5/5
08-04-2022 o godz 10:33 przez: Zofia Zaremba
Wzrusza, wstrząsa, śmieszy, otwiera oczy, napełnia czułością, wkurza, zachwyca. Wspaniała powieść! Każdy powinien ją przeczytać!
Czy ta recenzja była przydatna? 1 0
5/5
08-04-2022 o godz 10:49 przez: Kasia
Tytuł jest idealny, bo ta książka rzeczywiście rozśmiesza i rozdziera serce jednocześnie. Bardzo polecam!
Czy ta recenzja była przydatna? 1 0
5/5
13-04-2022 o godz 13:37 przez: FioletowaRóża
Główną bohaterką książki pt. „Smutek i rozkosz” jest niejaka Martha. Autorka postawiła na zmiany w czasie akcji utworu, dlatego czytelnicy zapoznają się zarówno z dorosłym, jak i nastoletnim życiem Marthy. Jako mała dziewczyna nie zaznała ona typowej matczynej miłości. Celia, matka Marthy, nie za bardzo zasługiwała na to, by tak właśnie ją tytułować. Nastoletnie dziecko nie wychowa się przecież dobrze w domu, w którym króluje alkohol, brud, nieład- nawet do tego stopnia, że ręczniki łazienkowe nie są czyste, tylko wiecznie wilgotne. Na dodatek matka Marty uznaje się za wielką rzeźbiarkę- artystkę, choć do miana kogoś utalentowanego jest jej bardzo daleko. Ojciec dziewczyny, Fergus, to znowu artysta-poeta, ale wiecznie brakuje mu weny twórczej. Myślę jednak, że zdecydowanie większą sympatią czytelnicy mogą zapałać właśnie do ojca bohaterki. Dlaczego? Sami się o tym przekonajcie i dokonajcie uczciwego porównania. Martha ma jeszcze siostrę Ingrid, z którą kontakt utrzymuje także w czasach dorosłych. Kobiety są dla siebie przyjaciółkami i wspierają się, jak tylko mogą, choć ich charaktery są zróżnicowane niczym ogień i woda. Ingrid, w porównaniu z bardzo wycofaną Marthą, ma ostry temperament. Jest także matką sporej gromadki dzieci. Powieść nie jest jednak tak prosta w odbiorze, aby mówić tylko o relacjach rodzinnych Marthy. Kobieta od najmłodszych lat czuje, że coś jest z nią nie tak. Najgorsze kłopoty przychodzą jednak w czasie matur, kiedy Martha nie jest w stanie niczego napisać na arkuszu. Dodatkowo stroni ona od ludzi, często płacze bez powodu, chowa się pod stołem, zaś jej humor bardzo mocno i szybko się zmienia. Nie są to typowe humorki dorastającej nastolatki, a poważna choroba psychiczna. Już wcześniej wspominałam, że choroby psychiczne często są traktowane bardzo schematycznie. Ludzie chorzy umysłowo to, podobno, ludzie rozwydrzeni, roszczeniowi, a ich kłopoty zdrowotne nie są traktowane poważnie. Jak zatem z chorobą poradzi sobie Martha? Jak jej nietypowe i bardzo zmienne huśtawki nastrojów zaakceptują partnerzy? Myślę, że szczególnie postawa jednego z nich, a mianowicie Jonathana, może przyprawić czytelnika o szybsze tętno i podwyższoną temperaturę. Dlaczego tak źle go oceniam? Tego nie zdradzę, ale myślę, że moje krytyczne spojrzenie nie jest przesadzone. Osobą bliską dla Marthy będzie także niejaki Patrick- mężczyzna, którego zna ona od najmłodszych lat i którego życie rodzinne także nie było usłane różami. Warto skupić się zatem na relacjach Marty z mężczyznami, bo będą to bardzo ważne i dobrze zaplanowane wątki. „Smutek i rozkosz” to bardzo dobry tytuł nawiązujący do fabuły książki. Bohaterka, przez swoją chorobę, potrafi w jednej chwili czuć się dobrze, miło, rozkosznie, by za chwilę popaść w marazm, a nawet gniew, furię. Czy tak zróżnicowaną postawę mogą wytrzymać bliscy chorego? Należy pamiętać o tym, że kiedy chory jest jeden z domowników, to tak naprawdę źle czuje się cała rodzina. Autorka skupiła się także na bardzo ważnym wątku dotyczącym macierzyństwa. Czy osoby chore psychicznie mają prawo wychowywać dzieci? Czy boją się zapłodnienia, ponieważ biorą wiele leków? Czy ich szansa na założenie pełnej rodziny jest z góry przekreślona? To kolejny świetny wątek powieści- z jednej strony bardzo kontrowersyjny, a z drugiej mocno wzruszający. Cieszę się, że przeczytałam tę książkę i mam nadzieję, że jej fabuła bardzo zmieni postrzeganie osób zmagających się z problemami umysłowymi. Często nie mamy wpływu na nasze zachowanie i należy to uszanować. Już sama okładka sugeruje czytelnikom, że będziemy czytać coś, co nie jest oczywiste, łatwe, banalne. Fotografia na okładce mówi nam: głową muru nie przebijesz, co można rozumieć jako wysokie problemy z przezwyciężeniem, jak i pojmowaniem niektórych schorzeń. Czy więc warto przeczytać „Smutek i rozkosz”? Ja uważam, że jak najbardziej tak i mam nadzieję, że doczekamy się jeszcze innej powieści Meg Mason. Jeśli dana powieść jest ciekawa, lektura trwa bardzo szybko, wręcz błyskawicznie. Jeśli o mnie chodzi, wystarczył mi jeden dzień, a fabuła nie zniknie tak prędko z mej pamięci.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
27-04-2022 o godz 13:50 przez: Żaneta
