4/5
19-02-2018 o godz 19:42 przez: Kasiaczyta
https://kasiaxczyta.blogspot.com Twój świat też może stanąć nad przepaścią. Co wtedy zrobisz? Zastanawiałam się nad tym pytaniem dość długo i nie znalazłam odpowiedniego rozwiązania, bo czy tak naprawdę jest takie? Mamy jakąkolwiek możliwość wyłamania się, jeśli jesteśmy sami przeciwko wszystkim? Sigríður Hagalín Björnsdóttir stworzyła przerażająco rzeczywistą wizję rozpadu naszego cywilizowanego, kulturalnego społeczeństwa. Rzadko czytam książki tego typu. Ta pozycja jednak bardzo mnie przyciągnęła. Ponadto uważam, że wypada sięgać po książki, które nie są całkiem w naszym typie, ale w jakiś sposób nas intrygują - myślę, że to sposób na poszerzanie swoich horyzontów. Tak też było z tą dystopijną wizją bardzo przyjaznego islandzkiego społeczeństwa. Wracamy z pracy. Robimy kolację. Bawimy się z dziećmi. Wracamy z przyjęcia. Świętujemy sukces, urodziny, ślub, awans. Kłócimy się, bądź kochamy. Robimy zakupy. Oglądamy wiadomości ze świata. Zamawiamy bilety do innego kraju na wakacje. Kładziemy się spać po zwyczajnym dniu, jak każdy inny. Budzimy się w tym samym łóżku, w naszym domu, przy naszych bliskich. Pozornie wszystko jest w porządku, nie ma końca świata. Słońce świeci, kawa smakuje tak samo. Jednak jesteśmy odcięci od reszty świata. Nie wiadomo dlaczego, ani na jak długo. Nie wiemy, jakie będą następstwa. Ale przecież jesteśmy cywilizowanym narodem, damy sobie radę. Przez setki lat wyspa była samowystarczalna. Możemy do tego wrócić. Siła jest w nas. To my jesteśmy narodem. Czy aby na pewno? W takiej sytuacji znalazła się Maria i Hjalti wraz z całą społecznością Islandii. O tym co się dzieje, dowiadujemy się z ich relacji. Pojawiają się oni w książce w pewnej kolejności i sami opowiadają o swoim życiu, o relacjach jakie ich łączą, a także o tym jak zaczęło zmieniać się społeczeństwo i sytuacja w ich kraju. Dzięki tym opisom, możemy poznać nie tylko ich życie, lęki i radości, ale także ich charaktery. Dwoje zupełnie różnych ludzi. Dwie diametralnie inne sytuacje w jakich się znaleźli i jedna przyczyna - utrata łączności ze światem. Jak sobie poradzą? Ta książka uderza w bardzo czuły punkt każdego narodu. W politykę. Ukazuje, jak rządy danych ludzi wpływają na całe społeczeństwo, które staje przed wielkim wyzwaniem poradzenia sobie w niecodziennej sytuacji. Ukazuje ona jak bardzo rząd manipuluje obywatelami, jak rozsiewana zostaje propaganda, jak bezwzględna jest władza. W sytuacji, w której zaczyna brakować pożywienia, ludzie zaczynają zachowywać się jak zwierzęta. Zaciera się granica między dobrem i złem. Znika poczucie bezpieczeństwa. Ludzi ogarnia lęk. Z przyjaznego państwa, Islandia staje się piekłem, które w pierwszej kolejności pochłania obcokrajowców. Koniec z zaufaniem. Każdy może liczyć wyłącznie na siebie. To przerażający obraz destrukcji państwa, który przez swój realizm zostawia wiele kwestii do refleksji. Warto nadmienić iż tę książkę ogłoszono najlepszym debiutem literackim ostatnich lat, a także nominowano do DV Cultural Prize for Literature 2016 i The Icelandic Women’s Literature Prize 2017.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
01-06-2018 o godz 14:19 przez: Georgina Gryboś
