyję  i że pragnę czegoś więcej?" . Zamieszkuje z nieznanym współlokatorem i podejmuje wyzwanie jakim jest praca w renomowanej restauracji. W pierwszych dniach jej pracy z nikim nie rozmawia, ponieważ taka jest zasada, aby ze sobą nie rozmawiać. Tess wydaje się być przygnebiona, że z nikim nie może zamienić słowa. . "Moje ciało lśniło  w rozmytym światle latarni. Przywykłam do samotności." .  Początkowo nieśmiała bohaterka w późniejszych rozdziałach przemienia się w wyluzowaną  i towarzyską osobę. Nie zwracając uwagi  na zasady nawiązuje przyjaźnie w pracy, zaczyna wychodzić ze znajomymi do Park Baru. . "Dopiero zaczynasz się uczyć, jak wiele jeszcze nie wiesz. Najpierw musisz od nowa poznać swoje zmysły. Zmysły nigdy nas nie zwodzą. Tylko nasz umysł błędnie interpretuje ich sygnały." .  Poznaje sekret najlepszej  restauracji  Nowego Jorku, którym jest to, że wieczorami zamienia się ona w zwyczajny klub towarzyski w którym pracownicy piją "jednego" darmowego drinka należącego im się za dzień pracy. Bohaterka coraz częściej sięga po alkohol i narkotyki, zakochuje się w niegrzczenym chłopcu o imieniu Jake, który jest barmanem w restauracji, w której dziewczyna pracuje, jednocześnie w bohaterce podkochuje się inny pracownik restauracji Will. . "Dorosły człowiek musi brać odpowiedzialność za własny  syf." .  Tess w nowym  życiu poznaje nowe smaki. . "Smak - mówił Szef - sprowadza się do równowagi. Kwaśność, słonosć,  słodycz, gorycz. Teraz twój język posługuje się kodem. Wyróżniony smak - wyraz tego, jak sobie radzisz ze światem - to zdolności do rozkoszowania się goryczą, wręcz pożądania jej w tym samym stopniu co słodyczy." . Książka ta jest bardzo lekka i przyjemna. Autorka bardzo dużą rolę przywiązuje w swoim debiucie do opisów, jednak czytając "Sweetbitter" mi to nie przeszkadzało a wręcz sprawiało przyjemność. Książka napisana fajnym, prostym, często jednak wulgarnym językiem, podobało mi się wplatanie hiszpańskiego w wypowiedziach pracowników oraz prostota ich wypowiedzi. Dla mnie sprawiało to wrażenie jakbym sama rozmawiała ze znajomymi. Cudowne opisy jedzenia i smaków sprawiały, że sama zapragnęłam coś upichcić i schrupać (nie polecam czytać w nocy 😂😂). Jedyną sprawą, która mi się nie podobała była nagła zmiana miejsca i bohaterów akcji. Pomimo tego książka mi się podobała. Polubiłam każdego z wykreowanych bohaterów, każdy odgrywał pewną rolę, którą udało im się wypełnić. Ta książka jest dla mnie na plus, jest wspaniałą odskocznią od "ciężkich" książek wymagających skupienia. "Sweetbitter" czyta się szybko i sprawnie. Moja ocena to 4/5 i bardzo chętnie przeczytam kolejne książki Stephenie Danler.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
3/5
15-06-2019 o godz 00:02 przez: O-czytane
Czy zastanawialiście się kiedyś, jak wygląda prawdziwe „życie od kuchni” w restauracjach, knajpkach i innych lokalach gastronomicznych? Powiem Wam szczerze, że ja nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale zdawałam sobie sprawę, że nie jest to lekka praca. Z resztą jak każda inna. Praca w biurze, szkole, przedszkolu, policji, szpitalu, sklepie charakteryzuje się inną specyfiką. Wszędzie nie jest łatwo, i „wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”. Można by mówić, że praca w przedszkolu jest łatwiejsza niż praca w policji czy szpitalu, a to wcale nie jest do końca prawda. Wiem to z własnego doświadczenia. Ale o tym innym razem. Dziś zapraszam Was na recenzję książki „Sweetbitter”. Jak sam tytuł wskazuje, to słodko – gorzka opowieść. Główną bohaterką jest młoda dziewczyna Tess, która przyjeżdza do Nowego Jorku, aby zaznać smaku życia w wielkim mieście. Dosłownie. Zostawia swoje dotychczasowe życie, rodzinę i całkowicie urywa z nią kontakt. Marzy jej się cudowne życie w cudownym Nowym Jorku, w którym wszystko wydaje się lepsze, ciekawsze i na wyciągnięcie ręki. Przypadek sprawia, że Tess ma dosyć dziwną rozmowę kwalifikacyjną o pracę w popularnej i i prestiżowej restauracji. Na szczęście lub nieszczęście dziewczyna dostaje pracę i od tej pory zaczyna się jej nowe, lepsze życie wraz ze wszystkimi kulinarnymi smakami. Tess ma okazję poznać prawdziwe życie od kuchni w restauracji, które wcale nie jest różowe i cukierkowe jak może się wydawać. Ogrom pracy, ciągły pośpiech, nieprzyzwoite docinki i złośliwości „starych” pracowników początkowo nie ułatwiają pracy dziewczynie. Pikanterii dodaje fakt, że Tess podkochuje się w jednym z pracowników, którego z kolei łączą dziwne relacje z inną dziewczyną z restauracji… Pracę w restauracji „umila” wszystkim alkohol, seks i narkotyki, po których chwilowo każdy czuje się lepiej, ale następnego dnia ciężko jest przeżyć… Do czego to wszystko doprowadzi? Czy taka mieszanka