4/5
19-11-2018 o godz 23:22 przez: Między Stronami
https://blogmiedzystronami.blogspot.com/2018/11/wojenna-burza-victoria-aveyard.html " Coś we mnie puszcza, uwalniając ogromny ciężar. Tylko czy jest to kotwica ciągnąca mnie na dno, czy ta, która mnie stabilizuje? Możliwe, że taka i taka. " Zdrada nieomal zniszczyła Mare i zagroziła rebelii. Teraz – by chronić Czerwonych i Nowych – Czerwona Królowa musi poświęcić swoje szczęście i zawiązać sojusz, który sprawi, że Norta się podda, a Maven razem z nią. Potężni Srebrni, sprzymierzeńcy Cala, wraz z Mare i Szkarłatną Gwardią mają szansę na zwycięstwo. Jednak ogarnięty obsesją Maven nie cofnie się przed niczym, by odzyskać Mare – nawet jeśli będzie musiał zniszczyć wszystko na swojej drodze. Buntowniczka władająca piorunami może stracić swoją pozycję na zawsze. Gdy powstaną po raz ostatni – Czerwoni niczym świt – korona trafi w samo serce burzy. Nadciąga wojna, która odmieni królestwo. Wszyscy staną do walki, ale nie wszyscy przetrwają. Bo za zwycięstwo trzeba zapłacić najwyższą cenę. "Niewiele miałam okazji, by zajrzeć do jego serca, ale to, co widziałam, wystarczy, bym miała pewność, że jego serce jest martwe." Po skończeniu "Królewskiej klatki" z niecierpliwością czekałam na premierę czwartej i jednocześnie ostatniej części serii. Kiedy "Wojenna burza" do mnie dotarła byłam w szoku jak obszerna jest ta pozycja. Liczy ona 700 stron, więc jest to naprawdę "gruba" książka. Kiedy jednak zaczęłam czytać, tak się wciągnęłam, że przeczytanie zajęło mi weekend. Cieszę się, że miałam okazję wrócić do tego świata i na nowo przeżyć przygody z bohaterami. Od razu wciągnęłam się w fabułę. W książkach tej autorki występuje wiele opisów, co może zniechęcać niektórych czytelników, jednak ja bardzo je lubię. Pobudzają one moją wyobraźnię i pomagają lepiej zobaczyć stworzony świat. To prawda, że brakuje tu dialogów, które mogłyby wywołać więcej emocji. Nie jest to jedna z najlepszych części, jednak moim zdaniem nie jest też najgorsza. Czytanie nie dłużyło mi się i nie mogłam się od niej oderwać. Dodatkowo co chwile występowały jakieś zwroty akcji, których naprawdę się nie spodziewałam. Dlatego też nie twierdzę, że nie towarzyszyły mi emocje. Przeżywałam wiele sytuacji i bałam się tego co może się stać i komu może się to stać. Jednak zabrakło mi takiej interakcji między bohaterami. Większa część książki poświęcona była akcji i wojnie. Moim zdaniem autorka mogła trochę bardziej rozbudować te relacje na które, nie oszukujmy się, większość czekała. Jednak całość mi się podobała, dlatego moje serce nadal zostaje oddane serii Czerwona Królowa oraz jej autorce. Ta historia wciągnęła mnie całkowicie już od pierwszej części i bardzo cieszę się, że wpadła ona w moje ręce. Wiem, że opinie na jej temat są bardzo podzielone, ale ja będę ją polecać i z ręką na sercu mówić, że mi się ona podobała i kocham tych bohaterów. Dodatkowo zakończenie pozwala samemu rozmyślać nad tym co mogłoby się jeszcze wydarzyć. "Jesteśmy do szpiku kości przesiąknięci lojalnością wobec nielicznych osób, które kochamy." Bardzo fajnym zabiegiem, który wprowadziła Victoria Aveyard, jest podzielenie rozdziałów między wielu bohaterów. Poznajemy ich lepiej, możemy zajrzeć do ich myśli oraz poznać czym kierują się podczas podejmowania decyzji. Fabuła ukazuje nam się z wielu różnych perspektyw, dlatego nie jest ona monotonna i co chwila możemy natknąć się na coś nowego. Autorka do swojej książki wplotła wiele ciężkich tematów, z którymi spotykamy się codziennie w rzeczywistości. Homoseksualizm, tolerancja oraz chore ambicje. Są to problemy dobrze nam znane i każdy na pewno ma świadomość jak wiele osób przez nie cierpi. Mimo, że czytamy tutaj fantastykę, można na spokojnie przełożyć to o czym tam czytamy na nasze życie. "Wojenna burza" to ostatnia książka z serii, która mimo tych kilku minusów, bardzo mi się podobała. Uwielbiam styl pisania autorki oraz to jaki świat wykreowała. Spędziłam wspaniałe chwile z bohaterami i jest mi naprawdę źle z tym, że to już koniec. Na pewno wrócę jeszcze kiedyś to tej serii i na nowo będę uczestniczyć we wszystkich przygodach. Jeśli kochacie fantastykę tak jak ja, zachęcam Was do lektury.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
2/5
13-11-2018 o godz 00:23 przez: Zatracona w słowach
Nadszedł czas ostatecznej rozgrywki. Nadciąga wojna, która zmieni losy świata. Mare musi zdecydować, jak wiele jest w stanie poświęcić dla swojego rodzaju i do czego zdoła się posunąć, aby wygrać. Nic nie jest pewne. Wszyscy staną do walki, ale nie wszyscy wyjdą z niej żywi. Czy zwycięstwo wystarczy, aby obalić rządy Srebrnych? A może dziewczyna od błyskawic zostanie uciszona już na zawsze? Swoją przygodę z serią Victorii Aveyard rozpoczęłam niedługo po premierze jej pierwszego tomu w Polsce. Książka zebrała zarówno wiele pozytywnych, jak i negatywnych opinii. Jedni jej nie znosili, inni natomiast zakochali się w debiucie autorki. „Czerwona królowa”, choć moim zdaniem nie była pozbawiona wad, to jednak wciągnęła mnie od pierwszych stron i trzymała w napięciu do samego końca. Uznałam ją za obiecujący początek i oczywiście czekałam na kontynuację. Sięgnęłam po „Szklany miecz”, który niestety już aż tak bardzo mnie nie zachwycił, ale jednak nadal trzymał poziom. Miałam cichą nadzieję, że autorka zrehabilituje się i w trzecim tomie pokarze coś niesamowitego. „Królewska klatka” sprawiła mi jednak ogromny zawód, dlatego już nawet nie nastawiałam się na kolejny tom. Byłam jednak pewna, że muszę sięgnąć po „Wojenną burzę”, ponieważ chciałam wiedzieć, jak zakończy się ta historia. Książka liczy sobie ponad siedemset stron, czyli jest najdłuższym tomem w serii. Podobnie jak w „Królewskiej klatce” autorka przedstawia historię z różnych punktów widzenia, dodaje jednak kilka nowych perspektyw, z którymi nie mieliśmy wcześniej do czynienia. O ile w poprzednich tomach ten zabieg jakoś dobrze się nie sprawdził, to w tym okazał się dobrym posunięciem, gdyż mogliśmy obserwować, co dzieje się na wszystkich frontach, a nie tylko tam, gdzie przebywa Mare. Największy problem, jaki mam z tą książką, to jej ślimacze tempo i zbyt wiele niepotrzebnych stron. Obserwowaliśmy wydarzenia, które rozgrywały się w kilku miejscach, jednak miałam wrażenie, że nie tworzyły one ze sobą jednej spójnej całości. Wiele z nich było jakby odciętych od reszty i nie wnosiło za wiele do fabuły. Czytanie tej książki nie sprawiło mi jakiejś wielkiej przyjemności, za to strasznie mi się dłużyło, gdyż nie ma tu za wiele dynamicznych i wypełnionych akcją wątków. Uważam, że ta książka jest o wiele za długa i gdyby autorka wyrzuciła wszystkie niepotrzebne wątki poboczne, które tylko zajmowały miejsce, to czytałoby się ją o wiele lepiej. Do samego końca miałam nadzieje, że autorka zaryzykuje i wprowadzi jakiś nieoczekiwany zwrot akcji, który mnie zaskoczy, jednak nic takiego się nie stało. Zakończenie tej książki jest bardzo pospolite. Victoria Aveyard nie zrobiła nic, co sprawiłoby, że ten finał wyryłby mi się w pamięci ani, że złapałabym się za głowę w trakcie czytania, z powodu tego, co dzieje się na kartach tej książki. Dodatkowo zdecydowała się na otwarte zakończenie, nie dała nam jasnych odpowiedzi, a otworzyła tylko drogę do snucia domysłów. Nie będę ukrywać, że jestem zawiedziona. Naprawdę żałuję, że historia, która tak mnie urzekła w pierwszym tomie, rozwinęła się tak niefortunnie. Autorka miała ciekawy pomysł i gdyby poprowadziła niektóre wątki inaczej, to ta seria mogłaby trafić na półkę z moimi ulubionymi książkami. Choć jej się to nie udało, to na pewno jeszcze długo pozostanie ona w mojej pamięci. Jak na razie nie spisuję Victorii Aveyard na straty i czekam na jej kolejne książki, ponieważ w gruncie rzeczy ma ona interesujące pomysły i nie pisze najgorzej, a wręcz przeciwnie, sądzę, że jej styl na przestrzeni tych czterech tomów bardzo się poprawił. Nie mogę z czystym sercem polecić tej serii, ale jeżeli przepadacie za young adult fantasy, to możecie sięgnąć po pierwszy tom i zobaczyć, czy wam się spodoba. Może akurat coś, co mi nie przypadło do gustu was zachwyci i oczaruje.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
