21-05-2015 o godz 08:22 przez: Robi | Zweryfikowany zakup
Ja od siebie nic nie napiszę, ale żona jest zachwycona! Chłonie tą książkę niczym świeżą bułeczkę z nutellą :-)
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
15-06-2015 o godz 09:48 przez: praska | Zweryfikowany zakup
Przepiękna książka, wspaniała historia, czytałam ją z zapartym tchem, nie mogłam się oderwac, gorąco polecam
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
24-06-2016 o godz 10:20 przez: misiulka90 | Zweryfikowany zakup
wzruszająca pełna wzlotów i upadków historia nie łatwej miłości
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
3/5
13-07-2016 o godz 07:34 przez: Beata Niedzwiecka | Zweryfikowany zakup
w mojej ocenie ksiązka dla nastolatek maturalnych.Mnie nudziła
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
11-02-2016 o godz 20:07 przez: madzia | Zweryfikowany zakup
Jak dla mnie to najlepsza książka Hoover Colleen. Polecam!!!
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
01-12-2015 o godz 18:07 przez: Anonim
Ta recenzja została usunięta, ponieważ jej treść była niezgodna z regulaminem
5/5
02-01-2016 o godz 08:51 przez: Kolowien | Zweryfikowany zakup
Kolejna genialna książka Hoover, uwielbiam jej książki.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
05-06-2016 o godz 16:04 przez: Agnieszka Rybska | Zweryfikowany zakup
Bardzo polecam, niesamoita historia , mega emocje...!!!
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
25-09-2015 o godz 18:30 przez: aleksnadra
Moglibyście powiedzieć, że to kolejny ckliwy romans dla młodszego czytelnika. Jednak bylibyście w błędzie. To poruszająca historia o pragnieniach, pasji i realizacji marzeń okraszona nutą romantycznego uniesienia. Bohaterowie "Maybe Someday" nie mają łatwego życia. Od dziecięcych lat zmagają się z okrutnym, niezrozumiałym światem dorosłych. Z tym, że doświadczenia Ridge' a są nieporównywalnie większe od przeżyć Sydney. Ale to wrażliwość na niepowodzenia i nieszczęścia tworzy pomiędzy nimi nić porozumienia. Wspólne rozmowy, zwierzenia prowadzą do czegoś więcej, do uczucia, na które nie są gotowi, które może zepsuć inne relacje, w które są zaplątani.

Nie chcę zdradzać zbyt dużo, by nie odbierać Wam przyjemności poznawania. Zdradzę jedynie, że Ridge jest postacią niecodzienną, ogromnie utalentowaną, mającą trudną, traumatyczną przeszłość, w której udało mu się nie pogubić. Znalazł rozwiązanie niosące zadowolenie, radość dla niego i jego otoczenia. Jest gentlemenem starej daty, dbającym o konwenanse i zasady rzadko już respektowane we współczesnym świecie. To czyni z niego chłopaka, za którym warto skoczyć w ogień. Choć jego zachowanie przy finale opowieści zburzyło idealny obraz. Ta niekonsekwencja lekko mnie rozczarowała.

Nadzwyczajną zaletą "Maybe Someday" jest playlista dołączona do powieści, i którą można odsłuchać dzięki specjalnej aplikacji bądź też odszukać na stronie autorki. Dla Colleen Hoover to pewien eksperyment, a dla mnie konieczność skoro akcja książki rozgrywa się wokół muzyki. To doświadczenie bardzo wpłynęło na odbiór powieści i dodało jej tego czegoś, nieuchwytnego, niewytłumaczalnego charakteru i klimatu.

"Maybe Someday" to sposób na odgonienie jesiennej chandry i refleksji nad własnym życiem, własną pasją i marzeniami.

więcej na: http://aleksandrowemysli.blogspot.com/2015/09/book-tour-maybe-someday-colleen-hoover.html
Czy ta recenzja była przydatna? 1 0
5/5
01-06-2016 o godz 14:35 przez: Smooky
Maybe Someday to kolejna powieść Colleen Hoover jaką miałam w swoich łapkach i kolejna, w której się bezgranicznie zakochałam. Znów mam wrażenie, że żadne słowa nie są w stanie w pełni oddać tego, co czułam w trakcie czytania, ani opisać, w jakim byłam stanie tuż po tym jak dobrnęłam do ostatniego zdania i nagle uświadomiłam sobie, że to już koniec. Napiszę, więc jedno: To po prostu trzeba przeżyć! I na tym właściwie mogłabym poprzestać, bo cokolwiek więcej tu napiszę, tak naprawdę nie jest potrzebne - historia broni się sama, bez wychwalających ją recenzji.

Hoover jest po prostu mistrzynią w emocjonalnym rozrywaniu czytelnika na strzępy. Podejmuje się odważnych tematów i nie da się ukryć trudnych kwestii, ale za każdym razem daje radę, przeprowadzając czytelnika przez uczuciową wyżymarkę. Nie boi się odbiegać od schematów, przełamywać stereotypów. Sięga po nietypowe zagadnienia, które nam czytelnikom nie są do końca znane, zarazem zwracając naszą uwagę na to, co naprawdę się w życiu liczy, na wartości, o których nam w codziennym zabieganiu zdarza się zapominać.

Głównych bohaterów – Sydney i Ridge’a – poznajemy w momencie, kiedy każde z nich ma z pozoru poukładane życie. Z pozoru, bo jak wiadomo pozory potrafią mylić.
On – gra na gitarze tak, że porusza każdego, ale jego utworom brakuje jednego: tekstów. Gdy zauważa dziewczynę z sąsiedztwa śpiewającą do jego muzyki, postanawia ją bliżej poznać.
Ona – studiuje, pracuje i jest w stabilnym związku. Ale niestety wszystko to nagle rozpada się kawałki w przeciągu kilku godzin, a Syd zostaje na bruku, ze złamanym sercem i bez pracy.
Z beznadziei ratuje ją Ridge i wkrótce oboje odkrywają, że razem mogą stworzyć coś naprawdę wyjątkowego. A to, co się działo w ich życiu od tej pory, śledziłam naprawdę z zapartym tchem i po raz kolejny się nie zawiodłam.

Autorka skupiła się na relacjach między głównymi bohaterami „tu i teraz”, choć nie brakowało odniesień do przeszłości, które w taki czy inny sposób miały wpływ na obecne życie postaci i to głównie Ridge’a. I choć czujesz, jakie ta historia może mieć zakończenie, to wyboista droga, jaką Syd i Ridge muszą pokonać, pełna jest wątpliwości, łez, bólu, szczęścia, niepewności, nadziei, radości, poczucia winy, bezradności i całej gamy reszty uczuć, z jakimi przyjdzie im się zmierzyć. I które ja, jako czytelnik przeżywałam razem z nimi.

