5/5
13-06-2018 o godz 00:13 przez: Anonim | Zweryfikowany zakup
Autorka ma coś w sobie ze książka wciąga i znowu to zrobiła
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
25-12-2021 o godz 13:31 przez: Marta Wróblewska | Zweryfikowany zakup
Jedna z moich ulubionych autorek - i tym razem było warto❤
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
08-09-2017 o godz 10:51 przez: Ewa Siekielewska | Zweryfikowany zakup
Wszystko było bardzo dobrze, profesjonalnie. Polecam
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
12-04-2019 o godz 18:27 przez: Anonim | Zweryfikowany zakup
Przeczytaj bardzo fajnie i szybko się czyta.polecam
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
14-12-2018 o godz 07:06 przez: e.henschke | Zweryfikowany zakup
Polecam, jedna z lepszych ksiazek Jojo Moyes!
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
27-02-2023 o godz 11:32 przez: anonymous | Zweryfikowany zakup
Moyes najlepsza pisarka, polecam serdecznie
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
1/5
06-07-2022 o godz 13:06 przez: Agnieszka Rutkowska | Zweryfikowany zakup
Nie polecam- najgorsza książka autorki
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
24-08-2017 o godz 14:09 przez: WIOLETTA PIEPRZOWSKA | Zweryfikowany zakup
Polecam. Czyta się bardzo przyjemnie.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
29-03-2022 o godz 20:23 przez: katmar | Zweryfikowany zakup
Fantastyczna opowieść
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
18-01-2018 o godz 10:49 przez: Anna Biała | Zweryfikowany zakup
Polecam.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
02-11-2017 o godz 11:35 przez: Monika Salczyńska | Zweryfikowany zakup
Super :)
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
30-05-2022 o godz 23:27 przez: Kamila | Zweryfikowany zakup
Polecam
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
24-04-2022 o godz 14:00 przez: Marta Adamczyk | Zweryfikowany zakup
Polecam
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
10-05-2018 o godz 11:54 przez: Karo
Pierwsza ksiażka autorstwa Moyes, która mnie rozczarowała. Niestety historia, choć może i ciekawa, dla mnie zbyt nużąca, miałam wrażenie, że opowieść ciągnie się w nieskończoność i ma się wrażenie, że akcja nigdy się nie "rozkręci". Jak dla mnie za dużo zawirowań przy czym postać Sarah zaczyna być denerwująca, a koniec książki w połowie jest łatwy do przewidzenia. Mimo wszystko polecam wszystkim, którzy lubią czytać Moyes, bo książka należy do tych raczej przyjemnych w czytaniu i można przy niej odpocząć.
Czy ta recenzja była przydatna? 2 0
5/5
12-07-2017 o godz 23:25 przez: Ginger
Lubię niezmiernie książki Moyes. Za to, że pozwalają oderwać się od rzeczywistości; za to, że nie są nachalne; za to, że są blisko życia. I za to wreszcie, że po ich przeczytaniu zostaje takie dobre uczucie, że ludzie potrafią być wspaniali, miłość może być piękna, a życie może być pełniejsze... "We wspólnym rytmie" pokazuje historię pewnej pary, która bardzo pogubiła się w swoim życiu. Popełniają błędy, bywają małostkowi, zamknięci, uparci... Udaje im się odnaleźć sens dzięki pewnej młodej dziewczynie, która "kocha bardziej konie niż ludzi"... Bardzo gorąco polecam.