Islandię zobaczę w czerwcu tego roku. Taki jest plan i złapałam się go rękami, nogami i każdym palcem. Kiedy P. powiedział, żebym przyjechała, zaprosił, to jakbym wewnętrznie uśmiechnęła się jakoś niezwykle mocno. Potem zadzwoniła mama i kazała mi jechać. Po prostu kazała, jak matka córce może kazać umyć naczynia po obiedzie. Mama mówi, że to najpiękniejsze miejsce, w którym była. Kiedy oglądałam zdjęcia z miesięcznej wyprawy na Islandię pomyślałam, że mogłabym się tam rozpłakać. Ze szczęścia. Wyobrażałam sobie, że stoję na tym bezludnym skrawku ziemi i patrzę na krajobraz, którego zupełnie nie znam. Że patrzę z plaży w wielką i nieznaną toń, a moje stopy dotykają czarnego podłoża. Wyobrażałam sobie, że zupełnie nago zanurzam się w ciepłym źródle, którego para chowa mnie przed całym światem. Myślałam, że lodowe kamienie, zabiorą mnie w przestrzeń nieznanej planety jak w Interstellar. Że to będzie moja prywatna, kosmiczna podróż na Wyspę. Wyobrażam sobie, że będę wchodzić w głąb wyspy w goretexowej kurtce, obowiązkowo w ciepłej bieliźnie, a na głowie będę miała czapkę z charakterystycznym wzorem. Będę ją nosić niemal jak biało-czerwoną czapę noszą kibice na meczach piłkarskich. Wyobrażam sobie teraz Islandię jako ogromną ciszę i spokój. Moje wielkie piękno, którego być może nie będę mogła potem opowiedzieć, a wszelkie zdjęcia, które będę robić z uporem maniaka nie będą oddawać tego, co przetwarzał mój mózg. Planując w głowie wyjazd na Islandię czytałam „Wyspę” Sigríður Hagalín Björnsdóttir. (nie każcie mi, proszę, pisać nazwiska raz jeszcze…). W pewnym momencie pomyślałam, że gdyby scenariusz z książki zastał mnie podczas mojej czerwcowej wyprawy byłabym w wielkim niebezpieczeństwie. Byłoby to niebezpieczeństwo nie tęsknoty za domem, byłoby to niebezpieczeństwo wyobcowania i walki o życie w miejscu, w którym nie byłoby dla mnie pracy, jedzenia, dobrego słowa i pomocy. Islandia mogłaby dla mnie być miejscem, w którym ktoś splunie na mnie za tą goretexową kurtkę, za to, że nie potrafię wymówić nawet nazwiska mojego wcześniejszego przewodnika, za to, że nie jestem stamtąd. Być może miałam ogromne oczekiwania w stosunku do tej pozycji. Okładka skradła moje serce bardzo szybko. Majaczące odcienie niebieskiego, oszczędna, prosta. Wcale nie chciała mnie kupić krzykliwością i głośnymi hasłami. Uboga, która przyprawiała o niepokój i zapraszała do świata, w którym mogłeś pozostać sam. Potem świadomość, że to Islandia. Ten kraj, o którym przez ostatnie lata tyle się nasłuchałam. Po trzecie wizja „końca”, która, jak obiecywała okładka, może wydarzyć się w każdej chwili. I wreszcie – moja miłość do Marca Elsberga. Bo kto, jak nie on, porwał mnie w wir zagłady współczesnego świata. Dostałam wiele – odcięcie Islandii od reszty świata, załamanie społeczne, powrót do życia sprzed setek lat; odwrócenie ról: oto rolnik zostaje panem świata, a o pracę żebrze u niego wykształciuch uniwersytecki, młodzi z miast uciekają na wieś… to zaprzeczenie świata, który znam. Znamy. po resztę zapraszam na literackakavka.pl
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
3/5
12-02-2018 o godz 13:54 przez: Joanna Hilińska
Czy w dzisiejszych czasach możliwy jest informatyczny przewrót, który może doprowadzić do odcięcia jakiegoś miejsca od reszty świata? Czy ludzie potrafiłby powrócić do życia u podstaw? Na te pytania odpowiedzi próbuje znaleźć islandzka dziennikarka, a teraz autorka książki. Tytułową "Wyspą" jest Islandia. Pewnego dnia następuje informatyczny krach i wyspa zostaje odcięta od reszty świata. Nie ma łączności internetowej, nie działają telefony, nie latają samoloty. Ludzie zostają uwięzieni na wyspie i muszą sobie poradzić. Zaczyna