wybuchowa będzie wybawieniem, czy przekleństwem tego lepszego życia w mieście, które nigdy nie śpi? Jeśli macie ochotę na skonsumowanie tej książki, to zapraszam. „Sweetbitter” to książka, która wzbudza we mnie mieszane odczucia. Nie porwała mnie zbytnio, nie pozostawiła we mnie wrażenia rewelacyjnej lektury, ale z drugiej strony nie była też do końca zła. Mam jednak niedosyt, ponieważ pewne elementy fabuły, język i cała ta historia dziewczyny, która obraca się w bardzo „przebojowym” towarzystwie, którego zachowanie pozostawia wiele do życzenia nie wywarły na mnie pozytywnego wrażenia. Jak dla mnie książka nie ma zbyt dużej głębi. Ot, taka „lekka” literatura, bez większego przekazu. Sama fabuła i pomysł ciekawe, bowiem miejsce akcji osadzone jest w renomowanej restauracji. Opisy wytrawnych dań, nieoczywistych składników i wykwintnych win są miłym akcentem i z pewnością mogą wzbudzać apetyt. Czytając książkę chwilami chciałoby się tego wszystkiego spróbować. Pozostała treść nie wzbudziła we mnie zachwytu. Pozytywnym elementem były jedynie kulinarne wzmianki i to, że książkę szybko się czyta. Pozostała reszta to rzecz gustu. Jeśli macie ochotę na historię dziewczyny obracającej się w nowojorskiej restauracji to zapraszam do lektury.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
1/5
19-06-2019 o godz 00:08 przez: Joanna Hadzik
Nowy Jork. Miasto żółtych taksówek, mnóstwa języków i kultur oraz dwóch zawalonych wież z 2001 roku. Miasto marzeń wielu ludzi, zwłaszcza tych młodych chcących zacząć nowe życie. Właśnie o takim nowym początku opowiada debiutancka książka autorstwa Stephanie Danler pt. „Sweetbitter”. „Sweetbitter” to książka, która zaciekawiła mnie jako osobę lubiącą poznawać nowe rzeczy, lubiącą podróże oraz przez długi czas pracującą w gastronomii. Nie pracowałam co prawda jako kelnerka, ale w obsłudze klienta wśród jedzenia – swoje przepracowałam i historii z tego okresu mam naprawdę sporo. Gdy zaczęłam czytać książkę, jakoś nie poczułam specjalnie klimatu wielkiej metropolii, no ale no dobra – sama już dobre kilka lat mieszkam w dużych miastach, więc tego typu opisy mogą na mnie nie robić wrażenia. A może to autorka się nie postarała? Teraz jeszcze temat rzeczonego początku nowego życia w Nowym Jorku. Dwudziestokilkuletnia kobieta wyprowadza się od rodziców, zaczyna mieszkać z dala od nich, w wielkim mieście, które wydaje się być utopią i zaczyna pracować jako kelnerka w ekskluzywnej. Tfu, przepraszam, jako asystent kelnera. Musi zdobyć wiedzę o winach, nauczyć się rozróżniać ostrygi oraz zmierzyć się ze swoimi marzeniami składając serwetki i czyszcząc sztućce czy kieliszki. Widzi bogatych, stałych klientów pijących drogie wina i zazdrości im takiego życia. Wszystko w pędzie o swoje marzenia. W tym wszystkim widzę młodą, zagubioną kobietę, która szuka czegoś i chyba sam nie wie czego chce. Widzę pęd życia metropolii, zmęczenie. Jednak w tym wszystkim nie widzę niczego niezwykłego – codzienność setek młodych ludzi w naszym kraju, którzy w pędzie za marzeniami, na drodze do osiągania celu lądują w pracy w gastronomii. Jednemu trafi się knajpa z smażonymi kurczakami, innemu złote łuki, a innemu ekskluzywna restauracja z dziesiątkami win do wyboru. I spanie na materacu w studenckiej klitce. W moim odczuciu fabularnie książka nie zachwyca niczym. W ogóle nie ma czym się w niej zachwycać. Język i styl – prosty, wręcz banalny. Tak, zdarzają się wulgaryzmy, ale uwierzcie – w tej branży to najzupełniejsza norma. „Sweetbitter” to miała być książka o słodko-gorzkim życiu. Miała. Jednak okazała się dość marnie napisaną książką o pracy w restauracji. W dodatku praktycznie z żadną akcją czy fabułą, z kiepsko wykreowanymi postaciami (w tym także główną bohaterką). Jedyne co mi się w tej książce podobało to fakt, że prostota języka sprawiła, że przez książkę przeleciałam naprawdę szybko. Jako osoba, która mieszka na wynajmowanym w dużym mieście 10 lat i pracuje w gastronomii – widzę niewiele prawdziwego w tej książce. Serio. Zdecydowanie nie polecam książki „Sweetbitter”. Ani fabuły, ani akcji, ani ciekawych postaci, ani humoru. Nawet żadnego przesłania nie widzę. Ja wiem, że debiut, jednak nie oznacza to, że debiut musi być słaby. Ja jestem na nie. http://bojalubiekaweiksiazki.blogspot.com/
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
1/5
19-06-2019 o godz 00:07 przez: Joanna Hadzik