„To jest opowieść o Marcie, ale mogłaby być o każdym z nas.” Może jest opowieścią o każdym z nas? Martha zabrała mnie na piękny spacer. Towarzyszyłam jej w Londynie, Paryżu i Oksfordzie. Opowiadała mi swoje życie i problemy, które napotykała na swojej ścieżce życia. Czułam się jakby była moją przyjaciółką a z jakichś przyczyn życie nas rozdzieliło i po latach się spotkałyśmy. Ciesząc się jej szczęściem a później przeżywając z nią ból straty, chciałam wziąć ją za rękę, pogłaskać i zaprowadzić do psychiatry. Być przy niej. I było kilka takich momentów. Dziękuję Martho za słowa: „-Uważam się za kogoś, komu niezbyt dobrze idzie udawanie człowieka. Życie sprawia mi więcej trudu niż innym”. Towarzyszyłam Marcie w jej spacerze i byłam z nią w jej rollercosterze emocji: radości, szczęściu, strachu, wstydu, nadziei, żałoby i poczuciu winy. I śmiałam się i płakałam razem z nią. Martha pokazała mi prawdziwą przyjaźń damsko-męską, bez podtekstu seksualnego. Jej przyjaciel Peregrine rozumiał ją, bo sam przeżył podobne doświadczenie cierpienia. Martha pokazała siłę miłości do drugiego człowieka. Pokazała rodzinne problemy: alkoholizm, współuzależnienie. Pokazała, iż rodzina, nie zawsze idealna, zgodna, jest najważniejsza. I czasem trzeba odejść, nabrać dystansu i wrócić. A prawdziwą sztuką jest rozmowa. Szczera, płynąca z serca, niespiesznie wypowiadane słowa, ich analiza i odpowiedź. Czasem jednak trzeba najpierw pomilczeć. Miałam w sobie wewnętrzną niezgodę na brak zaangażowania ze strony rodziny na prawidłowe zdiagnozowanie Marthy. Idąc dalej na spacer z Marthą dowiedziałam się dlaczego jej rodzina miała tak duży opór przed poznaniem diagnozy. Prawidłowa diagnoza lekarza psychiatry, mimo iż nie zawsze mówi o niej pacjentowi, potrafi zmienić życie pacjenta poprzez odpowiedni dobór leków. I choć całą książkę czekałam na odpowiedź: jaka jest diagnoza choroby Marthy, niestety jej nie uzyskałam. Jest to celowy zabieg autorki. Bo choć Martha zna nazwę, nie chce, żeby ktoś ją stygmatyzował, nazywał, przyklejał „łatki”. I autorka specjalnie kreskuje nazwę choroby. Niestety boimy się chorób psychicznych albo zaburzeń. I jak uważa siostra Marthy, Ingrid „jako społeczeństwo powinniśmy przestać stygmatyzować choroby psychiczne”. Od samego początku, gdy otrzymałam książkę ciekawiła mnie okładka. Stoi kobieta, blondynka i opiera głowę o ścianę lub jakiś mur. To jest właśnie ta historia, to jest Martha i to może być każdy z nas. Myślę, że większość z nas kiedyś doszła do swojej „ściany”, nie widząc sensu w tym, jakie ma życie, co robi albo wydarza się coś tak tragicznego, że nie masz siły wstać, pokonać swoich słabości, odkryć jak słaba jesteś, by znaleźć w sobie siłę, swoją własną, płynącą z głębi duszy. Albo uciekasz przed samą sobą, choć dobrze wiesz, że przed swoimi demonami nie da się uciec i choć o nich zapomnisz, one powrócą i będziesz musiała się z nimi zmierzyć. Martha pokonuje swoje słabości. Wstaje, choć znów potem upada. I znów i znów i znów..... Upada i wstaje. Wstaje i to jest jej największe zwycięstwo. A mąż, rodzice, siostra, cała rodzina trwają przy niej i wspierają ją, choć nie zawsze we właściwy sposób. I Martha daje nam świadectwo, że my też możemy wstać. Daje nam nadzieję i wiarę. Dziękuję #WydawnictwoZnakLiteranova i za wyróżnienie i nagrodę w konkursie na recenzję. Dziękuję za podarowany mi egzemplarz książki. Dziękuję, to był piękny spacer z Marthą. Słowa uznania dla tłumacza Mateusza Borowskiego za piękne tłumaczenie. I dla redakcji za świetną bezbłędną korektę.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
21-04-2022 o godz 19:37 przez: Żaneta
„To jest opowieść o Marcie, ale mogłaby być o każdym z nas.” Może jest opowieścią o każdym z nas? Martha zabrała mnie na piękny spacer. Towarzyszyłam jej w Londynie, Paryżu i Oksfordzie. Opowiadała mi swoje życie i problemy, które napotykała na swojej ścieżce życia. Czułam się jakby była moją przyjaciółką a z jakichś przyczyn życie nas rozdzieliło i po latach się spotkałyśmy. Ciesząc się jej szczęściem a później przeżywając z nią ból straty, chciałam wziąć ją za rękę, pogłaskać i zaprowadzić do psychiatry. Być przy niej. I było kilka takich momentów. Dziękuję Martho za słowa: „-Uważam się za kogoś, komu niezbyt dobrze idzie udawanie człowieka. Życie sprawia mi więcej trudu niż innym”. Towarzyszyłam Marcie w jej spacerze i byłam z nią w jej rollercosterze emocji: radości, szczęściu, strachu, wstydu, nadziei, żałoby i poczuciu winy. I śmiałam się i płakałam razem z nią. Martha pokazała mi prawdziwą przyjaźń damsko-męską, bez podtekstu seksualnego. Jej przyjaciel Peregrine rozumiał ją, bo sam przeżył podobne doświadczenie cierpienia. Martha pokazała siłę miłości do drugiego człowieka. Pokazała rodzinne problemy: alkoholizm, współuzależnienie. Pokazała, iż rodzina, nie zawsze idealna, zgodna, jest najważniejsza. I czasem trzeba odejść, nabrać dystansu i wrócić. A prawdziwą sztuką jest rozmowa. Szczera, płynąca z serca, niespiesznie wypowiadane słowa, ich analiza i odpowiedź. Czasem jednak trzeba najpierw pomilczeć. Miałam w sobie wewnętrzną niezgodę na brak zaangażowania ze strony rodziny na prawidłowe zdiagnozowanie Marthy. Idąc dalej na spacer z Marthą dowiedziałam się dlaczego jej rodzina miała tak duży opór przed poznaniem diagnozy. Prawidłowa diagnoza lekarza psychiatry, mimo iż nie zawsze mówi o niej pacjentowi, potrafi zmienić życie pacjenta poprzez odpowiedni dobór leków. I choć całą książkę czekałam na odpowiedź: jaka jest diagnoza choroby Marthy, niestety jej nie uzyskałam. Jest to celowy zabieg autorki. Bo choć Martha zna nazwę, nie chce, żeby ktoś ją stygmatyzował, nazywał, przyklejał „łatki”. I autorka specjalnie kreskuje nazwę choroby. Niestety boimy się chorób psychicznych albo zaburzeń. I jak uważa siostra Marthy, Ingrid „jako społeczeństwo powinniśmy przestać stygmatyzować choroby psychiczne”. Od samego początku, gdy otrzymałam książkę ciekawiła mnie okładka. Stoi kobieta, blondynka i opiera głowę o ścianę lub jakiś mur. To jest właśnie ta historia, to jest Martha i to może być każdy z