3/5
12-11-2018 o godz 20:53 przez: Jo
Kiedy Mare Barrow odkryła swoje niezwykłe zdolności - zdolności, których nie powinna posiadać, skoro jest Czerwoną, nie Srebrną - nie sądziła, że w krótkim czasie stanie się symbolem czegoś większego. Że przyczyni się do zarysowania perfekcyjnej bańki, w której żyli do tej pory Srebrni, uważający się za bogów. Teraz, gdy królestwa powstają przeciw sobie, nadchodzi czas na podjęcie ostatecznych decyzji. Nic jednak nie przyjdzie bez poświęceń. Finalny tom debiutanckiej serii Victorii Aveyard liczy sobie ponad siedemset stron i jest równocześnie ostatnią prostą, ku końcowi. Chyba należy zacząć od tego, że tak jak to było w poprzedniczce, tak też i w czwartym tomie, autorka dodaje parę nowych perspektyw. O ile jednak w trójce, zabieg ten nie wniósł niczego nowego i w moich oczach, nie miał zbyt wiele sensu, o tyle tutaj, w finale, gdzie wiele działo się na wszystkich frontach, miło było zobaczyć pełny obraz gry, w którą grały poszczególne koalicje. Problemem w tej książce pozostaje jednak tempo akcji i brak dynamiki czy nawet płynności. Miałam wrażenie, jakby wiele wydarzeń było odseparowanymi od reszty, jakby stanowiły ułamek innej układanki i zwyczajnie nie kleiły się do całości. Być może jest to kwestia tego, że Victoria Aveyard próbowała - ponownie - wprowadzić poboczne wątki, które miały jakoś wypełniać dziury logiczne historii, jak dla mnie jednak, wydawały się nieco niepotrzebne i irytujące i pełniły rolę upychacza stron. Stron - nawiasem mówiąc, których w tym tomie nie brakowało. W związku ze ślimaczym tempem brnięcia przez lekturę i brakiem ekscytujących wątków czy dynamiki, czytanie nie było specjalnie przyjemne i szczerze mówiąc, bardziej męczyło niż ekscytowało - mimo że mieliśmy do czynienia z finalnym tomem, który z zasady powinien być najbardziej fascynujący i pełen napięcia. Szczerze mówiąc, ponownie jestem nieco zawiedziona. Mimo że nie spodziewałam się wiele po zawodzie jaki autorka sprawiła mi tomem trzecim, jest mi smutno, że historia, w której zakochałam się przy pierwszym i drugim tomie, zniknęła pod naporem wielu niepotrzebnych opisów, braku iskry w akcji, przewidywalności fabularnej i zwyczajnym braku zainteresowania ze strony czytelnika, zmęczonego ciężką treścią książki. Elementy, które powinny ekscytować - jak zbliżająca się wojna, potyczki, układy, intrygi, a nawet romantyczne dramaty bohaterów, obchodziły mnie tyle co zeszłoroczny śnieg. Nie potrafiłam się wgryźć w treść, czy zatracić w historii Mare i reszty, jakkolwiek bym się nie starała. I uwierzcie, w tym wszystkim jestem w stanie zauważyć, jak Aveyard rozwinęła się jako pisarka na przestrzeni pisania tego cyklu - nie mogę jej odebrać pasji, talentu i pomysłowości, bo do zaplanowania takiej historii jak ta, też potrzeba głowy, niemniej jednak, nie zmienia to faktu, że przez charakter dwóch ostatnich tomów cyklu, będę wspominać tą serię z gorzkim rozczarowaniem. "Wojenna burza" to finał, który nie daje prostego rozwiązania, który otwiera przed czytelnikami drogę do snucia domysłów i który nie serwuje zbyt oczywistych odpowiedzi. W tym wszystkim stanowi jednak okazję do pożegnania ze znajomymi bohaterami, targającymi ich emocjami i rewolucją, którą żyliśmy przez ostatnie trzy tomy. Trudno polecić tą serię, ale trudno jest też nie polecić, bo mimo wszystko, ma w sobie coś, przez co nie żałuję, że ją poznałam. Jeśli przepadacie za fantasy z kategorii young adult, które z biegiem czasu, zaczynają traktować o czymś znacznie więcej niż zwykłe panowanie nad nowymi zdolnościami czy radzenie sobie z rozterkami sercowymi, ale równocześnie przygotowani jesteście na całą rzekę opisów - przyjrzyjcie się tym tytułom. Jestem pewna, że ten cykl ma szansę podbić serca wielu czytelników w sposób, w jaki ostatecznie, nie podbił mojego. https://sherry-stories.blogspot.com/
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
3/5
12-11-2018 o godz 18:57 przez: liliannamai
To drugi raz kiedy aż tak bardzo męczyłam się z przeczytaniem książki. Bardzo czekałam na czwarty tom z serii Czerwonej królowej, bo naprawdę kocham tę serię całym moim sercem, ale... po części czuję się strasznie zawiedziona. Mnie już nie dziwiło to, co się stało w trzecim tomie w zakończeniu. Wiedziałam wtedy, że autorka musi zrobić trach by mieć punkt wyjścia w finałowym rozrachunku, ale na litość boską. To zakończenie naprawdę mnie dobiło, a miałam nadzieję przez całość, że jakoś to będzie, że zakończy to z klasą, a nie. Oczywiście otwarte zakończenia nie są złe. Przecież podobnie zrobiła Tahereh Mafii i o ile w jej serii to się udało, bo ładnie i zgrabnie wszystko wyglądało. Tak w „Wojennej burzy” już nie. Czuję, że w tej recenzji trochę posłodzę tej historii, ale trochę będę na nią narzekać. Chciałabym równie mocno pokochać ten tom jak pierwszy, który sprawił, że ta seria jest jedną z moich ulubionych. Zwłaszcza, że ja nie mam zapału do czytania wielotomowych opowieści, bo czekanie na wydania polskie mnie frustruje. Czerwona królowa to wybuchowa seria, intensywna i żywiołowa, to coś było nie tak z „Wojenną burzą”. Dużo się działo, bo w końcu 700 stron, ale ja przez większą część czytania byłam przytłoczona tą historią. Dopiero pod koniec moje serce zabiło mocniej i czułam dreszcze na plecach, metaliczny posmak krwi, bo zupełnie się tego nie spodziewałam. Dla mnie bitwy, mimo że były ciekawe to dla mnie były za długie i brakowało im akcji. Miałam wrażenie, że Victoria Aveyard zatraciła gdzieś ten punkt zaczepienia, by książka była fenomenalna, godna zapamiętania. Bohaterowie znani wszystkim... Mare, która dorosła i miała swój cel. Jej zmianę bardzo widać, że jest dojrzała i pewna swoich decyzji. Maven cwany i przebiegły lis, który mimo że złamał mi serce w pierwszym tomie to jakoś dalej mu kibicowałam. Jego postać baardzo tragiczna i szczerze... Było mi bardzo smutno w zakończeniu. Bardzo, bardzo! W trzecim tomie Mare doskonale widziała Mavena jako złamanego młodzieńca. To bardzo zagubiony bohater, który nie miał łatwo, a jego matka zrobiła z niego teatralną lalkę, która miotała się między życiowymi wyborami. Jego umysł miał do powiedzenia co innego, to co czuło serce. W jego sercu zawsze tliły się te uczucia do dziewuszki od błyskawic. Miałam okrutną nadzieję, że Aveyard może jakoś go zrehabilituje, ale niestety jego słabość została podwojona. Uwielbiam jego perspektywę. Nie uważam go za potwora, bo gdyby ten chłopak miał wybór na pewno nie byłby tak zniewolony przez swoją matkę Elarę. Jeśli chodzi o drugiego brata to Cal był mi obojętny po zakończeniu trzeciego tomu. Muszę przyznać, że bardzo go lubiłam, ale jakoś moja sympatia osłabła. Rozumiem i nie rozumiem jego wyborów, ale niesmak pozostał. Jedynym zaskoczeniem była Evangeline, którą pokochałam za jej sarkazm, siłę ducha i to koleżeństwo, które pojawiło się między nią a Mare. To wprowadziło mnie w niezłe osłupienie, ale Evangeline zawsze lubiła zaskakiwać. Co do końcowych wydarzeń to jak już wspomniałam... Otwarte zakończenia nie są złe, ale tutaj to nie zagrało jak być powinno. Wyjęłabym te opisy bitew na poczet rozwinięcia zakończenia i opowiedzenia tego, co się dzieje z bohaterami, których zdążyliśmy już polubić bądź pokochać. Rozumiem zamysł autorki, że chce zostawić sobie furtkę, aby mogła kiedyś być może wrócić do Czerwonej królowej, ale to bardzo mnie rozczarowało. Jestem pewna, że znajdą się tacy fani, którzy powiedzą, że ta część jest najlepsza, ale ja uważam, że „Wojenna burza” to najsłabsze ogniwo z serii. Kilka spraw się wyjaśniło, które pozwoliły mi się uspokoić, ale w innych aspektach zaś pozostała pustka i nuta goryczy rozczarowania. Chciałam konkretnego zakończenia, jakiegoś punktu kulminacyjnego, który sprawi, że nie zapomnę o tym zakończeniu na długo.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