Nowy Jork. Miasto żółtych taksówek, mnóstwa języków i kultur oraz dwóch zawalonych wież z 2001 roku. Miasto marzeń wielu ludzi, zwłaszcza tych młodych chcących zacząć nowe życie. Właśnie o takim nowym początku opowiada debiutancka książka autorstwa Stephanie Danler pt. „Sweetbitter”. „Sweetbitter” to książka, która zaciekawiła mnie jako osobę lubiącą poznawać nowe rzeczy, lubiącą podróże oraz przez długi czas pracującą w gastronomii. Nie pracowałam co prawda jako kelnerka, ale w obsłudze klienta wśród jedzenia – swoje przepracowałam i historii z tego okresu mam naprawdę sporo. Gdy zaczęłam czytać książkę, jakoś nie poczułam specjalnie klimatu wielkiej metropolii, no ale no dobra – sama już dobre kilka lat mieszkam w dużych miastach, więc tego typu opisy mogą na mnie nie robić wrażenia. A może to autorka się nie postarała? Teraz jeszcze temat rzeczonego początku nowego życia w Nowym Jorku. Dwudziestokilkuletnia kobieta wyprowadza się od rodziców, zaczyna mieszkać z dala od nich, w wielkim mieście, które wydaje się być utopią i zaczyna pracować jako kelnerka w ekskluzywnej. Tfu, przepraszam, jako asystent kelnera. Musi zdobyć wiedzę o winach, nauczyć się rozróżniać ostrygi oraz zmierzyć się ze swoimi marzeniami składając serwetki i czyszcząc sztućce czy kieliszki. Widzi bogatych, stałych klientów pijących drogie wina i zazdrości im takiego życia. Wszystko w pędzie o swoje marzenia. W tym wszystkim widzę młodą, zagubioną kobietę, która szuka czegoś i chyba sam nie wie czego chce. Widzę pęd życia metropolii, zmęczenie. Jednak w tym wszystkim nie widzę niczego niezwykłego – codzienność setek młodych ludzi w naszym kraju, którzy w pędzie za marzeniami, na drodze do osiągania celu lądują w pracy w gastronomii. Jednemu trafi się knajpa z smażonymi kurczakami, innemu złote łuki, a innemu ekskluzywna restauracja z dziesiątkami win do wyboru. I spanie na materacu w studenckiej klitce. W moim odczuciu fabularnie książka nie zachwyca niczym. W ogóle nie ma czym się w niej zachwycać. Język i styl – prosty, wręcz banalny. Tak, zdarzają się wulgaryzmy, ale uwierzcie – w tej branży to najzupełniejsza norma. „Sweetbitter” to miała być książka o słodko-gorzkim życiu. Miała. Jednak okazała się dość marnie napisaną książką o pracy w restauracji. W dodatku praktycznie z żadną akcją czy fabułą, z kiepsko wykreowanymi postaciami (w tym także główną bohaterką). Jedyne co mi się w tej książce podobało to fakt, że prostota języka sprawiła, że przez książkę przeleciałam naprawdę szybko. Jako osoba, która mieszka na wynajmowanym w dużym mieście 10 lat i pracuje w gastronomii – widzę niewiele prawdziwego w tej książce. Serio. Zdecydowanie nie polecam książki „Sweetbitter”. Ani fabuły, ani akcji, ani ciekawych postaci, ani humoru. Nawet żadnego przesłania nie widzę. Ja wiem, że debiut, jednak nie oznacza to, że debiut musi być słaby. Ja jestem na nie. http://bojalubiekaweiksiazki.blogspot.com/
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
2/5
21-06-2019 o godz 18:12 przez: Anonim
Zapewne wielu z nas czasami miało myśli, by rzucić dotychczasowe życie i wyjechać daleko w poszukiwaniu własnego ja. W poszukiwaniu własnego szczęścia. Nic więc dziwnego, że Tess opuszcza rodzinny dom, nic nie mówi ojcu i po prostu przenosi się do Nowego Yorku. Tam ma już zaklepane mieszkanie i współlokatora, z którym nie wiele rozmawia. W tym wielkim i nowym świecie dostaje też bez problemu pracę. Zostaje więc asystentką kelnera. Wszystko jest dla niej nowe. Na samym początku zajmuje się prostymi czynnościami, by później móc obsługiwać coraz to ważniejszych gości. Nie zawsze jej się to udaje bezbłędnie. Zdarzają się potknięcia. W swojej nowej pracy odnajduje smaki, o których nigdy nie śniła. Uczy się o winach, ale i o jedzeniu, którego nigdy nie jadła. Nie jest to łatwa wiedza, ale jakże przydatna w renomowanej restauracji. Tess to wycofana, samotna, skryta dziewczyna. Nie ma wielu przyjaciół. Powiedziałabym, że nie ma tutaj nikogo. Dopiero z biegiem czasu odnajduje wspólny język z pracownikami, od których na początku stroniła. Poznaje Nowy York od strony tej bardziej buntowniczej. Alkohol, dragi, seks. To codzienne rozrywki naszej bohaterki, która nie potrafi odmówić drinkowi w pracy. No niby już po zamknięciu, ale jednak. Mamy tutaj wielu bohaterów. Jest Will, któremu na początku wpada w oko Tess. Jest jej opiekunem i czuwa nad nią. Mamy Jake, który od razu spodobał się Tess. Jest też Simone, którą z Jake łączy coś, czego Tess na początku nie może pojąć. Mamy tutaj Howarda, czyli właściciela tej restauracji, a Szef króluje w kuchni. Jest chamem, gburem i dyktatorem. Potrafi drzeć się na wszystkich i o wszystko. Styl autorki był ciężki. Na początku wczytałam się bez problemu, ale później nie mogłam poskładać do siebie poszczególnych elementów. Było tutaj mnóstwo wulgaryzmów, traktowania jak śmiecia, przez pseudo Szefa. To było coś strasznego. Akcja powieści czasami odbiegała od tego co już się działo i działo się zupełnie coś innego. Gubiłam się przez to w książce. Okładka spodobała mi się. To wino w kieliszku