nas. Myślę, że większość z nas kiedyś doszła do swojej „ściany”, nie widząc sensu w tym, jakie ma życie, co robi albo wydarza się coś tak tragicznego, że nie masz siły wstać, pokonać swoich słabości, odkryć jak słaba jesteś, by znaleźć w sobie siłę, swoją własną, płynącą z głębi duszy. Albo uciekasz przed samą sobą, choć dobrze wiesz, że przed swoimi demonami nie da się uciec i choć o nich zapomnisz, one powrócą i będziesz musiała się z nimi zmierzyć. Martha pokonuje swoje słabości. Wstaje, choć znów potem upada. I znów i znów i znów..... Upada i wstaje. Wstaje i to jest jej największe zwycięstwo. A mąż, rodzice, siostra, cała rodzina trwają przy niej i wspierają ją, choć nie zawsze we właściwy sposób. I Martha daje nam świadectwo, że my też możemy wstać. Daje nam nadzieję i wiarę. Dziękuję, to był piękny spacer z Marthą. Słowa uznania dla tłumacza Mateusza Borowskiego za piękne tłumaczenie. I dla redakcji za świetną bezbłędną korektę.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
19-04-2022 o godz 11:56 przez: Paulina Klimek
Na tylnej okładce możemy przeczytać: „To jest opowieść o Marcie. Ale mogłaby być o każdym z nas”. W tych dwóch zdaniach kryje się tak naprawdę całe piękno tej powieści. Uwielbiam tego typu historie, które po płaszczem jakiejś fabuły kryją w sobie historie, w których czytelnik może odnaleźć siebie. Taką historię można odebrać na tylko sobie znanej płaszczyźnie, wyciągnąć z niej dokładnie tyle, ile w danym momencie się potrzebuje. A jednocześnie historia Marthy wywołuje w czytelniku tak wiele różnych emocji, że kiedy skończy się tę powieść, nie wiadomo co ze sobą zrobić. „Smutek i rozkosz” jest dokładnie taka, jaką opisuję tytuł - smutna i rozkoszna. Kryje się w niej ogrom cierpienia, przeplatany takim humorem, który najbardziej lubię. Łączenie różnorodnych emocji przychodzi autorce naturalnie i wyszło naprawdę świetnie, subtelnie, z umiarem. Tę książkę tak naprawdę się chłonie, całym sobą, wraz z wszelkimi troskami i radościami. Książka Meg Mason porusza bardzo ważny temat chorób psychicznych, które bardzo często obecne są w naszym życiu i, na szczęście, są coraz bardziej normalizowane, coraz częściej ludzie o nich rozmawiają i nie wstydzą się korzystać z pomocy specjalistów. Być może ta historia okaże się dla osób zmagających się z chorobą swoistym ukojeniem, zrozumieniem, poczuciem nie bycia wyobcowanym. Przy czym ta książka ma również drugie dno - pokazuje brak zrozumienia przez bliskich, ogromne osamotnienie, aż w końcu poczucie winy w związku z chorobą, skąd krótka droga do myślenia o sobie, jak o wariacie. Mimo wielu przykrych doświadczeń, ta historia to także opowieść o ogromnej sile człowieka. Kiedy wszystko sypie się na głowę, złe myśli przytłaczają i nigdzie nie można znaleźć pomocy, ostatecznie jednak człowiek jest w stanie wyrwać się z rąk niepowodzeń i odbić się od dna. I chciałabym, aby to tutaj wybrzmiało - mimo wszystko jest to opowieść podnosząca na duchu. Jasne, dużo tu o bólu, smutku, niepowodzeniach i wściekłości, ale jednocześnie łatwo wyczuć tę nadzieję, która płynie z historii i pokazuje, że nigdy nie jest tak źle, jakby nam się mogło wydawać. Nie mogę nie wspomnieć o podobieństwie do książek Sally Rooney - co zresztą nawet wydawca zaznacza na okładce książki oznajmiając, że „Smutek i rozkosz” to „literackie wydarzenie dla fanów <>”. I jako fanka pióra Rooney muszę przyznać, że te obie książki faktycznie są do siebie podobne, niemniej to nadal trochę różna literatura. Wydaje mi się też, że książka Mason jest jednak trochę bardziej przystępna, mniej specyficzna, przez co pewnie odnajdzie uznanie u większej liczby osób. Więc jeżeli książki Rooney nie przypadły Wam do gustu, jest szansa, że „Smutek i rozkosz” Wam się spodoba. Jeżeli chodzi o podobieństwa, myśle że ta książka spodoba się także fanom książek typu „Dorośli” Marie Aubert. Warto również docenić fakt, że kiedy główna bohaterka dostaje diagnoza od lekarza, choroba nie jest podana z nazwy, zastąpiono ją po prostu dwoma myślnikami. Jasne, jeżeli ktoś kojarzy choroby psychiczne, pewnie od razu wyłapie, o jaką dokładnie chorobę chodzi, natomiast ciekawym zabiegiem jest nie używanie tej nazwy, dzięki czemu czytelnik nie skupia się zbytnio na tym, można także w pewien sposób uniknąć sugerowania. Uważam to naprawdę za duży plus.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
07-05-2022 o godz 16:27 przez: NIEnaczytana
Kiedy zaczęłam czytać „Smutek i rozkosz”, w pierwszej chwili pomyślałam, że ta książka jest dziwna. Nie potrafiłam odnaleźć się w fabule, która wydawała mi się nieco chaotyczna. I tak na dobrą sprawę, dopiero gdzieś w jej połowie, poszczególne puzzle zaczęły wskakiwać na właściwe miejsce i poczułam więź z Marthą. Choć Martha jest dziwna… Bo Martha cierpi na jakieś schorzenie. Nikt nie wie na jakie, a może nie chce wiedzieć, bo tak jest wygodnie? A może ona po prostu tak ma? Jest nadwrażliwa? Nie potrafi sobie poradzić z otaczającym ją światem? Pytania, które tu przytaczam, pojawiały się zarówno w treści, w domysłach rodziny głównej bohaterki, jej samej, jak i w mojej głowie. I tak naprawdę razem z Marthą „otrzeźwiałam” w momencie diagnozy, tej właściwej, że ma ona _ _. Tak, w książce nie jest nazwana choroba, na którą cierpi kobieta, ale wraz z nią następuje przełom w jej życiu, jak i w fabule. Do tej pory Martha przypominała dryfującą po