11-11-2018 o godz 23:11 przez: Kanapka
Cóż na wstępie zaznaczę, że z serią "Czerwona królowa" po raz pierwszy spotkałam się na przełomie gimnazjum/technikum. W tamtym czasie książki pochłaniałam tonami, autorzy nie nadążali z pisaniem kolejnych części, a siostra z ich kupowaniem żebyśmy mogły przeczytać. W tamtym czasie czytałam i nie patrzyłam na podobieństwa do innych książek. Do czego zmierzam. Przed wyjściem "Wojennej burzy" postanowiłam, że odświeżę sobie równie poprzednie tomy. Toż to przecież kiedyś była historia którą żyłam oddając jej całe swoje serducho. Jednak czytając wszystko od początku zderzyłam się z lekki murem. Nagle uświadomiłam sobie że pierwsze tomy "Czerwonej królowej" to zlepki wszystkich historii które były na topie w czasach gdy książki wychodziły. Jednak mimo wszystko jak każdy pisarz Victoria Aveyard dołożyła coś od siebie i tu punkt dla niej, bo wśród miliona prawie tych samych historii, Jej miała w sobie pewną świeżość. Zaczynając "Wojenną burzę" miałam już nakreślone kilka wersji tego jak książka powinna się zakończyć, w sumie chyba jak każda osoba która właśnie bierze do ręki ostatni tom serii. Niestety, dość ciężko było mi dojść do końca tej historii. Popieram innych którzy piszą, że tom mający 700 stron śmiało mógłby się zmieścić w ich mniejszej ilości. Tak naprawdę najlepiej cytało mi się pierwsze i ostatnie 200 stron... Tam po prostu coś się dzieje. Ratunkiem dla książki jest powtórzony z poprzedniego tomu podział rozdziałów na punkty widzenia różnych bohaterów. Gdyby nie to, nie wiem czy doczytałabym do końca... Choć nie ukrywam - były moment gdzie dla zmotywowania się do czytania przeskakiwałam X stron, do miejsca jakiejś akcji, czytałam ze 2 strony i potem nakręcona wracałam i czytałam jak do tego doszło. Póki co napisałam chyba bardziej minusy niż plusy tej historii, więc teraz czas na te drugie. W wielu historiach które czytam, po kilku tomach najbardziej irytuje mnie to jak bohaterzy zmieniają się na gorsze lub nie zmieniają się w cale (kurka, jak po tylu przygodach od początku do końca bohater może ciągle być taki sam?!) W "Wojennej burzy" Cal, Maven, Mare, Kilorn, Generał Farley, Cameron i inni, według mnie zmieniają się na lepsze. W wielu innych pozycjach mam wrażenie, że autorzy o tym zapominają. Nie raz było tak, że w pierwszym tomie pokochałam jakąś postać, a w ostatnim nie mogłam już jej znieść. U Victori Aveyard jest inaczej. Większość postaci, które były nudne, przesłodzone, przewidywalne - jak dla mnie rozwijają się i w ostatnim tome zaczynam je kochać. To duży plus. Kolejnym plusem jest dla mnie poruszenie w historii tematów m.in. homoseksualizmu, temat kontrowersyjny ale wpasował się w treść. Ogólnie patrząc na całość, mam odczucie że książka po prostu ma cichy przekaz promowania równości "Odwracam się i spoglądam na żołnierzy [...] Różnią się rysami, odcieniem skóry i krwi, ale wszyscy wołają wstrząsającym uniosem..." Nie ważne czy jesteś czerwonym, nowym, srebrnym, czy jesteś blady cy masz ciemną skórę itp. itd. Wszyscy powstaniemy czerwoni niczym świt. Pozytywnym zaskoczeniem jest dla mnie również zakończenie... Jest takie.. realne. Nie mam po nim ochoty dobitnie "rzygać tęczą". Nie ma kolejnego "i żyli długo i szczęśliwie otoczeni przyjaciółmi i gromadką dzieci". Jest po prostu inne - oryginalne, ale nie będę wam spoilerować jakie. Na koniec mogę jedynie powiedzieć, że polecam "Wojenną burzę" i cieszę się że to ostatni tom, bo w innym wypadku kolejne tomy to byłoby tylko sztuczne przedłużanie żeby nabić kasę. Zaznaczę też, że warto się przyjrzeć serii przez pryzmat tego co w tej chwili dzieje się na świecie, bo jak dla mnie, naprawdę ma ona ukryty przekaz.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
11-11-2018 o godz 16:16 przez: Episkey
Czytając “Wojenną burzę” często zastanawiałam się, co napisze po jej lekturze, jakie będą moje odczucia. Kiedy pierwszy raz zetknęłam się z tą serią, byłam oczarowana, chciałam jak najszybciej dostać w swoje ręce kolejny tom, teraz, gdy już poznałam finał tej historii, czuję pustkę i jakiś lekki niedosyt. Z bólem muszę przyznać, że lektura tej książki, trochę mnie wymęczyła, miejscami musiałam się zmusić, by brnąć w to dalej. Czego się jednak nie robi dla ukochanego Cala, bardzo mnie ciekawiło jak potoczą się jego losy, czy będzie w końcu z Mare, jak wypląta się z tej trudnej sytuacji, w którą wpędziła go nasza wspaniała autorka. Od pierwszych stron zostajemy wciągnięci w sieć intryg, kontynuujemy wydarzenia z poprzedniego tomu. Nie ukrywam, że na początku musiałam sobie przypomnieć jak zakończyła się poprzednia część, nie jestem zbyt wielką fanką długich przerw pomiędzy tomami. Mare stojąca na czele Czerwonych stara się walczyć o jak najlepszy los dla swoich poddanych, poświęca miłość do Cala, który nie potrafi porzucić korony. Bardzo cierpiałam z powodu zbyt małej ilości scen tej dwójki, wiedziałam, że oboje siebie pragną, ale dobro innych i ich cele są ważniejsze niż to co czują. Bohaterowie angażowali się w sojusze, które miały niepewną przyszłość, akcja miejscami zmieniała się o 180 stopni. Początkowo narratorami rozdziałów były same kobiety, co uważam za plus, Victoria nie ma w zwyczaju tworzyć słabych postaci, są one wyraziste i z charakterem. Poznajemy lepiej Mare, Evangeline i Iris, jednym słowem kluczowe postaci dla “Wojennej burzy”, każda z nich ma swoje priorytety i swój sposób na ich osiągnięcie. Łączy ich jednak chęć bycia wolną, życia według swoich zasad, a przede wszystkim możliwość kochania tego, kogo wybierze ich serce. Jak w poprzednich częściach Mare mnie trochę irytowała, tutaj stała mi się bliższa, realniejsza, choć czasami w duchu krzyczałam: “Rzuć wszystko, pocałuj Cala”. Moje serce uradowało się, gdy na około 400 stronie zobaczyłam rozdział z punktu widzenia mojego Srebrnego Króla, czekałam na to żeby wkraść się w jego myśli, dowiedzieć się co czuje, trochę miałam już dość snującego się po kątach. Wojna objęła swym zasięgiem wiele państw, jednak Tyberiusz i Maven, nie są w niej na pierwszym miejscu, są miejscami niemalże pobocznymi postaciami. Pamiętam jak po lekturze pierwszej części miałam nadzieję na ocalenie Mavena, teraz nawet już nie wiem dlaczego go lubiłam. Zrobienie z niego nieobliczalnego potwora, dodaje historii odrobiny mrocznego klimatu, powoduje lekką niepewność o los bohaterów. Na końcu przez ułąmek sekundy miałam wrażenie, żę żałuje tego co zrobił, tego jaki jest, jednak tylko przez ułamek. Czy finał historii mnie usatysfakcjonował? Hm, ciężko na to pytanie odpowiedzieć jednoznacznie, cieszę się, że autorka postarała się, żeby jak największa ilość bohaterów dostała swój happy end. Rebelia, walka o nowy porządek nie zakończyła się wraz z ostatnimi stronami książki, przed Calem i resztą dowódców jeszcze daleka droga by zapanował spokój, jednak zmierzają w dobrym kierunku. Zaskoczył mnie fakt, że Mare i Cal nie dostali klasycznego zakończenia, myślę jednak, że w końcu będą ze sobą w sposób na jaki zasługują. Podsumowując, mimo ciężkiej lektury, jestem zadowolona z niej. Wróciłam do historii w której się zakochałam, pożegnałam bohaterów. Liczyłam na odrobinę większą dawkę emocji i więcej mojego shipu Cal x Mare, ale mimo to nie żałuję i cieszę się, że wreszcie poznałam zakończenie serii “czerwona Królowa”. Na pewno jeszcze długo będę patrzyła z sentymentem na te książki na mojej półce i oczywiście czekam na coś nowego spod pióra Aveyard.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