nawiązuje do treści, a okładka wygląda pięknie. Książka nużyła mnie momentami. Czasem trafiło się coś ciekawego, jak na przykład gatunki win, jednak nie zapamiętałam z tego ani słowa. Nagromadzenie opisów sprawiało, że męczyłam tę książkę tydzień. Myślałam, że to będzie lekka historia, której tak potrzebowałam po ciężkim dniu, ale jednak dostałam tak samo ciężką książkę. Debiut Stephanie Danler spodobał się w jej rodzinnym kraju, jednak zupełnie nie wiem, co mogłoby być w niej takiego, co przekonałoby mnie do wyższej oceny o niej. Ani akcja, ani główna bohaterka, nie zachwyciły mnie. Główna bohaterka bardziej wkurzała niż nas czegoś uczyła, a przecież w tym wszystkim najważniejszy jest właśnie bohater. Tutaj to leży i bardzo mi z tego powodu przykro. Niestety nie mogę Wam polecić tej książki.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
1/5
23-06-2019 o godz 12:02 przez: Justyna Majcher
Sięgając po tę powieść byłam nastawiona do niej bardzo pozytywnie. Ciekawiła mnie i miałam szczerą nadzieję, że spodoba mi się. A jak to było? Zapraszam. Styl autorki jest... toporny. Opisy, opisy i jeszcze więcej opisów. Długie rozdziały. A dialogów jak na lekarstwo. Dodatkowo przeszkadzało mi też to, że kilkanaście różnych tematów było podejmowanych w jednym rozdziale. Przez co cała akcja sprawiała mi problemy. Gdy już coś myślałam, że się polepsza.... bum i od nowa nie wiedziałam kompletnie nic. Okładka to jeden z plusów tej powieści. Jest minimalistyczna. Ładna i przyciąga wzrok. W sumie jej także zaufałam i mnie zawiodła. Tess, to dziewczyna, która ucieka z domu. Zostawia wszystko, by zacząć żyć naprawdę. By być wolna i coś osiągnąć. Ale! Jest skryta i zamknięta w sobie. Nie byłoby to niczym złym, gdyby po pierwsze wyszła do ludzi, a nie ona się żali, że nikt do niej nie pisze, a z nikim w pracy nie rozmawia (no dobra na początku, ale to był długi początek). A po drugie przy takiej ilości osób jakie tam pracowały nikt nie zwracał na nią uwagi. Tess uczyła się jak być dobrą kelnerką, raz jej wyszło raz nie, no się zdarza. Ale! Dobiło mnie jak ktoś czasem coś do niej mówił, ona odpowiadała, że super, że jasne, że rozumie, a jej wewnętrzna bogini mówiła "za cholerę nie wiem o co chodzi!". Przecież się uczyła, to pytanie jest rzeczą ludzką, no przynajmniej mi się tak wydaje. Można by rzec, że wszystko rozkręciło się bardziej, gdy nasza przecudowna Tess, została po pracy "na drinka". Jeden drink okazał się libacją alkoholową w tej jakże renomowanej restauracji. No i im dalej w las, tym gorzej. Imprezy, seksy, jakieś niedozwolone substancje. W ogóle ta renomowana restauracja traktowała swoich gości jak dla mnie dziwnie. Szef kuchni to też jakaś patologia, darł się normalnie jak Amaro w Hels Kitchen, a to kurna restauracja była i wszystko niosło na sale, ale co kto tam lubi. Jak dla mnie Tess to smutna, samotna kobieta, która chciała zawojować świat, a skończyła rozemocjonowana w restauracji, w której w cale tak fajnie nie było. Przechodząc już do końca mojej opinii, to wymęczyłam się przy książce okropnie. Myślałam, że będzie to fajna powieść, która coś wniesie do mojego życia. Czegoś się dowiem o restauracjach czy winach. Że do kompletu dostanę jakiś romansik w pracy, jakieś może problemy. No i dostałam kopa w tyłek za takie myślenie. Opis zachęca. Okładka zachęca. Ale to co znalazłam w środku sprawiło, że miałam dość patrzenia na jakąkolwiek książkę przez kilka dni. Po prostu miałam ochotę płakać nad głupotą głównej bohaterki. Płakać nad tym, że tak świetnie zapowiadająca się historia została przedstawiona w tak płytki i mało ciekawy sposób. Nie spodobała mi się i przykro mi to napisać, ale nie polecam Wam tej historii. Chyba, że jesteście masochistami i chcecie się wynudzić :D
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
3/5
21-06-2019 o godz 17:14 przez: Pawerka100
Tess postanawia zostawić za sobą przeszłość i wyruszyć w nieznane do Nowego Jorku. Rozpoczyna prace w restauracji o wysokiej reputacji. Poznaje tam potrawy i produkty, których nigdy wcześniej nie widziała, a tym bardziej kosztowała. Poznaje tam też, tajemniczą Simone oraz Jake’a, którym jest zafascynować. Uwielbiam gotować, jak i oglądać wszystkie programy kulinarne. Lubię również od czasu do czasu pójść do restauracji i zjeść coś przyrządzonego specjalnie dla mnie. I w większości filmów, seriali i książkach mało jest opisanych historii z tej drugiej strony restauracji, a nie z perspektywy stolika, w którym jemy. Tak oto zaciekawiona sięgnęłam po debiut literacki Stephanie Danler, byłej kelnerki. Dodam jeszcze tylko, że na podstawie “Sweetbitter” powstał serial, którego jak można się spodziewać, nie oglądałam. Na samym wstępie mogę powiedzieć, że nie polubiłam