bezbrzeżnych wodach tratwę, która nie wie, w jakim kierunku płynie. Dotąd czuła się gorsza, a wraz z właściwym określeniem tego, co jej jest, poczuła się tak, jakby odnalazła siebie. „Smutek i rozkosz” to tytuł, który oddaje poniekąd emocje w trakcie lektury. Są momenty, podczas których czujemy irytację, ale przede wszystkim żal. Tak, jest nam żal Marthy, która nie wie, dlaczego jest taka, jaka jest. Która zdaje się traktowana przez jej najbliższych jak niewygodny element ich życia. Choć, patrząc na ich postawę całościowo, zrzuciłabym to raczej na karb nieumiejętności poradzenia sobie z budowaniem relacji z osobą taką jak ich siostra/córka. A z drugiej strony wybrzmiewa subtelny humor, często przerysowany, ironiczny. Autorka zdaje się w ten sposób nieco łagodzić wzięty na tapet poważny, bądź co bądź, temat choroby psychicznej. Niemniej lekka forma, jaką wykorzystała, opisując losy wykreowanej przez nią postaci, nie bagatelizuje go. Wręcz przeciwnie – w swojej książce zwraca ona na uwagę na tego typu zaburzenia, każe na chwilę zatrzymać się i być może spojrzeć z większą tolerancją i empatią na wszystkich tych, którzy nie potrafią do końca, często nie z własnej winy, dostosować się do rzeczywistości, którzy muszą toczyć samotną walkę ze swoją odmiennością. Podsumowując: „Smutek i rozkosz” nie jest książką dla każdego. Ja uplasowałabym się po środku - gdzieś pomiędzy zachwytem a lekkim znużeniem po jej lekturze. Niemniej uważam, że warto po nią sięgnąć. Chociażby dlatego, by wspólnie z główną bohaterką zmierzyć się ze światem widzianym jej oczami. Krok po kroku poznać jej życie, emocje, rozterki, obserwować zmiany, jakie w niej zachodzą. Ale także zobaczyć, jak z jej odmiennością radzą sobie najbliżsi. To książka napisana w zupełnie innej konwencji niż te, po jakie zazwyczaj sięgam, ale w jakiś sposób mnie poruszyła. To powieść, która pokazuje, jak trudne jest życie z brakiem świadomości o chorobie, ale także, jak zupełnie inne może być ono z wiedzą na temat tego, co nam jest. Może być jak powiew świeżości, który mobilizuje nas do tego, by budować swój świat od nowa. Jednak przede wszystkim zmusza do pogodzenia się z chorobą, oswojenia się z nią i zaakceptowania siebie. A przecież samoakceptacja to klucz do szczęśliwego życia, nie tylko dla osób z zaburzeniami.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
04-05-2022 o godz 15:24 przez: Aleksandra
Historia przepełniona rozkoszą i bólem, w której każdy tak naprawdę ma szansę odnaleźć choć cząstkę siebie. „Pierwsza powieść to zawsze autobiografia i realizacja życzeń. Najwyraźniej trzeba najpierw wyrzucić z siebie wszystkie rozczarowania i niespełnione marzenia, zanim napisze się coś pożytecznego” Marta już jako nastolatka przestaje w pewnym momencie radzić sobie z otaczającym ją światem. Popada w stan podobny do depresji, chowając się w tym czasie pod biurkiem w swoim pokoju, wychodząc tylko co parę dni, później już wcale. Przestaje jeść, pić i mieć chęci do czegokolwiek. Tak naprawdę wolałaby nie robić nic. Marta również pochodzi z rodziny, o której gdyby ktoś usłyszał, uznałby że nie tylko z Martą jest coś nie tak, lecz ze wszystkimi. Ojciec jest poetką z niespełnionym marzeniem, by wydać swój tomik. Matka częściej pije, niż rozmawia z własnymi dziećmi i zajmować się domem, za to woli tworzyć z zużytych już przedmiotów rzeźby. Jedynym wsparciem dla głównej bohaterki jest jej siostra Ingrid i razem nie popadają w większy obłęd dzięki ciotce Winsome, która w przeciwieństwie do rodziny Marty, jaka się z niej podśmiewa to dobrze wyszła za mąż, dba o porządek i pożycza pieniądze, bo rodzice głównej bohaterki choć są artystami z marzeniami, to nie potrafią nawet się za to utrzymać. Marta, choć niewiele ma do zrobienia, wiecznie jest w ruchu i coś robi. Jej spadki i nagłe wzniesienia nastroju odpowiadają również czynom. Zakochuje się w mężczyźnie, który tak naprawdę jej nie akceptuje i udaje, że podoba mu się taką, jaką jest. Pracuje w dziennikarstwie o modzie, siedząc cicho w magazynie, w którym tak naprawdę się dusi. Rozwodzi się i za sprzedany pierścionek zaręczynowy kupuje ojcu maszynę do pisania, choć jej własne marzenia stoją w miejscu, bo ciągle wydaje jej się, że nie wie co robić i o czym powinna marzyć. Znów się zakochuje, zachodzi w ciąże i znów jej małżeństwo ulega rozpadowi. przecież kto z nas choć raz w życiu nie zastanawiał się, co powinien zrobić, a czego nie? Za czym gonić, a co sobie odpuścić? Czując się niby szczęśliwym, jednocześnie ignorując kłucie niespełnienia i pustki w sercu? ,,Smutek i rozkosz” w piękny i zarazem przepełnionym bólem sposób opowiada nam historię osoby chorej psychicznie, która niestety nie otrzymuje takiego wsparcia od bliskich, jakie powinna, przez co później sama w dorosłym życiu nie do końca ma pojęcie gdzie go szukać, jak na nie reagować i co z nim robić, by nie popaść w jeszcze większy obłęd. Bardzo podobało mi się wniesienie do historii źle postawionej diagnozy, co często może się zdarzyć, niedziałające leki i skutki poboczne nagłego odstawiania bez wsparcia specjalisty, co z pewnością odbiło się na naszej Marcie. Fani takich książek jak ,,Normalni ludzie” od Sally będą zachwyceni.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
26-05-2022 o godz 21:55 przez: Kasia Kulik