Czy ta recenzja była przydatna? 1 0
5/5
13-03-2018 o godz 10:46 przez: InezStanley
A gdyby tak jednak zaufać… „We wspólnym rytmie” to książka o zaufaniu, bez którego nie da się stworzyć dobrej relacji. Zaufanie do drugiego człowieka to podstawa. Wiem jednak, jak łatwo jest je stracić. Wystarczy, że skrzywdzi nas jedna osoba, a kolejne będą za nią pokutować. Nie dajemy sobie szansy na szczęście. Nie pozwalamy innym, by nam to szczęście pomogli tworzyć. Przestajemy wierzyć, że może być inaczej, lepiej. Wówczas dzieje się coraz gorzej. Podobnie jak w przypadku Natashy i Sary. A gdyby tak jednak sobie zaufać? Zaryzykować? Może powstałoby z tego coś dobrego? ,,Czasami wystarczy parę słów wiary, by na nowo rozpalić iskrę pewności, że przyszłość może być czymś wspaniałym, a nie nieustępliwą serią przeszkód i rozczarowań’’ Jojo Moyes powraca z powieścią, w której ludzkie losy splatają się w sposób godny zawadiackiego humoru lubującego się w dramaturgii życia. Jojo Moyes, jako autorka zaskarbiła sobie serca fanów na całym świecie swoją bestsellerową powieścią Zanim się pojawiłeś. Nic więc dziwnego, że każda nowa książka tej autorki jest wielkim wydarzeniem. We wspólnym rytmie to tytuł, który szczególnie spodoba się miłośnikom koni. Relacja, jaka łączy te niezwykłe zwierzęta z człowiekiem, będzie bardzo ważnym wątkiem poruszanym w książce. Jednak oczywiście jak to zwykle bywa u Jojo, na pierwszym planie będą relacje czysto ludzkie, opisane w sposób, w jaki potrafi opowiadać o nich tylko ta niezwykła pisarka. Bohaterów tej pięknej książki jest wielu, ale na pierwszy plan wysuwa się prawniczka Natasha Macauley, która jest na życiowym zakręcie. Przechodzi właśnie bardzo trudne rozstanie z mężem, w dodatku musi nadal z nim mieszkać. Życie Natashy wydaje się zupełnie pozbawione sensu i bezcelowe. Kobieta zatraca się w gniewie i smutku, które są impulsem do podejmowania złych decyzji, Wydaje się, że jej świat już zawsze będzie taki, jednak na jej drodze staje 14-letnia dziewczynka, której los nieoczekiwanie splata się z życiem Natashy. Sara to dziewczynka, która w życiu już wiele straciła. Dawniej mieszkała ze swoim dziadkiem w Londynie i trenowała jazdę konną. Jej nieodłącznym towarzyszem był piękny koń oo imieniu Boo, którego podarował jej dziadek. Jednak rodzinna tragedia całkowicie zmieniła życie dziewczynki, która nagle została zupełnie sama i trafiła do opieki zastępczej. Sara straciła również swojego Boo. Teraz chce zrobić wszystko, żeby koń nie zniknął z jej życia, nawet jeżeli to oznacza popełnianie przestępstw. „Nie możesz wyrwać człowieka z jego świata i oczekiwać, że będzie szczęśliwy.” Najpierw musisz się zgubić, żeby ktoś mógł Cię odnaleźć. Życie Natashy i Sary krzyżuje się, kiedy kobieta przyłapuje małą na kradzieży. Próbuje dowiedzieć się gdzie dziewczynka mieszka i wtedy dowiaduje się, jak trudne życie wiedzie Sara. Postanawia, że ją ocali. Jednak nie zna wszystkich tajemnic, które nosi w sercu dziewczynka. Ta książka porusza tak wiele strun w ludzkim sercu, jakie dotknąć jest w stanie chyba tylko Jojo Moyes. Poznajemy bezgraniczną miłość człowieka do zwierzęcia i więź, która jest w stanie utrzymać przy życiu. Poznajemy kobietę na rozdrożu i dziecko, które nadaje jej życiu sens. W tle pojawi się także trudna relacja Natashy i jej