się z główną bohaterką. Została przedstawiona w przesadny sposób jako nijaka osoba, która nie ma praktycznie żadnych zainteresowań. Myślałam, że skoro chce się pracować w gastronomi, to trzeba mieć o niej trochę pojęcia, nawet nie na poziomie zaawansowanym. Jednak przypadek Tess pokazuje, jak nie miałam racji. Na całe szczęście, w pewnym momencie odnajduje swój cel, a także przestaje być tak zagubioną osobą. Droga ta była, jak się można spodziewać nie najłatwiejsza dla bohaterki i dla mnie-czytelnika również. Świat gastronomii nie jest usłany różami. Mimo że nie pokazuje się tego w każdym programie w TV, to wiadomo to nie od dziś. Autorka również nie próbuje zamydlać pod tym względem oczu. Bohaterka, a także jej współpracownicy często biorą “cukiereczki”, a alkohol leje się strumieniami. Ma on jednak swoje zasady i hierarchię, którą każdy przestrzega dla dobrego funkcjonowania restauracji. Samą książkę czyta się dosyć przyjemnie. Styl autorki jest prosty i zrozumiały. Trzeba jednak pamiętać, że pani Danler bardzo skupia się na szczegółach, zwłaszcza gdy opisywane jest jedzenie. W tym przypadku to się sprawdza, ponieważ dzięki temu czuć aromatyczność potraw i składników. Momentami chce się spróbować, jak one smakują. Sama książka ma również bardzo specyficzny klimat. Spowodowany właśnie dzięki opisowi potraw i wina, a także mieszance charakterów osobowości, które mają współpracownicy Tess. Klimat jest trochę niespotykany, zwłaszcza w literaturze obyczajowej, przez co może wydać się dziwny. Mnie jednak przypadł do gustu. Był inny, ale czasem mam ochotę na książkę z takim elementem. "Sweetbutter” nie jest najlepszą pozycją, ale i nie najgorszą. Miło spędziłam z nią czas i myślę, że przeczytałabym następne książki autorki. Zdecydowanie największym plusem są opisy pracy w gastronomii oraz potraw i składników. Jeśli lubicie książki o takiej tematyce, z dosyć specyficznym klimatem, to na pewno jest pozycja dla was.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
3/5
18-06-2019 o godz 09:30 przez: mrtnw
"Moje życie przed Nowym Jorkiem było tylko reprodukcją". To jeden z wielu cytatów jaki zapadł mi w pamięć po lekturze debiutu Stephanie Danler "Sweetbiter". A nie jest to u mnie częste zjawisko :-). Miałam dokładnie tyle samo lat co Tess, bohaterka książki, kiedy los rzucił mnie na 3 miesiące do wielkiego jabłka. Przy czym czynnik ekonomiczny w moim przypadku odgrywał znacząca rolę, nie szukałam przepisu na własne życie jak Tess. Dziewczyna odnajduje kąt na Brooklynie w kojarzonej przeze mnie jako enklawa starszych braci w wierze dzielnicy- Williamsburgu. Przerzucona linią metra L na Manhattan podejmuje pracę asystentki kelnera w jednej z modniejszych restauracji i rozpoczyna swoją przygodę życia. Czy od razu zgłębia tajniki przepisów szefa kuchni, studiuje historię win, uśmiecha się wdzięcznie do gości i zgarnia spore napiwki ? ... raczej ćwiczy odporność fizyczną i psychiczną próbując przetrwać w gastronomicznej dżungli. Ociski, zacięcia, oparzenia, pragnienie i poniżenie to jedne z pierwszych lekcji jakie jej serwują zwierzchnicy. "Spożywanie posiłku to sztuka, tak samo jak życie" - takie refleksje przychodzą z czasem kiedy udaje się Tess rozgryść system fukcjonowania restauracji, zaprzyjaźnia się z Ariel, Sashą czy Simone. A Jack, niepokojąco przystojny i arogancki barman coraz częściej nawiedza jej sny. Początkowo książkę czytało mi się z pewnym oporem. Czy winny był temu styl autorki, czy jakość przekładu, nie wiem. Ale w miarę upływu stron było już lepiej. Wybrałam z niej dla siebie parę fajnych cytatów jak choćby ten: "Stałe powtarzanie w głowie bolesnych momentów sprawia nam przyjemność". Wciągneła mnie pewnie dla tego że bardzo trafnie oddała realia życia w NY. Czytając wracałam do miejsc które sama naście lat temu przemierzałam. Autorka nie owija w bawełnę, nie idealizuje miasta, ludzi czy pasożytów go zamieszkujących. Relacja bohaterki jest prosta, szczera. Udało jej się oddać pewną amerykańską prawdę o ich społeczeństwie: mimo że jest nam źle, mamy kompleksy, świat i tak widzi nas jako zadowolonych ludzików z wymalowanym na twarzy uśmiechem "Everything is fine". Z książki wyniosłam też sporo ciekawych informacji o winach, szczególnie tych francuskich i teraz mocno zastanowię czy wskoczyć po nie do dyskontu czy jednak do profesjonalistów. Jeżeli ktoś doszukiwałby się w tej książce gorącego romansu, raczej się rozczaruje. Za to znajdzie tu przewodnik po restauracyjnym świadku, zajrzy do kuchni wyczarowującej cuda na talerzu, posłucha plotek z życia kelnerów i ułoży sobie trasę barów na nocny wypad z kuplami po East Village. Jak dla mnie 3,5/5 to właściwa ocena książki, idealnej na parę letnich wieczorów dla 20-latki :-).
