Na czym polega fenomen „Akademii Pana Kleksa”?

Burza włosów, długa broda, ekscentryczny ubiór, przejmujący głos – prawdopodobnie wszyscy doskonale kojarzymy postać Ambrożego Kleksa, profesora kleksografii i kleksologii oraz doktora nauk tajemnych. Kiedy Jan Brzechwa w 1946 roku napisał swoją powieść dla najmłodszych, nie mógł przewidywać, że stanie się jednym z najpopularniejszych polskich dzieł kultury dla dzieci. I nie ma w tym cienia przesady – Pan Kleks wraz z całą swoją magiczną Akademią zapisał się w zbiorowej pamięci rodaków na poziomie praktycznie niedostępnym dla innych, rodzimych dzieł literatury dziecięcej. W szranki na popularność mogą z ekscentrycznym profesorem stawać najwyżej utwory Marii Konopnickiej czy niektóre wiersze Juliana Tuwima. Ale dlaczego „Akademia Pana Kleksa” pozostaje tak ważna dla tak wielu osób i tak wielu pokoleń?

 

Przede wszystkim, nawet patrząc z perspektywy czasu, „Akademia Pana Kleksa” to po prostu absolutnie wybitna literatura dziecięca. I trudno się dziwić – Jan Brzechwa w końcu był poetą z niesamowitym talentem do języka, a wszystkie największe zalety jego twórczości właśnie w tym dziele wybrzmiewają najmocniej. Warsztat Brzechwy jest niesamowity – autor podejmuje się słownej ekwilibrystyki, a jednocześnie wciąż zachowuje niezwykłą lekkość i naturalność. W pisaniu potrafi być bardzo oszczędny kiedy trzeba, ale też frywolny czy dowcipny, gdy sobie tego życzy. „Akademia Pana Kleksa” to opowieść, która robi wrażenie na dorosłych i świadomych odbiorcach, ale też na wielu poziomach świetnie rezonuje z najmłodszym czytelnikiem. W końcu wszyscy pamiętamy, że „Dzik jest dziki, dzik jest zły, dzik ma bardzo ostre kły…”, a „na tapczanie leży leń, nic nie robi cały dzień”.
 

Pochwała wyobraźni

Kwestie językowe to jedno – baśń nie byłaby tak ważna (także dla współczesnego odbiorcy), gdyby pod językowymi umiejętnościami Brzechwy nie kryło się coś więcej. A – patrząc z szerszej perspektywy – „Akademia Pana Kleksa” stanowi jedną wielką pochwałę ciekawości świata i nieskrępowanej wyobraźni, dzięki której można wyczarować cuda w prawdziwym życiu. Autor zabiera czytelników w niezapomnianą podróż: dzieciom pokazuje, że świat skrywa wiele sekretów tylko czekających na odkrycie, jest barwny, intrygujący warty poznania czy zaangażowania. Dorosłym zaś przypomina, co to właściwie znaczy „być dzieckiem” oraz dlaczego „dziecięca ciekawość” wciąż jest tak ogromną wartością. No i że bajki i ich przesłanie są ważne – bez znaczenia, w jakim wieku jesteśmy.

Oczywiście w tym wszystkim ważny jest kontekst historyczny oryginału, który współczesnemu czytelnikowi może trochę uciekać. „Akademia…” wyszła w 1946 roku, a lwią część Brzechwa napisał w trakcie wojny. Potworny ciężar smutnej, wojennej rzeczywistości znalazł swoje odzwierciedlenie w baśni: czy to historii szpaka Mateusza, czy samej intrygi wokół Golarza Filipa oraz jego złowrogiej lalki z imieniem na A… siejącej spustoszenie w murach szkoły. I wbrew pozorom ten okołowojenny kontekst powstania opowieści w żaden sposób jej nie szkodzi, wręcz przeciwnie. Bo „Akademia…” nie jest bajką, w której zagrożeń nie ma, gdzie wszystko zawsze kończy się dobrze i nikomu nie może stać się krzywda. Momenty radości bohaterów są w niej tym bardziej ważne, bo nie trwają wiecznie. I to jest myśl, którą z „Akademii…” też wynosimy. Czasami złe rzeczy dzieją się dobrym ludziom – nawet jeżeli chcielibyśmy, żeby było inaczej, dziewczynka z zapałkami umiera.
 