“Smutek i rozkosz” to powieść smutna i zabawna – tak przynajmniej informuje nas okładka. Ten opis właśnie zachęcił mnie do przeczytania książki. Nie ma lepszego połączenia, niż “słodko-gorzkie” nastrój, w którym łzy mieszają się z uśmiechem, radość z nostalgią, a tęsknota z rozpaczą. Pod tym kryje się jednak coś głębszego, bowiem “Smutek i rozkosz” to opowieść o nieszczęśliwej kobiecie, zmagającej się z chorobą psychiczną. “Smutek i rozkosz” – cierpka opowieść o dobrym życiu Smutek i rozkoszMartha ma prawie wszystko, czego mogłaby od życia zapragnąć – rodzinę, na którą może liczyć (no, może nie w każdym przypadku ) kochającego męża, pracę, dom, czasami też podróżuje. Jedyną przeszkodą, która staje jej na drodze do szczęścia, jest przejmujący smutek, który odczuwa każdego dnia. W jednej chwili jest pogodna, a za parę minut gotowa, by rzucać przedmiotami o ścianę i pogrążać się w ciemnej rozpaczy. Czuje, że coś z nią jest nie tak. Ten przeraźliwy smutek spycha ją ku przepaści – potrafi przez wiele dni nie ruszać się z łóżka, trwać w stanie beznadziejnej wegetacji. Jej bliscy nauczyli się już znosić jej “humory” – wspieranie jej w każdym momencie, kiedy tego potrzebuje, wielu przerastało. Mówili, by wzięła się w garść. Próbowała – wiele razy, ale każda z tych prób kończyła się porażką. Zawsze wracała do punktu wyjścia. Poświęciła wszystko: swoje cele, marzenia, siebie w walce z… – no właśnie, z czym? Kiedy w końcu, po wielu latach, słyszy prawidłową diagnozę ma wrażenie, że nic od życia już nie dostanie, bo jest już za późno. A to właśnie wtedy to życie nabiera sensu. Opowieść o emocjach “Smutek i rozkosz” to przenikliwa opowieść o miłości i walce z okropną chorobą psychiczną. Martha ma kochającego męża, ale poprzez to, co dzieje się w jej głowie, nie jest w stanie tej miłości docenić i odwzajemnić w należyty sposób. W ten sam sposób traktuje najbliższą rodzinę – rani ich i zamyka się przed nimi, choć najbardziej potrzebuje właśnie bliskości. Książka pokazuje też tę drugą stronę medalu – ogromne poświęcenie i ponad ludzki wysiłek, jaki należy włożyć w życie z tak chorą i nieprzewidywalną osobą. Choć ta powieść niesie ze sobą ogromny ładunek emocjonalny i porusza bardzo trudne tematy, czyta się ją niezwykle przyjemnie. Bohaterów nie da się nie lubić! Cytując za okładką: to jest opowieść o Marcie. Ale mogłaby być o każdym z nas. Jest czuła, wnikliwa, smutna, odrobinkę zabawna i przede wszystkim ważna. Wciąż tak mało w dzisiejszym świecie mówi się o zdrowiu psychicznym; lekceważy się smutek, mówiąc “weź się w garść!”, “ogarnij się” – a to przecież nierówna walka. To również piękna powieść o dwójce wspaniałych ludzi i wielkim uczuciu, jakim pomimo przeciwności darzą się nawzajem.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
13-04-2022 o godz 10:33 przez: Marta
Mam ostatnio niesamowite szczęście do współprac. Zaraz po Psim parku dostałam propozycję przeczytania i napisania o Smutku i rozkoszy. I ach! Co te dwie książki zrobiły w mojej głowie. Jestem nimi totalnie oczarowana i zapewne będę pamiętać je na lata. O Psim parku pisałam na Instagramie. Obie książki ukazały się nakładem Wydawnictwa Znak. Pierwsza z nich opowiada o ukraińskich surogatkach, które z braku wyjścia decydują się zostać matkami zastępczymi. To proza, która mnie zmroziła i poturbowała emocjonalnie. Podobnie jak Smutek i rozkosz Meg Mason. To przykład książki nieodkładalnej i tylko fakt, że mam małe dziecko sprawił, że nie zarwałam dla niej nocy. Niemniej już następnego dnia niecierpliwie wyczekiwałam momentu, w którym poznam całą historię Marthy. Martha ma problemy. Ze sobą, w swoim małżeństwie. Potrafi być równocześnie czuła, kochana i wspierająca, by po chwili stać się rozdrażnioną, agresywną i niepoczytalną. Takiej huśtawki emocjonalnej ma dosyć jej mąż, który postanawia od niej odejść. Martha spod swojego stołu, pod którym się kryje próbuje dojść do tego, co z nią jest nie tak, a może z nią jest wszystko w porządku tylko wszyscy wokół mają jakieś problemy? Matka to artystka, która tworzy recyklingowe dzieła, ojciec niespełniony poeta, a siostra jest wiecznie w ciąży. Jest też on, mąż oaza spokoju i ciszy, który stara się zrozumieć i nie reagować. Gdzie tkwi błąd? Kto tutaj ma największy problem. Martha dostaje swoją diagnozę, która de facto w książce nie pada, ale nietrudno się jej domyślić. A może każdy z nas postawi w miejsce __ __ swoją diagnozę? Po tym jak zostaje określona i zdefiniowana „na nowo” stara się zrozumieć swoje życie i poukładać je od początku. Trudno w kilku zdaniach opowiedzieć tę historię, ponieważ najlepiej jest ją przeżyć wraz z główną bohaterką. Z tyłu na okładce przeczytamy, że powieść ta jest smutna i trochę zabawna. I dokładnie tak jest! Chociaż czasami to śmiech przez łzy, to nie da się ukryć, że autorce udało się w zaskakujący, lekki sposób opowiedzieć o trudnych i często uznawanych za tematy tabu kwestiach. Ludzie z różnego typu zaburzeniami są marginalizowani. Podobnie jest z Marthą, która ciągle słyszy, że ma się wziąć w garść, tak jakby dało się to osiągnąć za pomocą pstryknięcia palcami. Smutek i rozkosz to opowieść o odkrywaniu siebie, oswajaniu z chorobą i normalizowaniu jej. To świetnie skonstruowana historia, która pokazuje, że życie potrafi wymknąć się schematom, jednak wcale nie oznacza to, że jest gorsze. Smutna, przytłaczająca, ale też lekka i zabawna. Przynajmniej momentami. Proza, która zaskakuje i otwiera oczy. Czytajcie!