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
2/5
27-06-2019 o godz 11:11 przez: agnesto
Szkoda, wielka szkoda, że tak się na tej książce zawiodłam. Ale po kolei. Oto mamy Tess, młodą dziewczynę, która opuszcza ojca i bez słowa pożegnania wyjeżdża do Nowego Jorku bo chce zacząć nowe życie. Za wszelką cenę chce tu zostać i samodzielnie się utrzymywać i tym samym nigdy już nie nie wrócić do zatęchłej mieściny, w której się wychowała. I udaje się jej to. Dostaje pracę w prestiżowej restauracji. I tu, niestety, kończy się dobra strona tej powieści. Fabuła jest może i ciekawa, przemyślana i dobrze osadzona, ale co z treścią? Ta pozostawia sobie wiele do życzenia. Tess pracuje z ludźmi, którzy nie stronią od przekleństw (których jest pełno na stronach książki), od wciągania białych kresek zwanych "rajem w proszku" czy od alkoholu, który leje się strumieniami niemalże każdorazowo po skończonej pracy. Czyli mamy tu ogrom przekleństw, docinek, seksu, picia, wulgaryzmów do siebie nawzajem i, co nieuniknione, kac. Wszędobylski kac, a potem praca i koło się samo napędza. Tess jest zauroczona Jack`iem. Barmanem. Przystojnym, bo zbudowanym, intrygującym, bo to typ outsidera w pewien swój dziwny sposób, a do tego ktoś, kogo chciałaby przelecieć. Nie ma w powieści nic z prawdziwych uczuć, myśli czy choćby głębszych refleksji. Tess nie kontaktuje się z nikim (a jest dopiero 22-latką!), zapomina o ojcu, o przeszłości i łapie pazernie teraz. Teraz i nic poza tym. Śmieszna, nieprofesjonalna rozmowa kwalifikacyjna kończy się zatrudnieniem w prestiżowym miejscu. Czyżby takie było życie? Wyciąga do nas tacę, na której rozkłada złote karty i szepcze "bierz"? Ta powieść, to absurd. Jakaś literacka pomyłka Zastanawia mnie fakt, że na jej podstawie powstał serial amerykański i to w ilości 3 sezony! Prestiżowa restauracja, w której pracuje Tess to przecież miejsce wyjątkowe, ekskluzywne, luksusowe wprost. Jednak na stronach owej książki przypomina chlew obsługiwany przez amatorów. Amatorów wulgarnych, na kacu i bez kompetencji. W kuchni żongluje się przekleństwami, klientów - ups, gości na sali - traktuje się jak nadmuchane zera, a wszystko to podlewa się zjełczałym sosem. Kto pisze takie książki? Kto to wydaje? Czy Amerykanie są tak bardzo spragnieni tego typu treści, że powieści o niczym stają się w mig bestsellerami? Gdzie jakiś smak? Gust? Jak się do tej książki ma Dan Brown czy choćby poczytny Nicholas Sparks? A najbardziej smuci mnie fakt, że obecne społeczeństwo zza oceanu w dzisiejszej dobie spaczonego gustu nie zrozumiałoby "Przeminęło z wiatrem", gdyby owa pozycja została dopiero teraz wydana. Jedyne, co mi pozostaje, to podziw dla Wydawnictwa Otwarte za wydanie na polskim rynku oraz za trud tłumaczenia.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
1/5
19-06-2019 o godz 19:45 przez: Michelle
Gdy przeczytałam opis tej powieści, pomyślałam, że muszę ją koniecznie przeczytać. Gastronomia w książkach do tej pory jawiła mi się jako pewnik dobrej lektury, przy której nie dość, że można się zrelaksować, to także czegoś nauczyć. To było do tej pory... Przebrnęłam przez ten tytuł tak szybko, jak było to możliwe. Bynajmniej dlatego, że była to tak fascynująca książka. Czytałam i ściskałam kciuki, by dobić do ostatniej strony z jak najmniejszym uszczerbkiem na zdrowiu psychicznym, bo... ta książka jest zwyczajnie o niczym. A nie przepraszam... to nic to chlanie, ćpanie i ruchanie. I w zasadzie na tym mogłabym zakończyć, ale... … jestem pełna podziwu, jednocześnie będąc w szoku, że takie „cudo” pojawiło się na polskim rynku. Bo, że zawojowało rynek amerykański – jestem w stanie uwierzyć. Przeraża mnie promowanie współczesnej młodości polegającej na upijaniu się nieomal dzień w dzień do tego stopnia, że nadziewa się na pierwszego lepszego... ch*ja, a potem by jakoś funkcjonować, łyka się „cukierki”, w międzyczasie rozkładając nogi, przed kim popadnie. Patologia. Sodoma i Gomora. I nazywanie tego „dorastaniem i dojrzewaniem”. O bogowie, dziękuję, że czas dorastania i dojrzewania spędziłam w zupełnie inny sposób, z nie mniej barwnymi wspomnieniami. Debiut Stephanie Danler to powieść, a przepraszam, grafomania na miarę Złotej Maliny. Merytorycznie nie wnosi do życia absolutnie nic. Technicznie również. Nie mam zielonego pojęcia, czy ałtorka tak bardzo próbowała oddać rzeczywistość i swoje „życiowe doświadczenia”, ale język po prostu powala na kolana. Bluzgi, rzucanie mięsem, ordynarność – to wszystko znajdziecie w kwiecistych dialogach. Sama narracja to także żadne szczyt pisarskich umiejętności. Styl Stephanie Danler jest bowiem tak toporny, że odechciewa się brnąć przez kolejne stronice. Bohaterowie? Wołają o pomstę do nieba, piekła... Przyznam, że już dawno jakakolwiek postać nie wzbudzał we mnie negatywnych emocji, a w przypadku Sweetbitter każda, absolutnie każda, wzbudzała we mnie obrzydzenie. Bo jeśli autorka tegoż dzieła czerpała z własnych doświadczeń i spotkała na swojej drodze takich ludzi... pozostaje współczuć. Przyglądaliście się kiedyś toksynom? Ich kolorom? Wielu pewne odcienie kojarzą się z trucizną... Kolor tej okładki powinien odstraszać. Powinna zapalić się Wam czerwona lampka i winniście omijać tę książkę szerokim łukiem. Bo tak jak widzicie ten potłuczony kieliszek z resztkami wina, tak nie spodziewajcie się nic więcej po treści. Jest taka jak okładka. Toksyczna i potłuczona. Do cna. Kategorycznie nie polecam! Chyba że na własną odpowiedzialność.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