Historia pokazana w punktu widzenia zarówno Syd jak i Ridge, nawet, jeśli faktycznie opiera się na prostym, stosowanym powszechnie szablonie charakterystycznym dla współczesnych romansideł, to jest to opowieść INNA NIŻ WSZYSTKIE. Naszpikowana emocjami od pierwszego do ostatniego zdania a fakt, że nieustannie towarzyszy jej muzyka nadaje całości mocniejszy wydźwięk. Szczerze mówiąc pierwszy raz spotykam się z tak odważnym połączeniem dwóch, wydawać by się mogło, odmiennych światów: literatury i muzyki, ale eksperyment, na jaki zdecydowała się Hoover, bez wątpienia się udał, bo ja sama od kilku dni nie mogę przestać słuchać przygotowanej ścieżki dźwiękowej w wykonaniu Griffina Petersona. Jestem nawet skłonna zaryzykować stwierdzenie, że bez tego połączenia, odbiór nie byłby już taki sam. Słowa „mówiące” do nas z kart powieści i muzyka płynąca z głośników, idealnie się ze sobą komponują, wzajemnie się dopełniając i tworząc spójną, magiczną wręcz całość.

Maybe Someday to wyjątkowa książka, która paraliżuje czytelnika emocjami. Pokazuje, że można kochać na różne sposoby: miłością czystą, bezwarunkową, namiętną i tak intensywną, że to sprawia wręcz fizyczny ból. Są różne, ale to wcale nie oznacza, że któraś z nich jest silniejsza albo piękniejsza.

Jest to powieść o poświęceniu, lojalności i decyzjach, które mają wpływ nie tylko na życie głównych bohaterów. Hoover udowadnia, że rozum i serce nie zawsze idą w parze, a czas wcale nie jest najlepszym lekarstwem. Pokazuje, że wybranie właściwego wyjścia nie zawsze jest tym, które jest najlepsze dla nas i bywają takie rozwiązania, które rozrywają nam serce na strzępy.

Podsumowując powiem jedno. Zarówno sama Colleen jak i jej książki wyróżniają się na rynku czytelniczym i choć mam za sobą zaledwie dwie pozycje z listy tych, które do tej pory wyszły spod jej pióra, już dzisiaj wiem, że kocham tę kobietę. Kocham ją za to, w jaki sposób oddziałuje na czytelnika, za to, że potrafi zrobić z człowieka emocjonalnego wraka i za to, że dzieli się z nami wszystkimi tymi pięknymi historiami, które zostawiają trwały ślad nie tylko w pamięci, ale również na duszy. To, w jaki sposób łączy to wszystko i to, co robi z nami za pośrednictwem własnych myśli przeistoczonych na słowa, jest nieprawdopodobne. Bez skrępowania i w niezwykle swobodny sposób wciąga nas w piękny, pełen muzyki świat Sydney i Ridge’a, w którym udowadnia, że nie ma rzeczy niemożliwych, a chcieć to móc, niezależnie od tego jak bardzo nieprawdopodobne nam się to wydaje, dlatego z czystym sumieniem, naprawdę gorąco polecam KAŻDEMU!

http://www.smooky.pl/
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
22-05-2015 o godz 09:13 przez: cyrysia
Twórczość Colleen Hoover miałam okazję poznać podczas lektury ''Pułapki uczuć'', ''Szukając kopciuszka'' oraz ''Hopeless''. Przytoczone powieści wspominam całkiem pozytywnie, aczkolwiek obyło się bez większego zachwytu. A jak było tym razem? Bez porównania. Nie jest to kolejny banalny, przerysowany wyciskacz łez o skrzywdzonej dziewczynie, która próbuje na nowo poskładać swoje życie. Przeciwnie. Autorka stworzyła wyjątkową, fascynującą historię o wielkiej pasji i namiętności do muzyki, a także o czystej, prawdziwej miłości, która tak naprawdę nie powinna mieć racji bytu.

Nie bez powodu ta powieść zajęła drugie miejsce w plebiscycie Goodreads Choice Awards 2014 w kategorii Romans, i znajduje się na liście bestsellerów „New York Timesa”. Uważam, że nagroda w pełni zasłużona, ponieważ książka jest nie tylko dobrze napisana, ale również charakteryzuje ją niepowtarzalny klimat, piękna muzyka płynąca z głębi duszy i niezwykłe emocje. Ja w każdym razie jestem oczarowana.

Fabuła wydaje się mało odkrywcza, mimo to niesamowicie wciąga i urzeka. Poznajemy dwoje głównych bohaterów: Sydney, która znalazła się na bruku, ze złamanym sercem oraz Ridge, tajemniczy sąsiad mieszkający naprzeciwko. Tych dwoje poznało się już wcześniej podczas ''wspólnych'' wieczornych spotkań na balkonie, gdzie Ridge grywał na gitarze, zaś Sydney nuciła pod nosem do jego muzyki. Przy bliższym kontakcie okazuje się, że chłopak ma blokadę twórczą, jego utworom brakuje tekstów. Natomiast Blake z niezwykłą łatwością potrafi uformować właściwe słowa do danej melodii. W zaistniałych okolicznościach Ridge przyjmuje pod swój dach swoją muzę, by razem tworzyć piosenki dla jego zespołu. Jednak nie wszystko przebiega zgodnie z planem, gdyż pewne sprawy wymykają się spod kontroli.

Autorka stworzyła przejmujący wątek miłosny, który budzi wzruszenie oraz wewnętrzne rozdarcie. Z powodu pewnej ułomności Ridge ma częsty kontakt fizyczny z Sydney. Więc kiedy znajdują się w takich momentach, granice stają się zamazane, a reakcje niezamierzone. Mimo to z całych sił starają się zwalczyć rosnące pożądanie, tym bardziej, że chłopak od kilku lat jest w stałym, szczęśliwym związku.

''Niezależnie od tego, co do ciebie czuję, i od tego, czy moim zdaniem mogłoby się nam udać, nigdy jej nie zostawię. Kocham ją. Kocham ją od chwili, kiedy ją poznałem, i będę ją kochał aż do śmierci''.

Zapewne od razu pomyślicie sobie "kolejny oklepany trójkąt miłosny''. Stop! Mylicie się w swojej ocenie. Chodzi tu o coś znacznie głębszego. Kiełkujące uczucie między bohaterami sukcesywnie wyrasta z przyjaźni, wzajemnego zaufania, wrażliwości i zrozumienia. Silnie przeżywałam ich wzajemne interakcje. Ridge stanął przed bardzo trudną decyzją: z jednej strony wierność i lojalność wobec swojej ukochanej, z drugiej strony: czyste porozumienie dusz. Kogo wybierze i jakie będą tego konsekwencje? Tego musicie dowiedzieć się sami.

''Patrzę, jak zamyka za sobą drzwi. Przyciskam dłoń do piersi, bojąc się przeczytać to, co na niej napisał.
Widziałam to w jego oczach.
Widziałam w nich ból, żal, lęk... i miłość.
Trzymam dłoń przyciśniętą do piersi. Nie chcę czytać słów, które tam napisał, bo wiem, że pozbawią mnie całkowicie nadziei na nasze »może kiedyś«''.

