5/5
17-11-2018 o godz 20:48 przez: Bookish Madeleine
Fabuła „Pojedynku w Araluenie” jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń, które miały miejsce w „Klanie Czerwonego Lisa”. Nasi bohaterowie są postawieni w bardzo trudnej sytuacji i muszą znaleźć z niej wyjście, co wymaga od nich wielu umiejętności i zaangażowania. Mimo że poprzednią część cyklu czytałam w wakacje, nie miałam najmniejszego problemu z odnalezieniem się w akcji tej powieści. Autor pisze w taki sposób, że nie da się odczuć jakiegokolwiek poczucia zagubienia – o wszystkich kluczowych dla fabuły wydarzeniach wspomina mimochodem w sytuacjach, które tego wymagają. Dzięki temu czytelnik bez żadnego problemu może szybko i płynnie wciągnąć się w akcję. Główne role w tej historii grają dobrze znane wszystkim wielbicielom serii postacie. Na pierwszy plan wychodzi Maddie, młoda zwiadowczyni. O ile w pierwszym tomie, w którym się pojawiła (dwunastym) niezmiernie mnie irytowała, to na szczęście tym razem sytuacja była zupełnie inne. Dziewczyna została pozbawiona wszystkich denerwujących cech, które wcześniej ją charakteryzowały i dzięki temu mój stosunek do niej uległ zmianie. Udało mi się – ku własnemu zaskoczeniu – ją polubić i kibicowałam jej przez cały czas trwania wydarzeń. W tej powieści jednak śledzimy nie tylko momenty, w których czynny udział bierze Maddie, ale również mamy do czynienia z Horace’m, Gilanem i Cassandrą. Jeśli ktoś z Was liczył na obecność Willa lub Halta, to niestety muszę Was zasmucić – pierwszy z nich pojawia się może na trzech stronach, a drugi jest tylko czasami wspominany w rozmowach. Trochę mnie to rozczarowało, ale dzięki poświęceniu sporej ilości miejsca Gilanowi i Horace’owi – których uwielbiam – ten brak za bardzo mi nie doskwierał. Podobnie, jak w „Klanie Czerwonego Lisa”, również w „Pojedynku w Araluenie” pojawiają się bohaterowie innej serii Flanagana. Znani z „Drużyny” Hal, Stig i ich przyjaciele zyskują w tej powieści sporo miejsca. Odgrywają oni dużą rolę w mających tu miejsce wydarzeniach, co całkiem przypadło mi do gustu. Mimo że nie czytałam drugiej serii tego autora w całości, to okazało się, że jej dokładna znajomość nie jest konieczna do pełnego zrozumienia tej historii. Za tak umiejętne połączenie swoich dwóch cykli autorowi należą się gratulacje. Styl, jakim posługuje się Flanagan w swoich powieściach na pierwszy rzut oka nie wydaje się być wyjątkowy. Jednak każda osoba, która kiedykolwiek miała do czynienia z jego książkami może stwierdzić, że z jakiegoś trudnego do jednoznacznego określenia powodu czyta się je ekspresowo. Sposób pisania autora ma w sobie „to coś”, powodujące, że przez kolejne strony się po prostu płynie. Każdy tomów „Zwiadowców” liczy sobie około pięćset stron, a mimo to całą powieść można pochłonąć niemal na raz. Również „Pojedynek w Araluenie” nie jest odstępstwem od tej reguły – całość tak wciąga, że jej przeczytanie zajęło mi tylko parę godzin. Ta powieść spełniła wszystkie oczekiwania, które miałam przed rozpoczęciem lektury. Utrzymano ją na tym samym poziomie, co poprzedni tom, dzięki czemu prawie w ogóle nie odczułam przerwy, która dzieli daty wydania trzynastego i czternastego tomu. Czytało mi się ją tak lekko, jakbym dopiero co odłożyła na bok poprzedni tom. Autor po raz kolejny zaserwował mi powrót do ukochanego świata i spowodował, że na kilka godzin znowu wniknęłam w wykreowane przez niego realia. Seria „Zwiadowcy” w dalszym ciągu pozostaje jedną z moich ulubionych i z wielką chęcią będę wyczekiwała kolejnych jej części. Może czternasty tom nie reprezentuje tak wysokiego poziomu, jak pierwsze dziesięć, ale mimo to uważam, że każdemu wielbicielowi tej serii „Pojedynek w Araluenie” powinien się spodobać. Ja jestem bardzo zadowolona z lektury i nie pozostaje mi nic innego, jak z całego serca polecić Wam nie tylko tę książkę, ale i cały cykl „Zwiadowcy” <3 Jeśli lubicie fantasy, to raczej nie odłożycie tych książek rozczarowani.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