męża, którzy przechodzą przez burzliwy okres rozwodu. Życiowych rozterek jest tu więc całe mnóstwo. Moyes już pokazała, że uwielbia szybkie zwroty akcji i to, kiedy dużo się w książce dzieje. Przez ponad 500 stron nie zdołacie się nudzić – ciagle coś się pojawia, ciagle coś wybiega prosto pod koła. Momentami jesteśmy źli na bohaterów, innym razem przejęci ich zachowaniem. Ale nigdy obojętni. ,,We wspólnym rytmie" Jojo Moyes zaskakuje czytelnika pod każdym względem. Mamy tu opowieść o dziewczynce, która chce zostać profesjonalnym jeźdźcem poprzedzoną historią miłości jej babki i dziadka i przeplataną informacjami o technikach doskonalenia tresury koni. Następnie poznajemy losy zgorzkniałej prawniczki Natashy zmagającej się z kryzysem wiary w dzieci z tzw. patologicznych środowisk oraz z problemami osobistymi w postaci nowego związku i ciągłego odczuwania miłości do męża, z którym stara się rozwieźć. Na domiar złego niewierny mąż wprowadza się do niej i wywraca życie do góry nogami. Również pojawienie się nastoletniej Sary dodatkowo komplikuje jej poukładane życie. Z uwagi na pasję nastoletniej Sary autorka wiele miejsca poświęciła koniom i metodom ich tresury. Największym marzeniem dziewczynki jest bowiem dostanie się do elitarnej Le Cadre Noir, do której należał jej dziadek. Od najmłodszych lat Sara ćwiczy z Boo, by móc spełnić to kosztowne marzenie. Czytelnik staje się świadkiem urzekającej historii wielkiej wieloletniej przyjaźni pomiędzy dziewczynką a koniem, która narodziła się dzięki samozaparciu i wierze w marzenia. Książka wywołała we mnie lawinę przeróżnych uczuć. Podczas lektury czułam naprzemiennie: ciekawość, smutek, żal, zaskoczenie, gniew, złość, radość, wzruszenie. Pod koniec łzy płynęły strumieniami. I to było piękne! Godna polecenia!!!!!!
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
07-08-2017 o godz 13:03 przez: Avaeable
„Tu nie chodzi o miłość – odparł – W całej tej książce nie ma ani jednej wzmianki o miłości. On nie jest sentymentalny. Wszystko, co robi, cała ta douceur, jaką okazuje, bierze się stąd, że rozumie, jak wydobyć ze zwierzęcia to, co najlepsze. Tak właśnie koń i człowiek razem osiągają doskonałość. (…) Koń nie chce być twoim pieszczochem, chérie (…) Koń jest dangeroux, potężny. Ale może być chętny do pracy. Jeśli dasz mu powód, by dla ciebie pracował, by cię chronił, by rozumiał rzeczy, które sam chce zrobić, wtedy osiągniesz coś pięknego. (…) – Ale ona czuła się rozczarowana. Pragnęła wierzyć, że Boo ją kocha. Pragnęła, by chodził za nią po podwórzu nie dlatego, że miała jedzenie, ale dlatego, ze chciał z nią być. (…) – To, co postuluje Ksenofont jest lepsze. On domaga się szacunku, najlepszej opieki, stałości, uczciwości, dobroci. Czy koń byłby szczęśliwszy, gdyby mówił o miłości? Non.” Jojo Moyes pokochałam za „Razem będzie lepiej” – ciepłą, choć nie pozbawioną problemów rodzinę i sympatyczną bohaterkę i jej heroiczne wysiłki, by utrzymać swoich milusińskich w kupie. Równie pozytywne wrażenie zrobił na mnie niepoprawny optymizm Lou z „Zanim się pojawiłeś” i choć ta książka nie zrobiła na mnie takiego wzruszającego wrażenia, jak na niektórych, to lekki, podnoszący na duchu humor sytuacyjny zdecydowanie wygrywał wszystko. I właśnie tego elementu brakowało mi najbardziej w najnowszej książce autorki. Bo