Wszystkie postacie powieści, zarówno pierwszo- jak i drugoplanowe są ukazane niezwykle wyraziście i wiarygodnie. Od razu zapadają w pamięć i łatwo się z nimi utożsamić. Zwłaszcza Ridge zaskarbił sobie moją niekłamaną sympatię i podziw. To szczery, oddany, prostolinijny chłopak, którego życie nie rozpieszczało. Na dodatek dźwiga na sobie wielkie brzemię. Jakie? Nie mogę nic zdradzić, żeby nie popsuć niespodzianki. Napiszę tylko jedno – przygotujcie się na mega zaskoczenie. Polubiłam także Syndey: nikogo nie udaje, jest życzliwa, serdeczna, dobroduszna, empatyczna i wyrozumiała. Nie irytuje swoim zachowaniem, nie gra na nerwach. Moim zdaniem, przekonywująca kreacja, godna zapamiętania.

''Maybe someday'' aż tętni muzyką. Piosenki napisane przez Ridge i Sydney są szalenie fascynujące, klimatyczne, nastrojowe i inspirujące. Brak mi słów, żeby opisać ich piękno. W dodatku pisarka we współpracy z Griffinem Petersonem stworzyła specjalny album zawierający wszystkie utwory, które przez zeskanowanie telefonem i odczytanie specjalnego kodu, można samemu wysłuchać. Wspaniała niespodzianka.

Mogłabym tak pisać i pisać bez końca, gdyż niniejsza lektura wywarła na mnie ogromne wrażenie. Wszystko mi się w niej podobało: barwny, plastyczny język kształtujący twórczą wyobraźnię, świetne dialogi, wciągająca akcja i satysfakcjonujące zakończenie. Czego chcieć więcej? Nic, tylko czytać.

Uwierzcie mi na słowo – to jedna z najlepszych powieści w swoim gatunku. Można się w niej zapomnieć, zatracić i odpłynąć. Nikogo nie pozostawi obojętnym. Bez wahania po nią sięgnijcie - naprawdę warto.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
3/5
20-05-2015 o godz 21:59 przez: gabaokey
To historia zakazanej miłości. Sydney ma z pozoru wszystko – studia, pracę, chłopaka i najlepszą przyjaciółkę. Ridge też poukładał sobie życie, otaczają go przyjaciele oraz dziewczyna, którą kocha. Oddaje się swojej największej pasji, czyli muzyce. Przepięknie gra na gitarze, jednak ma blokadę twórczą, jeśli chodzi o pisanie tekstów. Ridge już od jakiegoś czasu obserwuje Sydney, gdy ta słucha jego muzyki na swoim balkonie. Przypadkowe spotkanie tej dwójki zmienia wszystko. Co więcej, życie Sydney zostanie w ciągu jednego dnia wywrócone do góry nogami, gdy dowie się czegoś o swoim chłopaku. Nagle oboje odkryją, że bardzo łatwo złamać komuś serce. Będę zawieszeni pomiędzy uczuciem do siebie, ale także wiedzą, że jest ono niewłaściwe. Może w innym świecie, innym czasie…

Fabuła wydaje się zagmatwana, bo relacje pomiędzy postaciami właśnie takie są – gdyby ustawili sobie status związku na Facebooku, to zdecydowanie brzmiałby on „to skomplikowane”. Wiedziałam, czego mogę spodziewać się po tej książce – dużej dawki emocji i historii miłości, którą można pozazdrościć. I też to dostałam, bo mamy i wiele wzruszeń, romantyzmu, świetnym dodatkiem jest tutaj muzyka – bohaterowie tworzą teksty piosenek i opisy tego procesu są chyba największą perełką w „Maybe Someday”. Autorka ma poczucie humoru, czego przykładem jest wiele zabawnych i lekkich scen oraz psikusy, które fundują sobie postaci.

Tę pozycję zdecydowanie czyta się przyjemnie i szybko, dzięki wypracowanemu stylowi Hoover, lekkości, z jaką pisze i to, że wie, jaka fabuła będzie atrakcyjna dla czytelników. Wyrobiła sobie pewną markę, jej książki od razu są kojarzone z określonym gatunkiem i brane za tzw. pewnik, że będą dobre. I coś w tym jest, nie wiem tylko, czy jest to dobre dla pisarza – tak dać się zaszufladkować, jednak w pewien sposób tej autorce nie potrzeba nawet dodatkowej reklamy, bo wiele razy udowodniła już, że świetnie pisze. Trafia do określonej grupy czytelników, czyli głównie do młodzieży płci damskiej, ale także do starszych kobiet, które wciąż potrzebują poczytać sobie o młodzieńczej i szalonej miłości. Sama jestem w wieku dwadzieścia plus, a cały czas sięgam po takie książki.

Dużym plusem jest już wspomniany wątek muzyczny, nadaje on „Maybe Someday” pewnej oryginalności, czegoś, co wyróżnia ją spośród innych książek z romansem w tle. Muszę pochwalić jeszcze bohaterów, których wykreowała Hoover – od razu czuje się do nich sympatię. Ridge to kolejny facet, który będzie rozpoznawalny w świecie literatury. Sydney to dziewczyna, z którą można się identyfikować, nie jest zarysowana na wyrost, trochę w siebie nie wierzy, jest skryta i nie chce nikogo zranić. Dlatego dobrze się o nich czyta, tym bardziej że autorka potrafi stworzyć chemię pomiędzy postaciami. Widzimy, że ciągnie ich do siebie i czekamy na zbliżającą się katastrofę, równocześnie mając moralny dylemat – potępiać ich, czy im kibicować?

Jednak nie jest to książka idealna. W pewnym momencie dramatyzm całej historii był na zbyt wysokim poziomie. Główna bohaterka, co chwile wybuchała płaczem – gdyby policzyć ile łez przelała, to prawdopodobnie wyszłoby, że płakała w prawie każdym rozdziale. Dodatkowym minusem jest duża ilość tragedii, które doświadczyły postaci. Lubię emocjonalne książki, powiedziałabym nawet, że uwielbiam uczucie przeżywania tego, co bohaterowie powieści, jednak w tej pozycji nie udało się tego wyważyć. Dla mnie było to za bardzo przerysowane. Kolejnym minusem jest schematyczność fabuły. Chyba każdy zna taką historię – spotykają się/nie mogą ze sobą być/happy end. Z jednej strony bohaterowie wahali się odnośnie do tego, czy mogą zbudować związek, ale cały czas czułam, że koniec będzie taki, a nie inny. Czytając książkę, podświadomie wiedziało się, jak ona się skończy. Jedyne co mnie zaskoczyło, to Ridge – za niego autorka ma ogromnego plusa, jak i za dużą ilość muzyki. Mimo wszystko spodziewałam się po Hoover bardziej oryginalnej powieści, bardziej jej, a nie kolejnego romansidła z utartą fabułą. Trochę się zawiodłam. Bo „Hopeless” było poza oczywistym wątkiem miłosnym czymś więcej, opowieścią o dojrzewaniu i odkrywaniu siebie, a „Maybe Someday” jest przy nim zbyt oczywiste. Niektóre momenty sprawiły, że miałam gulę w gardle, ale Hoover od połowy powieści zabrakło wyważenia tej emocjonalnej strony. Wiem, że wielkie drama jest naturalną częścią New Adult, jednak do mnie ta intensywność nie przemówiła, choć pewnie wiele osób będzie ceniło akurat tę cechę „Maybe Someday”. Polecam kobietom, które lubią poczytać o wielkiej miłości, pośmiać się, jak i odetchnąć od życia codziennego. To jedna z historii, o której nie usłyszycie w prawdziwym życiu. Niemal bajkowa. A warto czasami trochę pomarzyć…:)