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
23-04-2022 o godz 19:23 przez: asia
Mag Mason napisała książkę o bardzo trudnej tematyce. Autorka porusza bowiem problemy osoby zmagającej się z chorobą psychiczną i z nią związanym wyobcowaniem, niezrozumieniem i osamotnieniem. W powieści opisane jest życie Marthy (głównej bohaterki) od lat dziecięcych do około 40 roku życia. Ukazane są jej relacje z rodzicami i siostrą, początki choroby, rozwój kariery zawodowej, związki uczuciowe. Ale przede wszystkim autorka skupia się na psychicznym stanie zdrowia Marthy. Jej wędrówki po gabinetach psychiatrycznych, błędnie stawiane diagnozy, dramatyczne etapy życia, kiedy to miała myśli samobójcze wzbudzają w czytelniku ogromne emocje. Ukazane są również i lepsze momenty życia Marthy, gdy pracowała zawodowo, była stabilna emocjonalnie, zakochała się i wyszła za mąż. Jednak choroba odbija się na całym jej życiu, jest powodem kłopotów małżeńskich, trudnych relacji z najbliższymi, podejmowaniem pracy zarobkowej poniżej swoich umiejętności. Choroba skutkuje również dokonywaniem przez Marthę wyborów życiowych, których prawdopodobnie będzie żałowała do końca życia, wyborów których często nie można już cofnąć... Książka opowiada o problemach, które mogą spotkać każdego z nas i z pewnością wielu przeżywa podobne. Doskonały warsztat literacki autorki sprawia, że utożsamiamy się z główną bohaterką, żyjemy jej życiem. Taki sposób pisania sprawił, że książka autorstwa Mag Mason jest naprawdę doskonała. A dla mnie dobra książka, to nie koniecznie taka z mega szybką akcją, szalonymi przygodami, kryminalnymi zagadkami. Powieści o codziennym życiu, problemach rodzinnych, zdrowotnych, wewnętrznych rozterkach są dla mnie równie cenne. To proste, codzienne życie tworzy przecież niepowtarzalne i fascynujące historie, w której radości przeplatają się ze smutkami, przeznaczenie przekłada się ze świadomymi wyborami. Z takich książek możemy czerpać życiowe doświadczenie, wyciągać wnioski z błędów bohaterów literackich, naśladować ich postępowanie. I taką naukę życia znajdziemy właśnie w „Smutku i rozkoszy”. Można z niej, jak ze źródła życiowych doświadczeń, czerpać całymi garściami. Dodatkowy plus za to, że udało się Mag Mason napisać powieść, którą czyta się niezwykle lekko, zaśmiewając się do łez, co nie umniejsza jednak ładunku emocjonalnego wynikającego z trudnych doświadczeń życiowych głównej bohaterki. Z czystym sumieniem polecam przyszłym, niezdecydowanym czytelnikom.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
13-07-2022 o godz 01:16 przez: Ania
Nie zawsze trafi się do przeczytania temat zawarty w powieści, o którym pisze się z łatwością, a wywołuje on wiele z czasem niezrozumienie. Występuje najczęściej niedostrzeganie i ocenianie kogoś z góry, gdy się nie posiada, wiedzy o nim mając na uwadze jego inność w zachowaniu. Rozpoczynając, zapoznawanie się z nieznaną mi do tej pory twórczością Pani Meg Mason tak naprawdę nie wiedziałam, czego będę mogła oczekiwać, gdyż opisywane zagadnienie w tej powieści bywa na ogół podejmowane z niewłaściwym niezaznajomieniem się dokładnym i krytyką. Książki pt. ''Smutek i rozkosz'' nie czyta się szybko. Trzeba poświęcić troszkę więcej na nią czasu, ponieważ skonstruowane przez autorkę przygody związane z chorobą głównej bohaterki Marthy wymagają dobrego zaznajomienia się z nimi. Należy uwagę zwrócić tu na sposób podejścia autorki do poruszanego głównego tematu, który w całościowym odbiorze może być bardzo różny. Przykładem na to jest: brak posiadanego doświadczenia albo autorka oparła się na podstawie przeżyć kogoś bliskiego z jej otoczenia. Przyznam, że obserwowałam bardzo dokładnie najważniejsze otoczenie, w jakim znajdowała się główna bohaterka Martha i szczerze powiedziawszy, nie przypadło mi do gustu. Każdy z nich niby wie, co ma robić, jak się zachować, ale właściwie nic nie wiedzieli o niej. Nawet nie potrafili z nią we właściwy sposób rozmawiać, gubili się. Chwilami wzajemnie się nie umieli wytłumaczyć prostych życiowych sytuacji. Można samemu było się pogubić w tym ich świecie pełnych niedomówień, niejasności. Podobała mi się postawa taty Marthy, gdyż on, chociaż pomóc córce, miał z nią dobrą komunikację, a ona z nim. Pracowali wspólnie, bo widział w niej potencjał, pomagał jej, dawał odczuć, że była przez niego akceptowana taka, jaka jest. Choć wielu z występujących w tej powieści bohaterów próbowało Marthę zrozumieć, a ona nie bardzo chciała mieć z nimi kontakt, bo wiedziała z góry, że jest coś nie tak, a może żyła jedynie w świecie, w którym wydawało, się tak jest. Nie podobała mi się postawa matki ani jej siostry. Nie polubiłam ich, jak dla mnie były sztuczne i miały w sobie negatywne spojrzenie na życie wraz z jego ocenianiem, które nie przypadło mi do gustu. Były takie męczące. Czy Martha ma jeszcze szansę odnaleźć swoje szczęście z nadzieją, że znikną troski i poczuje, że jest komuś potrzebna? Polecam przeczytać tę książkę.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
12-04-2022 o godz 23:43 przez: Tomasz Kosik
Każdy z nas wie, że czytanie książek ma same zalety. A czytanie książek, które skłaniają nas do myślenia, czy też działają na nas niczym akumulator to wartość dodana. Taką wartością jest lektura książki „Smutek i rozkosz”. Meg Mason dotyka ważnego tematu, który w dzisiejszym świecie jest niezwykle widoczny. Autorka porusza problemy nie tylko życiowe, lecz przede wszystkim aktualne. Na kartach tej powieści poznajemy Marthę. Kobieta zawsze czuła, że coś w jej życiu jest nie tak. Każdy mówił jej, aby wzięła się w garść. Jednak takie słowa nie są pomocne. Wręcz przeciwnie działają niczym płachta na byka, utwierdzając osobę w tym, że nic nie jest ok. Historia Marthy bardzo mnie poruszyła. To historia kobiety, która boryka się z wewnętrznymi problemami. To, co dla mnie ważne ma ona świadomość tych problemów. To według mnie ma ogromne znaczenie, gdyż „potęguje” to chęć walki. Mimo, iż Martha ukrywa się, z drugiej strony pragnie żyć jak każdy. Diagnoza postawiona przez lekarza budzi w niej myśl, że na wszystko pewnie jest już za późno. Jednak nie musi tak być. Warto podjąć walkę. Martha jest kobietą rozchwianą emocjonalnie. Wielu oceniać może ją źle, jako złą matkę. Jednak to ogromny błąd. Warto zadać sobie pytanie, skąd bierze się jej