3/5
24-01-2019 o godz 00:15 przez: polska_joanna
Kiedy Czerwona Królowa sięgnęła już po Szklany Miecz i wyrwała się z Królewskiej Klatki, przychodzi czas na wszczęcie Wojennej Burzy. Rytm jej serca rozlega się zaraz po oszałamiającym blasku fioletowej wstęgi pioruna. Ten znak, zwiastujący jej obecność na polu bitwy, dla jednych jest symbolem nadziei, dla wrogów zaś znakiem rychłego końca. To już czwarty tom przygód Mare Barrow, choć w trakcie fabuły mija jedynie rok pełen przełomowych wydarzeń. Siedemnastoletnia dziewczyna stała się symbolem Nowych, dzięki któremu Czerwona Gwardia (ruch oporu) mogła otwarcie wypowiedzieć wojnę panującym Szlachetnym Rodom. Gra nie toczy się już tylko na terenie Norty, ale obejmuje także ościenne państwa - gdzie trwa panowanie Srebrnych, rozpętał się chaos lub zrodziła się demokratyczna władza. Victoria Aveyard do narracji wydarzeń przyłączyła coraz więcej bohaterów. Wiemy więc, co myśli nie tylko Mare, ale również Cal, Maven, Evangeline czy Iris Cygnet z Lakelandii. Dzięki temu często następuje zawieszenie akcji, gdyż czytelnik nie wie, co dalej wydarzyło się na jednym z frontów wojny. Cal musi odzyskać koronę i wystąpić przeciwko bratu, który zawarł sojusz nie tylko z dynastią Lakelandii. W tym czasie bohaterowie przenoszą się do Montfortu - jedynego demokratycznego państwa na mapie, gdzie Czerwoni, Srebrni i Nowi razem wybierają swoich przedstawicieli. Czy Norta też ma przed sobą taką przyszłość? Jaka będzie cena obalenia dynastii? Kraj już się rozpada na pomniejsze królestwa - Królestwo Rowów, gdzie koronuje się Król Samos, oraz połowę wierną Maven'owi i drugą walczącą dla Cal'a. Seria Czerwona Królowa opisywała upadek starych monarchów by pokazać, co pozostało z ich dziedzictwa. Sama Mare - dziewczyna o czerwonej krwi z umiejętnościami Srebrnych - stanowi zaledwie początek zmian (mutacji genetycznych), które dokonują się na kontynencie. Choć jedna bitwa potrafi zabierać parę rozdziałów, a jedno starcie stanowczo zbyt dużo stron, od początku była to opowieść o miłości. W tej kategorii można ją uznać za zakończoną już po tomie trzecim, jedynie zakończenie "Królewskiej Klatki" ma w sobie iskrę, mimo iż sporo jest piorunów i ognia w tej serii. Bardzo długo zajęła mi lektura tego tomu, choć niezaprzeczalnie ciekawił mnie finał całej tej historii. Nowi - ze swoimi umiejętnościami przewyższającymi nawet Srebrnych - to wspaniałe widowisko. Bitwy z ich udziałem nabierały jeszcze więcej akcji. "Wojenna burza" posiada nawet coś na kształt podwójnego finału. Kiedy jedna (wielotomowa) walka się zakończyła, wybucha prawdziwa wojna. Ważną rolę w podjęciu decyzji o przyszłości Norty stanowiły przepisane pamiętniki matki starszego z braci Calore. Jeśli więc ktoś nie czytał zbioru opowiadań ("Przeklęta korona"), tracił sporą część historii. Tym bardziej trzeba uznać wartość kolejnego tomu opowiadań, który pojawi się w maju 2019 roku pod tytułem "Broken Throne". Może to właśnie tam znajdziemy odpowiedzi dotyczące przyszłości Norty jak i jej bohaterów? Jedno jest pewne - to seria dla wytrwałych czytelników. Każdy tom kończył prawdziwy cliffhanger, a akcja na dobre rozkręca dopiero się około finału. Warto poznać całość dla konstrukcji świata monarchii w przyszłości. Bohaterowie nie pamiętają może i historii swojego świata, ale czytelnik wie, że jedynie powtarzają koło przeszłych wydarzeń - z paranormalnym czynnikiem na pierwszym planie. Romans jest, ale coraz bardziej stanowi tylko tło dla przybierającej na sile rewolucji. Niezmiennie moim ulubionym tomem pozostanie więc część pierwsza - "Czerwona Królowa". Całość recenzji na: http://zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
3/5
12-11-2018 o godz 22:29 przez: Anka
Do we have victory? Victoria Aveyard wdarła się na rynek powieści Young Adult z siłą i intensywnością tornada. Jeszcze zanim się ukazała pierwsza część jej debiutanckiego cyklu – „Czerwona Królowa” była jedną z najmocniej reklamowanych i najbardziej dyskutowanych książek na świecie. Duet Peter and Jacob (zwycięzcy piątej edycji polskiej wersji programu „Must Be The Music – Tylko Muzyka”) napisał piosenkę, która oficjalnie promowała dzieło młodej pisarki. A więc – debiut udany. Nawet bardzo, biorąc pod uwagę świeżość języka, subtelność łączenia dystopijnych wątków (tak modnych i wielokrotnie dublowanych na przestrzeni ostatnich lat) oraz sam pomysł. Tylko czy zamkniecie serii to jej ukoronowanie czy już tylko wiele hałasu o nic?… „Wojenna burza” to czwarta, finalna część serii „Czerwona Królowa”. Czwarta okrwawiona korona. Seria, planowana początkowo na trylogię, rozbita została na tetralogię. Już zamknięcie czy jeszcze furtka? Nie do końca wiadomo. Są przecież 3 opowiadania z uniwersum „Czerwonej Królowej”, a autorka zapowiedziała jeszcze epilog, podsumowujący całość. Czy potrzebnie? Czasami ma się wrażenie, że zabrakło dobrego redaktora opiekującego się cyklem. Kogoś, kto poprowadziłby młodziutką pisarkę za rękę po meandrach rzemiosła, jakim jest pisanie. Budowania postaci, głębi psychologicznej przeżyć bohaterów, wyłapywania nieścisłości i braku logiki (trudno być jednocześnie świetnym generałem i niedojrzałym chłopcem). Tak – zdecydowanie zabrakło i betareaderów, i redaktorów. Licząca 700 stron powieści, 37 rozdziałów, epilog i podziękowania. Każdy z rozdziałów opowiadany jest z perspektywy innego bohatera: 3 kobiet - Mare, Evengeline oraz Iris i 2 mężczyzn – Mavena i Cala. Zabieg o tyle ciekawy, co nie do końca dobrze wykorzystany przez autorkę. Z jednej strony – możemy poznać „tę okropną” Evangeline i zakochać się w niej na zabój (w jej sile, determinacji i męstwie) oraz przyjrzeć się knowaniom psychopatycznego brata i podziwiać jego maestrię - z drugiej brak większej dojrzałości Czerwonej Królowej i jej upadłego rycerza. Budowanie świata na gruzach imperium rzymskiego - nowej, uwspółcześnionej wersji średniowiecza, połączone z ukochanymi X-men autorki dało świetne rezultaty i świeże, nowe postaci. Niemniej jednak w pewnym momencie autorka sprawia wrażenie lekko pogubionej. Sporo wątków pobocznych i wielopłaszczyznowych rozgrywek nie zawsze zgrywa się w płynną całość. Świetne sceny walk i bitew, choć jest ich naprawdę dużo – jakby cykl dedykowany był fanom wojskowości. Nieco niejasne ujęcie relacji romantycznych. Początkowo ciekawie i klasycznie przedstawiony trójkąt miłosny, zdrady i zawiedzione zaufanie, ale jednocześnie jakby uczucia młodych ludzi wcale nie były ich siłą napędową. Powieść nie do końca wciąga i porywa – brak ciekawszych retrospekcji, głębszych przemyśleń, zbyt wiele powtórzeń. Ponadto część wątków nie jest zakończona, nie wszystkie interesujące czytelników sprawy zostają wyjaśnione. Ogólnie – niezłe zakończenie niezłej serii, ale – moim skromnym zdaniem – Victoria może jeszcze pokazać swoim fanom prawdziwą victorię.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
12-11-2018 o godz 20:59 przez: anna