http://recenzentkaksiazek.blog.pl/2015/05/20/maybe-someday-colleen-hoover/
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
01-05-2016 o godz 20:23 przez: tygrysica
„Martwię się, że nasze uczucia to jedyna rzecz w naszym życiu, nad którą nie mamy kontroli.”
Sydney ma wszystko o czym marzyła. Świetną pracę, studia spełniające jej marzenia, wspaniałą przyjaciółkę i najukochańszego chłopaka na świecie. Uważając się za najszczęśliwszą kobietę świata nie podejrzewa nawet jak bardzo okrutne może okazać się dla niej życie w dniu dwudziestych drugich urodziny.
W najgorszy dzień swojego życia, zrozpaczona Sydney zostaje uratowana przed bezdomnością przez tajemniczego chłopaka z gitarą, którego poznała przesiadując na balkonie i słuchając jak grał zaledwie kilka dni temu. Zatracając się coraz bardziej w pięknej melodii pewnego wieczoru święcie przekonana, iż nikt nie zwraca na nią uwagi pod wpływem impulsu zaczęła podśpiewywać sobie tekst stworzony do jego utworów. Ridge’owi znajdującemu się w bloku po przeciwnej stronie nie umknęło zachowanie dziewczyny. Zafascynowany tym zjawiskiem postanowił się do niej odezwać, zmieniając ich życie o sto osiemdziesiąt stopni.

Wspaniała i hipnotyzująca, fascynująca i cudowna, pełna rozterek i uczuć, które nie miały prawa zaistnieć – taka właśnie jest Maybe Someday. Fenomenalna. Historia Ridge’a i Sydney jest przeciwieństwem opowieści uwielbianych przez romantyczki, ponieważ jest brutalnym przypomnieniem, że życie to nie bajka i wszystko w nim może pójść nie tak. Powiedzenie „na zawsze i na wieczność” nie znajduje tu zastosowania, kiedy w życiu wszystko może zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni.
Zastanawialiście się może kiedyś jak to się dzieje, że Colleen Hoover potrafi w swoich książkach poruszyć tak trudne tematy w sposób tak naturalny, a zarazem tak piękny i rzeczywisty? Ponieważ ja zastanawiam się ciągle i nigdy nie podejrzewałam, że ktoś jest wstanie zrobić to tak idealnie… dopóki nie poznałam książek Colleen.
Kiedy w przypadku Hopeless główni bohaterowie musieli stawić czoło demonom z przeszłości, tak w przypadku Maybe Someday przychodzi naszym bohaterom zmierzyć się z teraźniejszością, gdyż miłość nie wybiera sobie czasu i miejsca, uderzając w nas w najmniej spodziewanym się momencie, czy tego chcemy czy nie. Głucha i ślepa na nasze protesty i prośby nie zastanawia się czy zrani osoby trzecie.
„Sercu nie można powiedzieć, kiedy, kogo i jak ma kochać. Serce powinno robić to, co mu się żywnie podoba. Jedna rzecz jaką możemy kontrolować, to czy daje naszym życiom i umysłom szanse, by dogonić nasze serce.”
Jednak wbrew pozorom zagmatwane uczucia tej dwójki nie są tutaj najważniejsze tylko fakt, że nasz cudowny muzyk jest osobą niesłyszącą. Tak, dobrze widzicie. Człowiek, który gra na gitarze tak wspaniale nie słyszy z tego nic. W jego świecie panuje całkowita cisza, niezmącona żadnym dźwiękiem. Ten wrażliwy chłopak widzi i czuje otaczający go świat inaczej niż wszyscy. Jego uszami jest jego ciało, a dźwiękiem są wibrację, jakie wydaje gitara, człowiek, świat. Historia Ridge’a poruszyła mnie najbardziej. Hoover pozwala zajrzeć nam do głowy osoby takiej jak Ridge. Coś wspaniałego.

Maybe Someday to powieść, którą powinien przeczytać każdy z was, ponieważ nic tak jak ona nie zawładnie waszym sercem i umysłem. Pokaże wam jak trudno jest zapanować nad własnym serce i jak łatwo zranić czyjeś uczucia; nie chcąc nikogo skrzywdzić. To właśnie tutaj usłyszycie jak serce pęka na miliardy małych kawałeczków rozdarte pomiędzy tym, czego chce, a tym, co powinno.
„Nie cierpię swoich uczuć. I nie cierpię swoich wyrzutów sumienia. Jedne i drugie prowadzą ze sobą ciągłą wojnę, a ja nie jestem pewna, ku czemu powinnam się skłaniać.”
Nie dajcie się zwieść opisowi książki, gdyż nie oddaje on jej wspaniałości.

Aleksandra.

Jeśli jesteście ciekawi muzyki tworzonej przez Sydney i Ridge’a to zapraszam was na http://maybesomeday.pl dzięki współprac Griffia Petersona z Colleen Hoover jest możliwe posłuchanie wszystkich utworów znajdujących się w książce.

Po więcej zapraszam na http://tygrysica.tumblr.com/
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
15-06-2015 o godz 08:21 przez: Joanna Rysiewicz
Dziś recenzuję książkę, w której się dosłownie zakochałam w momencie jej ukazania. Została tak "rozdmuchana" przez Facebook'a, empik.com, że wprost nie mogłam jej nie kupić. Musiałam. Na Facebook'u powstała nawet strona, gdzie Czytelnicy mogli na bieżąco komentować poszczególne rozdziały, wymieniać się poglądami na temat lektury, wyrażać swoje opinie.

Główne motto książki:
"Kiedy rozum mówi MOŻE KIEDYŚ, a serce krzyczy WŁAŚNIE TERAZ!"

weszło już mi tak w głowę; cytat ten krzyczał do mnie ze wszystkich stron. Nie mogłam nie mieć tej publikacji.

