Po pojawieniu się francuskiego duetu na Grand Prix Monaco jako towarzyszy teamu Lotus F1, a z bliższego otoczenia - naklejek z muzykami i logiem w warszawskim metrze zastanawiałem się czy nowy album jest równie udany jak akcja promocyjna?
Jest.
Daft Punk na „Random Access Memories” przenoszą słuchacza w czasie i przestrzeni do słonecznej Kalifornii lat 70-tych pełnej pomarańczowych zachodów słońca, przyjemnego ciepła nocy i emocji. Wszystkie utwory są świetne, brzmią niezwykle „organicznie”. Na wyróżnienie zasługują delikatny i spokojny „Without” oraz niby banalny, prosty, ale z jakże idealnie zgrywającymi się gitarą, basem i wokalem, porywający od pierwszego usłyszenia „Get Lucky”. Mój osobisty faworyt to powoli rozwijający się „Touch” z niesamowitym, filmowym wejściem dęciaków. Nie pasuje jedynie, sam w sobie doskonały, ale nie przystający klimatem, zbyt elektroniczny i kosmiczny „Contact”.
Zdecydowanie jedna z najlepszych muzycznych pozycji w tym roku!
Roboty po 8 latach nieobecności powracają na ziemię by pokazać ludzkości jak powinno się robić dobrą muzykę. „Random Access Memories” to Daft Punkowy hołd złożony muzyce lat 70 i 80 i zarazem swoiste odsunięcie się od trendów obowiązujących w muzyce elektronicznej XXI wieku. Daft Punk na tej płycie sięgają po bujający funk, disco, kojący soft rock, a wszystko to zostaje okraszone znanym nam już dźwiękiem wokodera. Słuchacze, którzy na co dzień obcują z muzyką minionych dekad z pewnością nie będą zawiedzeni. Z kolei Ci, którzy gustowali w Daft Punk głównie ze względu na mocne, housowe uderzenia mogą mieć spore wątpliwości co do tego wydawnictwa. „Random Access Memories” to płyta, która tętni życiem. To plejada emocji od radości i beztroskiego szaleństwa do nieskrywanego smutku i melancholii. Roboty dzięki tej płycie pokazują nam czego obecnie w muzyce brakuje, co zatraciliśmy i czego potrzebujemy. Dajmy się im poprowadzić.
Album jest po prostu niezły, ale nic poza tym. Zdecydowanie za długi, bo 75 minut to jest nawet za dużo jak na kompilację ,a co dopiero w przypadku albumu studyjnego. Brakuje też tu singli, bo "Get Lucky" to czyste Chic, więc ciężko się tym bardziej zachwycać. Daft Punk już raz wykonało sentymentalną podróż do krainy disco, w 2001 roku, i wtedy im to wyszło.
Nic odkrywczego po prostu Daft Punk. Całkiem przyjemna mieszanka elektroniki, funku, disco z lat 80 z elementami elektro i synth popu. Miło się słucha zwłaszcza w samochodzie. Ocena 6/10.
Ten album jest jak lot w kosmos i oglądanie Ziemii z Księżyca. Poczułam się nieziemsko, słuchając go po raz pierwszy. Niby żadne odkrycie Ameryki, ale Random Access Memories wyjątkowo chwycił mnie za gardło. Stylistyka disco pomieszana z futurystycznymi dźwiękami, elektronika pomieszana z "żywymi" instrumentami, wokale brzmiące naturalnie pomieszane z tymi elektronicznie zniekształconymi - wszystko to jest jak spotkanie przeszłości z przyszłością. Daft Punk po raz kolejny udowodnili, że electronica może mieć duszę i tak jak w przypadku "żywych" instrumentów, po prostu liczy się dobry warsztat, żeby wyszło coś ponadprzeciętnego. Niesamowity jest wstęp do piosenki Beyond - zupełnie jak wzięty z napisów końcowych Star Wars. Pięknie zaczyna się też Within, delikatnie, melancholijnie i klasycznie. A już największym plusem płyty jest śpiewający Pharell Williams. Dodam też, że ten album ma cudowne wręcz właściwości odstresowujace. Dobrze wydane 40 złotych.
Naprawdę ciekawy album. Kilka nut nie do końca wpada od pierwszego przesłuchania w ucho, ale raz po raz ..... jest znacznie lepiej. Nie żałuję wydanych pieniędzy ;)
Nowa płyta Daft Punk jest tym czego szuka każdy miłośnik muzyki pop i elektro. 13 dobrych kawalkow szybko zostaje w głowie i chce się ich sluchac raz za razem. Plyta zawiera oczywiscie niedawny hit stacji radiowych „Get Lucky” ktory jest po prostu swietny i chyba jest moim ulubionym kawałkiem z tej plyty. Na drugim miejscu wybralbym „Contact”. „Random Access…” to wlasciwie plyta na której kazdy znajdzie cos dla siebie od spokojnych brzmień po nieco mocniejsze. Mnie plyta bardzo się podoba i na pewno mogę ja polecic nie tylko fanom Daft Punk. Jest to zdecydowanie dobry prezent dla kogos kto lubi nowoczesna muzyke.
Można mieć mieszane uczucia co do tej płyty - miłośnicy starego DP mogą poczuć się srodze rozczarowani, gdyż płyta jest w zasadzie całkowitym porzuceniem French House'u. Z drugiej strony prawem artysty ewoluować i eksperymentować - pod tym względem jest to bardzo ciekawy eksperyment, łączący sampling ze zwykłymi instrumentami nagranymi "na żywo" i tutaj DP wykazali się nie lada oryginalnością. Sama płyta ma sporo chwytliwych kawałków, innych niż wszechobecne "Get Lucky" i jest dość lekka i przyjemna w odbiorze - całkowity zwrot w przeciwieństwie do "Human After All". W sam raz do nucenia, tańczenia i zabawy.
Ta płyta jest po prostu średnia, a co najgorsze rozwleczona i przez to nudna. Pisze to miłośnik Daft Punk od 15 lat i nie mniejszy miłośnik twórczości Nile Rodgersa. Pewnie sama ekipa tworząca płytę jest zaskoczona aż tak pozytywnym jej odbiorem.
„Get Lucky” słychać chyba wszędzie – niech żyje dobry PR :) Ale szczerze polecam cały album – fajne, lekkie i chwytliwe kompozycje. Do tego ciekawi goście, orkiestra symfoniczna i chór – tego naprawdę warto posłuchać :)!