Victoria Aveyard to bestselerowa autorka na całym świecie, która zadebiutowała pierwszą książką z serii „Czerwona królowa” o tym samym tytule. Jak na razie spod jej pióra wyszły cztery książki i zbiór nowelek, ale sama autorka zapowiedziała, iż do tej serii powstanie jeszcze na pewno książka w formie epilogu o tym, co się dzieje z bohaterami po ostatniej cześć. Wojenna burza to tom kończący główną serię. Mare, choć doszczętnie zraniona przez Cala, nie ubolewa nad swoim złamanym sercem. Bierze się do kontynuowania planu, który wcześniej był ustalony. Choć nie jest to dla niej proste nie poddaje się i dalej pokazuję, że jest „dziewczyną od błyskawic”, której nic nie potrafi zatrzymać ani zniszczyć. Jedno jest pewne, nawet kiedy Tyberiasz wybrał koronę, to na długo jej nie zatrzyma. Większość z jego sprzymierzeńców nie chce powrotu monarchii. Pozostaje jeszcze Maven, który na pewno dobrowolnie nie odda tronu i królestwa. Szykuje się wojna, w której nie można nikomu ufać. Każda ze stron kombinuje kłamie i zdradza. Nikt nie może być pewien wierności drugiego. Czy w obliczu kłamstw i chęci wygrania, da się wygrać skoro każdy może zdradzić każdego, W Krakowie na targach książki w tym roku miało miejsce super wydarzenie. Otóż odbyło się spotkanie z autorką tej książki. Przed samym podpisywaniem była krótka rozmowa z pisarką na temat jej książek, ale nie tylko. Był również poruszony temat najnowszej książki, czyli tytułowej „Wojennej Burzy”. Poproszono autorkę oto by opisała tę książkę w trzech sławach. Niestety w pamięci zachowało mi się tylko jedno „heartbreaker”, czyli „łamacz serc”. I właśnie z tym słowem zaczęłam czytać książkę. Niestety jest to słowo bardzo dobrze opisujące tę książkę. Akcja toczy się w bardzo szybkim tempie. Nie przypominam sobie, by jakiś fragment mnie znudził, albo znużył. Co jest bardzo ważne, autorka opisuje są różne walki co niektórych może nudzić, ale mnie osobiście pozbawiały oddechu. Niesamowite i nieprzewidywalne wydarzenia powodowały, że z każdą stroną chciało się czytać kolejną i nie przerywać. Nie można nie wspomnieć o końcu książki, który pomimo tego, że był oczywisty – złamał mi serce. Ostatnie pięćdziesiąt stron czytałam dosłownie ze łzami w oczach, bo nie chciałam by ta książka się skończyła. Jak dla mnie jest to najciekawsza część z serii zaraz po pierwszym tomie. Co do całości serii jest to niezwykle wciągająca i niesamowicie warta uwagi pozycja dla ludzi, którzy lubią ten gatunek literaki. Jedno jest pewne, jeżeli lubisz „Niezgodną”, „Igrzyska śmierci”, „Rywalki” czy „Szklany tron” jest to pozycja obowiązkowa dla ciebie, bo nie zawiedziesz się również tą serią. Pozostaje mi tylko bardzo was zachęcić do przeczytania ostatniego tomu oraz całej serii, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, a teraz mi pozostaje czekać na kolejne nowelki.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
3/5
15-11-2018 o godz 13:43 przez: Monika Rozborska
Chyba oczekiwałam zbyt wiele od zakończenia tej serii. Rozdarte serce Mare pomiędzy Calem, a Mavenem, ostateczne starcie, które wywoła u mnie szok. Straty oraz nieoczekiwane zwroty akcji… Niestety nie było tak w przypadku ostatniej części z serii Czerwonej królowej. Każdy z tomów wywoływał u mnie różne emocje, ale ta seria jest jedną z moich ulubionych. Bezapelacyjnie najlepszą częścią jest „Czerwona królowa”, ale bardzo silnie dorównuje jej też „Królewska klatka”. Czwarty tom to dla mnie najsłabsza część. Oczywiście wszystko tu mamy. Bohaterów których się kocha lub nienawidzi, powroty i rozstania, bitwy, planowanie kolejnych walk i potyczek… To jednak coś nie zagrało, bo ja nie mogłam się wciągnąć w fabułę. Miałam wrażenie, że ilość opisów jest zbyt przytłaczająca, a co za tym idzie brak im wartkości i płynności między wątkami. Wydawało mi się, że Aveyard zapomniała o bohaterach, którzy powinni budować całą fabułę. Oczywiście rozwinęła ich osobowości, pokazała dojrzałość, z czym musieli walczyć od początku, co jest dla mnie dużym plusem, ale np. w „Królewskiej klatce” byłam pod wielkim wrażeniem tego jak autorka zagłębiła się w każdą z postaci tworząc bardzo emocjonalną fabułę. Każda z postaci w „Wojennej burzy” była prosta i opowiedziana przez nich ich perspektywa była do siebie bardzo podobna. Evangeline zaskoczyła mnie swoją przenikliwością i sprytem. Ta dziewczyna zawsze była dla mnie zagadką więc cieszyłam się, że jej postać była choć trochę nieprzewidywalna. Była silna i niezależna, widać, że nie chciała być już marionetką w czyiś rękach i postawiła na działanie, aby stworzyć sobie taką przyszłość, jaka jej odpowiadała. Mogłam też bardziej przyjrzeć się Mavenowi, który okazał się być bardzo skomplikowanym bohaterem. Mare wybrała swoje ideały, a Cal… Cóż nie spodziewałam się wielkiej zmiany skoro wybrał koronę. Zawsze coś z nim było nie tak. I tylko tyle mogę powiedzieć o postaciach, bo było bardzo niewiele charakteru postaci, a tak wiele pustych słów. Styl powieści był momentami bardzo trudny z powodu dużej ilości opisów. Gdyby tak wywalić część ich i zmniejszyć liczbę stron o połowę to mogłaby być lepszą wersją siebie. COŚ w końcu by się działo, a nie było rozwleczone jak flaki z olejem. Jedyne co się nie zmieniło w „Wojennej burzy” to to, że Maven wciąż ma obsesję na punkcie Mare i trawi go zazdrość o Cala, podczas gdy obaj powinni skupić się bardziej na tym o co walczą. Chyba muszę odpocząć też od tej historii i może za jakiś czas do niej wrócę i ponownie przeanalizuję wszystko. Moja ocena jest jak na razie neutralna i czuję się zawiedziona. Szkoda, że autorka zrobiła otwarte zakończenie. Wolałabym wiedzieć co nieco więcej o bohaterach i jak im się życie ułożyło niż liczyć na to, że być może za jakiś czas wróci do nas z kolejnym tomem z serii.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
12-11-2018 o godz 20:11 przez: izula
Drogi Czytelniku... Zemsta, wojna, bitwy, miłość, zdrady, zawiść, intrygi, ból... Między innymi właśnie to porusza Victoria Aveyard w swojej powieści pod tytułem „Wojenna burza”. Jaki osiągnęła efekt? By poznać odpowiedź na to pytanie oczywiście zapraszam do lektury. Jest to czwarty, ostatni tom z cyklu Czerwona królowa. Wspaniale było przenieść się do świata Farley, Camerona, Gisy, Mare, Bree, Kilorna, Cala, Marvena, Iris, Anabel, Elane, Ptolemejusza, Evangeline, Volvo, Larentii, Davidsona, Feral, Juliana i innych. Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze. Już odpowiadam. Po pierwsze, bohaterowie. Są dobrze wykreowani, zróżnicowani i interesujący. Z czystym sumieniem mogę przyznać, że nie polubiłam tak naprawdę nikogo. Dlaczego tak jest? Cóż, po prostu nikt nie przypadł mi do gustu. Każdy ma coś na sumieniu. Po drugie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak powiem, że rollercoaster to to nie był, oj nie był, bynajmniej dla mnie. Akcja powieści jest troszkę monotonna i to niestety przez jej zdecydowaną większość, choć powiem, że w pewnych momentach nie brakowało zaskakujących zwrotów akcji. Po trzecie, rodzaje krwi ludzi. Autorka bardzo fajnie wymyśliła tu Czerwonych (czerwona krew) - zwykli ludzie, Srebrnych (srebrna krew) - przy pomocy różnych przedmiotów mają zdolności paranormalne oraz Nowych (również czerwona krew) - mają zdolności paranormalne, nie potrzebują do tego przedmiotów. Za to daję książce plusa. Po czwarte, podział rozdziałów. Rozdziały w tej powieści są podzielone na poszczególnych bohaterów (w większości kobiet). Muszę przyznać, że bardzo mi się to podoba. Po piąte, wojna, wojna i... Jeszcze raz wojna. Polecam tę pozycję szczególnie miłośnikom tejże właśnie. Jeśli chodzi o mnie mogłoby być jednakowoż mniej bitew i rozlewu krwi... Często się gubiłam kto z kim... Pisarka trochę tu zagmatwała... Po szóste, natłok. Czego? Nazw i opisów. Ok, lubię gdy wszystko jest dobrze opisane, ale do przesady... W tym wypadku autorka stanowczo przesadziła... Po siódme, niedokończone wątki. Jest to finałowy tom serii, a wiele wątków zostało niewyjaśnionych do końca. Pytam się dlaczego? Daję za to ogromnego minusa powieści. Powieść stanowczo nie jest lekką lekturą do poduszki. Opowieść pokazuje, że zemsta i zawiść nigdy nie prowadzą do niczego dobrego, jest to 'błędne, nigdy nie zamykające się koło', które tak naprawdę funduje nam tylko ból i cierpienie, w żadnym wypadku nie daje ukojenia. Książka praktycznie czyta się sama. Historia trochę wciąga, sprawia, że chce się być częścią życia (mimo iż ogromnie niebezpiecznego) naszych bohaterów i nie opuszczać aż do końca bitw. Autorce bardzo dziękuję za tę historię. Ogólna ocena - 8/10. :) POLECAM, POLECAM, POLECAM. Warto po nią sięgnąć. Pozdrawiam, Iza.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