Wstyd się przyznać, ale jest to moje pierwsze spotkanie z panią Colleen Hoover, choć wiem, że jej poprzednie książki: Hopeless czy Losing hope biły/ biją rekordy popularności. Autorka specjalizuje się w kategorii New Adult; czyli lekturach przeznaczonych dla osób wkraczających w próg dorosłości. Nie powiem, bardzo mi się podoba WSZYSTKO, co jest z tym związane.

Tak więc, gdy już w moje ręce wpadło Maybe Someday...

Przepadłam i zostałam ogromną fanką Colleen Hoover.

Sydney ma dwadzieścia dwa lata i poukładane życie; studiuje to co kocha - muzykę, pracuje, jest w trwałym związku. W ciągu dosłownie paru chwil jej świat zostaje zrujnowany. Jedyne w czym dziewczyna znajduje ukojenie to... Pisanie tekstów piosenek do muzyki... No właśnie. Do muzyki Ridge'a.

Ridge ma dwadzieścia cztery lata, cudownie gra na gitarze; komponuje muzykę dla zespołu swojego młodszego brata, od lat ma ukochaną dziewczynę, cieszy się swojego rodzaju stabilnością życiową. Do momentu, w którym zaczyna cierpieć na brak weny. Właśnie wtedy poznaje Sydney, która staje się dla niego wybawieniem. Jak się później okazuje, nie tylko tym...

Po zakończeniu lektury w końcu pojęłam, na czym polega fenomen autorki. Po prostu wie, jak uchwycić Czytelnika za sam środek serca; ilość emocji wylewających się ze stron książki jest wprost niesamowita. Pani Hoover porusza tematy trudne, pełne bólu i wewnętrznego rozdarcia pomiędzy różnymi światami. Nie jest to książka osłodzona cukierkowym uczuciem kreującym się między dwójką smarkaczy. Do słodkości tu daleko. Emocje związane z relacją dotyczącą Sydney i Ridge'a ociekają łzami, słabościami, siłą, odwagą... Publikacja wyciska to co najważniejsze. O to chyba chodziło.

Nie ma ludzi idealnych. Każdy jest "tylko" człowiekiem, przez co ciągle i nieustannie popełnia błędy, nie zawsze się na nich ucząc. Każdy z nas ma swoje słabości, którym ulega, lub wie, że ulegnie. Tym bardziej, gdy w gę wchodzą uczucia - nie ma mocy, która by cokolwiek mogła powstrzymać.

"To wszystko wydaje się takie dobre. Jego słowa, jego bliskość, jego oczy szukające moich i przyprawiające mnie o szybsze bicie serca. Nie mogę zrozumieć, jak coś tak dobrego może być zarazem takie złe."

Od początku kibicowałam tej parze; nie wiedziałam, że będę tak poruszona tym wszystkim, co się wokół nich działo. Nie byłam pewna do samego końca jak dalej potoczą się ich losy. Zachwyt, zachwyt, rozpłynęłam się.

"Cieszę się, że (...) jest silniejsza ode mnie, bo ja w jej obecności czuję się całkowicie bezradny."

Byłam bardzo zadowolona, gdy zobaczyłam narrację prowadzoną z dwóch stron. Dzięki temu lepiej mogłam poznać odczucia i emocje głównych bohaterów. Czytelnik ma wrażenie, że siedzi im w głowach, towarzyszy w każdej chwili ich życia. Ale, ale to nie wszystkie plusy książki. Największym jest... MUZYKA. Tworzenie muzyki, przetłumaczone teksty piosenek, i... Możliwość wysłuchania ich podczas lektury! Pierwszy raz spotkałam się z takim projektem! Na stronie: tutaj można na bieżąco słuchać tego, co stworzyli Ridge i Sydney. Coś niesamowitego! :)

Na pewno nie zapomnę tej książki i już dziś wiem, że w najbliższym czasie sięgnę po kolejne publikacje Colleen Hoover.

www.wirtualnaksiazka.blogspot.com
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
29-04-2015 o godz 18:36 przez: AmeliaGrey
Długo zastanawiałam się, w jaki sposób oddać wszystkie emocje, które towarzyszyły mi podczas czytania. Jak przedstawić tę gamę wrażeń, które autorka pozostawiła przed czytelnikiem. I stwierdziłam, że nie potrafię. Nie potrafię w kilku słowach wytłumaczyć, jak piękna i do głębi przejmująca jest ta powieść. Colleen Hoover bardzo lubi pogrywać sobie z uczuciami czytelników, to fakt niezaprzeczalny. Postaram się jednak nieco naświetlić Wam, co czeka na Was w środku.

Główną bohaterką powieści jest Sydney, której w dniu dwudziestych drugich urodzin wali się cały świat. Dowiaduje się, że chłopak, z którym była od dwóch lat, zdradza ją z najlepszą przyjaciółką a zarazem współlokatorką. W jednej chwili pozostaje też bez dachu nad głową. Przez ostatnie dwa tygodnie dziewczyna obserwowała balkonowe próby gry na gitarze swojego sąsiada Ridge'a . Napisała nawet do jednej piosenki słowa. To właśnie u niego Sydney postanawia się zatrzymać na jakiś czas, a przy okazji pomóc przy tekstach dla jego zespołu. Ten układ nie pozostanie jednak taki prosty. Rodzące się uczucie będzie dla bohaterów prawdziwym sprawdzianem siły woli.

Autorka w Maybe someday poruszyła bardzo wiele tematów i przedstawiła całość w taki sposób, że zyskała mój szczery szacunek. Kolejny raz nie unikała trudnych kwestii i trudnych sytuacji. W książce znajdziemy między innymi problem niepełnosprawności i tego, jak wygląda życie z nią. Po raz kolejny możemy się utwierdzić w przekonaniu, że każdy ma prawo do szczęścia i nie ważne, jakie widmo nad nim wisi i tak może żyć pełnią życia. Na kartach powieści będziemy obcować z ludźmi, dla których pasja - w tym wypadku do muzyki - jest nieodłącznym elementem istnienia. Ja jestem wręcz zakochana w umiejętności bohaterów do odzwierciedlania swych przeżyć w muzyce. Sama kreacja świata przedstawionego jest świetna! W zwykłych czynnościach autorka przemyca tyle uroku, że aż ciężko to opisać. Codzienność bohaterów należy do tych, której zdecydowanie chciałabym być częścią. Mogę nawet spać na wycieraczce!

Jednak to, co najbardziej uderza w strukturze książki, to potrzeba zrobienia tego, co właściwe. Konieczność wywiązywania się z obietnic i pozostania po lepszej, bardziej moralnej stronie. Walka między tym, czego się pragnie, a tym, co powinno się zrobić. I właśnie to tak bardzo zniewala czytelnika. Bowiem czujemy się rozdarci wraz z bohaterami. I przeżywamy wszystko razem z nimi. Można by pewnie powiedzieć, że Maybe someday, to romans. Ale porównywanie powieści do innych, przeciętnych pozycji z tego gatunku, byłoby olbrzymim minięciem się z prawdą. Bo Maybe sameday tak naprawdę nie można przypisać do żadnego gatunku. W każdym bowiem będzie się wybijać i w każdym będzie znaczyć o wiele więcej od swoich koleżanek po fachu. Romans oczywiście pełni tu ważną rolę. Autorka umiejętnością doskonałego posługiwania się językiem sprawiła, że nie można nie pokochać uczucia, które połączyło bohaterów.