zachowanie? Dlaczego reaguje tak, a nie inaczej? Może takie zachowanie jest wołaniem o pomoc? Niech historia Marthy będzie dla nas wskazówką, aby uczulić się na podobne zachowania naszych bliskich, czy też nas samych. „Smutek i rozkosz” to powieść, której historia napawa smutkiem. Momentami jednak jest zabawna. To, co ważne warto po nią sięgnąć, ponieważ tak jak wspomniałem na początku powieść ta może być dla nas akumulatorem, który naładuje nas pozytywną energią, gdy poczujemy jej spadek. A proszę mi wierzyć czasem nie jesteśmy w stanie zauważyć, kiedy to tego spadku doszło. A „Smutek i rozkosz” może być doskonałym antidotum. Bez wątpienia Meg Mason napisała powieść przemyślaną, mądrą, a przede wszystkim ważną. Może mieć ona moc terapeutyczną dla osób, które mają podobne problemy jak Martha. Lecz również może być ważna dla bliskich takich osób. Zdecydowanie polecam. Książka „Smutek i rozkosz” ukazała się nakładem Wydawnictwa Znak, Znak Literanova
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
06-05-2022 o godz 11:20 przez: Marta Śpica
Życie, to nie bajka. Wszyscy to wiemy, Martha też. Bohaterkę poznajemy, kiedy jej los wchodzi w ostry zakręt. Problemy małżeńskie doprowadzają do separacji. Następnie cofamy się w czasie, między innymi po to, żeby obserwować cały proces rozpadu związku. Martha jest neurotyczką, nie potrafi dopasować się do żadnego środowiska, na czele z własną rodziną. Nękają ją epizody depresji, które skutecznie uniemożliwiają osiągnięcie stabilizacji, również w życiu zawodowym. Od dziecka faszerowana przeróżnymi medykamentami, choć lekarze nie potrafili postawić trafnej diagnozy. Taka już jesteś, weź się w garść. To najlepsze, co słyszała. Meg Mason napisała powieść o trudnej miłości romantycznej, ale sporo miejsca poświęciła też tej rodzicielskiej. Odmalowała piękną relację ojca i córki, na drugim biegunie stawiając toksyczną matkę. Pokazała, jak najbliżsi oddziałują na nasze postrzeganie rzeczywistości. Często bywa, że widzimy świat przez pryzmat ich poglądów, nie własnych. Autorka skupiła również uwagę na więzi kochających się bezwarunkowo sióstr. Cudownie było obserwować, jakim wsparciem Ingrid obdarzała Marthę. Pomimo zupełnie różnych charakterów i innego etapu w życiu, siostry stanowiły jedność. Ich rozmowy, to czyste złoto. W zasadzie, bardziej zżyłam się z Ingrid, ze względu na jej celne, ironiczne uwagi na temat macierzyństwa. Słusznie stwierdziła chociażby, że zostając matką, przestajesz być dla społeczeństwa kobietą, odrębną jednostką. Stajesz się bezimienną "Panią z wózkiem". Powieść jest napisana z pazurem, okraszona sarkastycznym humorem, dzięki temu bardzo szybko się ją czyta, pomimo trudnej tematyki. To historia o chorobie, rodzinie, miłości i różnej jej odmianach. O strachu, stracie, niepewności, a zarazem o nadziei, odbudowie i spełnieniu. W trakcie lektury, miałam łzy w oczach. Ciężko się tak czyta, ale bardzo polecam. To jedna z lepszych książek, które czytałam.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
18-05-2022 o godz 17:04 przez: chabrowacczytelniczka
Jest ciepły, wiosenny poranek. Powietrze skrzy się od słonecznego blasku. Idealnie. Nastrój sielanki burzy pajęczyna, w którą właśnie wpada bezbronna mucha. Szamocze się, porusza i z każdym kolejnym ruchem coraz mocniej owija lepką pajęczyną. Jest w potrzasku, a ty też zaczynasz szybciej i płycej oddychać, bo wyobrażasz sobie jej panikę i przerażenie. Podczas czytania tej książki ciagle miałam w głowie taki obrazek, bo Martha - główna bohaterka ciągle szamocze się i dusi w swoim życiu. Bez diagnozy, bez perspektyw na jakąkolwiek odmianę. Po prostu żyje dalej, czasem lżej, innym razem tuż przy murze, który ciągle nakłania ją do ostatecznego kroku. Nowy lekarz, nowe tabletki, nieprzerwana sinusoida emocji i nastrojów. A czytelnik porusza się po niej razem z bohaterką, wnika w jej myśli i przez chwilę czuje namiastkę jej smutku i samotności. Nie bez powodu przez strony wiele razy przewija się Szklany klosz Sylvii Plath. To jego współczesna wersja, na miarę naszych zakręconych czasów, pełnych mediów społecznościowych, szybkiego życia i tak samo szybko przeżywanych uczuć. Książka pokazujące odczuwanie samotności w tłumie ludzi, głębokie niezrozumienie ze strony samego siebie i wszystkich dookoła. Jest tu też wiele wyzwalającej nadziei, odrobina absurdu i śmiech przez łzy. Chociaż falami przetaczały się przeze mnie różnorodne emocje to jednak nie zostały zdominowane przez smutek i przygnębienie. Podobno Smutek i rozkosz porównuje się do prozy Sally Rooney. Nie wiem, jeszcze jej nie znam. Polecam ją osobom, które lubią książki niezwykłe, takie które długo nie pozwolą o sobie zapomnieć. Za tekstem na okładce napiszę, że wszystkim tym, którzy czują się niedopasowani i że coś jest z nimi nie tak. A to przecież już całkiem spora grupa, prawda? Pewnie większość z nas.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
12-04-2022 o godz 17:13 przez: Aleksandra
"Smutek i rozkosz" to książka, gdzie najważniejsi są bohaterowie. A raczej jedna bohaterka, Martha. Od pierwszej do ostatniej strony liczył się tylko jej stan psychiczny. Praktycznie każde wydarzenie było przez autorkę wykorzystywane tak, aby pokazać jakiś stan, emocję, czy refleksję, która pojawiła się w głowie Marthy. Mason poradziła sobie świetnie pokazując chorobę głównej bohaterki. Z każdą stroną zagłębiała czytelnika w zakamarki umysłu kobiety, która zmaga się z czymś, co dla wielu ludzi byłoby niewyobrażalne. Główna bohaterka od początku przypominała mi Esther ze "Szklanego klosza" Sylvii Plath. Tak samo skomplikowana, tragiczna i "trudna" kobieta, która mierzy się z ogromnym cierpieniem. Nie wiem, czy polubiłam Marthę, ale przecież w "Smutku i rozkoszy" nikt nie próbował mnie do niej przekonać. Nie czułam się zmuszona, aby współczuć głównej bohaterce, wszystko, co czułam w trakcie czytania (smutek, żal, frustracja etc.) przyszło do mnie całkowicie naturalnie. Nikt nie stał nade mną krzycząc "Ma Ci być przykro!!!", nie. Autorka nic nie chce w nas wmusić. Ona po prostu chce nam coś pokazać i, w niektórych przypadkach, otworzyć czytelnikowi oczy na pewne stany psychiczne, które może nie zawsze przypominają to, co przeżyła Martha, ale jednak są prawdziwe, a wielu ludzi wciąż traktuje je jak wymysł. Jedyną rzeczą, która nie podeszła mi w "Smutku i rozkoszy" był styl autorki. Miejscami był dla mnie troszeczkę sztuczny, ale myślę, że wielu osobom (szczególnie fanom Rooney, bo klimat tej książki jest naprawdę podobny do powieści Sally) może on przypaść do gustu.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