to właśnie jej poczucie humoru i zabawne sytuacje w codziennym życiu bohaterów skradły mi serce, a mam wrażenie, że w „We wspólnym rytmie” i humor i luźne żarty występują sporadycznie. Jest to przede wszystkim historia o wielkiej pasji i walce o możliwość jej kontynuowania. Przyznaję, że na początku trudno mi było całkowicie wczuć się w klimat miejskich stajni i dążenia do osiągnięcia całkowitej jedności z koniem (szczególnie, że moja prywatna przygoda z jeździectwem trwała dość krótko i zakończyła się definitywnie po przeciągnięciu za nogę po połowie hipodromu :D), ale pióro Moyes ma w sobie coś takiego, że potrafi zarazić każdą emocją, nawet najbardziej dla czytelnika niezrozumiałą. „Twarz Sarah zastygła w masce skupienia. Napięcie ujawniało się w cieniach pod jej oczami i zaciśniętej szczęce. Natasha obserwowała nieznaczne ruchy jej pięt, niedostrzegalne wiadomości, które przesyłała przez lejce. Widziała, że koń słyszy, akceptuje, słucha mimo zmęczenia, i pojęła, że choć w ogóle nie zna się na tych zwierzętach, stała się świadkiem czegoś pięknego, co można osiągnąć tylko przez lata nieustępliwej dyscypliny i niekończącej się pracy.” To historia kilkunastoletniej Sarah, która w wyniku nagłej choroby dziadka zostaje bez opieki. Los łączy jej losy z poukładaną w życiu i jednocześnie całkowicie pogubioną we własnych uczuciach prawniczką i jej (jeszcze) mężem – przesympatycznym „wiecznym chłopcem”, którego zwierzęco-flirciarski magnetyzm działał na mnie nawet za pośrednictwem kart powieści, chociaż doskonale wiem, że z pewnością odgryzłabym mu głowę już po tygodniu potencjalnego wspólnego życia. Jeśli dorzucimy do tego postępującą sprawę rozwodową, dziadka obdarzonego mocami godnymi zaklinacza koni, tajną i superelitarną francuską szkołę, podstarzałego czarnego kowboja, zagubioną nastolatkę i konną ucieczkę z domu przez pół Europy, a wszystko to okrasimy tłumionymi głęboko emocjami, uzyskamy naprawdę niezły galimatias. Przyznam, że nawet ja powątpiewałam momentami w jakiekolwiek szanse na moje ukochane cukierkowe szczęśliwe zakończenie. Ale w końcu Jojo Moyes jest specjalistką w plątaniu i rozplątywaniu zagmatwanych losów swoich bohaterów. Swoją drogą niezła z niej sadystka! To naprawdę zakręcona opowieść o pasji, miłości i poświęceniu. O bólu straty, życiowych rozczarowaniach, braku wsparcia i zrozumienia, tragicznej konieczności wyboru między karierą i pasją, a rodziną. Znalazłam też dla siebie całkiem spory wykład o trudach macierzyństwa, o słuchaniu, szczerości i zaufaniu, o rozmowie, która ma moc naprawiania wszelkich nieporozumień (jakoś ostatnimi czasy to te fragmenty najbardziej zapadają mi w pamięć). Wreszcie jest to opowieść o ciężkiej pracy, harcie ducha i dążeniu do doskonałości. I o miłości. Przede wszystkim o miłości. „Przecież widzisz, że istnieje miłość, w tym, co robi – kontynuował dziadek mrużąc oczy. – Jest miłość w tym, co… proponuje. Tylko to, że o niej nie mówi, nie oznacza, że nie ma jej w każdym jego słowie. Ona tam jest, Sarah. W. Każdym. Najdrobniejszym. Geście. (…) Teraz to dostrzegała, nawet, jeśli wtedy tego nie widziała. Nigdy w dobitniejszy sposób nie dał jej do zrozumienia, jak bardzo ją kocha.” Momentami rozbrajająca, momentami irytująca, momentami niesamowicie wzruszająca – pełna emocji, które udzielają się czytelnikowi. Bo w czym jak w czym, ale w niesamowicie pięknym i obrazowym opisywaniu uczuć ta autorka jest moją mistrzynią. Choć podczas lektury zwątpiłam w to raz, czy dwa, ta książka okazała się być sporą dawką pozytywnej energii i wiary we własne możliwości.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