Wszyscy potrzebujemy Pana Kleksa

Jedno jednak trzeba przyznać – pomimo całego gigantycznego talentu pisarskiego Jana Brzechwy to właśnie filmy o Panu Kleksie sprawiły, że do dzisiaj tak mocno trzymamy tę historię w sercach Obrazy wykreowane przez autora fantastycznie sprawdzają się w adaptacji na kinowy ekran.  „Akademia Pana Kleksa” okazała się, podobnie jak klasyczne baśnie w niej zawarte, idealnym materiałem do przerabiania, stawiania w innym świetle i pokazywania odbiorcom w nowy, nieoczywisty sposób. Niezależnie od tego, czy mówimy o oryginalnej „Akademii Pana Kleksa” z Piotrem Fronczewskim (która też nie była wcale pierwszą adaptacją, bo jeszcze wcześniej powstał spektakl teatralny) czy o wszystkich kolejnych wersjach tej opowieści, jakich mogliśmy doświadczać. A było czego. Dostaliśmy m.in. cały cykl filmów (kontynuacje „Podróże Pana Kleksa” i „Kleks w Kosmosie”), musical przygotowany przez Teatr Muzyczny Roma, film animowany „Tryumf Pana Kleksa” etc. Jak widzimy po zbliżającej się kinowej premierze, ta lista nie jest zakończona!

To też pokazuje, jak wielki potencjał adaptacyjny drzemie w historii Brzechwy. Pan Kleks na kanwie kolejnych adaptacji zmieniał się, odchodził od oryginału, za sprawą kolejnych wizji twórców tworzył siebie na nowo. Całość fantastycznie działa właśnie w wersji filmowej – z wszystkimi tymi magicznymi cudami ożywionymi przed kamerą i wybitną muzyką – co z resztą twórcy nowej adaptacji doskonale rozumieją, patrząc na soundtrack nowego „Kleksa”. W efekcie dostaliśmy zbiór dzieł, które wymieszały w sobie bajki dla dzieci, klasyczne baśnie, ale też tropy znane z fantastyki, kina nowej przygody, klasycznego science fiction, rock opery, musicalu i wielu, wielu więcej. W każdej z wersji ta historia i wartości w niej przekazywane działają – nieważne, czy Pan Kleks urządza bal bajek, czy może leci statkiem kosmicznym na odległą planetę.
 


 

Każde pokolenie zasługuje, żeby mieć swoją wersję „Kleksa…”. Nie zrywającą z poprzednikami, ale wchodzącą z nimi w dialog i jednocześnie dostosowaną do potrzeb, wrażliwości i spojrzenia na świat młodszych odbiorców. Zwłaszcza, że poprzednie filmy z roku na rok są nadgryzane zębem czasu coraz mocniej i ich próg wejścia dla młodych odbiorców jest wyższy. A przy tym wszystkim współczesny świat, z całej masy powodów, od polityczno-społecznych, na technologicznych kończąc, bywa zwyczajnie trudny. Skomplikowany, miejscami złowrogi, czy nastawiający wyjątkowo pesymistycznie. Szczególnie dla najmłodszych, którzy dopiero w niego wkraczają. W tym wszystkim ta gigantyczna pochwała wyobraźni, kreatywności i ciekawości świata jaką jest „Akademia Pana Kleksa” w nowej wersji wydaje się szczególnie potrzebna. W końcu wszyscy zasługują, żeby poczuć odrobinę magii – na dobry początek 2024 roku. Łatwiej wtedy patrzeć w przyszłość z optymizmem.
 


 

Więcej artykułów znajdziecie na Empik Pasje w dziale Oglądam.