18-06-2019 o godz 00:29 przez: miye.eu
„Sweetbitter” to nie tylko debiut literacki Stephanie Danler, ale także historia, która stała się dla niej podstawą do napisania scenariusza serialu telewizyjnego, emitowanego przez stację STARZ. Tworząc fabułę, Autorka czerpała z własnych doświadczeń, zdobytych podczas pracy w roli kelnerki. Dzięki temu powstała niezwykle barwna i bogata w szczegóły powieść. „Miałam za sobą długą, ciemną podróż z miasteczka tak małego, że nie odszukałoby się go nawet na najbardziej pomocnej mapie. Czy ktokolwiek przybywa do Nowego Jorku bez bagażu wspomnień?” Pochodząca z małego miasteczka Tess zaczęła pracę jako kelnerka w renomowanej restauracji w Nowym Jorku. Mimo dobrych zarobków, szybko przekonała się, jak trudna i mało poważana jest taka praca. Bardzo łatwo za to przyszło jej się wciągnąć w wir nocnych szaleństw i hucznych zabaw. Tylko czy naprawdę takiego właśnie życia pragnęła? Gdzie podziały się jej marzenia i plany na przyszłość? Bo przecież usługiwanie innym to jedynie opcja przejściowa… „Będziesz odważna, jeśli ci się powiedzie, a głupia, jeśli ci się nie uda.” Przyznam szczerze, że sięgając po książkę, spodziewałam się lekkiego czytadła, może z jakimś romansem w tle. To jednak w ogóle nie tego typu historia. Stephanie Danler, prezentuje czytelnikom słodko-gorzką opowieść o trudach życia, ulotnej młodości i dojrzewaniu. O tym, jak życie potrafi zweryfikować nasze wyobrażenia i plany. Nie szczędzi przy tym słów (również ostrych, a nawet wulgarnych). W doskonały sposób pokazuje ucieczkę bohaterki z prowincji i smak wielkiego miasta. W szaleństwie Nowego Jorku zapomnieć można o wszystkim, nawet o własnych korzeniach. Jestem pod wrażeniem, w jaki sposób z tak prostej i wydawałoby się zwyczajnej historii, Stephanie Danler udało się stworzyć tak ciekawą książkę. Opisuje nie tylko życie, ale również smaki, wygląd potraw i zaplecza restauracji. Zwraca uwagę na to, jak puste potrafi być współczesne, amerykańskie społeczeństwo. Czytałam wiele wiadomości, oglądałam filmy i seriale, ale dopiero po lekturze tej powieści mogę śmiało stwierdzić, że nic mnie już nie zdziwi. „Sweetbitter” to odważna i niezwykle oryginalna książka. Wielokrotnie zmusza do myślenia. W tej towarzystwie można zarówno się pośmiać, jak i dosłownie zacząć przeklinać wspólnie z bohaterami. Myślę, że to historia, która w każdym czytelniku wzbudzi jakieś emocje. Czy będą pozytywne, czy negatywne? To już zależy przede wszystkim od Twojego nastawienia. Moim zdaniem powieść warto przeczytać.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
23-06-2019 o godz 21:30 przez: Sauron
Pogoń za marzeniami rzadko kiedy przypomina scenariusz komedii romantycznej. Zazwyczaj to ciężka droga pod górkę, pełna przeciwności losu i niepowodzeń. Nie brzmi to, jak bajka? Bo nie jest. To po prostu życie, z wszystkimi jego blaskami i cieniami. Tess ma 22 lata i stawia wszystko an jedną kartę. Wyjeżdża do Nowego Yorku, by znaleźć pracę i zacząć wszystko od nowa. Jest młoda, naiwna, zdeterminowana. Po dziwnej rozmowie kwalifikacyjnej udaje się załapać do luksusowej restauracji. I tak zaczyna się jej barowanie z życiem. „Sweetbitter” to nie jest książka dla każdego. Brak w niej wyraźnego celu, motywu, napięcia, czy kierunku, w którym zmierza powieść. Jest za to klimat zmęczenia, zagubienia oraz szarej codzienności. Razem z bohaterką będziemy walczyć o każdego dolara i każdą godzinę snu. Nie ma w tym nic z gładkich opowieści o pokonywaniu przeciwności losu, dróg na skróty czy filmowych zbiegów okoliczności. Temat powieści, czyli próba odnalezienie się młodej dziewczyny na rynku pracy, mocno odbija się na narracji. Na zmianę czujemy nadzieję i rozpacz. Każdy, kto probuje lub próbował swoich szans w dużym mieście, wie, o co chodzi. Nie jest łatwo, oj nie jest... Główna bohaterka zatrudnia się w restauracji, w której alkohol leje się strumieniami. Klimat podkreślają liczne wstawki i nawiązania do wysokoprocentowanych trunków. Ale czy ekskluzywne miejsce to łatwy i przyjemny strat w dorosłość? Nic bardziej mylnego, a może nawet odwrotnie. Zatrudniony personel klnie, przeklina i ćpa. Nie ma taryfy ulgowej dla nowych. W kuchni momentami panuje prawdziwe piekło i albo Tess sobie poradzi, albo odpadnie w przedbiegach, a wraz z nią czytelnik. Ta powieść pokazuje trudną szkołę życia, sporo przekleństw, alkoholi i nieuchronnego kaca. Nie do końca przemówiła do mnie kreacja głównej bohaterki. Mimo młodego wieku nie ma wsparcia od nikogo, sama jest bardzo zagubiona, momentami bezbarwna. Nie do końca wiadomo, do czego dąży, jaki ma cel (poza przeżyciem do następnego dnia). Bardziej poddaje się losowi i płynie z nurtem niż kreuje rzeczywistość. Jest to tak naprawdę kreacja pod prąd obecnym trendom. Możesz być każdym? American dream? Ciężka praca popłaca? Ta... jasne... „Sweetbitter” to książka oryginalna, inna i wyróżniającą się na tle innych powieści obyczajowych. Czyta się ją szybko, ma sporo dowcipnych fragmentów, momentami jest brutalnie szczera i bezkompromisową. Nie jest idealna, ale przeczytanie jej to ciekawe doświadczenie.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