12-11-2018 o godz 20:10 przez: izula
Drogi Czytelniku... Zemsta, wojna, bitwy, miłość, zdrady, zawiść, intrygi, ból... Między innymi właśnie to porusza Victoria Aveyard w swojej powieści pod tytułem „Wojenna burza”. Jaki osiągnęła efekt? By poznać odpowiedź na to pytanie oczywiście zapraszam do lektury. Jest to czwarty, ostatni tom z cyklu Czerwona królowa. Wspaniale było przenieść się do świata Farley, Camerona, Gisy, Mare, Bree, Kilorna, Cala, Marvena, Iris, Anabel, Elane, Ptolemejusza, Evangeline, Volvo, Larentii, Davidsona, Feral, Juliana i innych. Na pewno zastanawiacie się jakie są moje odczucia po lekturze. Już odpowiadam. Po pierwsze, bohaterowie. Są dobrze wykreowani, zróżnicowani i interesujący. Z czystym sumieniem mogę przyznać, że nie polubiłam tak naprawdę nikogo. Dlaczego tak jest? Cóż, po prostu nikt nie przypadł mi do gustu. Każdy ma coś na sumieniu. Po drugie, fabuła. Nie chcę nikomu zdradzać tu szczegółów, jednak powiem, że rollercoaster to to nie był, oj nie był, bynajmniej dla mnie. Akcja powieści jest troszkę monotonna i to niestety przez jej zdecydowaną większość, choć powiem, że w pewnych momentach nie brakowało zaskakujących zwrotów akcji. Po trzecie, rodzaje krwi ludzi. Autorka bardzo fajnie wymyśliła tu Czerwonych (czerwona krew) - zwykli ludzie, Srebrnych (srebrna krew) - przy pomocy różnych przedmiotów mają zdolności paranormalne oraz Nowych (również czerwona krew) - mają zdolności paranormalne, nie potrzebują do tego przedmiotów. Za to daję książce plusa. Po czwarte, podział rozdziałów. Rozdziały w tej powieści są podzielone na poszczególnych bohaterów (w większości kobiet). Muszę przyznać, że bardzo mi się to podoba. Po piąte, wojna, wojna i... Jeszcze raz wojna. Polecam tę pozycję szczególnie miłośnikom tejże właśnie. Jeśli chodzi o mnie mogłoby być jednakowoż mniej bitew i rozlewu krwi... Często się gubiłam kto z kim... Pisarka trochę tu zagmatwała... Po szóste, natłok. Czego? Nazw i opisów. Ok, lubię gdy wszystko jest dobrze opisane, ale do przesady... W tym wypadku autorka stanowczo przesadziła... Po siódme, niedokończone wątki. Jest to finałowy tom serii, a wiele wątków zostało niewyjaśnionych do końca. Pytam się dlaczego? Daję za to ogromnego minusa powieści. Powieść stanowczo nie jest lekką lekturą do poduszki. Opowieść pokazuje, że zemsta i zawiść nigdy nie prowadzą do niczego dobrego, jest to 'błędne, nigdy nie zamykające się koło', które tak naprawdę funduje nam tylko ból i cierpienie, w żadnym wypadku nie daje ukojenia. Książka praktycznie czyta się sama. Historia trochę wciąga, sprawia, że chce się być częścią życia (mimo iż ogromnie niebezpiecznego) naszych bohaterów i nie opuszczać aż do końca bitw. Autorce bardzo dziękuję za tę historię. Ogólna ocena - 4/5. :) POLECAM, POLECAM, POLECAM. Warto po nią sięgnąć. Pozdrawiam, Iza.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
14-11-2018 o godz 20:32 przez: Patrycja
Decyzja zapada „Wojenna burza” to ostatni tom cyklu Victorii Aveyard, który rozpoczęła książka „Czerwona królowa”. Seria była wyjątkowo ciepło przyjęta wśród czytelników na całym świecie i wiele osób czekała na ostatni tom z wytęsknieniem. Serię zaczęłam czytać naprawdę późno, kiedy dowiedziałam się, że autorka przylatuje do Polski, ale od razu przypadła mi do gustu. Wydawnictwo dało mi dość szybki termin na dodanie tej recenzji, więc wyjątkowo recenzję dwóch poprzednich tomów dodam po tej. To w ramach krótkiego wyjaśnienia, byście szukając nie byli zdziwieni brakiem wszystkich poprzednich wpisów. Postaram się na szybko zarysować moje wrażenia po książkach. O ile tom pierwszy naprawdę mi się spodobał, mimo lekkiej niechęci do głównej bohaterki, w tomie drugim według mnie poziom spadł. Czytanie szło mi wolniej, bo większość zachowań Mare doprowadzała mnie do szału. Wszystko jednak wróciło na właściwie tory w tomie trzecim, gdzie narracja została podzielona, a Mare zrozumiała pewne kwestie. Czas teraz, by chwilę poświęcić na tom czwarty i jak mówiła sama autorka na spotkaniu ostatni. Trudna decyzja, którą podjął Cal sprawiła, że jego wspólna przyszłość z Mare nie będzie już taka sama. Maven wciąż chce Mare, nie podda się, zniszczy wszystko, by ją odzyskać. Cała trójka ma w sobie wiele z szaleńców, którzy teraz muszą porzucić to, co mają w sercu i skupić się na królestwie. Niestety jednak każde z nich ma inny pomysł na jego ustrój. Najgrubsza książka w dorobku pisarki, bo jak sama mówiła, zawsze lubiła, gdy kolejne tomy miały więcej treści, szczególnie ostatnie. Nie dziwię się jej i nawet cieszę z tej ogromnej liczby stron. Powieść musi zakończyć pewną opowieść, która rozwijała się przez kilka książek. Mimo to nie zaprzeczę, że momentami czułam lekkie znużenie, gdyż autorka ma tendencję do tworzenia długich opisów, przemyśleń, w jej książkach więcej dzieje się w głowach bohaterów niż w dialogach, a także w akcji. Czytanie „Wojennej burzy” pozwoliło mi wejść w umysły bohaterów, których wcześniej byłam bardzo ciekawa, pozwoliło dowiedzieć się, co też kryje się za ich wyborami i dlatego są, jacy są. To zdecydowanie podwyższa poziom powieści, szczególnie że jak wspominałam Mare nigdy nie była moją ulubioną bohaterką. Jestem bardzo ciekawa, co autorka przygotuje dla swoich czytelników w kolejnych książkach i czy również okażą się takimi hitami. Mam nadzieję, że tak i mam nadzieję, że szybko trafią w nasze ręce. Jeśli jesteście fanami serii, to bierzcie ją w łapki i czytajcie, nie zawiedziecie się.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
05-11-2018 o godz 17:07 przez: Honorata Jamroży
Zawsze, gdy sięgam po ostatni tom jakiekolwiek serii jestem bardzo podekscytowana. Zastanawiam się czy wszystko skończy się tak jakbym tego chciała czy może jednak z czegoś będę niezadowolona. Jak było w przypadku serii Czerwona królowa? No cóż, nie do końca zostały spełnione moje oczekiwania. Tom pierwszy i drugi, czyli Czerwona królowa i Szklany miecz czytałam z zapartym tchem, nie mogąc się doczekać co będzie dalej. Dlatego te dwa tomy oceniam bardzo dobrze. W przypadku Królewskiej klatki, miałam wrażenie, że książkę napisała zupełnie inna osoba. Irytowali mnie wszyscy bohaterowie, zakończenie wcale nie zachęcało do sięgnięcia po kolejną część. Dlatego byłam bardzo ciekawa czy Wojenna burza zmyje moje nieprzyjemne wrażenie po tomie trzecim i znowu poczuje to co w początkowych częściach czy jednak ogólna ocena zostanie taka sobie. Dzisiaj po przeczytaniu książki mogę ją uplasować pomiędzy tomami początkowymi, a Królewską klatką. Wydaje mi się, że autorka trochę przedobrzyła w tej części. Spokojnie książka mogłaby być o połowę krótsza i na niczym by nie straciła. Pomimo swojej objętości, aż 700 stron, tak naprawdę dużo się w niej nie działo. Kilka bitew i bardzo dużo różnych strategii, rozmyślań. Czasami miałam wręcz wrażenie, że nie jest to książka fantastyczna tylko bardziej psychologiczna. Nie podobało mi się również zakończenie. Lubię, gdy książka na końcu ma zakończone wszystkie wątki. Tutaj niestety mi tego zabrakło. Wystarczyłby jakiś krótki epilog w którym zostałyby opisane późniejsze losy bohaterów i Norty. Kto wie, może jest to zabieg celowy. Może autorka planuje w przyszłości napisać jeszcze jedną część? Jednak książka nie ma samych minusów. Jest też plus, a jest nim Evangeline. Od początku jej nie polubiłam i moje zdanie o niej się nie zmieniło. Podobało mi się jednak w jaki sposób została opisana jej postać. Jest to postać, której historia została opowiedziana do końca. Dzięki temu, że niektóre rozdziały widzimy jej oczami, możemy dokładnie zobaczyć jak się od pierwszego tomu zmieniła i co kierowało nią przy podejmowaniu decyzji. W sumie w tej części podobały mi się również rozdziały widziane oczami Mavena, chociaż było ich raptem tylko kilka. Jednak czytałam je z większym zaciekawieniem niż te widziane oczami pozostałych bohaterów. Podsumowując książka nie była rewelacyjna, nie była jednak tak zła jak tom poprzedni. Ta część to taka dobra czwórka. Miała potencjał, jednak gdzieś w tej dużej ilości stron się zgubił.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