15-08-2017 o godz 13:30 przez: Anonim
„Dobry jeździec wie, że ma tylko jedną szansę, aby zaskarbić sobie szacunek konia. Wie też, że przez jeden wybuch gniewu może na zawsze stracić jego zaufanie. Konia można bowiem skrzywdzić tylko raz. Potem latami odbudowuje się zerwaną relację. Z ludźmi bywa podobnie...” Kiedy przeczytałam ten opis na tylnej okładce książki, pomyślałam „jakie to prawdziwe”. Istotnie, jakie to prawdziwe... Ile razy przeżywamy traumę zniszczonych relacji, które są wynikiem zburzonego zaufania. I to niezależnie po której „strony barykady” stoimy – skrzywdzonego czy krzywdzącego. Zniweczona miłość lub przyjaźń boli tak samo. „We wspólnym rytmie” to opowieść o takich właśnie zniszczonych relacjach oraz próbach, tak, nie próbie, lecz próbach, ich odbudowywania. Gdy poznajemy Natashę i Maca, parę która od ponad roku funkcjonuje w separacji, myślimy że stoi przed nimi tylko jedna droga, a drogowskaz, który do niej prowadzi ma na sobie napis „rozwód”. Wielki, straszny napis, który ciąży nad tą dwójką, niczym sęp, czyhający na swoje ofiary. Gdzieś obok nich swoje osobiste dramaty przeżywa czternastoletnia Sarah. Kiedy jej opiekun, ukochany dziadek, trafia do szpitala, jej świat rozpada się na kawałki. Wspólnie ze swoim pięknym koniem Boo, próbuje połapać się w tym nowym życiu, które nie jest dla niej ani przez chwilę łaskawe. Nieoczekiwanie drogi Natashy, Maca, Sarah, no i oczywiście Boo, krzyżują się ze sobą. Małżeństwo, które jest w rozsypce, postanawia przyjąć pod swój dach dziewczynkę, której rola w ich życiu okaże się ogromna. Nic nie jest jednak proste dla dwójki dorosłych osób, które powinny być osobno, a tymczasem wspólnie sprawują opiekę nad zamkniętą w sobie nastolatką. Dla Sarah natomiast nic nie jest istotne, oprócz jej konia Boo i trenowanie z nim sztuczek, które laikom wydają się niemożliwe do wykonania. Zamiłowanie do jeździectwa przekazał jej dziadek, Henri Lachapelle, z pochodzenia Francuz. Henri był kiedyś członkiem tajnego stowarzyszenia „Le Cadre Noir”, które sztukę współistnienia koni i ludzi praktykuje od stuleci. „Papa”, jak nazywa dziadka Sarah, pragnie dla swojej wnuczki tego, co on wiele lat temu musiał porzucić, a ona z zafascynowaniem przejęła jego porzucone marzenia. Jak sam tłumaczy sztukę ujeżdżania wnuczce: „Tu nie chodzi o miłość (…) W całej tej książce nie ma ani jednej wzmianki o miłości. On nie jest sentymentalny. Wszystko, co robi, cała douceur, jaką okazuje, bierze się stąd, że rozumie, jak wydobyć ze zwierzęcia to, co najlepsze. Tak właśnie koń i człowiek razem osiągają doskonałość. Nie chodzi o buzi-buzi. (…) Nie chodzi o emocje. On wie, że najlepszy sposób, by koń i człowiek zwyczajnie się rozumieli, to wzajemny szacunek.” Czy wzajemny szacunek to klucz do odnalezienia wspólnego rytmu? Czy Jojo Moyes w swojej książce pragnie nam delikatnie dać do zrozumienia, dlaczego rujnujemy nasze relacje, które przecież nieraz latami staramy się mozolnie budować. Jaki jest przepis na wspólny rytm? Odpowiedź na to pytanie zawarta jest na kartach tej powieści. Obyśmy wszyscy odkryli, jak funkcjonować w tym upragnionym wspólnym rytmie... Jojo Moyes po raz kolejny mnie oczarowała. Jej słowa potrafią wycisnąć ze mnie łzy. Znów rozbudziła we mnie te emocje, o których pokładach już dawno zapomniałam. www.recenzje-anki.blogspot.com