19-06-2019 o godz 20:24 przez: Ania_Pawlowska
Stephanie Danler w swojej debiutanckiej powieści "Sweetbitter" przenosi nas do poznania kulinarnych rozkoszy i cierpkiego życia w Nowym Jorku. Tess jest młoda, pragnie czegoś więcej, dlatego też postanawia porzucić obecne życie i jedzie do Nowego Jorku zasmakować wolności i obfitości jakie niesie ze sobą to miasto. Wielka metropolia, miliony ludzi, restauracje na każdym rogu ulic. Tysiące pragnień o lepszej możliwości rozwoju. Swoją teraźniejszość pragnie ulokować w jednej z renomowanych restauracji mieszczącej się przy Szesnastej Ulicy. Miała jakiekolwiek pojęcie o winach, ale wiedziała, że wiele musi się jeszcze nauczyć.Rozmowa o pracę przeistoczyła się w luźną rozmowę o życiu. Nie była nawet do końca pewna czy dostała tę pracę. Nie miała wizji na swoją przyszłość, liczyła się obecna chwila. Restauracja z zewnątrz wydawała się staromodna, jednak to co wyprawiali ludzie w środku przyciągało wymagających gości. Kucharze przyrządzali wyśmienite potrawy, mieszając smaki, aby kubki smakowe eksplodowały. Goście mogli smakować najlepszych win odpowiednio prezentowanych przez obsługę restauracji. Tym właśnie głównie zajmowała się Simone. Posiadała ogromną wiedzę i stała się pewnego rodzaju mentorką dla Tess. Każdy pracownik oczywiście był odpowiedzialny za poszczególnym sektor. Jake stał za barem. To on swoją zadziornoscia i buntowniczym stylem przyciągnął Tess jak magnes. Chociaż znajdował się w niezrozumiałej dla nikogo relacji z Simone, ona próbowała zobaczyć w nim kogoś innego niż tylko złego chłopca. Tutaj każdy po skończonej pracy lądował w pobliskim barze upić się do nieprzytomności i wciągać kokę. To miasto nigdy nie spało. O świcie wracali do domów się przespać, żeby za kilka godzin znów stawić czoła eksplozji smaków. Tess wszystkiego się uczyła skrupulatnie, od rodzajów win do noszenia kilku talerzy na jednej ręce. W międzyczasie zagłębiała się w relacje z Jakiem, Simone i resztą pracowników. W tej książce nie brakuje ostrego języka alkoholu i narkotyków. Odniosłam wrażenie, że tego ostatniego jednak było za dużo. Historię opisaną szybko się czyta, nawet polubiłam Tess za jej nieustępliwe podejście. Podobało mi się w jaki sposób można interpretować smaki, jak można nimi się zachwycać i rozkoszować. Można również znaleźć wiele cennych życiowych poglądów. Czytając, zamykałam oczy i wyobrażałam sobie ten świat. Dziękuję za możliwość przeczytania @wydawnictwootwarte. Premiera książki 19 czerwca.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
3/5
14-06-2019 o godz 22:20 przez: Iwona
Dzięki uprzejmości #wydawnictwootwarte 👌😁 mogłam przeczytać „Sweetbitter” Stephanie Danler Zapraszam do lektury ,, Ból wydaje się nam znajomy. To nasz barometr rzeczywistości. Za to przyjemności nigdy nie ufamy." Poznajmy Tess, dwudziestodwu letnią p z pragnieniami i marzeniami. A o czym marzyła ? Pewnie jak wielu z nas chociaż nie każdy jest w stanie się do tego przyznać . Marzyła o przyszłości, o wielkim mieście, o tym by pozostawić za sobą swoje stare życie i rozpocząć nowe, by stać się niezależną. I mogę powiedzieć, że po części jej się udało. Tess spakowała swoje manatki i bez słowa wyjaśnienia opuściła ojca, swój rodzinny dom, by wyruszyć w nieznane. Tak! Udało się. Nasza bohaterka dotarła do Nowego Jorku ale to nie wszystko. Bardzo szybko znalazła mieszkanie a rozmowa kwalifikacyjna do prestiżowej restauracji przebiegła gładko. Ponoć miała 51% tego czegoś i dostała angaż. Początkowo jako asystenkta kelnera, ale zawsze lepsze to niż nic. Tess powoli odkrywała tajniki życia w wielkim mieście. Uczyła się wszystkiego od nowa, w pracy na przykład zaczynała od składania serwetek co było chyba jedną z najprostszych rzeczy. O wiele trudniej przychodziło jej zrozumienie specyfiki życia osób z którymi pracowała. Pomimo tych trudności starała się na swój sposób wtopić w tłum. Co za tym idzie? Przychodzenie do pracy na kacu, picie w a szczególnie po pracy, wypełnianie czasu wolnego wciąganymi kreskami i tak w koło macieju. Są jednak plusy. Autorka świetnie opisuje jak wygląda praca kelnerów "od kuchni". Opisy dań i smaków są jak poematy a prócz wszędobylskiej "łaciny" jest również mnóstwo wartych uwagi sentencji. Główna bohaterka jest dla mnie jednak taka, jakby to ująć, nijaka, przeźroczysta. Unika kontaktu z otoczeniem, nie próbuje zawierać znajomości a każda kolejna przychodzi jej z dziwnym trudem. Jest wycofana a jednocześnie w niektórych momentach potrafi rzucić taki tekst , że jestem w szoku przez kolejne dwie strony. Jest to historia w pewnym sensie ukazująca trud samodzielnego wejścia w dorosłość, odnalezienia się w nowym świecie i przetrwania w nim. Jeżeli lubicie ksiązki z ciętym językiem, mnóstwem wulgaryzmów i używkami wszelkiego rodzaju na każdym kroku, to jest pozycja dla Was. Osobiście mogę powiedzieć, iż książka jest taka sobie, sam język nie jest tak naprawdę bardzo gryzący w oczy, nie jest to porywająca pozycja a raczej delikatnie przygnębiająca.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
Więcej recenzji Więcej recenzji

Zobacz także

Inne z tego wydawnictwa Bez cukru da się żyć, czyli ketoza po mojemu
3.7/5
43,24 zł
Promocja
43,68 zł najniższa cena z 30 dni

Podobne do ostatnio oglądanego