09-11-2018 o godz 00:47 przez: werka777
Zaczyna się od natłoku nazw i opisów i tak też pozostaje do samego końca. Nie tak łatwo było mi wdrążyć się w akcję powieści, która oferuje specyficzny, oderwany od rzeczywistości, gęsto usłany bohaterami splot zdarzeń. Być może to efekt sporej przerwy pomiędzy tomami, może autorka trochę zaszalała niechcący powodując mały chaos. Dało się przeżyć, ale czytanie wymagało ode mnie podwójnego skupienia i przerw na mały odpoczynek. W powietrzu wisi zapach krwi. Wszak w grę wchodzi wojna, rządni władzy ludzie, pobłyskująca korona i rozliczne plany. Jako że przed bohaterami stają najważniejsze decyzje, od których będzie zależało ich życie i losy prowadzonych przez nich narodów, dręczą ich dylematy i męczą oczekiwania. Dość wyraźnym motywem, często wiodącym prym, jest przewijający się wątek uczuciowy przypominający wykres fali. Kiedy bohaterowie sztampowych serii są gotowi rzucić się za sobą w ogień, Cal i Mare stawiają na coś zupełnie innego, pokazując, że w ich życiu miłość wcale nie zajmuje pierwszego miejsca i nie stanowi priorytetu. A jednak… Gdzieś tam w umyśle cały czas tlą się wyrzuty sumienia. Do czego to wszystko doprowadzi? Nie zabrakło wielu bohaterów, nie zabrakło także licznych punktów widzenia, zaczynając od tradycyjnych scen z udziałem Mare i Cala, na Mavenie i Evangeline kończąc. Wbrew temu, czego się spodziewałam, to wcale nie Mare, która co prawda dorasta i zaczyna podejmować coraz bardziej dojrzałe decyzje wywołała mój największy podziw, ale właśnie ci, którzy dotąd raczej niezrozumiali w końcu otwierają drogę do siebie, jak chociażby Evangeline, której nie polubiłam, ale która okazała się pociągnięta przez autorkę konsekwentną i dopracowaną kreską. Książka nie jest zła, ale z pewnością nie zaszkodziłoby jej solidna liposukcja. Gdyby tak wyjąć długie opisy i zbędne fragmenty, czytałoby się o wiele łatwiej i płynniej. Tymczasem mam wrażenie, że autorka chciała uzyskać obszerne tomiszcze mające świadczyć o spektakularnym zakończeniu serii. A propos finału, nie wszyscy będą zadowoleni dość otwartym uhonorowaniem akcji. Ja szanuję pomysł autorki i nie narzekam. Nie poszła na łatwiznę, a przy tym pozostawiła sobie otwartą furtkę w razie, gdyby kiedyś jeszcze chciało się jej w tym temacie coś dopowiedzieć. Ale nie będę jednak narzekać, jeśli okaże się, że „Wojenna burza” to ostateczna kropka nad „i”. https://ktoczytaksiazki-zyjepodwojnie.blogspot.com/2018/11/wojenna-burza-victoria-aveyard-seria.html#more
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
3/5
11-11-2018 o godz 11:12 przez: dasia147
,, Wojenna burza" to ostatni tom serii ,,Czerwona królowa". Czy faktycznie była ona taka burzowa? 4 tom tak jak i 3 został podzielony na rozdziały ze względu na bohaterów. I muszę przyznać bardzo kobieco się tu zrobiło. Głos bowiem otrzymuje Evangeline, Iris i oczywiście nasza główna bohaterka Mare. To za ich sprawą poznajemy ten bardzo napięty czas, w którym to sojusze są tak kruche i cieńkie jak papier, a ostateczna walka wisi na włosku. Dzięki temu zabiegowi lepiej poznajemy Iris i Evangeline. Bohaterowie to bardzo mocna strona tej serii. Są świetnie wykreowani, nieoczywiści i każdym rządzą inne cele. Nie ma tu tzw 100% złoczyńcy. Każdego jesteś w stanie wybielić, podając konkretne argumenty. W tym tomie moje serduszko szybciej zabiło do Evangelinie. Maven to dla mnie najlepszy charakter męski, jaki pojawił się w serii, zdania nie zmieniłam. Fabuła książki jest niestety dla mnie słabym punktem. Jest bardzo powolna, leniwa , spokojna i monotonna. Chyba to za sprawą mnogości opisów, licznych przemyśleń bohaterów, którzy w inny sposób interpretują i relacjonują wydarzenia. To może zniechęcić czytelnika i po prostu wynudzić. Z drugiej strony poszerza perspektywę sytuacji w jakiej znaleźli się nasi bohaterowie. Na plus na pewno zasługuje umniejszenie motywu miłości, która nie jest najważniejsza. Tutaj liczy się pokój i polityka. Język mimo tak szczegółowych opisów i nielicznych dialogów jest on prosty. Fakt, że czasem można ugrząźć, jak łyżka w budyniu. Mimo to jest potocznie, choć wynotujesz tutaj kilka złotych myśli, to było ich o wiele mniej niż w poprzednich tomach. PODSUMOWUJĄC: ,,Wojenna burza" jest według mnie najsłabszym ogniwem tej serii. Choć jest wieńczącym tomem to zabrakło mi pewnych mrożących krew w żyłach scen, czy finalnych dialogów, które wycisną łzy lub nas rozgniewają. Co prawda autorka znowu wplotła ciekawy problem o tolerancji i homoseksualizmie. O wyobcowaniu i szukaniu własnego miejsca, gdzie będzie się szczęśliwym z tą drugą osobą. Jednak jak wspomniałam w porównaniu do wcześniejszych tomów to uważam że jest to najsłabszy względem nich tom i daleko jej do burzy emocjonalnej. Otwarte zakończenie to dobry pomysł. Czytelnik sam decyduje jak zinterpretować i jak dokończyć tę historię. Czy zakończy się happy endem, czy może nie? Czy warto ją przeczytać? Według mnie jak najbardziej, szczególności by poznać niesamowite postacie, które pozostaną z Tobą na dłużej.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
3/5
11-11-2018 o godz 11:10 przez: dasia147
,, Wojenna burza" to ostatni tom serii ,,Czerwona królowa". Czy faktycznie była ona taka burzowa? 4 tom tak jak i 3 został podzielony na rozdziały ze względu na bohaterów. I muszę przyznać bardzo kobieco się tu zrobiło. Głos bowiem otrzymuje Evangeline, Iris i oczywiście nasza główna bohaterka Mare. To za ich sprawą poznajemy ten bardzo napięty czas, w którym to sojusze są tak kruche i cieńkie jak papier, a ostateczna walka wisi na włosku. Dzięki temu zabiegowi lepiej poznajemy Iris i Evangeline. Bohaterowie to bardzo mocna strona tej serii. Są świetnie wykreowani, nieoczywiści i każdym rządzą inne cele. Nie ma tu tzw 100% złoczyńcy. Każdego jesteś w stanie wybielić, podając konkretne argumenty. W tym tomie moje serduszko szybciej zabiło do Evangelinie. Maven to dla mnie najlepszy charakter męski, jaki pojawił się w serii, zdania nie zmieniłam. Fabuła książki jest niestety dla mnie słabym punktem. Jest bardzo powolna, leniwa , spokojna i monotonna. Chyba to za sprawą mnogości opisów, licznych przemyśleń bohaterów, którzy w inny sposób interpretują i relacjonują wydarzenia. To może zniechęcić czytelnika i po prostu wynudzić. Z drugiej strony poszerza perspektywę sytuacji w jakiej znaleźli się nasi bohaterowie. Na plus na pewno zasługuje umniejszenie motywu miłości, która nie jest najważniejsza. Tutaj liczy się pokój i polityka. Język mimo tak szczegółowych opisów i nielicznych dialogów jest on prosty. Fakt, że czasem można ugrząźć, jak łyżka w budyniu. Mimo to jest potocznie, choć wynotujesz tutaj kilka złotych myśli, to było ich o wiele mniej niż w poprzednich tomach. PODSUMOWUJĄC: ,,Wojenna burza" jest według mnie najsłabszym ogniwem tej serii. Choć jest wieńczącym tomem to zabrakło mi pewnych mrożących krew w żyłach scen, czy finalnych dialogów, które wycisną łzy lub nas rozgniewają. Co prawda autorka znowu wplotła ciekawy problem o tolerancji i homoseksualizmie. O wyobcowaniu i szukaniu własnego miejsca, gdzie będzie się szczęśliwym z tą drugą osobą. Jednak jak wspomniałam w porównaniu do wcześniejszych tomów to uważam że jest to najsłabszy względem nich tom i daleko jej do burzy emocjonalnej. Otwarte zakończenie to dobry pomysł. Czytelnik sam decyduje jak zinterpretować i jak dokończyć tę historię. Czy zakończy się happy endem, czy może nie? Czy warto ją przeczytać? Według mnie jak najbardziej, szczególności by poznać niesamowite postacie, które pozostaną z Tobą na dłużej.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