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
14-08-2017 o godz 13:23 przez: Sol
Książki Jojo Moyes uwielbiam. Każdą jedną. Jestem fanką jej historii i nawet mi przez myśl nie przeszło, że jej najnowsza powieść pt. We wspólnym rytmie, mogłaby mi się nie spodobać. Przyznam, że czekałam na tę piękność już jakiś czas i z ogromną przyjemnością oddałam się lekturze. Czytanie tej książki trochę mi się przeciągało, bo "ciągle coś". Niemniej, kiedy już ją skończyłam, dopadł mnie lekki smutek, że to już koniec. Moyes ma taki dar w kreowaniu postaci, że kiedy już je poznam, wdrożę się w ich świat, to później ciężko mi się z nimi rozstać. Tak też było w tym przypadku. Książka We wspólnym rytmie jest kierowana do kobiet dojrzałych, w zasadzie jak każda powieść autorki. Moyes opowiada nam losy pewnego małżeństwa, którego rozpad jest nieunikniony oraz losy pewnej zagubionej dziewczynki, która całkowicie jest oddana swojej pasji. Dziewczynki, która ma tylko dziadka i konia, którego bardzo kocha. Dziewczynki, której życie nie rozpieszczało, i która ciągle ma pod górkę. Przyznać muszę, że nastoletnia Sarah strasznie działała mi na nerwy. Zachowywała się jak rozwydrzony bachor, do którego nic nie dociera. Nie polubiłam się z nią od samego początku, niby mogłabym zrozumieć jej zachowanie, niemniej ciężko było mi to uczynić. Te jej fochy, kłamstwa... Irytowała mnie i dopiero (dopiero!) pod koniec książki poczułam do niej sympatię i zrozumienie, ale wcześniej miałam ochotę jej przylać paskiem w dupsko, bo ileż można! Ktoś dla niej ryzykuje, robi wiele, chce ją zrozumieć i jej pomóc, a ta wiecznie źle, wiecznie nie, wiecznie jazdy i dąsy. No szlag mnie trafiał. Mac i Natasha to takie problemowe małżeństwo, którego losy śledziłam z dużym zainteresowaniem. Bardzo polubiłam tę dwójkę zagubionych ludzi, których cholernie do siebie ciągnie, ale jednocześnie te dwa bieguny nie tańczą (tytułowo) w tym wspólnym rytmie. Ciężko im się zgrać, zrozumieć siebie nawzajem, a nawet czasami porozmawiać. Da się jednak przewidzieć, jak to wszystko się skończy, bo kto tego nie przewidział, to chyba jest ślepy. Niemniej nie jest to coś złego, absolutnie. Wiecie, z książkami obyczajowymi jest tak, że niestety bądź stety są one przewidywalne. Nie zawsze, ale jednak są. W życie Natashy i Maca "wchodzi" Sarah. Dziewczynka huragan. Huragany wszystko niszczą, a czy Sarah tak robi? Na pewno posieje trochę zamętu w życiu tej dwójki dorosłych. Na pewno wyjdzie im to na dobre! Chociaż... Nie pod każdym względem, ale o tym nie będę się rozpisywała. Sami musicie poznać historię tej trójki bohaterów, żeby się przekonać o czym piszę. O czym jest książka We wspólnym rytmie? O tym, że razem można pomóc sobie nawzajem, o zrozumieniu, wsparciu, sile miłości, ogromie pasji i pracy w tę pasję włożonej. Na pewno o wybaczaniu, zmianie, otwarciu się na drugą osobę, zaufaniu, stracie... Co tutaj dużo mówić, według mnie ta książka (jeśli się ją zrozumie i CHCE się ją zrozumieć) jest piękna. Jest prawdziwa, poruszająca i emocjonalna. Pewnie nie do każdego trafi, niemniej ja ją polecam. Jeśli szukacie czegoś takiego, jak wymieniłam wyżej, to myślę, że się nie zawiedziecie. http://sol-shadowhunter.blogspot.com/