Muszę też jeszcze raz wspomnieć o soundtracku do książki. Muzyka w powieści to bardzo ważny temat. Bez niej Maybe someday byłoby zupełnie inną pozycją. Dlatego też możliwość słuchania utworów wykonywanych przez Griffina Petersona było świetnym dopełnieniem lektury. Sama lubię łączyć muzykę z książkami, więc fakt, że Maybe someday ma własny soundtrack cieszy mnie niezmiernie!

Wiem, że wszystko to, co napisałam, nie odda klimatu i piękna tej powieści. Żadne słowa nie odzwierciedlą emocji, które towarzyszyły mi podczas lektury. Nie wiem, jak Colleen Hoover to robi, ale jej słowa docierają do najgłębszych zakamarków mojego serca i zostawiają w nim trwały ślad. Nie jestem w stanie udowodnić Wam, jak cudowna jest ta książka! Żeby się o tym przekonać, trzeba po prostu ją przeczytać! Nie ma innego wyjścia!
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
27-03-2015 o godz 21:20 przez: Lena
Colleen Hoover ma u mnie wielkiego plusa za to, że wśród eksploatowanych do bólu motywów New Adult, stara się stworzyć coś nowego i nie polega wyłącznie na recyklingu cudzych pomysłów. Tworzy własne historie, choć zdarza jej się tu i ówdzie dorzucić momenty, które chyba już gdzieś widzieliśmy… Cóż, to tak, jak z komediami romantycznymi – jest w nich kilka wyświechtanych scen, które jednak wszyscy kochamy.
W przypadku tej powieści niebagatelną rolę odgrywa muzyka. Najważniejsze wyznania tworzone są w formie piosenek i mówią o tym, o czym bohaterowie obawiają się powiedzieć wprost. Sam muzyczny wątek może i nie robiłby takiego wrażenia, no bo ilu chłopaków z gitarą przemieliło już New Adult, gdyby nie fakt, że główny bohater odbiera muzykę w sposób, o jakim większość z nas w ogóle nie myśli. Byłam autentycznie zaskoczona postacią Ridge’a oraz tym, że autorka podjęła się takiego tematu, który wymaga i wrażliwości, i, nie ma co ukrywać – wiedzy. Nie przypominam sobie, bym wcześniej spotkała takiego bohatera, a już na pewno nie ma takiego drugiego Ridge’a w całym New Adult. Naprawdę. Fascynujące było poznawanie jego spojrzenia na muzykę.
Jeśli jestem już przy postaciach, to nie mogę pominąć Sydney, która jest… prawdziwym wulkanem emocji. Jeśli się wścieka – to lepiej nie być przyczyną jej wściekłości, bo można stracić zęby. Jeśli jest smutna – to łzy leją się co kilka linijek. Ma dziewczyna temperament, co udowadnia już na pierwszych stronach powieści. Interesująca jest obserwacja tego wulkanu w towarzystwie Ridge’a, tego, jak się przy nim wycisza i jak łagodnieje pod wpływem muzyki. Choć bywała narwana, to muszę przyznać, że ją polubiłam. Mimo wszystko ma dość oleju w głowie i jest wrażliwa na cudzą krzywdę, choć zdarza się, że jej dobrze cechy zagłusza zbytnio cięty język. Ich relacja jest spokojna, wyważona. Więź stworzona z muzyki zaczyna wybrzmiewać uczuciami, które coraz głośniej słychać. Burzliwie robi się dopiero pod koniec.
To, co można zauważyć w Maybe someday to fakt, że Hoover z książki na książkę pisze coraz lepiej. Przez historię, którą opowiada, płynie się praktycznie bez wysiłku. Lekkie pióro autorki kreuje sylwetki bohaterów, buduje lokacje i skupia się na niuansach relacji pomiędzy poszczególnymi postaciami. Drugi punkt to wyczuwalna dojrzałość – nie ma tutaj wrzeszczącego ,,dopiero cię zobaczyłam, a już cię kocham!” i związanego z tym nienaturalnego zachowania bohaterów; można powiedzieć, że w Maybe someday autorka poskromiła swojego pecha do początków powieści. Najwidoczniej postawienie na dorosłych zamiast na nastolatków, wyszło jej na zdrowie.
Maybe someday potwierdza to, co już wszyscy wiedzą: Colleen Hoover rozgościła się w New Adult na dobre i nie zamierza oddawać korony nikomu. Rzesza jej fanek rośnie z dnia na dzień i wcale mnie to nie dziwi, bo choć jej książki nie są idealne, to jednak mają najwięcej do zaoferowania, jeśli chodzi o tę kategorię powieści.
Historia Sydney i Ridge’a jest nierozerwalnie spleciona z muzyką; niektóre melodie będą brzmiały znajomo, inne z kolei delikatnie poruszą czułe struny w waszych sercach. Ta piosenka o niełatwej miłości zachwyci zarówno romantyczki, jak i osoby, które lubią twardo stąpać po ziemi. Colleen Hoover doskonale wie, jak tworzyć nietuzinkowe pary i poruszające historie.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
31-08-2015 o godz 18:47 przez: Caroline Livre
Ridge i Sydney to dwoje kompletnie obcych sobie ludzi. On, z wykształcenia informatyk, daje upust swoim emocjom podczas codziennych koncertów na balkonie. Jednak jego poruszającym serca melodiom ewidentnie brakuje tekstów.

Miłością życia Sydney także jest muzyka. Przypadkowo dziewczyna zaczyna nucić znane tylko sobie słowa do utworów tajemniczego chłopaka z naprzeciwka.

"Nie rozumiem, jak ktoś, kto choć raz słyszałam jego piosenki, może nie chcieć ich słuchać codziennie."

Gdy połączą swoje umiejętności, narodzi się coś niesamowitego. Tym samym zburzą jednak całe swoje dotychczasowe życie na kawałki.

"Ale wiem również, że na dnie mojego serca tliła się iskierka nadziei. I chociaż nie byłam na to gotowa, myślałam, że może jednak. [...] może kiedyś."

"Maybe Someday" to już moje czwarte spotkanie z twórczością Colleen Hoover. Wcześniej miałam okazję przeczytać "Hopeless", "Losing hope" oraz "Szukając kopciuszka". Wszystkie utwory bardzo przypadły mi do gustu i z niecierpliwością wyczekiwałam kolejnej książki tej autorki. Dosłownie nie posiadałam się więc z radości, gdy w moje ręce trafiło "Maybe Someday". Słyszałam o tej książce tak wiele dobrych opinii, że wręcz czułam się zobowiązana ją przeczytać.