28-02-2019 o godz 11:30 przez: Franek
Jestem fanem twórczości Johna Flanagana. Nie mówię tylko o serii Zwiadowcy, ale także o Drużynie. Pamiętam, jakby to było dziś, że kiedy przeczytałem pierwszą część książki o zakapturzonych postaciach, wiedziałem że będzie to hit na mojej prywatnej liście ulubionych książek. Ostatnio doczekałem się części o dość ciekawym tytule, Pojedynek w Araluenie. Przyznam się, że dopiero po przeczytaniu całości i chwili zastanowienia zrozumiałem, o co chodziło w tytule. Zwykle kiedy tytuł odnosił się do konkretnego wydarzenia, lub miejsca Ruiny Gorlanu, to bez problemu można było się domyśleć o, co autorowi chodziło, w tym wypadku tak się nie stało. Nie jest to jednak wadą książki, ponieważ to, że przez cały czas czekałem na tytułowe wydarzenie, wywoływało duże napięcie. Od kiedy pamiętam była różnica w okładkach z miękką oprawa od tych z twardą. Okładki miękkie zawsze zawierały ten sam motyw, a książki w twardych okładkach zazwyczaj pokazywały twarze rozmaitych bohaterów, i to zawsze trafnie i po prostu podobało mi się to. W twej chwili wydawnictwo chyba rezygnuje z różnicowania ilustracji na okładkach do jednej jak i drugiej wersji dając taką samą grafikę. Mi ten zabieg nie bardzo się podoba ponieważ wprowadza swoistą monotonię pomimo uroku ilustracji w twardych okładkach. Z zakończenia Klanu Czerwonego Lisa dowiadujemy się zarówno że Madie dotarła na 8 i 9 piętro wieży w której zabarykadowała się jej matka. Obie postanawiają poprosić Skandian o ratunek: w pierwszej kolejności Horacegow drugiej zaś osobom przebywającym w zamku. Jak można było przewidzieć, skandianie chętnie pomagają młodej Zwiadowczyni i próbują uratować całą sytuację. Tak samo jak na rozwój wypadków czekałem na jakąś głębszą relację Madie ze Stigiem lub Halem. Niestety nie doczekałem się i chyba będę musiał długo jeszcze czekać, ponieważ rozwój wydarzeń nie wskazywał aby sytuacja uczuciowa Madie maiła by się zmienić. Moim zdaniem wprowadziło by to trochę życia do książki i pewnego rodzaju satyrę. Już sobie wyobrażam wyraz twarzy jej rodziców na wieść że zaczęła chodzić z jednym z włochatych potworów z za morza. Cała książka jednak bardzo podobała mi się. Nie skłoniła mnie do bardzo głębokich przemyśleń, ale i tak uważam ją za bardzo wartościową. Zwłaszcza dla dzieci, w których dopiero kształtuje się pogląd na świat i moralność. Cała książka niemalże emanuje spokojem i zachęca do czynienia dobra. Nie widać tego wprost, ale tak jest. Zresztą sami Zwiadowcy tacy są. Pomagają, kiedy trzeba, ale niestety czasami muszą zabić, choć nigdy nie robią tego z okrucieństwem a zawsze honorowo i obronie własnej lub królestwa.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
12-11-2018 o godz 18:22 przez: czytanienaplatanie