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
12-08-2017 o godz 00:07 przez: _obsessionwithbooks_
Dwie główne bohaterki: nastolatka mieszkająca samotnie z dziadkiem podzielająca jego zamiłowanie do koni oraz dojrzała pani prawnik będąca po rozstaniu ze swoim prawie byłym mężem. Losy obu kobiet krzyżują się ze sobą w przypadkowych okolicznościach, lecz ich spotkanie odciska decydujące piętno na życiu każdej z nich. Książka rozpoczyna się epilogiem z przeszłości, który z miejsca zapowiada się wprost obiecująco. Kolejne strony tylko potwierdzają nasze przypuszczenia co do tego, iż spotkamy się tutaj ze szczerze intrygującą historią, aż w pewnym momencie....pojawia się więcej ważnych scen z Sarah, której osobiście nie mogłam znieść. Z jednej strony fajnie, że autorka przedstawiła dość realistycznie naturę zbuntowanej czternastolatki, jednak który normalny dorosły człowiek dałby sobą wręcz pomiatać i przymykałby oko na tak okropne zachowanie młodej dziewczyny? Rozumiem skąd i po co wziął się taki pomysł, o czym niestety nie powiem, ponieważ musiałabym Wam zaspoilerować dalsze wydarzenia, jednak w ostatecznym rozrachunku nie zaowocowało to niczym niezwykłym, a jedynie zdenerwowało i podniosło mi ciśnienie podczas czytania. Za to wątek Henry'ego wyszedł jak najbardziej na plus. Był prawdopodobnie najbardziej wzruszający i dający jako tako coś do myślenia. Poświęcono tej postaci idealnie odmierzoną ilość uwagi, a przede wszystkim rozpoczęto oraz zakończono jej przygodę w piękny sposób. Natomiast jeśli chodzi o naszą drugą bohaterkę Natashę, tutaj również wszystko zostało należycie rozegrane, a całość czytało się w zasadzie bez zarzutów. Jednakże właśnie w tym tkwi problem z tą książką. W końcowym rozliczeniu powieść zaprezentowała się po prostu ładnie, nic więcej. Naprawdę szkoda, ponieważ mam wrażenie, że pomysł na fabułę i poprowadzenie jej gdzieś do połowy książki było naprawdę dobre, lecz niestety niewykorzystane do końca. Nie chciałabym, aby ktoś opacznie mnie zrozumiał, ponieważ ,,We Wspólnym Rytmie'' jest niezłą pozycją na koncie Jojo Moyes, która najzwyczajniej w świecie nie poruszyła mnie tym, czym powinna. Każdy jednak reaguje na pewne wydarzenia w określony sposób, każdego wzrusza i zachwyca zupełnie co innego, zatem to co ja uważam za słabe, Wy możecie uznać za piękne i wartościowe. Być może zawiodłam się także dlatego, iż po genialnym ,,Zanim Się Pojawiłeś'', które figuruje na liście moich ulubionych książek, spodziewałam się czegoś równie niesamowitego, w czym niestety się przeliczyłam. Tak czy siak, jeśli jesteście miłośnikami zwierząt, a w szczególności koni ,,We Wspólnym Rytmie'' na pewno zaplusuje sobie u Was samą tematyką. Jako fani twórczości Moyes oczywiście powinniście zapoznać się z tą lekturą, a jeżeli jesteście jej po prostu ciekawi - przeczytajcie, by wyrobić sobie własne zdanie. Nie zawiedziecie się jakoś mocno, a przy tym może się okazać, że książka akurat przypadnie Wam do gustu.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
Więcej recenzji