Książka, o której słyszałam już dawno i od razu wiedziałam, że chcę ja dostać w swoje ręce. Czy było warto? Ciężko mi to jednoznacznie określić, ponieważ zainteresowały mnie tylko wybrane rozdziały i pewną część tekstu po prostu ominęłam. "Zakonnice odchodzą po cichu" to reportaż Marty Abramowicz poruszający ciężki temat życia kobiet w zakonach. Osobiście nigdy wcześniej nie zastanawiałam się jak to wszystko wygląda z perspektywy zakonnic, byłam przekonana, że są one tymi miłymi, wiecznie uśmiechniętymi kobietami, które zawsze służą pomocą, dlatego też życie w zakonach kojarzyło mi się z pełnymi radości dniami wypełnionymi praca i modlitwą. Marta Abramowicz sześć miesięcy szukała kobiet chętnych do tego, aby opowiedziały o swoim życiu w klasztorze i tym, dlaczego go opuściły. Udało jej się dotrzeć tylko do dwudziestu byłych zakonnic, ponieważ kobiety, które zrezygnowały z życia zakonnego niechętnie o tym mówią. Powodem jest to, że każde złe słowo skierowane w kierunku zakonu jest słowem wymierzanym przeciwko kościołowi. Czytając książkę w pewnym momencie odniosłam wrażenie, że zakony zastraszają byłe zakonnice, aby te nigdy z nikim nie rozmawiały o tym, co działo się za murami klasztoru. Te kobiety, które zgodziły się na rozmowę z reporterką opowiadają wstrząsające historie, wynika z nich, że życie za klasztornymi murami to ciężkie wyzwanie, które ma na celu złamać osobowość, zniszczyć jednostkę i zmanipulować osobę do tego stopnia, że będzie bezrefleksyjnie wykonywać wszystkie rozkazy przełożonej, która ma władzę absolutną. Najbardziej zainteresowały mnie opisy przeżyć byłych zakonnic i to właśnie te czytałam z zapartym tchem, oprócz nich w książce znajdziemy też inne rozdziały poświęcone życiu zakonnemu i instytucji kościoła, nie zabraknie też informacji z historii zakonnictwa, o których większość z nas nawet nie słyszała. To nie jest książka, którą mogę polecić na miły wieczór z kocykiem i herbatą, to książka, która została potępiona, za to, że ukazuje brutalną prawdę, bez fasady kłamstw i milczenia. Historie byłych zakonnic są smutne i dramatyczne, zmuszają czytelnika do refleksji i zgłębienia tematu.
Książka, która otworzyła mi oczy na pewne zjawiska, wróciła teraz w nowym wydaniu. Właściwie to nie jest już ta sama ksiązka. Nowa część "Echa" zmienia odbór całości i byłem wzruszony, czytając to, co przełozone zakonne mówią byłym zakonnicom. Oczywiście nie wszystkie przełożone, bo w Kościele starły się dwa poglądy na temat książki - dzieło szatana dla jednych i Ducha Świętego dla drugich. Dla mnie zwycięża ten drugi. Na końcu piękne zdjęcia z przedstawienia teatralnego, które powstało na motywach książki. W ciemno kupuję "Zakonnice" wszystkim kobietom w mojej rodzinie i okolicach. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby był to nietrafiony prezent ;)
w książce mamy opisane wstrząsające historie, które dotyczą tylko pewnych zakonów. autorka nie mówi o tym czytelnikowi, przez co można mieć niepełny i nieprawdziwy obraz tego tematu. jednak, jeśli już o tym wiemy na początku, to reportaż nabiera sensu. po jej przeczytaniu mam więcej zrozumienia, empatii i otwartości dla kobiet, które decydują się na życie zakonne.
Przerażające że takie rzeczy się jeszcze dzieją, szacunek dla autorki że napisała taki reportaż . Myślę, że warto przeczytać tą książkę dla uświadomienia sobie jak struktury w kościele mogą zniszczyć wiarę w kościół i Boga . Polecam