Kobiety rządzą! Tak w dwóch słowach można opisać czternastą księgę Zwiadowców. Czy to źle? Wręcz przeciwnie, książka w niczym nie ustępuje poprzednim częściom i czyta się ją z takim samym zaciekawieniem i zaangażowaniem. "Pojedynek w Araluenie" jest kontynuacją księgi trzynastej, która zakończyła się w dość niespodziewanym momencie. Wkraczamy na scenę w chwili, gdy księżniczka Cassandra, wraz z rannym ojcem Duncanem i garstką lojalnych obrońców chroni się w zamkowej wieży. Zdrajca Dimon, rządny władzy w królestwie, nie cofnie się przed niczym i na czele Klanu Czerwonego Lisa wymyśla coraz to bardziej wyrafinowane metody, aby złamać opór. W tym czasie, mąż Cassandry, Horace wraz z zwiadowcą Gilanem i kilkudziesięcioma wojownikami zostają wciągnięci w pułapkę i otoczeni przez wrogów w forcie z dala od Araluenu. Czy zaciekły Dimon przełamie w końcu opór obrońców? Czy Horacowi uda się wyrwać z sytuacji bez wyjścia i ruszyć na pomoc żonie? Czy młoda Maddie da radę pozyskać do pomocy zawsze skorych do bitki Skandian? Jak wspomniałam na początku, prym w tej części wiodą kobiety. Zarówno Cassandra, która pokazuje swoje przywódcze cechy, jak i jej córka Maddie, ucząca się na zwiadowczynię, odgrywają kluczową rolę wykazując się sprytem i odwagą, walecznością i rozumem. Można śmiało powiedzieć „jaka matka, taka córka” i w tym przypadku będzie to mieć jedynie pozytywny wydźwięk. Mimo, że to już czternasta księga Zwiadowców, dostarcza ona takich samych pozytywnych emocji, jak wcześniejsze. Czyta się ją tak lekko dzięki dynamicznej akcji, świetnym dialogom i chyba przede wszystkim cudownym bohaterom. To niewątpliwie fenomen Johna Flanagana. Tradycyjnie, książkę czytałam wspólnie z synami, którzy są wielbicielami całej serii i polecamy ją z całego serca wszystkim młodym duchem czytelnikom!
Czy ta recenzja była przydatna? 0 1
4/5
10-11-2018 o godz 23:21 przez: Cantata
"Zwiadowcy. Pojedynek w Araluenie", pomimo zaliczenia książki do cyklu Zwiadowców, jest tak naprawdę spin-offem, czyli nowym produktem, powstałym na bazie popularnej serii. Saga Flanagana, skupiająca się na losach Willa Treat'ego, skończyła się na tomie jedenastym. W Polsce, w przeciwieństwie do oryginalnej wersji, nie zostało to rozróżnione. Czytelnicy, którzy pokochali sprytnego zwiadowcę i jego kompanów, mogą poczuć się zawiedzeni. Willa tutaj jak na lekarstwo a na scenę wkroczyło następne pokolenie w postaci królewskiej córki Maddie, która wstąpiła w szeregi korpusu. Ponoć nie odgrzewa się kotletów bo może to grozić zgagą. Czy Flanagan sam sobie strzelił w stopę? Otóż nie! Po prostu nadszedł czas na nowe. A czy równie dobre? Stary i ranny król Duncan, wraz z prawowitą następczynią tronu Cassandrą, uwięzieni zostali w zamku Araluenie, przez Klan Czerwonego Lisa, na którego czele stoi zdrajca Dimon. Również mąż kobiety,Sir Horace, zwabiony podstępem w pułapkę, zmuszony został do okopania się w jedynym z fortów, oblężonym przez klan. Jedyną nadzieją na wyjście z tej patowej sytuacji jest, należąca do Korpusu Zwiadowców, Maddie, córka Cassandry i Horace'a. Dzięki tajemnym przejściom udaje jej się uciec z zamku i odnaleźć sojuszników, którzy pomogą jej uwolnić rodziców i przegonić, ogarniętego rządzą władzy, uzurpatora.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
11-01-2019 o godz 00:00 przez: MelaniaKopania | Empik recenzuje
Czternasta część Zwiadowców i nieustannie jest ciekawie. Pojedynek w Araluenie podobnie jak poprzednie tomy wciągnął mnie od razu i tak było aż do ostatnich stron. John Flanagan pisze z charakterystyczną dla siebie błyskotliwością i tego rodzaju książki chciałabym czytać częściej. Całą serię Zwiadowcy polecam serdecznie jeśli uwielbiacie czytać o przygodach, a jej zaletą jest również to może po nią sięgnąć chyba każdy niezależnie od wieku. Do książki Pojedynek w Araluenie wracałam z dużym sentymentem, w końcu dzięki Zwiadowcom i Johnowi Flanaganowi przeżyłam ekscytujące chwile podczas lektury.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
Mniej recenzji Więcej recenzji