Kilka wątków powieści (albo cech bohaterów) szczerze mnie zaskoczyło, ale nie będę o tym wspominać, żeby nie zaspojlerować. Tak więc, po początkowych niespodziankach, przejdźmy dalej. Bardzo spodobał mi się pomysł na fabułę powieści, mimo, że jego część (trójkąt między postaciami) jest nieco oklepany. Dawno nie spotkałam się z łączącą bohaterów muzyką, której czar przyciąga ich do siebie. I to dosłownie. Muzyka to dla nich nie tylko sposób porozumiewania się, ale całe życie, które bez niej dosłownie by nie istniało. Świetnym pomysłem pisarki (a może wydawcy?) okazało się dołączenie prawdziwych utworów do książki. Być może był to eksperyment, którego wyniki są zdumiewające. Kolejną zaletą tej powieści jest (oczywiście) cudowny styl pisarski Hoover. Bez niego ta książka nie miałaby prawa istnienia. Autorka tworzy sytuacje tak realne i prawdziwe, że trudno uwierzyć, że to tylko słowa. Nie potrafię określić, dlaczego, ale utwór nie usatysfakcjonował mnie w pełni. Być może liczyłam po prostu na coś więcej. Niby wszystko było perfekcyjne, dopracowane do końca, ale... powieść nie absorbowała całej mojej uwagi. Nie wciągnęła mnie do swojego świata, nie rzuciła mną o ścianę powodując łzy wzruszenia. Nic z tych rzeczy. Nie potrafię określić czego mi tutaj zabrakło, może to główna bohaterka, której nie pokochałam, a jedynie polubiłam? Może nie poczułam magii muzyki? Nie jestem pewna, ale muszę przyznać, że z książek tej autorki bardziej poruszyła mnie "Hopeless".

"Maybe Someday" to opowieść o trudnej miłości rodzącej się wbrew woli dwojga ludzi, a także o ich wewnętrznych dylematach pomiędzy może kiedyś, a właśnie teraz. To również historia o muzyce, która nie tylko wybiera ludzi, ale łączy ich na zawsze.

"Moje wyrzuty sumienia nie wynikają z tego, że na nią patrzę. One są związane z tym, jakie uczucia we mnie to wywołuje."

Książkę miałam okazje przeczytać dzięki akcji Book Tour organizowanej przez Colleen Hoover Książki.
Recenzja pochodzi z bloga przygody-mola-ksiazkowego.blogspot.com
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
01-04-2015 o godz 01:08 przez: karasmi1799
Niektóre książki ciężko opisać słowami. A Maybe Someday jest właśnie jedną z nich. Nie jest łatwo nazwać te wszystkie odczucia, jakie miałam, czytając ją.
Jak przystało na książki Colleen Hoover, Maybe Someday także ma w sobie coś takiego co z każdą stroną coraz bardziej nas wciąga. Na zmianę śmiejemy się, rozczulamy, płaczemy albo wkurzamy. Czasem nawet śmiejemy się przez łzy… Jak każda z postaci w książkach Hoover, także te mają swoją przeszłość.
Sydney siedząc na swoim balkonie, słyszy i widzi jak Ridge gra na gitarze po drugiej stronie dziedzińca. Słysząc jego piosenki nie może powstrzymać się od dołożenia do nich słów. Ridge to zauważa i proponuje jej by napisała teksty do pozostałych piosenek. Tak zaczyna się ich znajomość. Po wyprowadzce z mieszania, które dzieliła ze swoją zdradzającą współlokatorką, Sydney staje się bezdomna. Ridge czując się temu winny, proponuje jej by zamieszkała u niego, a ona, z braku innych możliwości, zgadza się.
Ich znajomość zaczyna się coraz szybciej rozwijać, a oni nie mogą nic z tym zrobić i nawet tego nie chcą. Zaczynają odczuwać do siebie coraz większy pociąg. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że Ridge ma dziewczynę o imieniu Maggie…

Sydney była wychowywana w domu trzymanym przez jej ojca ‘twardą ręką’. Na dodatek dowiaduje się, że jej chłopak zdradza ją z jej najlepszą przyjaciółką. Po tej zdradzie jest zraniona i nieufna, a obecność Ridge bardzo jej pomaga. Jednak nie jest typową wrażliwą, załamaną dziewczyną, z jakimi mogliśmy się wcześniej zetknąć. Ma w sobie siłę i potrafi walczyć o to czego chce. Jest zabawna i kochająca. Lepiej jej nie denerwować, bo gdy się to zrobi może się to źle skończyć! Można stwierdzić, że jest wręcz zapalczywa. Polubiłam w niej to, że wie kiedy może o coś walczyć. Pomimo rozwijających się uczuć do Rigde’a nie chce niszczyć jego związku.
Ridge ma za sobą trudne dzieciństwo przez to, że jest głuchy, ale to nie umniejsza jego zalet. Z poczuciem humoru, lojalny aż do bólu, kochający i empatyczny. Nie umie walczyć ze swoimi uczuciami do Sydney, choć wie, że są złe. Jego lojalność nie pozwala mu na zostawienie Maggie. Choć chwilami niemiłosiernie mnie irytował, później do niego wzdychałam i mówiłam jaki to jest uroczy. Jedna z najlepszych męskich postaci, jakie dane mi było poznać!
I Warren. Warren, Warren, Warren. Najlepszy przyjaciel i współlokator Ridge’a. Jego postać od razu wzbudziła moją sympatię, choć nie zawsze był miły dla Sydney. Jednak chciałabym mieć takiego przyjaciela jak on. Bo kto nie chciałby uczestniczyć w ich wojnie na najlepszy psikus, haha? Pojawia się także Bridgette, ale nie wiele o niej wiemy, prócz tego, że pracuje w Hoosters, we wszystkim ma własne zdania i jest wręcz wredna. Jednak o nich będzie więcej w Maybe Not, której recenzja powinna pojawić się niedługo. ;)
Poza tym własny soundtrack z piosenkami z książki śpiewany przez Griffina Petersona, cudo!