3/5
11-11-2018 o godz 11:10 przez: dasia147
,, Wojenna burza" to ostatni tom serii ,,Czerwona królowa". Czy faktycznie była ona taka burzowa? 4 tom tak jak i 3 został podzielony na rozdziały ze względu na bohaterów. I muszę przyznać bardzo kobieco się tu zrobiło. Głos bowiem otrzymuje Evangeline, Iris i oczywiście nasza główna bohaterka Mare. To za ich sprawą poznajemy ten bardzo napięty czas, w którym to sojusze są tak kruche i cieńkie jak papier, a ostateczna walka wisi na włosku. Dzięki temu zabiegowi lepiej poznajemy Iris i Evangeline. Bohaterowie to bardzo mocna strona tej serii. Są świetnie wykreowani, nieoczywiści i każdym rządzą inne cele. Nie ma tu tzw 100% złoczyńcy. Każdego jesteś w stanie wybielić, podając konkretne argumenty. W tym tomie moje serduszko szybciej zabiło do Evangelinie. Maven to dla mnie najlepszy charakter męski, jaki pojawił się w serii, zdania nie zmieniłam. Fabuła książki jest niestety dla mnie słabym punktem. Jest bardzo powolna, leniwa , spokojna i monotonna. Chyba to za sprawą mnogości opisów, licznych przemyśleń bohaterów, którzy w inny sposób interpretują i relacjonują wydarzenia. To może zniechęcić czytelnika i po prostu wynudzić. Z drugiej strony poszerza perspektywę sytuacji w jakiej znaleźli się nasi bohaterowie. Na plus na pewno zasługuje umniejszenie motywu miłości, która nie jest najważniejsza. Tutaj liczy się pokój i polityka. Język mimo tak szczegółowych opisów i nielicznych dialogów jest on prosty. Fakt, że czasem można ugrząźć, jak łyżka w budyniu. Mimo to jest potocznie, choć wynotujesz tutaj kilka złotych myśli, to było ich o wiele mniej niż w poprzednich tomach. PODSUMOWUJĄC: ,,Wojenna burza" jest według mnie najsłabszym ogniwem tej serii. Choć jest wieńczącym tomem to zabrakło mi pewnych mrożących krew w żyłach scen, czy finalnych dialogów, które wycisną łzy lub nas rozgniewają. Co prawda autorka znowu wplotła ciekawy problem o tolerancji i homoseksualizmie. O wyobcowaniu i szukaniu własnego miejsca, gdzie będzie się szczęśliwym z tą drugą osobą. Jednak jak wspomniałam w porównaniu do wcześniejszych tomów to uważam że jest to najsłabszy względem nich tom i daleko jej do burzy emocjonalnej. Otwarte zakończenie to dobry pomysł. Czytelnik sam decyduje jak zinterpretować i jak dokończyć tę historię. Czy zakończy się happy endem, czy może nie? Czy warto ją przeczytać? Według mnie jak najbardziej, szczególności by poznać niesamowite postacie, które pozostaną z Tobą na dłużej.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
2/5
03-11-2018 o godz 23:45 przez: O-czytane
Wojna - słowo, które wywołuje dreszcze na ciele. Obydwie walczące ze sobą strony zawsze odnoszą straty. Każda ze stron cierpi. W ciągu kilkudziesięciu lat można stwierdzić, że oprócz rozlewu krwi i często heroicznej walki w obronie swojego kraju z wojny nigdy nie wynika nic dobrego. Walka dobra ze złem, jednego dobra z drugim dobrem i zła ze złem. Walka o terytorium, przywileje i dobrą pozycję na świecie. Na szczęście każda wojna ma swój koniec, jednak nasuwa się pytanie: Czy z wojny znienawidzonych wzajemnie przywódców największych obozów i pretendentów do tronu może wyniknąć coś dobrego? Na to pytanie niech każdy odpowie sobie sam. Nawiązuję do tego, ponieważ ostatnio miałam okazję przeczytać książkę autorstwa Victorii Aveyard „Wojenna burza”. Victoria Aveyard to autorka książek fantasy. Odniosła ogromny sukces tworząc cykl powieści fantasy, w których skład wchodzą cztery tomy książek. Kolejno są to: „Czerwona królowa”, „Szklany miecz”, „Królewska klatka” i „Wojenna burza”. Powieść „Wojenna burza” to ostatnia i najnowsza część z całego cyklu. Książka bardzo obszerna, bo liczy sobie 700 stron. Szczerze mówiąc po przeczytaniu dobrych opinii na temat książek tej autorki miałam duże oczekiwania. Po „Wojennej burzy” spodziewałam się intrygującej lektury, która pochłonie mnie od pierwszych stron. Zważając na fakt, że jest to powieść z gatunku fantasy i patrząc na tajemniczą i nieco mroczną okładkę byłam pewna, że będzie to lektura, która intensywnie rozbudzi moją wyobraźnię. Jednak ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu zamiast ciekawej treści zastałam bardzo przeciętną opowieść, żeby nie powiedzieć nudną. Historia walki o władzę Czerwonych i Srebrnych, która wcale mnie nie zaciekawiła. Bardzo obszerne i skomplikowane opisy tego, kto z kim ma walczyć, jakich strategii użyć trwały jak da mnie zbyt długo. Szczerze mówiąc gubiłam się w zawiłości tej historii i różnych wątków. Czytając „Wojenną burzę” odczuwałam zmęczenie, a nawet znużenie i chciałam, żeby jak najszybciej ta lektura już się skończyła. Może moje wrażenie po części wynika z tego, że nie czytałam poprzednich książek autorki. Jednak po tym, co miałam okazję przeczytać wiem, że nie są to książki dla mnie. „Wojenna burza” znajdzie pewnie swych zwolenników, jak i przeciwników. Ja osobiście niestety oceniam książkę na „minus” i wiem, że na pewno nie będę próbowała jej ponownie czytać.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
11-11-2018 o godz 19:07 przez: kat_black
Czytając ,,Czerwoną Królową'' poczułam powiew czegoś nowego w tej mieszance typowej młodzieżowej fantastyki. Historia wciągnęła mnie natychmiast szybkim rozwojem zdarzeń. I o ile w ,,Wojennej burzy'' tempo akcji również było dość szybkie to... przy czytaniu zasypiałam. Zwykle książkę 700 - stronicową pochłaniam w 2 dni, zaś przeczytanie tej zajęło mi ze 2 tygodnie. Okropnie wymęczyłam się przy tej książce. Zabrakło tego niesamowitego klimatu, który posiadała pierwsza część, a który zanikał przez kolejne tomy. Victoria Aveyard rozciągnęła historię na cztery tomy, choć spokojnie zmieściłaby się w trzech. Nudziły mnie obszerne opisy zwłaszcza powtarzające się opisy uczuć Mare, która jako główna bohaterka powinna być najbardziej interesująca. W tej serii tę rolę przejął Maven, którego w ,,Wojennej burzy'' było zdecydowanie za mało. Jego postać została najlepiej ukazana i rozwinięta przez tomy. Mare natomiast z tomu na tom była coraz bardziej irytująca. W ,,Wojennej burzy'' Mare rezygnuje z miłości dla idei, ale gdy Cal robi to samo nazywa go zdrajcą. Pokazuje to jaką jest w rzeczywistości hypokrytką. Jej monolog wewnętrzny zwykle jest na temat Cala i jego zdrady lub wojny. Jej rodzina zostaje zepchnięta na drugi, a nawet na trzeci plan. W przypadku Cala jest podobnie. Podkreślane są jego zdolności w zakresie wojny, ale po chwili zostaje nazwany naiwnym chłopcem. Kreacje bohaterów w tym tomie są na najniższym poziomie. Autorka zamiast pokazać ich rozwój zamienia je w dzieci, które jak coś im się nie podoba to tupną nóżką, bo ma być jak one chcą. W szczególności tyczy się to Mare, która mimo iż ma świadomość, ze w porównaniu z tak silnymi i potężnymi osobowościami jak babka Cala, Volvo Samos lub władze Montfortu uważa się za kogoś wręcz ponad nimi. Czytanie przeżyć tak irracjonalnej osoby z pewnością jest nużące i męczące. Plusem natomiast jes podział rozdziałów na poszczególne osoby: Mare, Evangeline Samos, Iris Cygnet, Cala i Mavena. Dzięki temu mamy możliwość przypatrzenia się wydarzeniom z ich perspektyw. To przybliża nam bohaterów i sprawia, ze zaczyna nam na nich zależeć, co jest niewątpliwie korzystnym aspektem. Autorka taki zabieg powinna była wprowadzić również w poprzednich tomach, co przełożyło by sie na znacznie ciekawszą akcję.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
Więcej recenzji