się gra o przetrwanie. Björndotír sieje w tej niewielkiej książce teorie spiskowe. Nie wiadomo co się stało, ale jedno jest pewne, w kraju panuje zamęt. Do wszystkiego można się przyzwyczaić w końcu. Nie ma pojęcia, jak to się dzieje, ale zupełnie, jakby ktoś przestawiał w niej niewielkie cząstki, codziennie o jakiś kawałek i wciąż na nowo przesuwał granice, co raz bliżej jej wnętrza. s. 219 To, co bardzo podobało mi się w tej książce to zresetowanie społeczeństwa. W obecnej sytuacji krajem rządzi polityka, z ludzie muszą na powrót odświeżyć przyzwyczajenia i nauczyć się być w jak największym stopniu samowystarczalnymi. Mieszkamy tu od prawie tysiąca dwustu lat i jesteśmy samowystarczalni. Bywało czasem trudno, a czasem zimno, ale przeżyliśmy. I nadal tu jesteśmy, z naszym pięknym, starym językiem, z naszymi sagami i wierszami, z zielonymi wioskami, morzem pełnym ryb, rzekami pełnymi energii. Mamy najsilniejszych mężczyzn i najpiękniejsze kobiety(...) Naprzód Islandio! s. 49 Po drugie teoria spiskowa, a raczej konsekwencje katastrofy są przedstawione z perspektywy kilku bohaterów. Mamy politykę na szczeblach władzy, mamy dziennikarkę, mamy samotnika i zagubioną młodzież. Przekrój pozwala na zauważenie skali problemu z wielu perspektyw . Elementem, który mi się nie spodobał była sama teoria spiskowa. Nam, ludziom żyjącym współcześnie trudno sobie taki technologiczny krach wyobrazić. Poza tym jeśli już coś się psuje to po pewnym da się to naprawić, tutaj czas akcji trwa ponad rok, co wydaje się trochę nierealne. Książka jest zdecydowanie godna uwagi, ponieważ pokazuje rozpad, gnicie i odbudowę społeczeństwa, które będąc zmuszone być samowystarczalnym misi zmienić przyzwyczajenia, by przeżyć. A czasem świat staje się tak mały, że kurczy się do rozmiarów jednego człowieka. Jeden mały człowiek nad wyludnionym fiordem. s. 10
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
08-03-2018 o godz 00:00 przez: Radosław Zelasko | Empik recenzuje
Od lat jestem miłośnikiem kryminałów i thrillerów pochodzących od autorów z krajów nordyckich. Kryje się w tych powieściach tyle grozy i wszechotaczającego napięcia, które mnie mocno uzależnia. W tym przypadku jest to spojrzenie w przyszłość Islandii. Sam się nie dziwie, że publikacja wywołała dużą falę niepokoju na wyspie. Nastają straszne czasy, gdzie gospodarka kraju upada. Kraj wyspiarski traci kontakt innymi państwami, a na wyspie zapada wielki chaos. Jak będą się zachowywać ludzi świadomi bliskiego końca braku pożywienia. Czy obudzi to w nich zwierzęce instynkty? Fakt, że akcja dzieje się w obecnych czasach daję wiele do myślenia.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
10-07-2018 o godz 10:48 przez: Ola
Książkę czyta się przyjemnie, ale po skończeniu pozostaje nieprzyjemny niedosyt. Tak, jakby ktoś zaczął historię i nie wiedział jak ją dokończyć. Niemniej bardzo dobrze odwzorowuje islandzkie społeczeństwo i jeśli ktoś zna Reykjavik i okolice to z przyjemnością wtopi się w ładnie opisany świat.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
17-05-2018 o godz 14:09 przez: Anonim
Wszystko wydaje się proste, oczywiste, ale skłania do przemyśleń na temat teraźniejszego świata. Narracja przybliża nas do bohaterów.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
01-08-2018 o godz 00:28 przez: Anonim
Bardzo interesująca książka. Polecam!
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
Mniej recenzji Więcej recenzji