Do samego końca nie byłam pewna czy ich historia będzie mieć swój happy end. Prawie od samego początku miałam nadzieję, że będą razem, tylko po to by raz za razem ją tracić i na nowo mieć. Zakochałam się w tej książce już na początku i mojego serca nie odzyskałam. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam i gorąco polecam!
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
15-09-2015 o godz 13:07 przez: Justyna Majcher
Sydney ma 22 lata. Ma cudowną przyjaciółkę Tori z którą mieszka, i wspaniałego chłopaka Huntera. Jej życie wydaje się być poukładane.
Ridge mieszka naprzeciwko Sydney. Komponuje. Syd codziennie punktualnie o 20 wychodzi na balkon by z ukrycia słuchać jego muzyki, która wciąga ją bez reszty.
Pewnego dnia chłopak dostrzega, że Sydney śpiewa. Pisze na kartce numer swojego telefonu i pokazuje go jej. Dziewczyna nieco speszona po długich pisemnych namowach odpowiada na nie smsem. Ridge ma chwilowy zastój z tworzeniem słów do melodii, a kobieta wydaje się być stworzona do tego typu rzeczy. Początkowo niechętnie, w końcu wysyła mu jeden swój tekst, który natychmiast przypada mu do gustu.
Wszystko układa się świetnie. Jednak z dnia na dzień jej świat lega w gruzach. Jej najlepsza przyjaciółka sypia z jej chłopakiem!
Sidney decyduje się na ostateczny krok. Pakuje się i opuszcza wspólne mieszkanie. Ma tylko jeden problem. Jej torebka, a co za tym idzie jej pieniądze zostały w środku. Nie chce tam wracać i nie ma pojęcia gdzie się podziać. Z pomocą przychodzi pewna dziewczyna, jak się okazuje wysłana z odsieczą przez Ridge.
Współpraca muzyczna Syd i Ridge'a kwitnie. Ale nie tylko to. Zaczynają coś do siebie czuć. Wszystko było by dobrze, gdyby nie jeden szczegół- Ridge ma dziewczynę. Starają się za wszelką cenę pokonać to uczucie. Syd nie chce być Tori, a z Ridge'a nie chce robić Huntera.
Czy uda im się pokonać uczucie? Czy może los splata im figla?

"Często usiłujemy ukryć nasze uczucia przed tymi, którzy powinni je poznać. Ludzie skrywają emocje, zupełnie jakby ujawnienie ich było czymś złym."

Cudowna opowieść o trudnej miłości.
Ona zraniona przez życie i osoby na których jej najbardziej zależało.
On zakochany w swojej dziewczynie bez pamięci.
Uczucie, które nie powinno się rodzić. Problem, który starają się rozwiązać.
Powieść ukazująca sytuacje jakie mogą nas spotkać w życiu codziennym. Zdradę, niemożliwą miłość, ból, przyjaźń.
Najbardziej urzekło mnie w tej książce to, że jest ona realna i może się przydarzyć każdemu. Tak samo i pokazanie w książce miłości "Zdrowej" dziewczyny do głuchego chłopaka, może otworzyć oczy współczesnemu młodemu środowisku, które często wyśmiewa ludzi z pewnymi defektami.
Zakochałam się w Syd, mimo iż jej napady płaczu zdarzały się prawie co chwilę, a nawet i płakałam razem z nią.
Zakochała się w Ridge, szczerym i oddanym chłopaku, mimo iż jego serce rozdzielone było na dwie kobiety.
Zakochałam się w akcji, która była cudowna i od pierwszych stron mną zawładnęła.
Zakochałam się w narracji pierwszoosobowej i podziale na opis uczuć Syd i oddzielnie Ridge'a. Zakochałam się w ścieżce dźwiękowej książki, która jest tak urocza, że nie mogę przestać jej słuchać.
Książka z rodzaju romansu, ale romansu, który nie jest banalny, który chwyta za serce!
Koniecznie przeczytajcie to cudo bo warto!

"Dziwne, czasami wystarczy, że ktoś nas przytuli kilka minut, żebyśmy potem już nigdy nie czuli się tak samo. W chwili, gdy ten ktoś wypuszcza cię z objęć, czujesz się tak, jakby zabrał ze sobą jakąś część ciebie. [...]"
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
3/5
08-10-2015 o godz 13:53 przez: Agnieszka K.
"Maybe someday" to w głównej mierze opowieść Sydney i Ridge'a, dwojga młodych ludzi, którzy w pewnym momencie swojego życia stają w obliczu trudnej decyzji. Każde rozwiązanie wydaje się niewłaściwe i trudne do zaakceptowania. Bez względu na to, jak postąpią, zawsze ktoś będzie cierpiał.

Książka napisana jest dosyć nieszablonowo bowiem po raz pierwszy, spotkałam się z narracją, która najczęściej przedstawiana jest za pomocą wysyłanych wiadomości tekstowych, między bohaterami owej opowieści. Historia ukazana jest z punktów widzenia dwojga bohaterów, czyli Sydney i Ridge'a. Ponadto odnoszę wrażenie, że Colleen Hoover potrafi idealnie odzwierciedlać emocje swoich postaci, robi to bardzo sugestywnie, z ogromną lekkością i swobodą. Żadna z wykreowanych sylwetek nie wydawała mi się sztuczna czy przerysowana. Chociaż niektórzy bohaterowie chwilami bywają irytujący, to jednak nie popsuło mi do odbioru tej powieści. Można śmiało powiedzieć, że opisana historia jest interesująca, a nawet oryginalna, chociaż oparta na prostym szablonie, który ostatnio pojawia się w większości tego typu książek. Kolejny raz mamy dwoje młodych, pogubionych ludzi, którzy noszą w sercu niedoleczone rany, między którymi rodzi się wielkie uczucie, przywiązanie, które budzi wiele wątpliwości i wywołuje falę różnorodnych emocji. Mam wrażenie, że tak jest za każdym razem, kiedy sięgam po literaturę młodzieżową typu romans. Liczyłam, że tym razem autorka mnie zaskoczy i wymyśli zakończenie, które trudno przewidzieć, oczywiście tak się nie stało. Ostatecznie kolejny raz mam dosyć ambiwalentne odczucia wobec niniejszej powieści. Książka według mnie napisana bez zarzutu bowiem czyta się ją z zaciekawieniem, lekko i przyjemnie, są różnorodne emocje, ważne i trudne tematy, jednak zabrakło mi czegoś, co spowodowałoby, że wstrząsnęłaby mną fala wielkich emocji, że książka na długo zagościłaby w mojej pamięci, zaskoczyła i pozostawiła w głębokiej refleksji. Szkoda, bo tak nie stało. To kolejny prawidłowo napisany romans, których w ostatnim czasie pojawia się coraz więcej na rynku wydawniczym.

Reasumując, "Maybe someday" Colleen Hoover to ciekawa i poruszająca powieść, która w subtelny sposób ukazuje rozterki dwojga młodych i zatraconych w codzienności ludzi, porusza ważne kwestie związane z lojalnością, przyjaźnią i oddaniem. Dotyka problemu odwiecznej walki między podążaniem za głosem serca, bądź rozsądku. Z takimi wyborami borykają się główni bohaterowie. Niestety rozczarowało mnie zakończenie, które kolejny raz podążyło pewnym schematem, dominującym w ostatnim czasie w większości książek należących do tego gatunku. Powieść polecam wielbicielkom lekkiej i przyjemnej literatury, nasyconej emocjami i rozterkami głównych bohaterów, w której nie dominują sceny erotyczne, gdzie miłość podana jest w smaczny i subtelny sposób, a zakończenie można przewidzieć, czytając opis na tylnej części okładki.

Więcej na: http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com/2015/10/maybe-someday-colleen-hoover.html
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
Więcej recenzji