30-05-2022 o godz 09:51 przez: czytanie.na.platanie
Temat zaburzeń i chorób psychicznych nadal stanowi pewne tabu budząc niezrozumienie i obawę. Budujące jest to, że świadomość społeczna jest jednak coraz większa, a właściwa diagnoza daje choremu szansę na właściwe leczenie i zarazem podejście otoczenia nie obarczając go winą za zachowania będące skutkiem choroby. Ta zaczynająca się dość niepozornie od krótkich, jakby wyrwanych z kontekstu fragmentów z życia czterdziestoletniej Marthy, nie zapowiada historii, która ostatecznie wstrząsnęła mną do głębi, dając poczucie uczestnictwa w życiu zdeterminowanym chorobą, z którą boryka się bohaterka. Chorobą nienazwaną, bo co ciekawe autorka nie wymienia jej z nazwy, bo nie o studium choroby tu chodzi, a o wpływ, jaki ma na bohaterkę i jej najbliższych. Zdiagnozowana po wielu latach daje Marcie odpowiedź na zadawane przez nią całe życie pytania. Co z nią jest nie tak? Czemu nie radzi sobie z życiem? Czy ta świadomość spowoduje, że przestanie szukać winy w sobie? Da jej siłę, by stawić czoła codzienności i dać sobie i bliskim szansę? To opowieść nie tylko o życiu obarczonym chorobą psychiczną, ale przede wszystkim o przyjaźni, miłości i głęboko skrywanych marzeniach. Marzeniach zniszczonych przez brak właściwej diagnozy, które muszą zostać uznane za nierealne. Powieść niesie ze sobą ogromny ładunek emocji traktując o temacie trudnym i bolesnym, jednak styl, w jakim jest napisana dość lekki, naturalny, zaprawiony sporą dawką ironii i humoru czyni ją nie tylko wartościową, ale i wspaniałą lekturą.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
2/5
04-05-2022 o godz 10:08 przez: Anonim
Sięgając po lekturę byłam nastawiona pozytywnie. Pomyślałam-„Fajna książka, na pewno szybko ją przeczytam.” Jednak kiedy już zaczęłam zmieniłam zdanie, nie dlatego że książka nie jest fajna tylko dlatego, że temat poruszany w niej okazał się być bardzo ciężki. Główna bohaterka Martha zmaga się z chorobą psychiczną, która nawet nie jest nazwana tak, aby czytelnik mógł zdać sobie sprawę z tego, że nieważne co to jest, ważne jest to, że w mocny sposób dotyka ludzi. Trudno mi powiedzieć, że książka była super i czytajcie, bo wam się spodoba. Myśle, że książka zdecydowanie nie jest dla każdego. Myśle też, że trzeba mieć do niej odpowiedni humor i nastawienie, bo jest trochę przytłaczająca, chwilami powolna. Niemniej jednak nie uważam, że nie jest dobra. Sądzę, że to wartościowa lektura poruszająca problemy psychiczne i pokazująca w jaki sposób niektórzy ludzie się z nimi borykają. Ciężko mi się ją czytało, momentami sama łapałam doła i nie chciałam czytać jej dalej. Książka jest napisana w przyjemny sposób, w taki że czytelnik nie wie kiedy przeczytał rozdział, chociaż musi się chwile zastanowić nad tym o czym właśnie czytał. Książkę uważam za udaną jednak nie mogę powiedzieć, że jest moją ulubioną i obawiam się, że szybko o niej zapomnę. P.s. Główna bohaterka była chwilami bardzo,ale to bardzo irytująca. Warto wspomnieć, że w tej historii ciężko nam polubić głównego bohatera.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 1
5/5
19-04-2022 o godz 12:46 przez: czytunia
Lubicie wnikliwe powieści z nutą gorzko-ironicznego humoru albo seriale w stylu "Fleabag"? Jeśli tak to mam dla Was książkę godną uwagi. Książkę o Marcie, ale tak naprawdę o każdym, kto czuje i myśli za dużo, kogo czasami przerasta rzeczywistość. O chorobie i zdrowieniu, o miłości i stracie. W wieku 17 lat Martha ma pierwszy epizod choroby, który sprawia, że trudno jej poradzić sobie z codziennością. Kolejni lekarze przepisują kolejne leki, gdzieś pada diagnoza "depresja", ale trudno powiedzieć, żeby coś poprawiło stan kobiety. Jej życie staje się serią wzlotów i upadków. Gdy po latach słyszy w końcu prawidłową diagnozę czuje lęk, ale i ulgę. Tylko czy da się cofnąć szkody, które wyrządziła? Moje początki z tą książką były ciężkie, bo myślałam, że bohaterka będzie chować się za szczegółowymi opisami życia swojej rodziny. Na szczęście od momentu, kiedy Martha zaczęła opisywać swoją relację z mężem potrafiłam już zaangażować się w jej losy. Jest to zdecydowanie powieść skoncentrowana na relacjach i życiu wewnętrznym. Nie ma tu porywającej fabuły, ale czyta się ją jednym tchem, bo jest napisana lekko i z nutą ironii. "Smutek i rozkosz" to lektura, która wnikliwie opowiada o kondycji psychicznej bohaterki. Bardzo przypadł mi do gustu jej klimat, a gdybym przeczytała ją w czasach studenckich to pewnie byłabym nią wręcz zachwycona.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
13-04-2022 o godz 16:41 przez: wogrodzieliter
"– Jak się wtedy czujesz, Martho? – Jakbym wchodząc do metra, zobaczyła błękitne niebo, a wyszła podczas ulewy" Historia Marthy już od pierwszych stron ujmuje słodko-gorzkim klimatem – jest jednocześnie czuła, przenikliwa, mroczna i zabawna, i co najważniejsze, mówi o niezwykle trudnych i bolesnych sprawach z lekkością, ironią i humorem, nie tracąc przy tym na autentyczności. "Smutek i rozkosz" przypomina intymny pamiętnik kobiety, która balansuje na granicy zwykłego życia i destrukcyjnej choroby, przedzierając się niestrudzenie przez gąszcz radości i smutku, słodyczy i goryczy, światła i mroku – co istotne, przez wiele lat bez prawidłowej diagnozy, za to z ciężkim bagażem lęków, niepewności, błądzenia i frustracji. Historia stworzona przez Meg Mason zakorzeniona jest głęboko w londyńskich realiach, doprawiona brytyjskim humorem i cudownie współczesna w swojej lekkości i przenikliwości. Napisana w narracji pierwszoosobowej umiejętnie eksploruje kwestie dotyczące rodziny, związków, miłości, macierzyństwa, a wszystko to w kontekście choroby psychicznej oraz jej wpływu nie tylko na życie, osobowość i relacje bohaterki, ale też bliskich jej osób. W książce Meg Mason łzy wzruszenia, smutku i śmiechu przeplatają się ze sobą, a czasami mieszają, gdy życie odsłania wszystkie swoje barwy. Świetna powieść, warto przeczytać.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
Więcej recenzji